Przejdź do treści

Natalia Harasimowicz: „Osoby z OCD nie lubią swoich kompulsji. Są dla nich czynnością przymusową, którą muszą wykonać, aby jakkolwiek funkcjonować”

Natalia Harasimowicz / archiwum prywatne
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

– Kiedy zdrowej osobie przyjdzie do głowy myśl, że może się zdarzyć coś złego, a ryzyko, że się to wydarzy jest jednoprocentowe, to osoba zdrowa widzi, że to ryzyko jest jednoprocentowe. W przypadku osób z zaburzeniem obsesyjno-kompulsyjnym 1 procent to 100 procent – o konsekwencjach, cierpieniu i tym, jak sobie radzić, gdy problemem jest OCD, mówi Natalia Harasimowicz.

 

Ewa Bukowiecka-Janik: Na punkcie czego można mieć obsesję?

Natalia Harasimowicz: Chciałoby się odpowiedzieć, że wszystkiego, więc warto te obsesje pogrupować. Pierwszą grupą, którą wymieniłabym, są myśli obsesyjne związane z ciałem i tym, co może mu się stać przez naszą nieuważność. Na przykład wielokrotne sprawdzanie, czy nie ma kleszcza, przez którego dostaniemy boreliozy, lęk przed skażeniem lub bakterią, trującymi substancjami. W tej kategorii mieści się również przykład mojego pacjenta, który zobaczył krople krwi w szkolnej umywalce i nabawił się obsesyjnego lęku, że zarazi się AIDS.

Drugą kategorią obsesji są te związane z porządkowaniem i symetrią. To układanie rzeczy idealnie równo w szafie czy na biurku, ogólnie wokół siebie. To wydaje się banalne, ale pacjenci często mają problem, by zacząć czytać albo uczyć się, jeśli wokół nie ma idealnego porządku i symetrii. Nierzadko zgłaszają się do mnie studenci, którzy przez tego typu obsesje nie mogą napisać pracy magisterskiej, ponieważ czują przymus zrobienia tego „idealnie”. Muszą idealnie porządkować materiały naukowe, idealnie przeczytać strony w książce, muszą mieć pewność, że nie pominęli żadnej informacji, więc sprawdzają to wielokrotnie, a cały proces pisania staje się tak męczący, że to po prostu nie idzie.

Co to znaczy idealnie czytać?

Jedna z moich pacjentek musiała zgłosić się na leczenie do szpitala psychiatrycznego, ponieważ tak mocno skupiała się na każdym słowie czytanym w książce, że straciła zdolność czytania w ogóle. Gdyby pani prowadząc auto, zaczęła myśleć o tym, pod którą nogą ma pani hamulec, a pod którą gaz, to też by pani zwątpiła. A gdyby pani jechała i cały czas skupiała się na tym, to prawdopodobnie całkowicie straciłaby pani zdolność prowadzenia auta, bo są czynności, które wykonujemy intuicyjnie, automatycznie i im więcej uwagi im poświęcamy, tym gorzej nam to wychodzi. To jest mechanizm trochę podobny do tej dziecięcej zabawy, w której powtarzamy wiele razy jakieś słowo, na przykład „mleko, mleko, mleko, mleko, mleko”, i po jakimś czasie wyraz ten przestaje mieć jakiekolwiek znaczenie, słyszymy tylko głoski. Kiedy zagłębiamy się przesadnie w jakąś czynność, ona traci swoją pierwotną funkcję.

To idealne pisanie czy czytanie wiąże się z tym, że mamy jakieś założenia, co to znaczy wykonać odpowiednio. I to jest w porządku, bo każdy ma jakieś swoje standardy. Natomiast, jeśli poprzeczka jest zawieszona bardzo wysoko, a my zatracamy się w tych staraniach, by do niej doskoczyć, bo w naszym przekonaniu zawalimy sprawę, wykształcamy czynności kompulsyjne. Są to czynności, dzięki którym realnie jakość naszej pracy magisterskiej nie wzrośnie; to zadziała tylko na nasze wrażenie. To jest coś w rodzaju wiary, że jeżeli przygotuję sobie odpowiednio wszystkie materiały, że jeżeli przeczytam z uwagą cały ten rozdział teraz i wszystko z niego zrozumiem, to uda mi się napisać dobrze, albo: jeżeli zrobię sobie porządek na biurku, będę miała też ład w głowie. Obsesje w takim przypadku najczęściej wiążą się ze strachem przed upokorzeniem, że ktoś je wyśmieje, że promotor je bardzo ostro oceni, jeśli okaże się, że czegoś nie wiedzą. Wówczas samo zetknięcie się z tematem pisania pracy magisterskiej staje się bardzo stresującym przeżyciem.

I co w takiej sytuacji? Ktoś musi pisać, a emocjonalnie jest sparaliżowany.

Ten lęk można zneutralizować, uznając, że napięcie związane z tym, jakie będą efekty naszej pracy, jest naturalne oraz, że to, co zrobimy, nawet jeśli nie będzie idealne, najpewniej będzie wystarczająco dobre. Im więcej stworzymy takich kompulsji, tym silniejszy będzie nasz lęk i z czasem może dojść nawet do tego, że będziemy się bać podejść do biurka, spojrzeć na komputer. Niektórzy zaczynają nawet unikać pomieszczeń, w których mają uszykowane stanowisko do pracy przy komputerze. Te czynności unikowe potrafią trwać nawet cztery, pięć godzin dziennie. To jest krążenie, unikanie, a jednocześnie ciągłe myślenie o tym, że powinienem pisać.

dr Ewa Jarczewska-Gerc /fot. archiwum prywatne

Powiedzmy może o tym, czy w ogóle są zaburzenia obsesyjno-kompulsyjne z perspektywy DSM V i ICD-10.

Zaburzenie obsesyjno-kompulsyjne nazywane było kiedyś nerwicą natręctw, często mówimy też że ktoś ma OCD (od angielskich słów: obsessive – compulsive disorder). To zaburzenie psychiczne, w którym osoba odczuwa potrzebę wielokrotnego wykonywania czynności zwanych „kompulsjami” w celu zneutralizowania silnego dyskomfortu emocjonalnego wywołanego myślami intruzywnymi, zwanymi „obsesjami”.

Myśli intruzywne uznawane są przez pacjentów za egodystoniczne, czyli niezgodne z ich ja, a więc niechciane, szkodliwe, obrazoburcze, godzące w obraz siebie lub mogące zagrażać pacjentowi lub jego bliskim. Taką myśl pacjent odczuwa jako niezwykle bolesną i chce się jej jak najszybciej pozbyć poprzez unikanie, sprawdzenie lub wykonanie rytuału. To mogą być myśli, że mogę wyrządzić krzywdę sobie lub komuś, przez nieuważność stanie się przeze mnie katastrofa, nie skontroluję czegoś.

Kompulsje mogą przyjmować postać czynności lub myśli neutralizujących (wtedy mówimy o odmianie OCD, która nazywa się „Pure O”). Kompulsje są zwykle związane z kategoriami takimi jak: sprzątanie i mycie, sprawdzanie, czy nie popełniłam błędu, czy dobrze podjęłam decyzję, czy dobrze policzyłam, czy dobrze zrozumiałam przeczytany tekst, syllogomania, oszczędzanie i zbieranie (w tym podnoszenie bezużytecznych przedmiotów z ziemi, niewyrzucanie ich), powtarzanie, liczenie i porządkowanie (wykonywanie czynności określoną liczbę razy, zakładanie ubrania w określonym porządku, wielokrotne przepisywanie tego samego), rytuały (np. modlenie się, powtarzanie w głowie „dobrych” myśli co ma na celu neutralizację „złych”, dotykanie „szczęśliwych” przedmiotów, upewnianie się u drugiej osoby, czy zrobiłam coś dobrze).

Należy przy tym pamiętać, że dana osoba może mieć szereg różnych obsesji i kompulsji, które mogą być pozornie ze sobą niezwiązane. Przykładowo jedna pacjentka miała kompulsje związane z liczeniem zadań matematycznych w odpowiedni sposób, do tego jedzenia w określonym porządku, zakładaniem ubrań w odpowiedniej kolejności i mówieniem sobie „dobrych” myśli. Jednocześnie miała intruzywne myśli dotyczące możliwości skażenia: myła i dezynfekowała ręce ponad godzinę dziennie. Inny pacjent – stosował unikanie skażonych miejsc i osób, poszukiwał zapewnień dla swoich decyzji i mówił żonie „kocham cię” ilekroć miał intruzywną myśl, że jest to zły związek. Dodatkowo prosił, aby żona sprawdzała, czy w pralce jest odpowiednia ilość ubrań, aby mogły się wyprać ze skażenia.

Wyobrażam sobie, że jeśli zaburzenia kompulsyjno-obsesyjne są rozwinięte, to samo neutralizowanie może być bardzo trudne i niewystarczające.

Owszem, w takich sytuacjach najlepiej sprawdza się praca z terapeutą. Pracujemy nad tym, żeby najpierw zmniejszyć czas trwania czynności kompulsyjnych i zmierzyć się z tym dyskomfortem. Robimy to stopniowo, trzymając się przykładu z lękiem przed pisaniem pracy magisterskiej, będzie to najpierw próba zbliżenia się do biurka, potem próba wzięcia do ręki podręcznika, następnie próba przeczytania kilku zdań i tak dalej. Wszystko to robimy z uważnością na emocje, jakie się wtedy pojawiają i cała nasza praca skupia się na tym, by te emocje oswoić, bez poddawania się kompulsjom. Wtedy pacjenci ze zdziwieniem stwierdzają, że napięcie mija szybciej, kiedy nie angażują się w układanie notatek, porządkowanie biurka. Dyskomfort osiąga jakiś swój szczyt, następnie mija i nagle zyskujemy przestrzeń i możliwość, by zacząć robić to, czego tak bardzo się boimy.

Jeśli to zaniedbamy i popłyniemy z naszymi kompulsjami, jakie będą konsekwencje, poza nienapisaniem pracy magisterskiej?

Osoby z nasilonym i nieleczonym OCD stają się w pewnym sensie niepełnosprawne. Kiedy pracowałam na oddziale psychiatrycznym, była tam pani, której kompulsją było mycie się, ponieważ bała się wspomnianego skażenia i w najtrudniejszym momencie robiła to przez około 4 godziny dziennie. Wiązało się to z konfliktami z rodziną, ponieważ nie była w stanie podjąć pracy, a oni musieli płacić niebotyczne rachunki za wodę. Poza tym ciągle blokowała łazienkę, w związku z czym zaczęła myć się w nocy, przez to nie miała czasu, by się wyspać, nie mogła wstać do nas na leczenie i w ten sposób jakość jej życia dramatycznie spadała. Takie osoby często się spóźniają i nie są w stanie wywiązać się ze swoich innych życiowych obowiązków, ich problemy się piętrzą, a lęk się nasila. To nakręca błędne koło izolacji i napięcia.

Opisała pani dwa rodzaje obsesji. Są jakieś jeszcze?

Istnieje typ pacjentów, o których mówi się, że są skrupulanccy. Ja bym powiedziała, że są to osoby o pewnych sztywnych zasadach moralnych. Wykazują one tendencje do obsesji bycia czystym – w sensie religijnym lub moralnym. One mogą mieć różne obsesje, na przykład dotyczące swoich myśli o charakterze erotycznym, a kompulsje, jakie rozwijają, to na przykład perfekcyjne odmawianie modlitw. Jeśli nie zrobią tego w odpowiedni sposób, muszą robić to od nowa, bo bez tego nie uzyskają wewnętrznego spokoju.

Osobną dużą kategorią obsesji jest zdrowie: hipochondria (lęk przed zapadnięciem na ciężką chorobę), trichotillomania (kompulsyjne wyrywanie włosów), dermatillomania (patologiczne skubanie skóry) i dysmorfofobia (doszukiwanie się mankamentów swojej urody). To różne zaburzenia, ale wszystkie należą do tej samej kategorii. Ktoś może mieć na przykład obsesyjny lęk przed zachorowaniem na raka i kiedy tylko poczuje jakiś ból albo ukłucie, natychmiast sprawdza i czyta, co to może być. Wielogodzinne studiowanie objawów choroby to kompulsja. Lęk się nasila, a pacjent utwierdza się w autodiagnozie.

Są też obsesje związane ze zbieractwem lub patologicznym oszczędzaniem. Mam na przykład pacjenta, który nie był w stanie otworzyć, odpakować nowej rzeczy, którą kupił, bo bał się, że ją zepsuje. Są osoby, które mają w garażach nowe auta w idealnym stanie, którymi w ogóle nie jeżdżą.

Niedawno została też wyróżniona nowa kategoria zaburzeń obsesyjno-kompulsyjnych. Nazywa się ona ROCD od relationship. Jest to obsesja związana z myśleniem o tym, czy nasz związek jest odpowiedni. Czy osoba, z którą się związaliśmy, jest miłością naszego życia, a kompulsją jest tropienie wszelkich sygnałów, które nasilają wątpliwości. Pacjenci uważają, że dopiero jeśli nie będą mieli żadnej niepokojącej myśli o ich związku, będą spokojni. Każdą intruzywną myśl próbują więc rozważać, rozwiązać, a w ostateczności ich nasilenie – i towarzyszący im dyskomfort emocjonalny – wzrastają. Miałam niedawno pacjenta, który uważał, że jeśli jakaś jego myśl o jego partnerce nie pasuje do jego definicji miłości, to znaczy, że powinni się rozstać.

Myślę, że wychowanie w duchu, że jesteśmy grzeszni, niedoskonali, niedostateczni, niegrzeczni stwarza grunt pod OCD. Wówczas dużo normalnych produktów myślowych, np. pragnień seksualnych, jest po prostu wypierane. U swoich pacjentów widuję taką niemożność uznania, że mam prawo mieć jakieś potrzeby niezgodne na przykład z nauką Kościoła

Myśl, która nie pasuje do definicji miłości?

Tak, na przykład: był on w towarzystwie i spodobała mu się inna kobieta. Przyszła do niego impulsywna myśl, że mógłby ją pocałować i jego zdaniem, gdyby kochał swoją partnerkę, to coś takiego nie wpadłoby mu w ogóle do głowy.

Może miał rację?

Jesteśmy istotami społecznymi i biologicznymi, żyjemy wśród innych ludzi, reagujemy na nich. Każdy z nas ma różne zaskakujące myśli i w większości przypadków przechodzimy obok nich obojętnie. Osoby z OCD myśli wokół tematu, na którego punkcie mają obsesję, odczuwają jako prawdziwe i bardzo stresujące. To się nazywa fuzja myśli i emocji. Więc jeśli zdarza się cokolwiek przeszkadzającego w obrazie idealnego związku, osoby z ROCD będą godzinami rozmyślać, czy ich związek jest na pewno dobry. Podobne mechanizmy obserwujemy w przypadku obsesji na punkcie orientacji seksualnej.

Co to znaczy?

To znaczy, że na przykład osoba heteroseksualna nabywa obsesji na punkcie tego, czy przypadkiem nie jest homoseksualna. Objawia się to w taki sposób, że powiedzmy heteroseksualny mężczyzna, czerpiący satysfakcję z kontaktów z kobietami, spotyka się z kolegą, siedzi obok niego, styka się ramionami, jest fajnie, miło. I to już wystarczy, by pojawiła się myśl intruzywna: skoro poczułem, że to miłe, może jestem gejem?

Ludzie na różnych etapach życia odkrywają swoją orientację.

Oczywiście, jednak odkrywanie orientacji wiąże się bardziej z odczuciami, doświadczeniami zmysłowymi, emocjonalnymi w toku życia, a nie pojedynczą myślą intruzywną. A w przypadku OCD chodzi o próbę neutralizacji myśli, której się bardzo boimy, za pomocą kompulsyjnych czynności. Czyli w tej sytuacji myśl intruzywna: jestem gejem, wywołuje silny dyskomfort emocjonalny. Pacjent chce go szybko uniknąć i próbuje go neutralizować za pomocą kompulsji, odwracania uwagi, sprawdzania. Albo można mieć obsesję na punkcie tego, czy ja przypadkiem kogoś nie molestuję. Taka myśl pojawia się raz, znikąd, albo z jakiejś mikrosytuacji, w której odnieśliśmy wrażenie, że np. całowana przez nas osoba nie miała z tego przyjemności, i z tego rodzą się wątpliwości, czy przypadkiem nie bylibyśmy zdolni do molestowania, skoro w ogóle przyszło nam do głowy, że to mogło być molestowanie.

Brzmi dość abstrakcyjnie. Co się musi wydarzyć w głowie albo życiu człowieka, żeby OCD się rozwinęło?

Są teorie mówiące o podłożu genetycznym, które wiążą się z zaburzeniami serotoninowymi. Skłonność do OCD możemy w pewnym stopniu dziedziczyć na tej samej zasadzie jak dziedziczymy pewne skłonności do depresji lub chorobę dwubiegunową. Natomiast bardzo istotna jest też kwestia modelowania. Jeżeli w naszej rodzinie ktoś cierpi na podobne zaburzenie, a my jako dzieci uczymy się od tej osoby radzenia sobie z emocjami i kopiujemy jej zachowania, w ten sposób poniekąd wgrywane są nam te same zaburzenia.

W ogóle okres dojrzewania jest momentem w życiu, w którym jest większe ryzyko rozwinięcia się zaburzeń obsesyjno-kompulsyjnych. Wtedy w dużej mierze kształtują się nasze nawyki, w tym również sposoby na radzenie sobie z lękiem i schematy myślowe, które jako dorośli nieświadomie powtarzamy. W toku tych czynników dochodzi do rozwoju specyficznego dla OCD stylu myślenia, który charakteryzuje się przekonaniami, że popełnia się wiele błędów, jest się bardzo odpowiedzialnym za ich konsekwencje, one same będą nieodwracalne i bardzo dotkliwe, a ryzyko tych błędów i ich konsekwencji jest bardzo wysokie. Osoba z OCD zrobi więc co w jej mocy, aby tych strasznych rzeczy uniknąć. Podsumowując, uznaje się, że przyczynami OCD jest kombinacja czynników genetycznych i środowiskowych oraz specyficzny styl myślenia i zachowania.

Jest jakiś model wychowania, który predysponuje do zaburzeń obsesyjno-kompulsyjnych?

Myślę, że wychowanie w duchu, że jesteśmy grzeszni, niedoskonali, niedostateczni, niegrzeczni stwarza grunt pod OCD. Wówczas dużo normalnych produktów myślowych, np. pragnień seksualnych, jest po prostu wypierane. U swoich pacjentów widuję taką niemożność uznania, że mam prawo mieć jakieś potrzeby niezgodne na przykład z nauką Kościoła.

To są też domy, w których była bardzo duża dyscyplina, w których zawsze było się niewystarczającym, nie można było być spontanicznym, w których nie można było się wykrzyczeć czy wybiegać, gdzie wielu rzeczy nie było wolno. Rodzice na wszystko zwracali dziecku uwagę, wytykali błędy. W takich warunkach dzieci mogą wykształcać zachowania kompulsyjne, bo napięcie potrzebuje ujścia. Dzieci często obgryzają paznokcie, ale też np. obsesyjnie pilnują swoich rzeczy, układają je, starają się robić różne rzeczy idealnie. Uwewnętrzniają, czyli przyjmują za własny model, że trzeba się pilnować i cały czas kontrolować, a jedna niechciana myśl lub coś, co jest odbiegające od wyśrubowanej normy, świadczy o tym, że jest coś z nimi nie tak.

Inną sytuacją, która może wywołać rozwinięcie się zaburzeń obsesyjno-kompulsyjnych, jest doświadczenie traumy. Znam kobietę, która bardzo ciężko zniosła poronienie i w wyniku tego cierpienia rozwinęła dużo rytuałów związanych ze sprawdzaniem swojego zdrowia i kontrolowaniem ciała.

Innym przykładem traumy jest wypadek samochodowy. Jeśli kogoś potrąciliśmy, możemy nabawić się lęku przed wsiadaniem za kierownicę albo w ogóle do samochodu. Żeby zneutralizować te obsesyjne myśli, że wypadek się powtórzy, zaczynamy przed każdą podróżą skrupulatnie sprawdzać, czy każdy z elementów w aucie działa. I tak samo, jak czytanie o objawach choroby, nas nie uspokaja, bo nawet jeśli nie odkryjemy żadnej usterki, to samo skupianie się na tym, że coś złego może się wydarzyć i poświęcanie temu uwagi, nakręca nasze napięcie. Poza tym, nigdy nie jest tak, że wszystko jest w idealnym stanie, zawsze można znaleźć coś, co wzbudzi nasze wątpliwości. Osoba cierpiąca na OCD ma trudność z przyjęciem tej wątpliwości. Nazywamy to w terapii nietolerancją niepewności.

Kompulsje powstają na zasadzie skojarzeń. Jeśli raz zdarzy nam się doświadczyć silnego lęku, że np. naszemu dziecku stanie się krzywda, i w tym danym momencie uspokoi nas układanie ubrań w szafie, to możliwe jest, że właśnie taką kompulsję rozwiniemy. To może nawet ewoluować w myślenie, że jeśli nie ułożę ubrań w szafie, to mojemu dziecku stanie się krzywda

Jestem sobie w stanie wyobrazić, dlaczego ktoś pod wpływem obsesyjnego lęku, że rozjedzie człowieka, będzie sprawdzał kondycję swojego auta albo ktoś pod wpływem bólu będzie sprawdzał, czy nie jest chory. Natomiast trudno mi jest połączyć na przykład lęk przed podjęciem wyzwania pisania pracy magisterskiej z układaniem rzeczy na biurku.

Trzeba zrozumieć, że osoby z zaburzeniami obsesyjno-kompulsyjnymi chcą jak najszybciej pozbyć się obsesyjnych myśli, które wywołują w nich olbrzymie cierpienie. W związku z tym, czynność kompulsyjna w żaden sposób nie jest racjonalnie uzasadniona, i kiedy sobie to uświadomimy, zdamy sobie sprawę z tego, że bez różnicy, czy robimy coś zupełnie abstrakcyjnego, czy jednak idziemy w działanie, które w jakiś sposób odnosi się do naszej obsesji. Kompulsje powstają na zasadzie skojarzeń. Jeśli raz zdarzy nam się doświadczyć silnego lęku, że np. naszemu dziecku stanie się krzywda, i w tym danym momencie uspokoi nas układanie ubrań w szafie, to możliwe jest, że właśnie taką kompulsję rozwiniemy. Dostrzeżemy, że te czynności porządkowe nas uspokajają i będziemy to praktykować i rozwijać coraz częściej; to może nawet ewoluować w myślenie, że jeśli nie ułożę ubrań w szafie, to mojemu dziecku stanie się krzywda.

Ale sprzątanie rzeczywiście może wyciszać.

Tak, każdy ma swoje sposoby na relaks i czyszczenie głowy. Natomiast kompulsje od takich sposobów różnią się tym, że nie działają. Osobie z OCD wydaje się, że to właśnie kompulsje jej pomogły, tymczasem napięcie się obniża, bo człowiek biologicznie nie jest w stanie odczuwać wielkiego cierpienia bez przerwy.

Poza tym można wykształcić destrukcyjne kompulsje, które podobnie jak sprzątanie, ogólnie uznawane są za bardzo pożądane nawyki. Kompulsją może być nawet popijanie wody.

Fakt, nie brzmi szkodliwie.

Do pewnego momentu. Wyobraźmy sobie, że podczas wystąpienia publicznego paraliżuje nas strach przed upokorzeniem, a naszą kompulsją jest sięganie po butelkę z wodą. Jeśli podczas godzinnego nagrania popijamy wodę 40 razy, to już jest problem. Ale dobrze, że zwróciła pani uwagę na to, że nie wygląda to groźnie. Często kompulsje są tak spójne z pacjentami, że oni w ogóle ich nie zauważają, i do gabinetu psychologa trafiają z innym problemem, na przykład mówią, że chcą być lepiej oceniani, albo chcą czuć się pewnie, a w toku rozmów okazuje się, że jednym z czynników, które nasilają złe samopoczucie, są zachowania kompulsyjne.

Najgorzej jest, kiedy przypadkiem stanie się tak, że nasza hipoteza o magicznej mocy kompulsji się potwierdzi. Każdy z nas zna te schematy, na przykład ktoś gra w piłkę i w jakimś stroju wygrał kilka meczy. Więc zaczyna wierzyć, że jeśli założę tę koszulkę, czy te skarpetki, to pomoże mu wygrać kolejny mecz. I to się dzieje. W przypadku takich amuletów, to na pewno działa na podświadomość, ale umówmy się – to nie skarpetki wygrywają mecz.

Natomiast w przypadku zachowań kompulsyjnych, które mają nas ochronić przed losowym zdarzeniem, nie zadziała nic innego, jak tylko potęgowanie naszego lęku.

Osoby, które mają obsesję na punkcie zdrowia, często paradoksalnie nie korzystają z adekwatnej pomocy lekarskiej. Nie chodzą do lekarza ze strachu, bo nie chcą skonfrontować się z prawdą albo chodzą do wielu lekarzy i nie są w stanie przyjąć ich diagnozy, więc same doczytują potem o niej w internecie i umawiają się do kolejnego specjalisty. A gdyby powstrzymały kompulsje, zderzyłyby się z tym dyskomfortem, z tą obawą, że być może są chore, łatwiej byłoby podjąć racjonalne kroki i faktycznie sobie pomóc.

Kiedy zdrowej osobie przyjdzie do głowy myśl, że coś może się zdarzyć, a ryzyko, że się to wydarzy, jest jednoprocentowe, to osoba zdrowa widzi, że to ryzyko jest jednoprocentowe, a w przypadku osób z zaburzeniem obsesyjno-kompulsyjnym 1 procent to 100 procent.

A czy to nie jest tak, że rodzaj naszej kompulsji może być podpowiedzią, co jest naszą obsesją? Na przykład kompulsywne sprzątanie kojarzy mi się z obsesją na punkcie kontroli, bo sprzątając, zyskujemy poczucie kontroli nad naszym otoczeniem. Czujemy się sprawczy, widząc porządek.

To może być podpowiedź, ale w pracy nad łagodzeniem tego zaburzenia nie do końca chodzi o to, by w pierwszej kolejności znaleźć obsesję. Ta obsesyjna myśl często nie jest wyraźna, pojawia się szybko, często niezauważenie. To, co zauważamy, to dopiero cierpienie, które ta myśl wywołała. Dlatego w terapii koncentrujemy się na tym, aby się z tym cierpieniem skonfrontować poprzez unikanie kompulsji.

To ciekawe, bo terapia kojarzy się z dokopywaniem się do przyczyn i usuwaniem ich.

Tak, natomiast problemem utrudniającym życie w pierwszej kolejności są kompulsje. Jeżeli pacjent ma myśli obsesyjne, to za wszelką cenę będzie chciał ich unikać. Wpadnie w wir kompulsji i to sprawi, że jego życie stanie się trudne zarówno dla niego, jak i dla otoczenia. Leczymy zachowania poprzez uzyskanie kontroli nad nimi, poprzez trenowanie unikania kompulsji (w terapii mówimy o ekspozycjach na lękowe myśli i powstrzymywaniem się od reakcji kompulsyjnej) i dochodzimy do momentu, w którym dyskomfort będzie słabszy. Czasami wystarczy umieć go oswoić, nie zawsze trzeba go rozgryzać. Pozwolenie sobie na przeżycie tych trudnych emocji, których tak bardzo chcemy uniknąć, to forma terapii.

Terapia koncentruje się na poprawie jakości życia pacjenta i uczenia się tych swoich zaburzeń. Pacjenci zaczynają obserwować, w jakich okolicznościach natrętne myśli się nasilają, a w jakich nie pojawiają się w ogóle. Dzięki temu mogą kierować swoim życiem w taki sposób, aby każdy dzień wyglądał trochę lepiej, by odzyskali czas na realny odpoczynek, spokojny sen, by mieli w swoim życiu przestrzeń na relacje.

Dobrym ćwiczeniem na oswajanie obsesji i uczenie się radzenia sobie z tym cierpieniem i lękiem jest zadanie sobie pytania: co może się stać najgorszego? Próba racjonalnego spojrzenia na źródło swoich lęków może być uspokajająca, natomiast znacznie łatwiej robić to z terapeutą, bo to on zatrzymuje pacjenta i towarzyszy mu w procesie konfrontacji.

Ja swoim pacjentom polecam również zgłębianie wiedzy na temat ich zaburzenia. Bardzo fajnym podręcznikiem jest książka pod tytułem „Pokonać OCD, czyli zaburzenia obsesyjno-kompulsyjne” autorstwa Bruce’a M. Hymana i Cherry Pedrick. Jest tam cała lista kompulsji, jest wyjaśnienie, czym jest OCD, a czym na pewno nie jest. Można zrobić sobie test i ocenić swoje problemy w skali. Są tam też od razu ćwiczenia, i to wszystko razem daje pacjentowi narzędzia do tego, by samodzielnie na co dzień mógł pracować z objawami.

Warto też wiedzieć, że aby udać się po pomoc do specjalisty, nie trzeba dokładnie wiedzieć, z czym mamy problem. Wystarczy opowiedzieć o objawach, które się zauważa i które są problemem, a specjalista dopyta, posprawdza, podpowie, co można zrobić z tym dalej.

Czy są jakieś techniki, które działają na każdego? Na przykład głęboka relaksacja?

Na każdego na pewno działa powstrzymywanie się od zachowań zabezpieczających, bo to realnie przynosi obniżenie napięcia już od pierwszego razu. Techniki relaksacyjne oparte na treningu uważności jak najbardziej, jednak trudno polecać takie metody ludziom, którzy pół dnia spędzają na czynnościach kompulsyjnych. Im potrzebne jest po prostu stopniowe wycofywanie się z destrukcyjnych nawyków, bo to one rujnują życie.

Niedawno została też wyróżniona nowa kategoria zaburzeń obsesyjno-kompulsyjnych. Nazywa się ona ROCD od relationship. Jest to obsesja związana z myśleniem o tym, czy nasz związek jest odpowiedni. Czy osoba, z którą się związaliśmy, jest miłością naszego życia, a kompulsją jest tropienie wszelkich sygnałów, które nasilają wątpliwości

W terapii zaburzeń obsesyjno-kompulsyjnych używa się leków psychotropowych?

Tak, używa się leków z grupy SSRI. One wpływają na wzrost wychwytu zwrotnego serotoniny.
Jednak terapia OCD bez pracy poznawczo-behawioralnej i zmiany modelu zachowań nie będzie w pełni skuteczna. Same leki mogą wyciszyć objawy lękowe, ale edukacja i świadome kształtowanie swoich nowych zachowań jest kluczowe. Im silniejszy jest nawyk, tym więcej potrzeba świadomej pracy nad jego zmianą.

Dużo osób skubie skórki albo obgryza paznokcie. Czy to zawsze jest kompulsja?

Nie zawsze, są osoby, dla których to przyjemne, niezbyt nasilone i realnie nie wywołuje cierpienia. Ale rzeczywiście, dla wielu jest to źródło cierpienia, ponieważ nie potrafią zatrzymać się w trakcie wykonywania tej czynności, mimo bólu czy krwawiących ranek. Takie osoby mają pofalowaną płytkę paznokcia przez to, że tak często uszkadzają sobie skórki wokół i to jest między innymi świadectwo ich cierpienia. To nie jest czynność, która raz na jakiś czas pozwala im rozładować napięcie. To kompulsja, która uaktywnia się często bezwiednie. Nawet w sposobie mówienia o tym nawyku jest ujęte to cierpienie, bo pacjenci często mówią: „Znowu sobie rozdrapałam”, „Znowu sobie zniszczyłam”, „Znowu mnie boli”. Czyli jest w tym ten pierwiastek awersyjnego i niechcianego doświadczenia.

Jakim schorzeniom lub chorobom może towarzyszyć OCD? Wspomniała pani o traumie, ale czy jest coś jeszcze?

Myślę, że zaburzenia obsesyjno-kompulsyjne mogą rozwinąć się w każdej chorobie i przy każdym schorzeniu, które wiąże się z cierpieniem, z którym sobie nie radzimy. Natomiast zwróciłabym tu uwagę na osoby w spektrum autyzmu. Osoby w spektrum autyzmu robią różne rzeczy schematycznie i potrzebują tego, natomiast źle poprowadzona i niezaopiekowana emocjonalnie osoba może ze swoich rytuałów uczynić kompulsję. Pomyślałam też o osobach z zaburzeniami osobowości – one na pewno są predysponowane do rozwinięcia OCD. Mam tu na myśli osobowość narcystyczną, borderline i obsesyjno-kompulsyjną, bo i taka istnieje.

Zaburzenia osobowości są pewnymi utrwalonymi wzorcami funkcjonowania, które zaburzają uzyskanie satysfakcji życiowej, zawodowej i relacyjnej. U takich osób pojawia się bardzo dużo napięcia, a więc też niechcianych treści myślowych.

Osobowość obsesyjno-kompulsywna to względnie stały wzorzec zachowań zdominowanych dbałością o porządek, reguły, oszczędność i ścisły, wygórowany standard wykonywania czynności (według kryteriów diagnostycznych DSM V i ICD-10). Takie osoby są tym tak zaabsorbowane, że tracą podstawowy sens działalności; są perfekcjonistyczne na tyle mocno, że realnie koliduje to z kończeniem zadań; nadmierne poświęcają się pracy, co nie jest spowodowane koniecznością ekonomiczną. Są bardzo sumienne, skrupulatne i mało elastyczne w kwestiach moralnych, etycznych oraz dotyczących wartości. Są niezdolne do wyrzucania zużytych lub bezwartościowych przedmiotów, nawet jeżeli nie mają wartości sentymentalnej. Wykazują silną niechęć do delegowania zadań lub pracy na innych, jeśli nie poddadzą się w pełni narzuconym przez nich sposobom ich wykonania. Mają trudność w wydawaniu pieniędzy na siebie i innych, bo pieniądze to dobro, które należy gromadzić na poczet przyszłych, bardzo prawdopodobnych problemów. Uznawane są przez otoczenie za uparte i sztywne.

Z kolei osoby narcystyczne czy borderline mają niezintegrowany obraz siebie, co sprawia, że nie znajdą źródła intruzywnych myśli, które się pojawiają.

Jeśli zdrową osobę zaskoczy jakaś bluźniercza, niemoralna myśl, która pojawia się w jej głowie, potrafi ona dojść do tego, skąd ona się wzięła, wie, że ta myśl o niej nie świadczy i niczego nie zmienia, niczemu nie zagraża. Osoby z zaburzoną tożsamością nie mają spójnego obrazu siebie, w związku z czym opierają się na tym, co na zewnątrz. A gdyby wydobyć taką myśl na światło dzienne, to może się okazać, że zostałaby ona bardzo źle odebrana przez społeczeństwo. To wszystko wiąże się z bardzo silnym poczuciem zagubienia, lęku, dezorientacji i po prostu cierpieniem.

Z czym można pomylić zaburzenia obsesyjno-kompulsyjne?

Na pewno z zespołem lęku uogólnionego, ponieważ ci pacjenci stosują różne strategie unikania konfrontacji z tym, co czują. Sięgają po rozmaite czynności zastępcze, nierzadko mają swoje rytuały, więc to może wyglądać z boku jak OCD, jednak jest to zachowanie bliższe prokrastynacji. I znów wspomnę o osobach w spektrum. One dużo rzeczy robią w sposób zrytualizowany, a zmiana choćby najmniejsza w ustalonym przez nich porządku może wywoływać dużą nerwowość, więc to również może wyglądać jak OCD.

Trzeba pamiętać, że osoby z OCD nie lubią swoich kompulsji, nie przynoszą im przyjemności, są dla nich czynnością przymusową, którą muszą wykonać, aby jakkolwiek funkcjonować. One wierzą, że jeśli wykonają odpowiednią sekwencję ruchów, nawet najbardziej absurdalnych, ich problemy znikną. To bardzo bolesne, gdy okazuje się, że to nie działa. Że ból trzeba po prostu uznać i przeżyć.

 


Natalia Harasimowicz – psycholożka, certyfikowana psychoterapeutka poznawczo-behawioralna oraz terapeutka Terapii Schematów. Ukończyła psychologię na Uniwersytecie Jagiellońskim oraz 4-letnie studia podyplomowe na kierunku psychoterapia poznawczo-behawioralna na Uniwersytecie SWPS w Katowicach. Na co dzień pracuje jako terapeutka osób dorosłych, prowadząc własny gabinet i współpracując z Kliniką SWPS. Dodatkowo od kilkunastu lat prowadzi szkolenia i webinary związane z tematyką zdrowia psychicznego dla klientów prywatnych, korporacji i uczelni wyższych. W jej pracy szczególne miejsce zajmuje praca z problematyką parentyfikacji i ról płciowych. Miejsce w sieci: nataliaharasimowicz.pl 

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy: