Przejdź do treści

Magdalena Lamparska: Ktoś zabrał nam dziewczyńskość! Jesteśmy nastolatkami, a potem od razu kobietami, mamami, żonami

Magdalena Lamparska / zdj. Tola Piotrowska
Magdalena Lamparska / zdj. Tola Piotrowska
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

– Dziewczyną można być w każdym wieku. Pięćdziesięcio-, sześćdziesięciolatka też może być dziewczyną! Dziewczyńskość to spontaniczność, odwaga do zmiany, posiadanie marzeń – mówi Magdalena Lamparska. Ma 33 lata, udane występy na deskach teatru, ponad 30 filmowych ról na koncie, w tym dwie w hollywoodzkich produkcjach. Współtworzona przez nią Fundacja Gerlsy to przestrzeń, w której kobiety „mogą mówić własnym głosem o sprawach dla siebie ważnych”.

 

Dorota Zabrodzka: „Aktorzy zostali bez pracy, scenariusze pisze im koronawirus, frustracja rośnie, żyjemy w ogromnym lęku” – te i podobne wypowiedzi na temat sytuacji artystów w czasie pandemii pojawiają się w mediach niemal codziennie. Podpisuje się pani pod tą listą narzekań?

Magdalena Lamparska: Przyznaję, ten czas jest trudny dla nas, aktorów, ale też pokazuje, że sztuka jest elastyczna i w krótkim czasie może się przenieść z teatrów i kin do internetu. Możemy oczywiście buntować się, narzekać, ale możemy też skierować tę energię na taką działalność, dzięki której kultura będzie mogła dotrzeć do każdego w domu. Czas internetu się nie cofnie i nawet jeśli w pełni wróci normalność, pełną parą zaczną pracować teatry i kina, to nigdy już nie będzie tak samo. Trzeba się więc przekwalifikować, postarać się żeby sztuka trafiła do nich innymi drogami. Żeby przekonać się, jak bardzo jest nam potrzebna, wystarczy mały eksperyment: wyłączenie na tydzień wszystkich nośników kultury – radia, telewizji, internetu.

Wątpię, czy kogokolwiek byłoby na to stać…

No właśnie, bo sztuka dodaje nam otuchy, jest lekiem dla naszej duszy. Nawet jeśli jest to czysta rozrywka, to przecież w tym trudnym czasie potrzebujemy ulgi, przeniesienia się w inną rzeczywistość, którą sztuka kreuje. Zamiast więc siedzieć i załamywać ręce, staram się rozeznać, na co mam wpływ, a na co nie. I kiedy ten rozpędzający się pociąg zawodowy się zatrzymał – byłam wtedy świeżo po premierze spektaklu „Lilly” w Och Teatrze, na ekrany wchodził film „Banksterzy”, w którym gram jedną z głównych ról – zdałam sobie sprawę, że powrót do tego, co było, jest jak na razie niewykonalny. Ale choć na wiele rzeczy nie mam wpływu, na to, jak zagospodaruję swój czas, mam. Kreatywności mi nie brakuje i za to siebie lubię! Postanowiliśmy z moim mężem Bartkiem Osumkiem stworzyć kanał na YouTube. Bardzo długo szukaliśmy na niego pomysłu. Nie chciałam, by był to kanał parentingowy, pokazujący nas przede wszystkim jako rodziców naszego synka. Zastanawiając się nad profilem tego kanału, pomyśleliśmy o tym, co nas połączyło, dlaczego jesteśmy razem. Tym, co w sobie nawzajem kochamy, są nasze pasje. Zakochałam się w moim mężu, bo jest pasjonatem podróży, uwielbia je, spełnia się w tym. On zakochał się w mojej pasji do aktorstwa, moim oddaniu tej sztuce, moim poświęceniom, których wymaga ten zawód. Będąc ze mną, zobaczył, ilu wymaga on wyrzeczeń.

Boję się - nowości, inności. Tu jest bezpiecznie, spokojnie, tam czeka nieznane. Ale uważam, że przy ograniczonym czasie, który mamy na ziemi, tym, co zostanie z nami, jest suma naszych doświadczeń. Jestem wdzięczna za to co już mam, ale ciekawi mnie to, co czeka na mnie za rogiem. Chcę tam zajrzeć i tego doświadczyć

Nazwaliście ten kanał „Having Fam”, co sugeruje, że na pierwszym miejscu stawiacie rodzinę.

Postanowiliśmy pokazać, że nasze życie rodzinne nie wymaga rezygnacji ze swoich pasji. Teraz podróżujemy po Polsce – w kolejnych odcinkach pokazaliśmy m.in. wyprawy nad morze, do Jury Krakowsko-Częstochowskiej, do Nieborowa. Marzymy o dalszych podróżach. To pasja mojego męża, ale także moja. Kocham je, lecz najbardziej lubię, gdy on bierze mnie za rękę i mówi „chodź, idziemy”. Życie jest podróżą, aktorstwo jest podróżą, wyprawą za marzeniami – to chcieliśmy zawrzeć w nazwie kanału: od „having fam” blisko do „having fun”, „having fame”…

Szczęśliwej rodziny nie da się stworzyć, wyrzekając się dla niej tego, co daje nam satysfakcję.

Tak, ale kobiety często odkładają swoje potrzeby na bok. Plany zawodowe, samorealizację  – gdy pojawia się dziecko, często to wszystko przestaje się liczyć. Ja chciałam mówić do synka „chodź, pokażę ci mój świat”, a nie: „zmienię swój świat pod twoje potrzeby”. Bo pasja jest bardzo ważna w życiu.

Magdalena Lamparska / zdj. Tola Piotrowska

Żeby jednak osiągnąć sukces, sama pasja nie wystarczy.  Potrzebna jest jeszcze ciężka praca, no i przysłowiowy łut szczęścia.

Tak, sukces to jest 95 procent ciężkiej pracy i tylko kilka procent na szczęście, talent, przypadek. Gdy patrzę na swoją drogę ze Słupska do Warszawy, widzę oczywiście dużo szczęścia, ale myślę, że sobie na nie zapracowałam. Pochodzę z rodziny, w której nauka była bardzo ważna. Ani mnie, ani siostry, która jest doktorem chemii i mieszka w Los Angeles, nikt do nauki nie zmuszał, była wpisana w DNA naszej rodziny. Tata był profesorem fizyki, mama jest nauczycielką matematyki.  Gdy zapisywałam się na różne zajęcia: do chóru, na kółko teatralne, dziennikarskie – nigdy nie mówiła „nie”. Przeciwnie, dawała mi poczucie, że człowiek mający pasję, żyje pełnią życia.

Nie zatrzymała się pani na Warszawie – trafiła pani do Hollywood.

Wygrałam dwa castingi – były to role w filmie „Azyl”, opowiadającym o wojennych losach warszawskiego ZOO oraz w komedii kryminalnej „Bez paniki z odrobiną histerii”. Gdy z Hollywood przyszła wiadomość, że to właśnie ja zagram, w pierwszej chwili pomyślałam: to jest zbyt piękne, żeby mogło być prawdziwe. Bardzo doceniłam ten moment – uważam, że trzeba wychodzić naprzeciw okazjom, które nam się przydarzają. Nie można być leniwym, myśleć „na pewno się nie uda”. A przecież może się udać, trzeba tylko spróbować!

Katarzyna Kucewicz, psycholożka, pedagożka i psychoterapeutka

Nie boi się pani skakać na tak głęboką wodę?

Boję się – nowości, inności. Tu jest bezpiecznie, spokojnie, tam czeka nieznane. Ale uważam, że przy ograniczonym czasie, który mamy na ziemi, tym, co zostanie z nami, jest suma naszych doświadczeń. Jestem wdzięczna za to co już mam, ale ciekawi mnie to, co czeka na mnie za rogiem. Chcę tam zajrzeć i tego doświadczyć. Staram się wychodzić ze schematów – jedyną pewną rzeczą w życiu jest zmiana. Jeśli tkwimy cały czas w tym samym miejscu, nie możemy realnie poczuć rozwoju, który jest wpisany w życie człowieka. Wiem, że w nieznanym mi jeszcze miejscu czekają na mnie nowe doświadczenia, wiedza. Młodzież jest na szczęście coraz bardziej świadoma, że warto wyjść ze strefy komfortu, mobilizować się do zmiany. I to chcemy jej na naszym videoblogu pokazać, do tego dopingować.

A gdy plany legną w gruzach? Gdy telefon nie dzwoni?

Nie można czekać na telefon, trzeba robić swoje! Prędzej czy później zadzwoni. Trzeba nauczyć się odrzucenia, bo my, aktorzy, często jesteśmy odrzucani. To pierwszy etap nauki naszego zawodu. To, że ktoś na zdjęciach próbnych odrzuca mnie jako aktorkę, nie znaczy, że jestem zła jako osoba. To trzeba wyraźnie rozdzielić, żeby nie wpływało na poczucie własnej wartości. Paradoksalnie to jest mobilizujące, daje impuls, by cały czas szukać, rozwijać się. Nie zapomnę, gdy Al Pacino opowiadał nam w Stanach o swoim 23-letnim nauczycielu aktorstwa. Al Pacino, wielki aktor, laureat Oscara, raz w tygodniu spotyka się ze swoim nauczycielem. Żeby cały czas dowiadywać się, co jest nowego w tym zawodzie. Aktor, tak samo jak lekarz czy naukowiec, cały czas musi się kształcić, być na bieżąco z tym, co nowego dzieje się w sztuce.

Zmiana potrzebuje przyjaznego środowiska, nie lubi surowych komentarzy i uwag. Uważam, że kobieca solidarność jest naszą największą bronią. Zamiast załamywać ręce, trzeba sobie zapytać: co realnie mogę zrobić, aby sobie pomóc?

Aktor musi się też mierzyć z hejtem…

Wrażliwy człowiek nie potrafi przejść obok niego zupełnie obojętnie. By się z hejtem nie utożsamiać, trzeba pogodzić się z tym, że o ile o moim aktorstwie każdy może powiedzieć wszystko, o mnie jako o człowieku może powiedzieć niewiele, bo przecież mnie nie zna.

A gdy przyjdzie ten gorszy dzień, jaka jest tajna broń Magdy Lamparskiej?

Artystyczna randka! Opowiadam o nich na „Having Fam”. Takie randki pozwalają  wyzwolić kreatywność, która w nas jest, nie zapomnieć o niej, utrzymać ją. Obserwując dzieci, widzimy, że automatycznie wchodzą one w zabawę. My tę spontaniczność tracimy z wiekiem. Dobrym sposobem na dbanie o nią są przynajmniej dwie godziny w tygodniu spędzone kreatywnie z samym sobą.

Czyli?

Dla każdego to znaczy co innego. Dla jednego artystyczną randką będzie oglądanie filmu w internecie, samotna wyprawa do muzeum, do teatru. Dla mnie, jako dla młodej mamy,  największym luksusem jest czytanie książek. Polecam gorąco książkę Julii Cameron „Droga artysty. Jak wyzwolić w sobie twórcę”. To 12-tygodniowy kurs pracy nad własną kreatywnością. Autorka uczy, jak w komfortowy sposób dokonać zmiany w swoim życiu, daje sprawdzone narzędzia, dzięki którym można usunąć przeszkody blokujące naszą kreatywność.

Światowy Dzień Empatii

O kreatywnych randkach można usłyszeć także na innym, współtworzonym przez panią kanale YouTube – Gerlsy.

To nie tylko kanał, ale przede wszystkim Fundacja, którą  5 lat temu stworzyłyśmy z dziewczynami od podstaw. W tej chwili prowadzę ją razem z moją przyjaciółką, aktorką i reżyserką Olgą Bołądź i Jowitą Radzińską, doktorem filozofii, socjolożką i change managerką, czyli osobą, która pomaga innym wprowadzać w swoim życiu zmiany. Stwierdziłyśmy, że potrzebujemy przestrzeni, w której będziemy mogły mówić o swoich problemach i sprawach dla nas ważnych. Obracamy się w środowisku filmowym, więc chcemy opowiadać herstorie, czyli historie widziane z perspektywy feministycznej. Opowiadać o tym, co nas boli, co nas oburza, ale ujmując to w język filmowy. Zaczęliśmy pisać scenariusze. Pierwszy, napisany 5 lat temu – „Alicja i żabka” – doczekał się realizacji. Film  wyreżyserowany przez Olgę Bołądź był prezentowany na wielu festiwalach, a nawet zdobył główną nagrodę w kategorii „krótki metraż” na Festiwalu Filmów Fabularnych w Gdyni. To oparta na prawdziwych wydarzeniach historia 14-letniej dziewczynki, która zachodzi w ciążę. Jej matka dostaje od prokuratury zgodę na dokonanie aborcji, ale wszyscy lekarze odmawiają wykonania zabiegu. Cała opowieść utrzymana jest w konwencji bajki, dzieje się wyobraźni dziewczynki, której cały świat mówi, co jest dobre, a co nie. Uważamy, że ten film jako temat do jakże aktualnej dyskusji, powinien być pokazywany w każdej szkole. Teraz, gdy nastolatka wpisuje w internecie hasło „zaszłam w ciążę, chcę usunąć”, wyskakują jej wszystkie metody domowego przerywania ciąży! To pierwsza nasza produkcja, teraz podpisałyśmy umowę na kolejną. Będzie to serial dotyczący kobiecej seksualności, ale szczegółów jeszcze nie mogę zdradzić. Organizujemy też warsztaty scenariuszowe dla kobiet, właśnie będzie druga edycja, będą też warsztaty na temat kobiecej samoświadomości. Wszystko online.

W jaki sposób mogą one pomóc kobietom?

Wiele z nas ma takie momenty w życiu, kiedy wie, że coś jest nie tak. Jest gotowa na zmianę, ale nie wie, jak zacząć. Aby dojść tam, gdzie chciałoby się dojść, potrzebne są narzędzia, potrzebna jest grupa, bo w grupie możemy nawzajem się inspirować i dawać sobie konstruktywny feedback. Zmiana potrzebuje przyjaznego środowiska, nie lubi surowych komentarzy i uwag. Uważam, że kobieca solidarność jest naszą największą bronią. Zamiast załamywać ręce, trzeba sobie zapytać: co realnie mogę zrobić, aby sobie pomóc?

Często traktujemy nasze życie, naszą pracę, jako coś pewnego. Pandemia pokazała, że jedyne, co jest pewne w życiu, to zmiana. Życie, które do tej pory było stabilne i przewidywalne, jeszcze nie raz nas zaskoczy. I choć nie chcę odkładać marzeń na półkę, uczę się, by świat zewnętrzny nie burzył mojego świata wewnętrznego

Czy jest to możliwe w każdym wieku?

Tak! Nasz fundacja nazywa się Gerlsy, Dziewczyny. Ktoś zabrał nam dziewczyńskość! Jesteśmy nastolatkami, a potem od razu kobietami, mamami, żonami. Dziewczyną można być w każdym wieku. Pięćdziesięcio-, sześćdziesięciolatka też może być dziewczyną! Dziewczyńskość to spontaniczność, odwaga do zmiany, posiadanie marzeń.

Czy patrząc na ten rok, który spędziliśmy z koronawirusem, widzi pani jakieś pozytywne skutki pandemii?

Zobaczyłam bardzo wyraźnie, że mamy tu na ziemi określony czas. Często traktujemy nasze życie, naszą pracę, jako coś pewnego. Pandemia pokazała, że jedyne, co jest pewne w życiu, to zmiana. Życie, które do tej pory było stabilne i przewidywalne, jeszcze nie raz nas zaskoczy. I choć nie chcę odkładać marzeń na półkę, uczę się, by świat zewnętrzny nie burzył mojego świata wewnętrznego. Każdy, ale szczególnie artysta, musi pracować nad tym, aby złe doświadczenia nie zmieniły go wewnętrznie. Żeby niepowodzenie nie zablokowało go przed kolejną próbą. Bo życie jest za krótkie, żeby odkładać je na później.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy: