Przejdź do treści

„Chodzę do ginekologa tylko, kiedy naprawdę muszę. Nie chcę usłyszeć komentarza w stylu: ten fotel pani nie udźwignie” – mówi Katarzyna Głowińska

Katarzyna Głowińska / archiwum prywatne
Katarzyna Głowińska / archiwum prywatne
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

– Jak ma się czuć ktoś, kto słyszy: „Ale jesteś pulchniutka”? Chorobę jednym zdaniem sprowadza się do śmiesznostki, bagatelizuje ją. Puszysty natomiast może być dywan albo kot. Nie osoba, która choruje – mówi Katarzyna Głowińska, prezeska Fundacji na Rzecz Leczenia Otyłości.

 

Marta Szarejko: Z jednej strony osoby chorujące na otyłość stereotypowo uważa się za życzliwe, ciepłe, zabawne i sympatyczne, z drugiej: wciąż się je dyskryminuje. Dlaczego?

Katarzyna Głowińska: Bo co prawda stereotyp dotyczący tego, że osoba chorująca na otyłość jest wesoła, dobrze gotuje, jest uczynna i wzbudza zaufanie, ma się świetnie, ale jeszcze lepiej ma się stereotyp, według którego taka osoba jest raczej leniwa, pozbawiona silnej woli i zaniedbana. Poza tym prawdopodobnie sama doprowadziła się do stanu, w którym jest, więc nie ma co jej współczuć, lepiej motywować ją do zmiany. Takie przekonania są wciąż silne, na pewno silniejsze od informacji, że otyłość jest chorobą.

Dlaczego akurat w tym przypadku ludzie nie biorą pod uwagę badań naukowych?

Nie mam pojęcia! Od lat słyszymy od lekarzy, wybitnych specjalistów, którzy mówią w przestrzeni publicznej wprost, że otyłość to choroba, która nie jest winą pacjenta. Mimo to w odbiorze społecznym wciąż obserwuję masę stereotypów rządzących myśleniem o otyłości. Staram się nie czytać zbyt często komentarzy na forach internetowych, ale kiedy już to robię, poziom wiedzy i braku empatii po prostu mnie załamuje.

Według badań opinii publicznej opublikowanych w opracowaniu „Jak wspierająco mówić o chorobie otyłościowej. Praktyczny słownik”, najczęściej osoby chorujące na otyłość dyskryminuje się w mediach społecznościowych. Dalej jest szkoła, uczelnia, dom. I gabinet lekarski.

Czyli właściwie każda przestrzeń, w której są ludzie. Szczególnie smutne jest doświadczenie dyskryminacji w gabinecie lekarskim, ponieważ to miejsce, w którym chory powinien czuć się bezpiecznie. Jako pacjentka spodziewam się w nim spotkać osobę, która będzie mnie wspierać, obierze kierunek działania, ma większą wiedzę niż ja. I empatię.

Doświadczyła pani dyskryminacji w gabinecie lekarskim?

Chodzę do ginekologa tylko, kiedy naprawdę muszę, ponieważ nie chcę usłyszeć komentarza w stylu: „Ten fotel pani nie udźwignie”. Oczywiście nie w każdym gabinecie jest źle, ostatnio trafiłam na ginekolożkę, która wybrała wspaniały sposób, żeby zadać mi pytanie. Powiedziała: „Czy choruje pani na inne choroby przewlekłe niż BMI?”. Bardzo mi się to spodobało.

Gdzie zaczyna się dyskryminacja?

W domu. Kilka lat temu mała dziewczynka widząc mnie w parku, powiedziała: „Patrz mamo, jaka gruba pani!”. Dzieci często mówią to, co myślą, nie czują wstydu, są szczere do bólu. I to jest ok. Ale ważne, jak na taki komentarz zareaguje rodzic – w tym przypadku reakcji w ogóle nie było. Dalej: szkoła. Rówieśnicy zwykle znęcają się nad dziećmi chorymi na otyłość, wykluczają je z grupy. Nauczyciele powinni edukować nie tylko uczniów, ale też ich rodziców. Jeśli nie zatrzymujemy dyskryminacji tam, gdzie są nasze dzieci, ona będzie się rozlewać wszędzie.

Osoba chora na otyłość nieustannie musi się zastanawiać, czy nie jest obserwowana i oceniana.

Siedzimy teraz w kawiarni, pijemy kawę. Wcześniej, kiedy choroba była u mnie w bardziej zaawansowanym stadium, nie przyszłoby mi do głowy, żeby tu coś zjeść – bałabym się krytycznych, osądzających spojrzeń. Wchodząc do miejskiego autobusu, natychmiast zastanawiałam się, czy fotel jest odpowiednio szeroki. Wiedziałam, że jeśli na którymś usiądę, tego obok mnie nikt prawdopodobnie nie wybierze – zresztą często tak było. Będąc w miejscu publicznym, czułam strach do tego stopnia, że kiedy ktoś zaczynał się śmiać, natychmiast myślałam, że śmieje się ze mnie. Wiem, że to nie musi być prawda, ale lęk jest zawsze silniejszy. Osoby chorujące na otyłość często czują się oceniane.

Jakie formy najczęściej przybiera dyskryminacja, która dotyka osoby chore na otyłość?

To przede wszystkim raniące słowa. Niepotrzebne, złośliwe komentarze, inwektywy, ironiczne żarty, plotki, rady, o które nikt nie prosił. „Mniej jedz, to proste”, albo: „Zrób coś ze sobą”. Takie słowa, zamiast motywować, oczywiście zniechęcają i krzywdzą. 38 proc. chorych usłyszało wyzwiska pod swoim adresem. Słowa, które wciąż padają to: grubas, spaślak, beczka, maciora, słoń, wieloryb, żarłok, hipopotam, klucha. Siła słowa jest ogromna.

27 proc. chorych na otyłość zostało nazwanych „świnią”, „lochą” albo „tucznikiem”. Trudno mi wypowiadać te słowa.

Mi też. Niezwykle agresywne, wulgarne, natychmiastową reakcją na nie jest chęć ucieczki. I tak właśnie czują się osoby, które słyszą je na co dzień. Mają ochotę uciec i się schować, ukryć swoje ciało, nie narażać się więcej na takie komentarze. Jednak stygmatyzacja werbalna to nie tylko bezpośrednie, obraźliwe epitety.

Szczególnie ciekawe są negatywne komplementy w stylu: „Ładnie wyglądasz, zupełnie jak nie ty!”.

Albo: „Pasują ci te dodatkowe kilogramy”. To tak zwany negging, który pojawia się zarówno w prywatnych rozmowach, jak i w mediach społecznościowych, jako komentarze pod zdjęciami albo filmami osób chorujących na otyłość. Podobnie jest ze słowami uznawanymi za miłe, na przykład „pulchny” albo „puszysty”.

Pozornie eufemistyczne, jednak przez chorujące osoby uznawane za negatywne.

Dla osób, które chorują, są to po prostu synonimy słowa „gruby”. Bo jak ma się czuć ktoś, kto słyszy: „Ale jesteś pulchniutka”? Chorobę jednym zdaniem sprowadza się do śmiesznostki, bagatelizuje ją. Puszysty natomiast może być dywan albo kot. Nie osoba, która choruje.

Urszyla Chowaniec, "Galanta Lala"

Dużo mówi się ostatnio o słowie „gruby”. Niektórzy uważają, że opisuje ono stan rzeczy i należy uznać je za neutralne. Jak pani je odbiera?

73 proc. badanych przez nas osób uważa je za negatywne, ja też. To słowo, które stygmatyzuje i rani. Oczywiście można powiedzieć: ono tylko opisuje konkretną cechę, tak jak słowo niski albo wysoki. Tylko że ta cecha jest objawem choroby, a słowo gruby czy gruba szufladkuje chorą osobę, powodując zwykle obniżony nastrój, smutek, a w skrajnych przypadkach depresję. Dlatego lepiej go unikać.

Pejoratywny wydźwięk mają też słowa kojarzące się neutralnie. Na przykład efekt jo-jo.

Wśród pięciu najczęstszych określeń z negatywnymi konotacjami zostało wskazane właśnie to określenie – 43 proc. chorych tak myśli. Warto zastanowić się nad sprowadzaniem nawrotu choroby do poziomu przedmiotu, jakim jest zabawka – „jo-jo”. To kolejne umniejszanie powagi sytuacji, w której wielu chorych się znajduje – cały czas rozmawiamy przecież o chorobie przewlekłej, nawracającej, bez tendencji do samoistnego ustępowania.

Słowa „tycie” i „dieta” też nie są neutralne.

49 proc. osób chorujących na otyłość stwierdziła, że „tycie” to nie jest neutralne słowo. Jednak przede wszystkim warto zwrócić uwagę na słowo „dieta”: dla 53 proc. osób bez otyłości to określenie pozytywne. Wśród osób chorujących tylko 37 proc. myśli podobnie. Dla większości to słowo ma silny ładunek emocjonalny – jest synonimem wielu nieudanych prób redukcji masy ciała. Nie kojarzy się z niczym przyjemnym.

Jak je zastąpić?

Lepiej mówić: „Zmieniam sposób odżywiania na zdrowszy”. Albo: „Dbam o to, co jem, ponieważ jestem chora”. Poza tym mam świadomość, że leczenie otyłości to nie tylko zmiany w jadłospisie, często też farmakologia albo operacje – uważane nomen omen też za pójście na łatwiznę, lenistwo. A przecież to choroba, która może konotować ok. dwustu powikłań.

Kiedy najwyraźniej doświadczyła pani ulgi spowodowanej użyciem odpowiednich słów?

Podczas pierwszej wizyty u lekarza, który zajmuje się leczeniem otyłości. Pamiętam to jak dziś: weszłam do gabinetu jako „gruba” osoba, wyszłam jako osoba chorująca na otyłość. Na samo wspomnienie tej rozmowy, mądrego podejścia lekarza, zrozumienia, którym się wykazał, mam gęsią skórkę. Wiem, jak ważne jest odpowiednie dobieranie słów: mówienie o otyłości jako chorobie, niesprowadzanie jej wyłącznie do cech wyglądu. Uważne słuchanie osób, które chorują. Dawanie im przestrzeni. Pytanie: „Co jest dla ciebie teraz najtrudniejsze?”, „Jak mogę ci pomóc?”. Otwarta rozmowa, bez oceny.

A jeśli już to zrobimy? Nie wykażemy się subtelnością w rozmowie z osobą, która choruje?

Nie bójmy się do tego przyznać. Możemy powiedzieć: „Przepraszam, że tak to ujęłam. Chyba nie wiem o tej chorobie zbyt dużo. Wytłumacz mi, jak to jest. Jak to wygląda z twojej perspektywy?”. I zanim coś powiemy, zastanówmy się, czy sami chcielibyśmy to usłyszeć.

Czyli empatia.

Innej drogi nie ma.

 

Katarzyna Głowińska: prezeska FLO – Fundacji na Rzecz Leczenia Otyłości

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy:

i
Treści zawarte w serwisie mają wyłącznie charakter informacyjny i nie stanowią porady lekarskiej. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem.