Przejdź do treści

„Ludzie tak mnie wkurzają. Przecież można było zrobić to inaczej!”. Dlaczego ciągła racja to frustracja?

"Ludzie tak mnie wkurzają. Mam ochotę cały czas zwracać im uwagę". Ciągła racja to frustracja Pexels.com
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

Znowu jest okazja, aby komuś zwrócić uwagę, wytknąć błąd… Znasz to uczucie? Nieustanne udowadnianie, że mamy rację, może skutecznie popsuć humor. I to nie tylko krytykowanym, ale też krytykującym!

Hasło „Ciągła racja to frustracja” pojawia się między innymi w książce amerykańskiego psychoterapeuty Richarda Carlsona „Nie zadręczaj się drobiazgami”. Ten ceniony autor poradników zakłada, że w każdym z nas drzemie chęć, aby oceniać innych: kolegów, szefa, innych kierowców na drodze. Mało tego, lubimy nie tylko ich oceniać, ale też doradzać im, jak mają się zachować, i korygować ich działania. Powód jest prosty. Robimy to, aby poczuć się lepiej i dowartościować w ten sposób nasze ego. Czy jednak nie wydaje wam się to bronią obosieczną?

Dobry nastrój czyimś kosztem

– Oczywiście, łatwo kogoś skrytykować i błyskawicznie poprawić sobie nastrój jego kosztem – mówi psycholog Beata Jaroszewska.

– Ale to nie działa na dłuższą metę. Przypatrzmy się samym sobie. Nawet jeśli komuś pokażemy, że bezdyskusyjnie mamy rację, i okażemy w ten sposób naszą wyższość, to dobry humor nie przetrwa w nas długo. A uraz w naszym otoczeniu zostanie – dodaje psycholog.

Podobnie sprawa ma się z przypisywaniem sobie odpowiedzialności za wszystkie sukcesy. Słyszymy często, że sukces ma wielu ojców. – I wielu z nas zachowuje się właśnie jak ojcowie wszystkich sukcesów dookoła – tłumaczy Beata Jaroszewska.

– Zaproponowałam mężowi nowy system zawożenia dzieci do szkoły, zaplanowaliśmy go, zastosowaliśmy od nowego roku szkolnego, to coś się udało, a ja w rozmowie z koleżanką przypisałam sukces tylko sobie. Czy miałam rację? W moim subiektywnym odczuciu tak, ale bez mojego męża to by się po prostu nie udało – dodaje psycholog.

Co więcej, ciągła pogoń za posiadaniem racji zabiera dużo energii i zaangażowania. Może jest tak, że rozsądniej jest przeznaczyć je na coś innego, bardziej twórczego?

kobieta w pracy wieczorem

Od racji do zepsutych wakacji

Na sprawę trzeba spojrzeć jasno: nie chodzi tu o to, żebyśmy byli ulegli wobec innych, nawet tych gorzej przygotowanych merytorycznie od nas. Nie chodzi też o rezygnację z własnych poglądów.

– Posiadanie racji to świetna sprawa, powód do dumy i satysfakcji – mówi Jaroszewska. – Ale od posiadania racji jest bardzo krótka droga do upierania się przy swoim stanowisku za wszelką cenę. A za to płacimy już bardzo wysoką cenę. Wysoką, bo jest nią nasz spokój, często dobry humor i wdzięczność, z jaką fajnie jest patrzeć na świat. Znam takich, którym to zaciekłe upieranie się zepsuło niejeden urlop i niejedno spotkanie towarzyskie – wymienia ekspert.

Psychologowie i trenerzy czasami radzą swoim klientom, żeby ci dla próby zrezygnowali ze swoich racji i przez tydzień czytali gazety reprezentujące inny niż ich punkt widzenia. Liberałowie niech czytają konserwatywne teksty. I odwrotnie. Prawicowcy niech zajrzą na lewicowe strony internetowe.

– To wszystko można potraktować jak detoks od racji! Oczywiście nie chodzi o to, żeby zaraz zmieniać swoje poglądy, ale o to, żeby poszerzyć swoje horyzonty i wyćwiczyć wyrozumiałość – mówi Beata Jaroszewska.

Żeby to przełożyć na nasze życie, zróbmy kolejne ćwiczenia.

Zamień wrogów na niemowlaki!

– Wyobraź sobie wagę. Na jednej szali jest twoja skłonność do krytykowania innych, a na drugiej wyrozumiałość wobec nich – opowiada Jaroszewska.

– Spróbuj znaleźć miejsce równowagi między jednym a drugim. Dbaj o swoje zdanie i powiedz innym wprost, jeśli nie mają racji, ale bądź też wobec nich cierpliwy i podchodź ze zrozumieniem do ich niedoskonałości czy po prostu błędów – dodaje ekspert. Aby łatwiej to zrobić, można zastosować kolejne ćwiczenie ‒ wizualizację.

Można próbować potraktować wszystkich ludzi, których spotykamy, od partnera, przez szefa i kolegów z pracy, aż po tych, których spotykamy na drodze albo w banku, jako mędrców, którzy chcą nas czegoś nauczyć. Może w ten sposób koleżanka z biura, która upiera się przy swojej wizji projektu – mimo że twoje doświadczenie, twarde dane i intuicja sugerują, że ta wizja powinna wyglądać zupełnie inaczej – chce cię nauczyć wyrozumiałości i cierpliwości?

kobieta praca

Jest jeszcze bardziej szalona wersja tej techniki! – Gdy czujemy, że to my mamy rację, możemy sobie wyobrazić, że wszyscy, którzy nas otaczają, to stuletni staruszkowie i bezradne niemowlęta – podpowiada psycholog.

– Drobne niemowlę o niewinnym spojrzeniu nie może nam zaszkodzić i nie może mieć racji, powinniśmy potraktować je z uśmiechem i bez zbędnych nerwów – podpowiada Beata Jaroszewska. Podobnie jest ze staruszkami. – Mimo ich doświadczenia życiowego i mądrości ich podpowiedzi traktujemy zwykle jako nie do końca aktualne i przydatne. Łatwiej wybaczamy im brak racji, mniej nas drażnią ich pomyłki – dodaje psycholog.

Nawet zegar ma rację

To, co wskazaliśmy do tej pory, to techniki polegające na zmianie stosunku wobec innych. Są też takie chwile, gdy mamy w życiu maraton posiadania racji. I mamy też dołujące wrażenie, że nikt poza nami tego nie widzi i nie potrafi docenić. W takiej sytuacji psycholog podpowiada dwie taktyki działania.

– Możemy sami sobie robić nagrody, gdy czujemy, że dobrze sobie z czymś radzimy, na zasadzie poklepania samego siebie po ramieniu i powiedzenia sobie: „To była dobra robota!”. Druga taktyka to nabranie dystansu i zastanowienie się nad tym, czy nasza dzisiejsza racja będzie miała jakiekolwiek znaczenie za pół roku albo za rok. Jeżeli odpowiedź brzmi „nie”, to zejdźmy na ziemię i nie wyolbrzymiajmy naszej racji – mówi Jaroszewska.

Jak nabrać takiego dystansu?

Z pomocą może nam przyjść myśl, której autorem jest francuski poeta Jean Cocteau. Według niego fakt, że mamy rację, to niewiele, bo nawet stary, nieczynny zegar dwa razy na dobę też ma rację…

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy: