Przejdź do treści

Monika Winek: Lęk pozwala nam przetrwać. Nie walcz, nie uciekaj, naucz się go przeżywać

Monika Winek
Monika Winek: Lęk pozwala nam przetrwać / Archiwum prywatne
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

– Umiejętność przeżywania lęku jest jak sport. Jeśli nigdy nie trenowaliśmy, nie staniemy się nagle świetnymi biegaczami. A pandemia to maraton – mówi psycholożka i psychoterapeutka Monika Winek (Poradnia dla Dzieci i Młodzieży INTRA) oraz koordynatorka punktu informacyjno-konsultacyjnego dla osób w kryzysie Stowarzyszenia OPTA.

 

Marianna Fijewska: Zanim porozmawiamy o strachu i lęku, powiedz, proszę, czy jest między nimi jakaś różnica?

Monika Winek, psycholog, psychoterapeuta: Lęk to stan, który nie odnosi się do konkretnego obiektu. Po prostu go czujemy, często nie wiedząc dlaczego. Strach jest emocją i zawsze dotyczy czegoś konkretnego – pająków, ciemności…

Albo koronawirusa.

I słusznie. Osoba, która się nie boi, nie rozpoznaje zagrożeń, a to już poważne zmartwienie. Strach i lęk są niezwykle adaptacyjne.

Kiedy boimy się po raz pierwszy?

To zależy. Strach odczuwamy już od narodzin. Świadczy o tym odruch moro, czyli tzw. odruch strachu. W reakcji na gwałtowną zmianę pozycji albo nagły hałas, noworodek reaguje energicznym wyprostowaniem rączek i nóżek, wygięciem pleców i odchyleniem główki, by za chwilę przybrać pozycję zamkniętą, osłaniającą. Lęk z kolei pojawia się dopiero w okolicy siódmego miesiąca życia, gdy uświadamiamy sobie własną odrębność od świata. To moment, w którym dziecko zdaje sobie sprawę, że nie tworzy jedności z otaczającym go światem i, o zgrozo, ze swoją mamą. W reakcji na to odkrycie przeżywa coś, co nazywamy lękiem separacyjnym, który manifestuje poprzez płacz, np. wtedy, gdy nie ma obok niego rodziców.

Strach odczuwamy już od narodzin. (...) Lęk z pojawia się dopiero w okolicy siódmego miesiąca życia. To moment, w którym dziecko zdaje sobie sprawę, że nie tworzy jedności z otaczającym go światem i, o zgrozo, ze swoją mamą

Czy lęk, który wielu ludzi aktualnie odczuwa, to także reakcja adaptacyjna?

Oczywiście. Obawy związane z pandemią są realne. Lęk jest efektem otaczającej nas rzeczywistości, czyli stanu kryzysowego, którego końca nikt nie zna. Obserwując rosnące statystyki, myślimy: a gdyby zachorował ktoś z moich bliskich? Albo ja? Co będzie, jeśli jutro stracę smak i węch? Kto zajmie się dziećmi? A co, jeśli zaraz dostanę maila od szefa, że firma redukuje etaty?

Rozumiem, że lęk jest adekwatną reakcją, ale… przyszło mi właśnie na myśl dwóch bliskich mi znajomych. Oboje młodzi, w podobnych sytuacjach życiowych. Jeden reaguje na pandemię w ten sposób, że zachowuje reżim sanitarny i śledzi sytuację, ale bez paniki, jest pogodny jak dawniej. Drugi dygocze z napięcia. Jego myśli krążą wyłącznie wokół „fatalnej sytuacji” , nie da się z nim rozmawiać i wiem, że bliscy szczerze się o niego martwią. Skąd biorą się tak silne różnice w reakcjach na pandemię?

Lęk jest automatyczną odpowiedzią na naszą potrzebę kontroli, która z kolei jest sposobem radzenia sobie z trudnościami. Jedni mają większą, inni mniejszą potrzebę kontroli. Osoba w nieustannym bardzo wysokim napięciu, którą scharakteryzowałaś, najwidoczniej czuje, że musi trzymać rękę na pulsie. Zgaduje, że pewnie wciąż poszukuje nowych informacji na temat choroby, prowadzi przytłaczające rozmowy i nie może się uspokoić. Jej myśli pochłania jeden temat, który staje się również tematem jej doświadczeń.

To znaczy?

Życie, nawet w czasie pandemii i nawet w czasie całkowitego lockdownu, składa się z całej masy doświadczeń niezwiązanych z koronawirusem. Osoba, która przeżywa bardzo silny lęk, może odciąć od siebie wszystkie inne doświadczenia. Pandemia jest przedmiotem jej myśli, uczuć i refleksji. Utrzymujący się stan napięcia prowadzi do reakcji cielesnych – nadmiernej potliwości, spięcia mięśni, przyspieszonej akcji serca czy wzrostu ciśnienia tętniczego. Ciało daje sygnały o zagrożeniu, które taka osoba interpretuje jednoznacznie: skoro nawet mój organizm mówi, że mam się bać, znaczy, że jest się czego bać. I w ten sposób napędza się błędne koło „ciało – mózg – ciało – mózg”.

W jaki sposób osoba przeżywająca tak silne napięcie poradzi sobie w sytuacji, w której rzeczywiście zostanie zarażona – ona lub ktoś z jej bliskich?

To zależy od jej zasobów osobowościowych i strategii radzenia sobie z kryzysami w przeszłości. Myślę, że ktoś, kto funkcjonuje w bardzo wysokim napięciu, może zareagować dwojako – albo się załamać, albo wręcz odwrotnie – zyskać stan równowagi i przejść w tryb zadaniowy, pomyśleć: skoro już jestem w klatce z tygrysem, muszę zacząć działać racjonalnie – zorganizować sobie zakupy, wzmocnić odporność, odizolować od rodziny itd. Wcale nie musi być tak, że ktoś, kto bardzo boi się wirusa, w czasie choroby będzie zachowywał się histerycznie.

Uczmy się doświadczać lęku. To niełatwe, bo wiąże się z wieloma trudnymi emocjami i stanami - niepokojem, napięciem, rozdrażnieniem, koszmarami sennymi. (...) Mnóstwo ludzi ma strategię związaną z wypieraniem zagrożenia, co w obecnej sytuacji jest po prostu niebezpieczne

Aktualna sytuacja jest trudna nie tylko z powodu pandemii. Oprócz codziennej rosnącej liczby zakażeń mamy w kraju wyjątkową sytuację związaną z protestami przeciwko zerwaniu tzw. kompromisu aborcyjnego. W powietrzu unosi się niepokój. Rzeczywistość generuje lęki na wielu płaszczyznach. W jaki sposób można je oswajać?

Żeby je oswoić, trzeba je najpierw do siebie dopuścić. Uczmy się doświadczać lęku. To niełatwe, bo wiąże się z wieloma trudnymi emocjami i stanami –  niepokojem, napięciem, rozdrażnieniem, koszmarami sennymi… A jednak warto go do siebie dopuścić. Danie sobie zgody na przeżywanie lęku wcale nie jest takie oczywiste. Pamiętaj, że mnóstwo ludzi ma strategię związaną z odcinaniem się od niego i wypieraniem zagrożenia, co w obecnej sytuacji jest po prostu niebezpieczne. Bagatelizowanie sytuacji i nietrzymanie reżimu sanitarnego prowadzi do konsekwencji intrapersonalnych (bo można się zarazić) i interpersonalnych, takich jak pogorszenie relacji z rodziną i otoczeniem, które widzi w nas duże zagrożenie. Nie można przecież porównać niezakładania maseczki do niezakładania kasku na nartach. Jednostkowe zachowanie wobec pandemii dotyczy całej masy ludzi.

Chcesz powiedzieć, że pandemia niejako obnaża naszą umiejętność przeżywania lęku?

Owszem. Nagle okazuje się, czy ulegamy uczuciom, czy je opanowujemy? Czy w niekontrolowany sposób je uzewnętrzniamy, czy trzymamy własne reakcje na wodzy? Czy jesteśmy zależni uczuciowo od innych, czy potrafimy uspokajać się sami? I wreszcie – czy jesteśmy uczuciowo egocentryczni, czy społecznie ukierunkowani?

Czym jest egocentryzm uczuciowy?

Administracja mojego bloku wywiesiła kartkę przed wejściem do windy: „Jest pandemia, noś maseczkę”. W odpowiedzi ktoś pomazał cały tekst i napisał: „Nie ma pandemii! Nie noś maseczki!!!”. Następnie jeszcze ktoś inny zerwał kartkę ze ściany, pogniótł i rzucił na ziemię. Egocentryzm uczuciowy manifestuje się właśnie takimi zachowaniami. Czyjeś emocje wokół danego zjawiska są tak silne, że nie dopuszcza do siebie odmiennych emocji innych ludzi.

No właśnie – jakie konsekwencje może mieć wszechobecny lęk na nasze międzyludzkie relacje?

Myślę, że to zależy od uwarunkowań kulturowych. Nasze społeczeństwo jest specyficzne, ponieważ zgodnie z badaniami przeprowadzanymi w ostatnich latach, Polacy mają niski kapitał społeczny. Oznacza to, że nie obdarzamy się „z wejścia” dość dużym zaufaniem. W porównaniu z innymi Europejczykami jesteśmy wobec siebie raczej nieufni, podejrzliwi. Pandemia, która każe nam traktować innych jako źródło zagrożenia, może tę nieufność pogłębić. Z drugiej strony obserwujemy odruchy solidarności, jakich dawno w naszym społeczeństwie nie było. Mówię choćby o akcjach dla medyków, szyciu maseczek czy darmowych grupach wsparcia. Czy wyjdziemy z pandemii jako bardziej, czy mniej zgrane społeczeństwo – tego nie wiem. Wiem natomiast, że z psychologicznego punktu widzenia koronawirus jest niezwykle toksyczny, ponieważ blokuje naturalną potrzebę bliskości z innymi ludźmi. Co jeszcze pogłębia lęk.

Polacy mają niski kapitał społeczny. Oznacza to, że nie obdarzamy się „z wejścia” dość dużym zaufaniem. W porównaniu z innymi Europejczykami jesteśmy wobec siebie raczej nieufni, podejrzliwi. Pandemia, która każe nam traktować innych jako źródło zagrożenia, może tę nieufność pogłębić

Czy istnieje jakieś psychologiczne BPH, którego możemy przestrzegać, by radzić sobie z rosnącym lękiem?

Po pierwsze poleciłabym wszystkim, którzy czują narastające napięcie, by znaleźli moment na dialog z samym sobą. Aby się wyciszyli i przyjrzeli własnym emocjom. Postarali się je nazwać i nie walczyli z nimi, nawet jeśli będą trudne do zniesienia. Można pokusić się o kilka psychologicznych ćwiczeń. Pomyśleć, czy wokół mnie rzeczywiście jest tak źle, jak mi się wydaje? Co może zdarzyć się najgorszego (np. mogę się zarazić i umrzeć), co może zdarzyć się najlepszego (np. pandemia może jutro minąć), a co jest najbardziej prawdopodobne (tu warto racjonalnie odpowiedzieć sobie na pytanie, jaka jest szansa, że się zarażę i  jaka jest szansa, że zarażenie doprowadzi do mojej śmierci). Gdy uczciwie odpowiemy sobie na te trzy pytania, niezależnie, czy będą one dotyczyć koronawirusa, czy nie, pewnie okaże się, że wcale nie jest tak źle.

Warto też dawkować sobie informacje o pandemii – wybrać dwa wiarygodne źródła, które zapewnią nam rzetelne informacje o tym, co się dzieje i jak o siebie dbać. Polecam też skupienie się na własnym doświadczeniu. Zadanie sobie pytania: ile uwagi kieruję na pandemię, a ile na inne sprawy?  Czy potrafię cieszyć się ze spaceru z rodziną, czy potrafię pożartować z bliskimi albo, czy umiem jeszcze zrelaksować się przy książce lub filmie?

A jeśli odpowiedź na te pytania będzie brzmiała: nie? Jeśli ktoś ewidentnie nie radzi sobie z doświadczaniem własnego lęku?

Wtedy musi sięgnąć po specjalistyczną pomoc. Być może wsparcie farmakologiczne okaże się niezbędne, żeby uspokoić i wzmocnić wyczerpany układ nerwowy. Nie wzbraniajmy się przed korzystaniem z porad psychologicznych lub psychiatrycznych. Umiejętność przeżywania lęku jest jak sport. Jeśli nigdy nie trenowaliśmy, nie staniemy się nagle świetnymi biegaczami. A pandemia to maraton.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy: