Przejdź do treści

„Myślałam, że jestem po prostu dziwna”. Życie z zaburzeniami obsesyjno-kompulsyjnymi

O życiu z zaburzeniami obsesyjno-kompulsyjnymi opowiadają Joanna, osoba z OCD, oraz psycholożka Sylwia Sitkowska / Fot. Hans Junge, Unsplash
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

Szacuje się, że z zaburzeniami obsesyjno-kompulsyjnymi zmaga się 1 na 50 osób. Obsesje to nieustępliwe myśli, obrazy i impulsy, które osoba ich doświadczająca odbiera jako natrętne. Kompulsje to natomiast zachowania, do których jest niejako zmuszona. Mają one zmniejszyć lęk i zapobiec wystąpieniu niepowodzenia. – Wprowadzają w życie chaos, frustrację i często skrywany ból – tłumaczy psycholożka Sylwia Sitkowska. I znacząco utrudniają codzienność.

 

– Teraz patrzę na moje zaburzenia obsesyjno-kompulsywne z perspektywy czasu. Ja nigdy nie byłam zdiagnozowana przez psychiatrę, ale nerwica natręctw towarzyszyła mi przez całe dzieciństwo i gimnazjum. Wtedy nie wiedziałam co mi jest. Myślałam, że jestem po prostu dziwna. Potem dużo czytałam o różnych zaburzeniach i z różnych naukowych źródeł dowiedziałam się, że moje ówczesne zachowania wskazywały właśnie na zaburzenia obsesyjno-kompulsyjne – mówi Joanna.

Zaczęło się, jak tłumaczy, niewinnie. – Zawsze idąc do szkoły, mijałam kościół. Któregoś dnia szłam tamtędy razem z siostrą. Ja przeżegnałam się raz, ona dwa. Zapytałam, czemu tak robi. Powiedziała, że przeżegnała się raz, bo widzi kościół, a drugi raz, żeby nie wzięli jej do odpowiedzi w szkole. Jako, że to moja starsza siostra, uznawałam ją za autorytet, dlatego też zaczęłam tak robić. Kiedy mijałam kościół, żegnałam się dwa razy. Z czasem coraz więcej rzeczy musiałam robić parzyście – opowiada.

Przestała oglądać telewizję na kanałach nieparzystych. Najbardziej przeszkadzała jej jednak „jedynka”. – Wszystko co wiązało się z tą cyfrą, absolutnie mnie przerażało. Byłam pewna, że jak obejrzę telewizję na kanale 1, to w szkole dostanę jedynkę. Jeżeli w rejestracji dostanę taki numer, to też będzie to wskazywało na pecha. Z czasem to ewoluowało jeszcze bardziej. Przeszkadzało mi wszystko, co było nieparzyste. Jak zjadłam dwie kanapki i byłam jeszcze głodna, miałam ochotę na trzecią, to robiłam trzecią i czwartą. Bo liczba musiała się zgadzać. Musiała być parzysta. To mi towarzyszyło przez całe gimnazjum i liceum – wspomina Joanna.

Joanna Sajduk

Joanna z zaburzeniami obsesyjno-kompulsywnymi zmagała się od podstawówki / fot. archiwum prywatne

Jak tego nie zrobię, spotka mnie coś niedobrego

Nerwica natręctw przekładała się też na inne dziedziny życia, ale nie na wszystkie.

– Wchodząc do pomieszczenia, za każdym razem musiałam robić krok prawą nogą. Jak grałyśmy w szkolę w piłkę, to też kopałam piłkę prawą nogą. Nie dlatego, że prawą stronę mam bardziej sprawną, ale dlatego, że prawa strona kojarzy mi się z czymś parzystym. Lewa z nieparzystym i tego unikałam. To też są zaburzenia z grupy obsesyjno-kompulsywnych. Miałam w sobie takie przekonanie, że jak wejdę do pomieszczenia lewą nogą, to spotka mnie coś niedobrego, będę miała pecha. To były aspekty funkcjonowania, które towarzyszyły mi codziennie i te natręctwa też mi nie odpuszczały. Ale ja sama sobie narzucałam pewne rzeczy. Nikomu nie mówiłam, co się ze mną dzieje. Nie dlatego, że się bałam, ale się wstydziłam. Bałam się, że ktoś nie zrozumie tego, co mam w głowie. Ja miałam poczucie, że nie wkręcam sobie tego, tylko rzeczywiście tak jest. W czasach licealnych mieszkałam w Nowej Hucie. Droga, którą chodziłam, miała też ścieżkę rowerową. Latarnia, która na niej stała, oddzielała chodnik właśnie od tej trasy. Idąc do szkoły, powinnam iść z lewej strony, bo tam był chodnik. Zawsze wybierałam jednak tę prawą stronę. Jak raz zrobiłam wyjątek, to dostałam złą ocenę z niezapowiedzianej kartkówki. I tak wtedy utwierdziłam się jeszcze w tych moich natręctwach – zaznacza.

Ważne jest, aby pamiętać, że poszukiwanie profesjonalnej pomocy jest aktem siły, a nie słabości

Sylwia Sitkowska, psycholożka

Nerwica natręctw u Joanny wiązała się z obawą przed niepowodzeniem. Robiła to, co myślała, że pozwoli jej uniknąć trudnych sytuacji.

Z czasem natręctwa zaczęły coraz bardziej doskwierać i utrudniać coraz to nowe obszary. – Jak ktoś chciał oglądać telewizor na jedynce, ja nie mogłam usiedzieć w pokoju. Nie chciałam na to patrzeć i w tym uczestniczyć. Wychodziłam, u siebie w pokoju włączałam parzysty kanał, albo kiedy nikt nie patrzył, przełączałam kanał. W szkole też mnie to bardzo męczyło. Ale odbijało się to też na moim zdrowiu. Bo mimo że byłam pełna i najedzona, to jadłam jeszcze jedną, kolejną kanapkę. Nie miałam siły, było mi niedobrze, ale jadłam, żeby się liczba zgadzała.

Mimo że miała wsparcie od rodziny, nie chciała obarczać ich swoim problemem. Myślała, że to jej wymysł, nad którym sama może zapanować. Joanna nigdy nie zgłosiła się więc do lekarza. Z zaburzeniami obsesyjno-kompulsywnymi chciała poradzić sobie sama.

– Jak już wyedukowałam się w kwestii tego zaburzenia, to zaczęłam przełamywać swoje przekonania. Najpierw bardzo stopniowo. Zaczęłam od jedzenia nieparzystej liczby kanapek wieczorem. Wiedziałam, że po dwóch, trzech godzinach od zjedzenia kolacji pójdę spać, więc prawdopodobieństwo tego, że coś mi się przydarzy, było nikłe. A nowego dnia to się wyzeruje. Tak, jakby pech miał znikać po północy – tłumaczy. – Potem próbowałam tak robić w ciągu wolnego dnia. Miałam przestrzeń i poczucie bezpieczeństwa, dzięki któremu mogłam pozwolić sobie na przełamywanie schematów zachowania. I tak krok po kroku coraz bardziej się przełamywałam. Widziałam, że nie dzieje się nic złego, pechowego, dlatego coraz odważniej działałam. Po jakimś czasie zreflektowałam się, że mi przeszło. Że mogę oglądać każdy kanał w telewizji, słuchać każdej stacji w radiu. Kiedy pojawia się myśl o nawrocie natręctw, staram się tłumaczyć sobie różne rzeczy, racjonalizować je. Mi to pomaga, ale wiem, że nie każdemu. W wielu przypadkach niezbędna jest psychoterapia, żeby zacząć funkcjonować bez takiego obciążenia. Tym bardziej, że nerwica natręctw bywa bardzo niebezpieczna. Dopiero jak zaczęłam się sobie uważniej przyglądać i czytać na temat mojego zaburzenia, zrozumiałam, że może ono przyjmować wiele różnych wersji. I ile osób, tyle odmian nerwicy natręctw. Mi się wydawało, że jestem odosobniona, że mam hardcorowe obsesje, tymczasem widzę, że ludzi chorujących na nerwicę natręctw jest bardzo dużo. A walka o siebie i prośba o pomoc są bardzo trudne – zauważa.

Życie z zaburzeniami obsesyjno-kompulsyjnymi

Zaburzenia obsesyjno-kompulsyjne (OCD), jak tłumaczy psycholożka Sylwia Sitkowska, są stanem psychicznym, w którym osoba doświadcza obsesji, czyli niechcianych, powtarzających się myśli, obrazów lub impulsów, które zazwyczaj są inwazyjne i często irracjonalne.

– Te myśli mogą wywoływać intensywny lęk lub dyskomfort. Kompulsje natomiast to przymusowe działania lub rytuały, które są reakcją na obsesje. Osoba z OCD czuje przymus wykonywania określonych czynności w odpowiedzi na swoje obsesyjne myśli – tłumaczy.

Na przykład, osoba może mieć obsesyjne myśli o zanieczyszczeniu, które prowadzą do lęku przed zarazkami. I tak jej obawy skoncentrowane będą wokół myśli, że dotykanie przedmiotów w miejscach publicznych może spowodować zarażenie siebie lub swojej rodziny groźnymi chorobami. – W odpowiedzi na te myśli, rozwija kompulsywne zachowania, takie jak nadmierne mycie rąk do tego stopnia, że jej skóra staje się sucha i popękana. Ponadto unika dotykania klamek drzwi czy przycisków w windach, używając chusteczek lub rękawów, aby się chronić – wyjaśnia psycholożka.

Te działania są podejmowane w celu zmniejszenia lęku lub dyskomfortu spowodowanego obsesjami. – Często są one jednak czasochłonne i niestety nie przynoszą realnej ulgi.

Co ważne, osoby z OCD zwykle zdają sobie sprawę, że ich obsesje i kompulsje są przesadzone lub irracjonalne, ale czują się bezsilne, nie wiedzą, jak przestać je przeżywać lub wykonywać. Zaburzenie to może poważnie wpływać na codzienne funkcjonowanie, relacje i jakość życia, gdyż bywa, że myślenie o tym i czynności redukujące lęk zajmują wiele godzin w ciągu dnia – mówi Sylwia Sitkowska.

To złożony i wielowymiarowy stan, który może wynikać z wielu różnych czynników.

– Jego geneza jest tematem wielu badań, a one wskazują na szereg możliwych przyczyn. OCD często obserwuje się w rodzinach, co sugeruje, że może być przekazywane z pokolenia na pokolenie. Nie jest to jednak reguła, a jedynie jeden z elementów układanki. Pytanie jest również o to, czy to geny czy modelowanie, czyli „uczenie się” tego zachowania przez dzieci od np. opiekunów – tłumaczy psycholożka. Ale istotnym aspektem mogą być również czynniki biochemiczne, zwłaszcza te związane z neuroprzekaźnikami w mózgu. W tym przypadku niezbędne może okazać się wsparcie farmakologiczne.

– Środowisko, w którym żyjemy, również ma swoją rolę. Stresujące życiowe doświadczenia, takie jak trauma czy długotrwały stres, mogą być katalizatorem dla OCD, zwłaszcza u osób, które mają pewne predyspozycje genetyczne czy biochemiczne. Bardzo interesujące są także badania neuroobrazowe, które ujawniają, że u osób z OCD mogą występować specyficzne anomalie w strukturze mózgu, w korze przedczołowej czy jądrach podstawnych. Te obszary mózgu odgrywają kluczową rolę w przetwarzaniu informacji i kontroli zachowań.

No i na końcu, ale nie znaczy to, że ten wpływ jest najmniejszy, ważny jest aspekt psychologiczny. – Pewne wzorce myślenia, takie jak perfekcjonizm, nadmierne poczucie odpowiedzialności czy skłonność do nadmiernej analizy myśli, mogą sprzyjać rozwojowi i utrzymywaniu się OCD – zauważa Sylwia Sitkowska.

Jak już wyedukowałam się w kwestii tego zaburzenia, to zaczęłam przełamywać swoje przekonania. Najpierw bardzo stopniowo. Po jakimś czasie zreflektowałam się, że mi przeszło

Joanna

A utrzymywanie się zaburzeń obsesyjno-kompulsyjnych znacząco wpływa na codzienność. – Wprowadzają w życie chaos, frustrację i często skrywany ból. Weźmy za przykład Tomasza, który każdego ranka wstaje o godzinie 6:00, ale zamiast przygotować się do pracy, spędza dwie godziny, sprawdzając, czy zamknął drzwi, wyłączył żelazko i zakręcił gaz. Tomasz wie, że to irracjonalne, ale jego umysł nie daje mu spokoju. Te powtarzające się rytuały sprawiają, że spóźnia się do pracy, co z kolei powoduje stres i napięcie w relacjach zawodowych. Albo Kasię, która unika spotkań towarzyskich, ponieważ jej obsesje dotyczą bakterii i zarazków. Próbuje unikać dotykania rąk, które mogą być „zanieczyszczone”, co sprawia, że traci kontakt z przyjaciółmi i rodziną. Jej lęk przed zarazkami przeradza się w izolację społeczną, pogłębiając uczucie samotności i niezrozumienia. To prawdziwe przykłady z mojej praktyki, przedstawiam je pod zmienionymi personaliami, ale to żywi ludzie, którzy zmagali się z tym zaburzeniem – opowiada psycholożka.

OCD nie tylko narzuca swoje rytuały, ale także wzbudza w ludziach poczucie wstydu i izolacji. Osoby zmagające się z tym zaburzeniem często ukrywają swoje symptomy, obawiając się niezrozumienia i stygmatyzacji. – Wymaga to od nich dużego wysiłku, zarówno psychicznego, jak i emocjonalnego, aby codziennie radzić sobie z wewnętrznymi demonami – dodaje ekspertka.

Proces, który wymaga czasu

Ale praca nad zaburzeniami obsesyjno-kompulsywnymi to proces, który dla wielu osób może okazać się dużym wyzwaniem. – Wymaga czasu, cierpliwości i często wsparcia specjalistów, ale jest możliwy i może przynieść znaczącą ulgę – mówi Sylwia Sitkowska. Bo pacjent uczy się różnych zdrowych strategii radzenia sobie z lękiem, które nie prowadzą do negatywnych konsekwencji. – Marek miał obsesję na punkcie symetrii i porządku. Najważniejsze było to, gdy zrozumiał, że jego przymusowe zachowania były sposobem na radzenie sobie z niepewnością i wewnętrznym chaosem. Przez terapię związaną również z ekspozycją, Marek nauczył się konfrontować z własnymi lękami, stopniowo akceptując małe niesymetrie w swoim otoczeniu (np. w gabinecie terapeuty) i ucząc się, że nie prowadzą one do negatywnych konsekwencji, których się obawiał. Takie terapie prowadzimy z powodzeniem w naszych poradniach Przystań Psychologiczna i Terapeutyczna w Warszawie – opowiada psycholożka.

Ważnym elementem przepracowania OCD, jak zaznacza Sitkowska, jest również wsparcie farmakologiczne, ale nie można pominąć też pominąć roli wsparcia społecznego. – Rodzina, przyjaciele i grupy wsparcia mogą odegrać kluczową rolę w procesie leczenia. Bycie otoczonym przez ludzi, którzy rozumieją i wspierają, może znacząco przyczynić się do poczucia bezpieczeństwa i akceptacji. Przy czym wsparcie nie jest tu rozumiane jako podporządkowywanie się zachowaniom osoby cierpiącej na OCD.

Leczenie OCD to więc nie tylko terapia i medykamenty, ale również podróż osobistego rozwoju, która wymaga odwagi, wytrwałości i otwartości na zmiany. To proces, w którym osoba uczy się radzić sobie ze swoimi lękami, zmieniać destrukcyjne wzorce myślenia i zachowania, a także budować silniejsze, zdrowsze podstawy dla swojego życia.

Samopomoc w przypadku OCD to proces stopniowy, wymagający cierpliwości i wytrwałości. Choć te techniki mogą przynieść znaczną ulgę, często są najskuteczniejsze, gdy są stosowane równolegle z profesjonalną terapią. Ważne jest, aby pamiętać, że poszukiwanie profesjonalnej pomocy jest aktem siły, a nie słabości.

 

Sylwia Sitkowska – psycholog, terapeuta. Absolwentka Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej z zakresu psychologii klinicznej. Ukończyła roczny Kurs Pomocy Psychologicznej w Ośrodku Pomocy i Edukacji Psychologicznej INTRA oraz 4-letnie podyplomowe studia z zakresu psychoterapii poznawczo-behawioralnej w Centrum CBT w Szkole Terapii Poznawczo-Behawioralnej (Cognitive Behavioral Therapy). Współzałożycielka Przystani Psychologicznej, Terapeutycznej Kawiarni i poradni online Przestrzeń Pomocy. W pracy terapeutycznej stosuje głównie podejście poznawczo-behawioralne polecane szczególnie w pracy z osobami z zaburzeniami nastroju (np. dystymia, depresja, choroba dwubiegunowa), zaburzeniami lękowymi (np. lęki, fobie, ataki paniki) oraz różnego rodzaju zaburzeniami osobowości. Członek Polskiego Towarzystwa Terapii Poznawczej i Behawioralnej.

 

Źródło:

National Institute for Health and Care Excellence. Obsessive-compulsive disorder and body dysmorphic disorder: treatment. Clinical guideline 31. NICE; 2005.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy: