„Toksyczna pozytywność to rodzaj filtra blokującego rzeczywistość” – mówi Tomasz Żółtak, psycholog i psychoterapeuta
– Istnieje cała paleta toksycznych komunikatów. „Wszystko będzie dobrze”, „czas leczy rany” czy chociażby „nie płacz”. Toksyczne wskazówki spotkamy również w powtarzanych przez pokolenia mądrościach np.: „tyle dostajesz od losu, ile potrafisz udźwignąć”. Odbiorcy takiej formy komunikacji zamiast poprawy, zazwyczaj zaczynają czuć się gorzej. Mają poczucie zawstydzenia i tego, że zostali źle ocenieni. Toksyczna pozytywność zatem niesie za sobą fatalne konsekwencje dlatego, że m.in. zabrania przeżywania własnych emocji – mówi Tomasz Żółtak, psycholog i psychoterapeuta.
Ela Kowalska: Kiedy myślę o toksycznej pozytywności, to w pierwszej kolejności na myśl przychodzi mi taki amerykański styl bycia. Czyli w sytuacji, gdy ktoś mnie pyta: jak się czujesz? Jak leci? Ja, z przyklejonym do twarzy uśmiechem odpowiadam, że świetnie, mimo iż wcale nie jest dobrze.
Tomasz Żółtak: W tym, co pani powiedziała, jest bardzo dużo racji. Określenie toksycznej pozytywności po raz pierwszy pojawiło się w Stanach Zjednoczonych na początku XX wieku. Była ona wtedy opozycją do tego, co kalwiniści proponowali imigrantom przybywającym do USA. Jak spojrzymy na Stany przez pryzmat wyznania, to właśnie kalwiniści stanowili w tamtym okresie większość. Hołdowali dość surowym zasadom, potępiali wszelkiego rodzaju rozrywki. Ich duchowość była mocno związana z protestancką doktryną potępienia czy bycia niegodnym. W kontrze do tych norm, społeczeństwo wykreowało ruch pozytywności, który naturalnie zaczął zdobywać coraz więcej zwolenników.
Jak definiować pojęcie toksycznej pozytywności? Na czym ona polega?
Toksyczna pozytywność to rodzaj filtra blokującego rzeczywistość. To rady, do których teoretycznie możemy się dostosować, ale w danym momencie nie jesteśmy w stanie tego zrobić. Istnieje cała paleta takich toksycznych komunikatów. „Wszystko będzie dobrze”, „czas leczy rany”, „zawsze mogło być gorzej”, „nie poddawaj się”, „myśl pozytywnie”, „głowa do góry” czy chociażby „nie płacz”. Toksyczne wskazówki spotkamy również w powtarzanych przez pokolenia mądrościach np.: „tyle dostajesz od losu, ile potrafisz udźwignąć„ albo „tego kwiatu to pół światu”, „jak się nie przewrócisz, to się nie nauczysz”. Tego typu sformułowania można usłyszeć z ust znajomych, a nawet przyjaciół. Często staje się to także językiem komunikacji rodziców z dziećmi.
Zdarza się też, że kiedy los przynosi nam niepowodzenia, powtarzamy sobie te frazy w myślach. Odbiorcy takiej formy komunikacji zamiast poprawy, zazwyczaj zaczynają czuć się gorzej. Mają poczucie zawstydzenia i tego, że zostali źle ocenieni. Toksyczna pozytywność zatem niesie za sobą fatalne konsekwencje dlatego, że m.in. zabrania przeżywania własnych emocji. Skrajną postacią toksycznej pozytywności jest gastlightnig. Polega on na wmawianiu, że to, co czuję i jak czuję, nie powinno mieć miejsca, bo mamy zaburzenia lub chorobę. Taki przekaz niosą następujące sformułowania: „to, co mówisz, nie mieści się w głowie”, „powinieneś się leczyć”, „co ty tam wiesz”, „przywidziało ci się”. To wszystkie formy, które mają nam dać do myślenia, że nasz umysł nie pracuje dobrze.
Przyznam, że zdarzało mi się używać niektórych, przytoczonych przez pana, sformułowań. Działo się to m.in. wtedy, kiedy wsparcia szukali u mnie bliscy czy znajomi. I gdy mówiłam im np., że będzie dobrze, przemawiały przeze mnie pozytywne intencje i emocje wobec tej osoby. Nawet jeśli te frazy powtarzamy sobie w myślach, to zwykle również robimy to po to, aby się wesprzeć w trudnych chwilach. Zastanawiam się, w jakim aspekcie mamy tu do czynienia z toksycznością?
Bo wmawiamy truizmy osobie, która realnie potrzebuje naszego wsparcia. Zamiast towarzyszyć w trudnych emocjach, uznajemy, że te przeżycia w tym momencie są bez znaczenia. Używanie takich sformułowań jest destrukcyjne przede wszystkim dlatego, że wypierają one rzeczywistość. Przykładowo mówiąc „będzie dobrze”, unieważniamy to, że aktualnie jest źle. A osoba, którą w ten sposób pseudowspieramy, ma zastosować się do fikcji, której nie czuje i nie widzi.
Jak zatem powinno wyglądać wsparcie, które nie będzie toksycznie pozytywne?
Zacznijmy od postawy, jaką zajmujemy wobec potrzebującej osoby. Spróbujmy wykazać się empatią poprzez próbę zrozumienia i chęć towarzyszenia, tak by wyjść poza własne schematy i wiedzę. W innym przypadku doprowadzi to do przeświadczenia o własnej nieomylności i braku pokory. Mimo że w teorii to proste, schody zaczynają się w praktyce. Dzieje się tak dlatego, że jesteśmy uczeni, aby sobie radzić. Tymczasem nie podołamy wszystkim trudnościom.
Mam wrażenie, że czasami sięgamy po toksycznie pozytywne komunikaty dlatego, że sami jesteśmy trochę bezradni wobec tego, co czuje osoba szukająca u nas wsparcia. Powiedzenie komuś „wiem, co czujesz” w momencie, kiedy ta osoba doświadcza straty, a my nigdy takiej straty nie doświadczyliśmy, jest fałszem. Niezręcznie jest też przyznać się takiej osobie do tego, że nie wiemy, jak ją wesprzeć. Łatwiej więc w takiej sytuacji sięgnąć po wyświechtane „będzie dobrze”.
Są obszary i sytuacje, wobec których bardzo łatwo jest o bezradność. Np. rozmowy dotyczące żałoby, choroby, rozstań, trudnych relacji, straty pracy czy nawet kompleksów związanych z wyglądem. Stanowią one dużą trudność dla nie-profesjonalistów. Dzieje się tak, ponieważ w pierwszej kolejności, z automatu, próbujemy zdjąć ciężar z ramion osoby, która je przeżywa. Tyle tylko, że jest to niemożliwe, bo nie mamy takiej mocy. Specjaliści też jej nie mają. Natomiast można wesprzeć tę osobę w autentyczny sposób, ucząc się komunikacji, która jest pozytywna, a nie toksycznie pozytywna.
Może pan podać przykład takiej komunikacji?
Sprowadza się to do bazowych wyrażeń, które każdy powinien sobie przyswoić. Jeżeli mamy do czynienia z kimś, kto cierpi, możemy tej osobie zaoferować naszą obecność. Oczywiście, jeśli sami mamy na to przestrzeń. Najprostszą formą wyrażenia wsparcia będzie powiedzenie komuś „jestem tutaj obok ciebie”. Jeżeli ktoś dzieli się z nami jakimś trudnościami, to taka osoba zazwyczaj potrzebuje akceptacji tego, co się wydarzyło, oraz akceptacji faktu, że jest to dla niej wymagająca sytuacja. Warto więc powiedzieć: „wierzę ci w to, co czujesz”, „wierzę ci w to, co mówisz”, „wierzę ci w to, co widziałeś”. Z tych dwóch podstawowych sformułowań jesteśmy w stanie wyprowadzić całą rozmowę, która będzie dotyczyć tej trudnej sytuacji, ale jednocześnie dostarczy wsparcia tej osobie.
”Toksyczna pozytywność daje nam poczucie kontroli. Oczywiście, jest to iluzja kontroli, jednak pozwala nam zrzucić odpowiedzialność z nas np. na nasze myśli”
Myślę, że warto poruszyć również aspekt związany z tym, że sami wokół siebie zaczynamy wytwarzać aurę toksycznej pozytywności. Jakie czynniki temu sprzyjają?
Chociażby internet, który jest wszechobecny. Kultura mediów społecznościowych bardzo „pomaga„ tworzyć iluzję perfekcyjności. Obserwujemy, jak ludzie epatują perfekcjonizmem i szczęściem, jednocześnie gloryfikując różne frazy. „Good Vibes Only”, „wdzięczność”, „pozytywne myślenie” – m.in. te frazy bardzo często pojawiają się w postach np. w formie hasztagów. Momentami wręcz trudno się od tego oddzielić w taki sposób, aby nie wpaść w spiralę toksycznej pozytywności. Jeżeli na taki komunikat wystawione są osoby z niskim poczuciem własnej wartości, to naturalnie zaczynają one kupować ten falsyfikat. W konsekwencji zaczynają uprawiać toksyczną pozytywność w stosunku do siebie. W niedługim czasie staje się ona jedynym sposobem na życie, w którym dana osoba prezentuje światu i otoczeniu zupełnie inny obraz siebie, niż jest w rzeczywistości. Ludzie łapią się w pułapkę związaną z tym, że jeśli zderzą się z rzeczywistością – która jest trudna czy smutna w odbiorze – to muszą udawać, że wszystko jest ok.
Jakie są konsekwencje zapętlenia się spiralę toksycznej pozytywności i jej mantr?
Toksyczna pozytywność przede wszystkim marnuje kreatywność. To jest moja osobista refleksja jako obserwatora mediów społecznościowych. Te frazesy o wdzięczności, o byciu optymistycznym, o potrzebie samopomocy są powielane na różne sposoby i nie ma tam za bardzo nic oryginalnego. Życie w toksycznej pozytywności tworzy halucynacyjny świat. Świat, którego nie ma, świat, który jest pozbawiony cierpienia i trudności. Jeśli wpadnie się w tę spiralę, trzeba się liczyć z postępującym wypaleniem, ponieważ nie da się funkcjonować w rzeczywistości, którą cechuje nienawiść do prawdy. Tam, gdzie ta nienawiść do prawdy się pojawia, zaczynamy, w taki sekretny sposób, zabijać sami siebie. W konsekwencji czujemy się odizolowani i zawstydzeni, że to, co czujemy, nie powinno mieć miejsca. Tymczasem prawdziwą miarą naszej dojrzałości jest odbieranie rzeczywistości we wszystkich jej aspektach. Zarówno tych pozytywnych, jak i negatywnych.
To jest bardziej nienawiść do prawdy czy bardziej lęk przed tym, że jak się z tą prawdą zderzymy, to może się okazać, że sobie z nią po prostu nie radzimy?
Jedno i drugie. Z psycho-dynamicznego punktu widzenia toksyczna pozytywność jest w czystej formie mechanizmem obronnym, czyli czymś, co ma nas oddzielić od bolesnej rzeczywistości, której boimy się doświadczyć na poziomie uczuć i emocji.
Co zrobić, aby wyrwać się z toksycznej pozytywności i halucynacyjnego świata, który z jej pomocą sobie stworzyliśmy?
Psychoterapia jest dobrym sposobem na to, aby takie osoby poznały przyczyny, które sprawiają, że grzęzną w toksycznej pozytywności. Uwolnienie się od niej jest trudne, niesie ze sobą stratę, na którą nie ma się zazwyczaj ochoty. A to dlatego, że toksyczna pozytywność daje nam poczucie kontroli. Oczywiście, jest to iluzja kontroli, jednak pozwala nam zrzucić odpowiedzialność z nas np. na nasze myśli. Przykładowo, kiedy nam się coś nie uda, to zawsze można powiedzieć, że Bóg tak chciał albo że taka karma. Tworzenie tej iluzji kontroli to również mechanizm obronny. Aby to zrozumieć, trzeba to rozłożyć na czynniki pierwsze i zacząć wprowadzać do swojego życia zmiany – potrzebna jest psychoterapia.
”Istnieje cała paleta toksycznych komunikatów. „Wszystko będzie dobrze”, „czas leczy rany”, „zawsze mogło być gorzej”, „nie poddawaj się”, „myśl pozytywnie”, „głowa do góry” czy chociażby „nie płacz”. (...) Odbiorcy takiej formy komunikacji zamiast poprawy, zazwyczaj zaczynają czuć się gorzej. Mają poczucie zawstydzenia i tego, że zostali źle ocenieni. Toksyczna pozytywność zatem niesie za sobą fatalne konsekwencje dlatego, że m.in. zabrania przeżywania własnych emocji”
Czy pojawiają się w naszym życiu takie sytuacje, gdzie toksyczna pozytywność może być wskazana? Np. w przypadku przewlekle chorych?
W tym przypadku należy odróżnić toksyczną pozytywność od pozytywności. Samo pozytywne myślenie jest świetne, pod warunkiem, że rzeczywiście jest autentyczne. Czyli dopuszczamy realną nadzieję, która jest, a nie tę, która nam się wydaje, że mogłaby być. Należy jednak stanowczo podkreślić, że pozytywne myślenie nie leczy choroby. Nie może więc zastąpić farmakoterapii, psychoterapii i innych metod wsparcia opartych na dowodach. Pozytywne myślenie nie łagodzi objawów psychicznych, ale potrafi być atutem w chorobie. Po prostu łatwiej się zdrowieje, jeśli myśli się o sobie w sposób realny i autentyczny.
Gdzie zatem leży granica między pozytywnym myśleniem a toksyczną pozytywnością?
Myślę, że łatwo jest tę granicę wyczuć, jeśli poznamy intencje osoby, która daną radą chce się z nami podzielić. Jeżeli celem będzie zaprzeczenie rzeczywistości tylko po to, żebyśmy się lepiej poczuli, to takie zachowanie będzie obarczone toksyczną pozytywnością. Wszędzie tam, gdzie ktoś tworzy przed nami iluzję, zaprzeczenie, mamy do czynienia z toksycznością. Jeżeli chcemy rozmawiać i być ze sobą blisko, powinniśmy tworzyć autentyczne relacje, nawet jeżeli obarczone są one ryzykiem, że moglibyśmy kogoś urazić. Czasami też w relacji sami ze sobą tracimy czujność i świadomość tego, co tak naprawdę stanowi otaczającą nas rzeczywistość. Robimy tak dlatego, że jest łatwiej. To mechanizm obronny, jakiego używamy po to, aby sprawniej radzić sobie z rzeczywistością. Poprzez fałszowanie. Niestety fałszowanie tego, co realne, przynosi jedynie cierpienie.
Tomasz Żółtak, psycholog, psychoterapeuta. Prowadzi psychoterapię indywidualną, grupową młodzieży oraz dorosłych, a także psychoterapię par. Specjalizuje się w pracy z pacjentami doświadczającymi depresji, zaburzeń somatyzacyjnych, zaburzeń osobowości, kryzysów emocjonalnych oraz trudności w związkach. W pracy wykorzystuje elementy dialogu motywującego oraz psychodramy. Związany zawodowo z Kliniką PsychoMedic.pl.
Podoba Ci się ten artykuł?
Powiązane tematy:
Polecamy
Liczba przypadków depresji okołoporodowej podwoiła się w ciągu dekady. Badacze odkryli przyczyny
Filip Cembala: „Komu z nas nie brakuje ulgi w czasach zadyszki wszelakiej?”
„Co tam gwiazdeczko, nauczyłaś się?”. Julia Wieniawa gorzko o czasach szkolnych
Sara James porusza temat zdrowia psychicznego w najnowszym singlu. „Mam 15 lat i brak mi tchu” – śpiewa artystka
się ten artykuł?