Przejdź do treści

„Kiedy siedziałam obłożona jedzeniem, czułam się trochę tak, jakby mnie ktoś przytulał. Otyłość jest w głowie, ale operacja była niezbędna”. Anna Niedużak o życiu po operacji bariatrycznej

Anna Niedużak przed i po operacji
Anna Niedużak przed i po operacji bariatrycznej / archiwum prywatne
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

W najbardziej krytycznym momencie jej BMI wynosiło 50. Jak mówi, nie miała siły, żeby żyć. Dwa lata temu trafiła na lekarzy, którzy przeprowadzili jej operację bariatryczną. Teraz Anna Niedużak, bazując na swoim doświadczeniu, pomaga innym w walce z otyłością. W mediach społecznościowych opowiada o swojej drodze i oswaja temat takich operacji.

 

Anna Korytowska: Operację bariatryczną przeszłaś w listopadzie 2021 roku. Jak czujesz się po dwóch latach?

Anna Niedużak: Nieporównywalnie lepiej. Schudłam 73 kg. Poznaję życie na nowo, uczę się go. Nigdy przedtem nie miałam tak prawidłowej wagi, jaką mam teraz. Oczywiście nie zawsze moje BMI wynosiło 50, tak jak w najbardziej krytycznym momencie, ale zawsze ważyłam więcej. Od lat nastoletnich miałam problemy z nadwagą, a później z otyłością. I tak jak jedzenia i komponowania posiłków w miarę się już nauczyłam, to cały czas muszę być uważna. Bo kalorie przemycić jest bardzo łatwo. Szczególnie jak ma się słabość do słodyczy. Ale największy wpływ na zmianę mojego życia ma nie tyle zmiana nawyków żywieniowych i operacja bariatryczna, a wszystko to, co dzieje się obok.

Co masz na myśli?

Przede wszystkim działalność w internecie. Rok temu w sierpniu, kiedy przechodziłam operację plastyki brzucha, zdecydowałam się założyć profile w mediach społecznościowych, na których będę opowiadała o swojej drodze. Podczas wszystkich live’ów, które prowadziłam na TikToku i na Instagramie, poznałam masę osób, bez których nie wyobrażam sobie teraz mojego życia.

Założenie tego profilu było czymś oczywistym dla ciebie? Kolejnym krokiem w procesie zdrowienia?

To było bardzo spontaniczne. Z racji tego, że wykonuję na co dzień pracę fizyczną, a plastyka brzucha jest operacją dosyć inwazyjną, wiedziałam, że zwolnienie lekarskie z pracy trochę będzie trwało. Starałam się więc znaleźć sobie jakieś zajęcie. Przed i po operacji bariatrycznej korzystałam z historii innych osób, które o swojej drodze opowiadały w mediach. Tych głosów nie było wiele. Stwierdziłam, że też chcę opowiedzieć swoją historię. Jeżeli uda się dotrzeć chociaż do jednej osoby, której można pomóc, to warto. Tak się złożyło, że tych osób jest coraz więcej.

Anna Niedużak przeszła operację bariatryczną / archiwum prywatne

Anna Niedużak przeszła operację bariatryczną / archiwum prywatne

Bo do ciebie, z tego, co wiem, też ktoś trafił i zaproponował operację.

Dostałam tyle dobra od ludzi, że chciałam je przekazać dalej. Nie chciałam być samolubna. Moja bariatryczna droga zaczęła się w nieoczywisty sposób. Miałam zapalenie pęcherzyka żółciowego. Trafiłam do szpitala w Zdunowie w bardzo poważnym stanie. Pęcherzyk się rozlał, doszło do zapalenia jamy otrzewnej.

Co się miało popsuć, to się popsuło w trakcie. Do tamtej pory nie zdawałam sobie sprawy z tego, że otyłość jest chorobą. Wszyscy specjaliści, do których wcześniej trafiałam, mówili, że jestem leniwa, że powinnam schudnąć, mniej jeść i się ruszać. Nawet jadąc w karetce do szpitala w Zdunowie, usłyszałam: „brzuch boli, bo się gruba czegoś nażarła”. Takie komentarze to niestety codzienność. Spotykałam się z reakcjami negatywnymi, a tu pojawił się życzliwy personel i lekarz. Uratowali mi życie. Przed operacją doktor Duchnik powiedział, że przeprowadzają też operacje bariatryczne.

Jaka była wtedy twoja pierwsza myśl?

Mimo że zaproponował to łagodnie, oburzyłam się. Powiedziałam, że absolutnie się nie zgadzam, że jestem pod opieką dietetyka. Doktor Duchnik spokojnie odpowiedział, żebym to sobie przemyślała, że przecież choruję na otyłość. To był pierwszy moment, w którym zrozumiałam, że nie jestem po prostu gruba, a chora. Operacja pęcherzyka, zamiast półtorej godziny, trwała ponad trzy. Przez otyłość brzuszną obraz USG nie był dokładny. W trakcie operacji były powikłania. Doktor Duchnik przez czas mojej rekonwalescencji dużo opowiadał mi o operacji bariatrycznej. Był przy tym bardzo sympatyczny. Stwierdziłam, że skoro tak mu zależy, to się zgodzę i przyjdę do poradni bariatrycznej.

Po jakim czasie zgłosiłaś się do poradni?

Po mniej więcej miesiącu. Ale szłam z wieloma wątpliwościami. W poczekalni spotkałam dziewczynę. Była niesamowicie piękna, wręcz magnetyczna. Zaczęłyśmy rozmawiać i okazało się, że ona jest już trzy lata po operacji bariatrycznej. Nie mogłam uwierzyć, że kiedyś była otyła. W tamtym momencie pomyślałam, że mi też może się udać i chcę spróbować. Lekarze ze Zdunowa uratowali mi nie tylko zdrowie, ale i życie. Trafiając do nich, wtedy z tym woreczkiem, byłam w najgorszym, najczarniejszym momencie mojego życia.

Czułaś się źle fizycznie, ale słyszę, że też psychicznie?

Byłam krok od samobójstwa. Miałam tak ogromny dół, że byłam gotowa na wszystko. Moja córka ma taką skrzynkę bobasa z różnymi pamiątkami. Ma obrączkę ze szpitala, szatkę z chrztu. Do tej pory jest też w niej list pożegnalny, który do niej wtedy napisałam. Byłam gotowa się z nią pożegnać. Zrezygnować z niej, z męża. Czułam, że lepiej będzie im beze mnie. Miałam wrażenie, że zamiast w górę, ciągnęłam ich w dół. Że cały czas przeszkadzam. Bo z pracy wracałam do domu i już nie wychodziłam. Jadłam i tylko tak czułam się bezpiecznie. Oni zawsze mnie wspierali, a ja czułam, że nie daję im nic.

Lekarze uratowali mnie i moją rodzinę. Moja dietetyczka powiedziała, że muszę znaleźć aktywność fizyczną dla siebie. Wybrałam chodzenie, robiłam nawet po 40 tysięcy kroków dziennie. Najpierw to miało formę palenia kalorii, jednak później stało się też formą autoterapii. Idąc, przerabiałam różne sytuacje, spotkania z lekarzami. Określałam cele i się ich trzymałam. Teraz podjęłam się terapii, każdemu polecam. Wiele osób nie zdaje sobie sprawy, jak ogromny wpływ dzieciństwo ma na dorosłe życie.

Byłam krok od samobójstwa. (...) Byłam gotowa zrezygnować z córki, z męża. Czułam, że lepiej będzie im beze mnie. Miałam wrażenie, że zamiast w górę, ciągnęłam ich w dół. Że cały czas przeszkadzam. Bo z pracy wracałam do domu i już nie wychodziłam. Jadłam i tylko tak czułam się bezpiecznie

U ciebie miało?

Ogromny, naprawdę. Ja zawsze zajadałam emocje. Żeby podjąć się operacji bariatrycznej, niezbędne jest zaświadczenie psychologa, że jest się do niej gotowym. Kiedy byłam na takiej konsultacji, powiedziałam pani psycholog, że jak siedzę obłożona jedzonkiem, to trochę tak, jakby mnie ktoś przytulał. Coś, co miało być żartem, zabrzmiało bardzo smutno. Rozpłakałam się wtedy, bo zrozumiałam, że mam jakiś brak. Zajadałam emocje wszelkie, dobre i złe. Nagradzałam się jedzeniem i jadłam na pocieszenie. Otyłość jest w głowie, ale operacja była niezbędna.

Zdrowie fizyczne idzie w parze z psychicznym.

I dlatego tak ważne jest dla mnie to, że zespół bariatryczny składa się z różnego rodzaju specjalistów. Zajmują się osobą całościowo. Do operacji należy schudnąć około 10% masy ciała. Mi lekarz zlecił schudnąć 8 kg, ostatecznie ważyłam 10 mniej. Bo zrzucenie kilogramów nie stanowiło dla mnie problemu — przez lata chudłam na różne uroczystości. Problem pojawiał się, kiedy miałam utrzymać wagę, a to się nigdy nie udawało. Dietetyk i lekarze nie dawali nierealnych celów. Pokazali mi i nauczyli mnie zdrowego chudnięcia.

A co okazało się najtrudniejsze po operacji?

Z typowo bariatrycznych względów najtrudniejsze było dla mnie nauczenie się jedzenia na nowo. Nie mówię o pierwszych tygodniach, podczas których je się papki, ale o tym czasie trochę później. W momencie, kiedy wchodzimy na etap posiłków stałych, musimy cały czas myśleć, co jemy i ile to ma kalorii, białka, węglowodanów. Na początku denerwowałam się, że moja dietetyczka trochę wymuszała na mnie świadome myślenie o posiłkach. Wtedy byłam na nią zła, dzisiaj jestem jej za to bardzo wdzięczna.

Nauczyłam się jedzenia na nowo i nauczyłam się słuchania swojego organizmu. Jak wiem, że mam dziką ochotę na słodycze, to mam świadomość, że zjadłam za mało węglowodanów. Nauczyłam się też być szczera ze specjalistami, bo tylko taka droga może pomóc. Postawiłam wszystko na jedną kartę i postanowiłam, że będę całkowicie szczera. Kiedyś powiedziałam mojej dietetyczce, że nie będę do końca życia jadła tylko sałaty. Że czasami chcę zjeść pizzę albo lody. Powiedziała, że wręcz nakazuje mi tak postępować. „Ty masz żyć i nauczyć się, że możesz żyć”, powiedziała.

Anna Niedużak przed i po operacji bariatrycznej / archiwum prywatne

archiwum prywatne

I jak ci się żyje z tą myślą?

Nauczyłam się żyć. Mogę jeść wszystko, zachowując balans i zdrowy rozsądek. Przed operacją warzywa, serki wiejskie nie miały smaku. Kompletnie. Teraz to wszystko ma dla mnie bogaty smak. Próbuję nowych rzeczy. Nie biorę zawsze schabowego z frytkami, tylko odkrywam różne potrawy. Jem tak, jak zawsze chciałam, tylko wtedy tego nie potrafiłam.

Wspomniałaś wcześniej, że zaczęłaś opowiadać o swojej bariatrycznej drodze i rozmawiać z ludźmi, bo nie chciałaś być samolubna. Zastanawiam się, czy te rozmowy i kontakt z osobami, które też chorują na otyłość, dają też coś tobie?

Już mi się chce płakać, bo dają mi niesamowicie dużo. Dzisiaj rano jedna z dziewczyn napisała mi, że Ania Niedużak ratuje Polki. Jak tylko to przeczytałam, od razu się rozpłakałam. To jest dla mnie niesamowite, że mogę komuś pomóc, że korzystają z mojego doświadczenia. Dostaję dużo wiadomości, że osoby po moich relacjach i opowieściach decydują się na bariatryczną drogę. To mi daje nieopisaną radość i satysfakcję. Widujemy się często prywatnie. Wiesz, ja bym nigdy nie poznała tych ludzi, gdyby nie ta moja operacja. To jest niesamowite.

Kiedy byłam na konsultacji, powiedziałam pani psycholog, że jak siedzę obłożona jedzonkiem, to trochę tak, jakby mnie ktoś przytulał. Coś, co miało być żartem, zabrzmiało bardzo smutno. Rozpłakałam się wtedy, bo zrozumiałam, że mam jakiś brak. Zajadałam emocje wszelkie, dobre i złe. Nagradzałam się jedzeniem i jadłam na pocieszenie. Otyłość jest w głowie, ale operacja była niezbędna

Niesamowite też jest to, ile jedna osoba potrafi dać drugiej.

Tak po prostu. Wiele razy było tak, że nie chciało mi się nagrywać. Bo to nie jest tak, że życie jest zawsze kolorowe. Są momenty, kiedy płaczę, mam ochotę się rozpaść. Ale kiedy włączam tego live’a, to mam wrażenie, że moi obserwatorzy czują, że coś jest nie tak. Dostaję wtedy takie wsparcie i ciepło, że nagle czuję, że wyjdę z tego momentu. Mam poczucie, że mam z nimi relację. Wymieniamy się dobrem i doświadczeniami.

Czy podczas tych wszystkich rozmów zauważyłaś coś, co powinno się zmienić w sposobie, jakim mówimy o otyłości?

Myślę, że najważniejszą kwestią jest to, żeby uświadamiać ludzi, że otyłość to choroba. W momencie, w którym ja to zrozumiałam i uświadomiłam sobie, że otyłość można leczyć i robić to skutecznie, otworzyły mi się oczy. Mam poczucie, że jeżeli społeczeństwo będzie myślało w taki sposób, wszystkim będzie się lepiej żyło. Może wtedy będziemy dla siebie bardziej wyrozumiali? Myślę, że mówienie o tym, z czym osoby otyłe mierzą się na co dzień, sprawia, że stajemy się bardziej empatyczni i wyczuleni na to, czego nie warto mówić.

Kiedy byłam otyła, spotykałam się z „radami”, które bardzo mnie bolały. Jedna koleżanka z pracy zaproponowała, że będzie mi sprawdzała plecak codziennie i zabierała jedzenie. Potem zapytała, czy jakby mówiła mi, że jestem gruba, to by mi pomogło. Powiedziałam jej, że takim zachowaniem nie pomoże, a może nawet zabić. Bo to są tak silne słowa, że nie zmotywują, a złamią. Mnie całe szczęście nie złamały. Teraz kiedy schudłam, niektórzy komentują, że przesadziłam, że jestem za chuda. Dopytują, czy zjadam wszystko, co mam na talerzu. Takie licytowanie i komentowanie jest absolutnie nie na miejscu. W każdą stronę. Bądźmy dla siebie bardziej życzliwi.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy:

i
Treści zawarte w serwisie mają wyłącznie charakter informacyjny i nie stanowią porady lekarskiej. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem.