„Odbiorę ci wszystko, nawet chęć do życia”. Adwokat Joanna Piątkowska o przemocy domowej podczas pandemii
– Moje klientki wielokrotnie stykały się z komentarzami, że „było im wygodnie”, „mąż dawał kasę, to siedziały cicho”. Takie zachowania są karygodne i pokazują niedostosowanie naszego systemu do opieki nad ofiarami przemocy – mówi adwokat Joanna Piątkowska.
Marianna Fijewska: Gdy umawiałyśmy się na wywiad, powiedziałaś, że sytuacja kobiet doświadczających przemocy w Polsce jest w tym momencie „koszmarnie trudna”. Dlaczego?
Joanna Piątkowska: Na początku chciałabym zaznaczyć, że mężczyźni także padają ofiarami przemocy domowej. Jednak do tej pory w swojej praktyce spotykałam się wyłącznie z kobietami doświadczającymi przemocy od swoich mężów i partnerów, dlatego dziś będę mówić o nich. W mojej ocenie pandemia sprawiła, że ilość rozwodów i spraw o znęcanie się nad członkami rodziny zdecydowanie wzrosła. Nic dziwnego, bo izolacja to doskonały grunt dla rozwoju przemocy. Brak kontaktów z ludźmi, kłopoty finansowe, praca zdalna, przebywanie wszystkich członków rodziny praktycznie non stop pod jednym dachem, niepewność jutra – to wszystko może rodzić frustrację, którą oprawca często wyładowuje wyłącznie w domu na członkach rodziny.
Jak ta kumulacja agresji wpływa na zachowanie ofiar przemocy, z którymi masz do czynienia?
Tu nie ma zasady. Jedna z moich klientek pod koniec 2019 roku postanowiła, że złoży pozew o rozwód. Mąż przez lata dopuszczał się wobec niej przemocy psychicznej i ekonomicznej. Moment, w którym przyszła do mojej kancelarii, był dla niej życiowym przełomem, szansą na uwolnienie się od wieloletniej toksycznej relacji. Dwa miesiące później, gdy pandemia na dobre pojawiła się w naszej codzienności, klientka postanowiła się wycofać. Mąż przekonał ją, że świat idzie „ku zagładzie” i to nie jest czas na rozwody. Obiecał też poprawę, ale ja w tę obietnicę nie wierzę, bo z doświadczenie wiem, że obietnice poprawy trwają bardzo krótko, a po chwili wraca bolesna codzienność. Z bólem serca musiałam cofnąć powództwo. Nie wiem, jak dziś wygląda jej sytuacja.
”Brak wiedzy na temat tego, co właściwie jest przemocą, to bardzo często problem samych ofiar. Jest dla nich jasne, czym jest przemoc fizyczna, ale nie mają wiedzy na temat tego, w jaki sposób przejawia się przemoc psychiczna czy ekonomiczna i że często są jej ofiarami”
Pandemia stała się idealnym narzędzie manipulacji ze strony osoby stosującej przemoc.
Tak, ale na szczęście nie każda kobieta się temu poddała. Inna moja klientka zwlekała z decyzją o rozwodzie, ale pandemia tę decyzję w zasadzie przyspieszyła. Rok temu jej firma przeniosła się na pracę zdalną. Mąż tak jak dotychczas wychodził do biura, jednakże postanowił w domu zainstalować kamery i podsłuchy, by kontrolować rodzinę. W domu było jeszcze dziecko, które zaczęło mieć stany lękowe. Bało się rozebrać czy wziąć prysznic, bo wiedziało, że ktoś może obserwować. Kobieta zamówiła ekipę specjalizującą się w demontowaniu podsłuchów i ukrytych kamer, ale mąż zainstalował je z powrotem. Wreszcie powiedziała stop i złożyła zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa oraz pozew o rozwód. Sprawa jest w toku, niestety w Polsce, a szczególnie w Warszawie, długo czeka się na termin rozprawy. W związku z pandemią bardzo wiele rozpraw jest odwoływanych, a to powoduje, że ofiary muszą jeszcze przez długi czas żyć w zamknięciu ze swoim oprawcą, który wie, że ofiara – czyli jego żona lub partnerka „doniosła” na policję.
Nie jestem w stanie wyobrazić sobie atmosfery, jaka musi panować w tych domach.
Nie wszyscy mają możliwość zamieszkania gdzie indziej. Kobieta, której mąż instalował kamery, takiej możliwości nie miała. Gdyby on nie podjął decyzji, że chce się wyprowadzić ze wspólnego miejsca zamieszkania, dalej mieszkaliby razem. Często mówię klientkom, które nie mają gdzie się wyprowadzić, by przemyślały opcję domu samotnej matki. Oczywiście ktoś, kto wcześniej żył w dostatku, a nawet luksusach, może mieć opory przed taką decyzją, jednakże tam jest przede wszystkim bardzo bezpiecznie, a życie w zamknięciu z osobą przemocową to czasem balansowanie na granicy wielkiej tragedii. I nie mówię tu wyłącznie o sytuacji, w której kat pozbawi życia lub poważnie uszkodzi zdrowie ofiary. Znana jest mi historia kobiety, która na skutek przemocy i braku wsparcia, a także zamknięcia w domu z mężem dopuszczającym się przemocy, postanowiła popełnić samobójstwo. Odratowano ją i umieszczono w szpitalu psychiatrycznym, w tym czasie jej mąż, zamiast jakkolwiek się zainteresować stanem żony, złożył pozew o eksmisję. Na szczęście sąd ten pozew oddalił.
Powiedzmy w takim razie, na czym polega przemoc nie-fizyczna?
Jak już wspomniałam, to przede wszystkim przemoc psychiczna i ekonomiczna. Ta pierwsza zawiera w sobie groźby i przymusy. Składa się na nią zwykle poniżanie, wyzywanie, szantażowanie, lekceważenie, straszenie, oskarżanie i obwinianie o wszystko („to twoja wina, że dziecko ma problemy w szkole”), wmawianie choroby psychicznej („jesteś nienormalna, zamknę cię w psychiatryku”), kontrolowanie korespondencji i spotkań, izolowanie od otoczenia, wymuszanie posłuszeństwa („beze mnie jesteś nikim, zabiorę ci dzieci”) często karanie poprzez milczenie.
Ostatnio klientka pokazała mi SMS-a od męża, który brzmiał: „Odbiorę ci wszystko, nawet chęć do życia”. To bardzo typowy przykład przemocy psychicznej. Druga forma przemocy, czyli przemoc ekonomiczna to często obsesyjne kontrolowanie finansów, wydzielanie pieniędzy, zabranianie podejmowania pracy („twoje miejsce jest w domu”), przy jednoczesnym obwinianiu za wydatki („jesteś darmozjadem”). Przemoc ekonomiczna to także zaciąganie kredytów bez zgody współmałżonka, zadłużanie rodziny, jak również niełożenie na utrzymanie rodziny.
Rozumiem, że z punktu widzenia prawa te wszystkie zachowania przemocowe są sobie równe.
Owszem, przemoc fizyczna, psychiczna to przestępstwa ścigane z urzędu – czyli prokurator i policja prowadzą postępowanie niezależnie od woli i zgody osoby pokrzywdzonej. Oznacza to również, że ofiara nie musi sama ich zgłaszać, a policja czy pracownicy socjalni są zobowiązani do podjęcia działania, jeśli otrzymają informację, że w danym domu dzieje się coś złego lub będą podejrzewać, że do przemocy doszło. To jednak tylko teoria, bo w praktyce rzadko kiedy podejmowane są działania bez wyraźnego zgłoszenia – często samej ofiary przemocy.
Nawet gdy osoby trzecie zgłaszają podejrzenie popełnienia przestępstwa, i tak kluczowym dowodem są zeznania ofiar, a te w Polsce często odmawiają zeznań albo odwołują je po jakimś czasie.
Niestety. Dzieje się tak dlatego, że w naszym kraju ofiary przemocy nie dostają należytego wsparcia i pomocy. Ich problemy są traktowane niepoważnie, a przesłuchania często powodują traumy. Moje klientki wielokrotnie stykały się z komentarzami, że „było im wygodnie”, „mąż dawał kasę, to siedziały cicho” itd. Takie zachowania są karygodne i pokazują niedostosowanie naszego systemu do opieki nad ofiarami przemocy. Niestety kobiety spotykają się z taką podwójną wiktymizacją nie tylko na komisariatach, ale również w sądach. Dla przykładu powiem o dwóch sprawach, które aktualnie prowadzę.
Jedna z moich klientek wniosła pozew o rozwód, w którym wniosła o: ustalenie kontaktów ojca z synem wyłącznie w formie telefonicznej, przyznanie alimentów na dziecko i pozbawienie ojca władzy rodzicielskiej nad 11-letnim synem. Powodem było to, że mąż od 15 lat stosował wobec niej przemoc psychiczną (poniżanie, kontrolowanie, obrażanie, chora zazdrość), fizyczną (rękoczyny, gwałty małżeńskie), a także ekonomiczną (zabraniał jej podejmowania pracy, kontrolował wszystkie wydatki). Z kolei wobec syna stosował przemoc psychiczną. Klientka poza pozwem o rozwód złożyła zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa znęcania się nad rodziną. Małoletni syn na wniosek prokuratora także został przesłuchany w obecności biegłego psychologa, który wydał opinię, że dziecko posługuje się językiem oraz pojęciami wykraczającymi poza swój wiek rozwojowy. W jego ocenie miało świadczyć o tym, że pewne wypowiedzi zostały mu narzucone przez osobę dorosłą i jego zeznań nie można uznać za wiarygodne. Matka chłopca jest osobą wykształconą, skończyła filologię polską, pracuje w wydawnictwie i na co dzień używa ładnej, poprawnej polszczyzny, a syn, spędzając z nią czas, przejął pewne nawyki. Ponadto dzieci dorastające w domach, w których stosowana jest przemoc, stają się nad wyraz dojrzałe, szybciej dorastają, co także sprzyja używaniu ” języka osoby dorosłej”. Moim zdaniem biegły podszedł do sprawy sztampowo i nie poświęcił należytego zaangażowania, być może właśnie ze względu na pandemię i większe obłożenie, a być może z innych powodów. W efekcie tej opinii prokuratura umorzyła śledztwo. Zostało złożone zażalenie i mam nadzieje, że sąd uchyli to postanowienie.
Druga sprawa dotyczy kobiety, która wraz z dwoma córkami uciekła od partnera. Mężczyzna stosował wszystkie rodzaje przemocy, nie tylko wobec niej, ale również córek. Klientka wystąpiła o rozwód i wyłączną opiekę nad małoletnią córką. Pozwany, partner klientki, złożył wniosek o zabezpieczenie kontaktów z małoletnim dzieckiem. Dziewczynka ma 15 lat i z własnej woli przed rozprawą napisała list z prośbą, by sąd nie zmuszał jej do kontaktów z ojcem, bo ona się go boi i odkąd wyprowadziły się z mamą z domu, żyje im się lepiej i spokojniej. Mimo to sąd zabezpieczył kontakty w toku sprawy i matkę zobowiązał do zawożenia dziecka w ustalone miejsce celem realizowania kontaktów. Na pierwszym takim widzeniu córka odmówiła wyjścia z samochodu, ojciec zawiadomił policję, ale funkcjonariusze nie mogli przecież zmusić dziewczynki do wyjścia. Do kontaktu nie doszło, choć samo to zdarzenie musiało być wielką traumą dla dziecka.
I dla matki.
Oczywiście. W procesie biegły psycholog stwierdził u matki zespół stresu pourazowego, a także wskazał, że „niezwykle ważne jest, aby od momentu, w którym kobieta zaczęła walczyć o swoją, jak i dzieci godność, otrzymała wsparcie od wszystkich instytucji, do jakich się zwróci”. Mimo tej opinii, jak również opinii dotyczącej dziecka, z której wynika, że zeznania dziecka odnośnie przemocy stosownej przez należy uznać za wiarygodne, sąd zabezpieczył kontakty z ojcem, a w dalszej kolejności oddalił zażalenie na postanowienie o ich zabezpieczeniu. Między innymi w tej sytuacji poleciłam kobiecie, by udała się do fundacji OPTA pomagającej bezpłatnie ofiarom przemocy. Otrzymała tam opiekę psychologiczną. Dziewczynka z kolei zakwalifikowała się do fundacji MEDERI pomagającej dzieciom, które długi czas były narażone na przemoc. To nie jedyne tego typu miejsca w Polsce, darmową opiekę oferują jeszcze m.in. Ośrodek Interwencji Kryzysowej czy Niebieska Linia. Absurdem jednak jest to, że kobiety niejednokrotnie muszą korzystać z takich miejsc po wtórnej wiktymizacji, jakiej doznały w instytucjach takich jak Sąd czy też Prokuratura, które powinny je chronić.
”Agresorzy to często wysoko funkcjonujący psychopaci, którzy odnoszą imponujące sukcesy zawodowe, są mistrzami sprawiania dobrego wrażenia. Ich pozycja, inteligencja, elokwencja pomagają im manipulować i wprowadzać w błąd np. organy ściągania”
Z czego wynika wtórna wiktymizacja w Polsce?
Chyba z braku świadomości na temat przemocy. I ze zbyt dużego przyzwolenia na nią. Jesteśmy jedynym krajem w Europie, który chce wypowiedzieć konwencję stambulską, która pomaga szybciej interweniować w przypadku przemocy domowej. Moim zdaniem w Polsce nie ma też adekwatnych kar dla sprawców przemocy. Pamiętasz taśmy opublikowane przez żonę byłego radnego PiS-u Rafała P.? On jej zrujnował życie, a sąd wydał wyrok dwóch lat pozbawienia wolności.
W marcu tego roku media donosiły, że Rafał P. w więzieniu nie spędził ani jednego dnia, bo sąd – nie wiedzieć czemu – nieustannie odracza wykonanie kary.
Warto też dodać, że agresorzy tacy, jak Rafał P. nie są jednostkowymi przypadkami. W swojej karierze słyszałam wiele podobnych nagrań. Mężczyźni syczeli do swoich partnerek słowa, w które trudno było uwierzyć, zważywszy na ich wysoką pozycję zawodową. Agresorzy to często wysoko funkcjonujący psychopaci, którzy odnoszą imponujące sukcesy zawodowe, są mistrzami sprawiania dobrego wrażenia. To mogą być biznesmani, prezesi, przedsiębiorcy, lekarze, prawnicy. Ich pozycja, inteligencja, elokwencja pomagają im manipulować i wprowadzać w błąd np. organy ściągania. Być może dobrym pomysłem byłoby, gdyby byłe ofiary przemocy, które dziś angażują się w działalność pomocową, przeprowadzały warsztaty z policjantami, sędziami zajmującymi się sprawami rodzinnymi, prokuratorami oraz biegłymi, podczas których mówiłyby o swoich doświadczeniach i uświadamiałyby, jakich „sztuczek” dopuszcza się oprawca, aby zmylić i manipulować otoczeniem oraz jak wygląda przemoc domowa od tzw. „kuchni”.
Czy jest coś, co na koniec chciałabyś powiedzieć kobietom, które doświadczają przemocy domowej?
Może nie tyle ofiarom, ile w ogóle ludziom. Często, słyszę: „Ja to bym odeszła, gdyby choć raz podniósł na mnie rękę”. Tymczasem ofiara przemocy zwykle czuje się zniewolona, bo od dawna jest poddawana bardzo wyrafinowanej manipulacji, jej poczucie własnej wartości jest żadne, podobnie jak poczucie sprawczości. Gdy tak poharatana psychicznie osoba idzie do sądu czy na policję i doświadcza wtórnej wiktymizacji, jej pierwsza myśl to: „Wycofaj się, nie dasz rady”. Nie chcę, by nasza rozmowa zniechęciła jakąkolwiek kobietę do zgłoszenia się po pomoc. W swojej pracy, prócz negatywnych przykładów, spotykałam się też z bardzo empatycznymi sędziami czy prokuratorami, nie mówiąc już o wspaniałych pracownikach organizacji pomocowych, którzy udzielają wsparcia prawnego i psychologicznego. Jednak do prawdziwej walki z przemocą potrzebne jest coś jeszcze, mianowicie zmiana postaw społecznych.
Mówienie o przemocy i otwartość na to, że sytuacja ofiary jest o wiele trudniejsza niż nam się wydaje. Nie oceniajmy i nie zamykajmy oczu, gdy tuż obok w jakiejś rodzinie jest przemoc. Często osoby powołane na świadków nie chcą zeznawać, twierdzą, że nie chcą się wtrącać, nie chcą sobie robić kłopotu. W każdej takiej sytuacji, pamiętajcie proszę, że bez tych świadków ofiara przemocy sobie nie poradzi i nie wygra walki o lepszą, nową przyszłość dla siebie i dzieci. Sąd i organy ściągania orzekają na podstawie dowodów, a świadkowie to najlepszy dowód.
Joanna Piątkowska – właścicielka Kancelarii Adwokackiej Joanna Piątkowska, członek Izby Adwokackiej, zastępca Rzecznika Dyscyplinarnego przy Okręgowej Radzie Adwokackiej.
Polecamy
Patricia Kazadi skonfrontowała się ze swoim oprawcą. „Popłakał się, bo sam ma dwie córki”
Gigantyczny popyt na wazektomię po wyborach w USA. Amerykanie obawiają się o dostęp do aborcji
Red Lipstick Monster odwraca narrację: „Był w krótkich spodenkach, więc klepnęłam go w tyłek”
ONZ bije na alarm: Liczba aktów przemocy wobec kobiet wzrosła o 50 proc.
się ten artykuł?