Dr Anna Kordala szuka leku na chorobę, na którą choruje 30 osób. „Mam świadomość, że każda zwłoka kosztuje kogoś jego życie”
– Mówi się, że choroby rzadkie może pojedynczo są rzadkie, ale razem ocenia się, że choruje na nie około 8 proc. populacji. Czyli mniej więcej tyle, ile w Polsce choruje na cukrzycę – mówi Anna Kordala, doktor Fizjologii Anatomii i Genetyki Uniwersytetu Oksfordzkiego, która w swojej pracy naukowej zajmuje się badaniem chorób rzadkich, szukaniem leków i terapii genowych.
Anna Korytowska: Doktor Fizjologii, Anatomii i Genetyki Uniwersytetu Oksfordzkiego, dyrektor Fundacji Cure HSPB8, dyrektor naukowa Fundacji SMA. Jak trafiłaś do miejsca w karierze, w którym jesteś teraz?
Dr Anna Kordala: Pochodzę z Łodzi, gdzie studiowałam farmację, ale szybko zorientowałam się, że to nie jest droga dla mnie, dlatego skręciłam w stronę badań naukowych. Trochę przypadkiem wylądowałam w programie BioLab w Stanach Zjednoczonych, w dziedzinie badań podstawowych, który utwierdził mnie w przekonaniu, że chcę mieszkać i działać w Europie. Po skończeniu studiów wiedziałam, że chcę zrobić doktorat z genetyki w Anglii. Mój mąż dostał pracę w Oksfordzie, ja zatrudniłam się jako laborantka na University of Oxford. Tak wylądowałam w grupie badawczej, która zajmowała się badaniami nad SMA, rdzeniowym zanikiem mięśni. I to właśnie w tej grupie zrobiłam doktorat.
Poczułaś wtedy, że to jest obszar, którym chcesz się zajmować?
Tak, zawsze interesowały mnie choroby neurologiczne i pokrewne, chciałam też pomagać dzieciom, mam do nich dużo empatii. Zależało mi na tym, żeby pracować nad czymś rzadkim, bo lubię zajmować się tematami, nad którymi mało kto pracuje. Myślę sobie, że jak ja się tym nie zajmę, to nikt inny tego nie zrobi. Podczas robienia doktoratu z genetyki badałam mechanizmy choroby i szukałam nowych terapii. Brakowało mi jednak czynnika ludzkiego, chciałam być bliżej osób, których moje badania dotyczą.
Stąd współpraca z Fundacją SMA?
Sama odezwałam się do fundacji. Widziałam, że tworzą ją rodziny osób z SMA, ale nie ma osoby odpowiedzialnej za stronę naukową. I tak zaczęłam od pisania tekstów popularno-naukowych dla rodzin osób chorujących na SMA.
A potem przyszła pandemia, a wraz z nią wszystkie spotkania przeniosły się do internetu. Mogłam brać udział w rozmowach dotyczących refundacji terapii genowej, wprowadzenia przesiewu noworodków i tym sposobem zostałam dyrektor naukową. Jestem przekonana, że dzięki Fundacji i kontaktowi ze społecznością SMA jestem lepszym naukowcem. Inaczej się pracuje, jak się wie, dla kogo się pracuje. Znam naukowców, którzy potrafią pracować dekadę nad lekiem i nie spotkać żadnego chorego.
Warto zaznaczyć, że Polska ma naprawdę świetny program leczenia SMA, wszystkie trzy leki są refundowane, a wszystkie są bardzo drogie. Co roku dzięki przesiewowi Polska wyłapuje około 45 chorych dzieci, a szybko wdrożone leczenie jest w stanie zapobiec ich ciężkiej niepełnosprawności. Jak choruje dziecko, choruje cała rodzina. Choroba wpływa na wszystko – zdrowe rodzeństwo, rodziców, plany dotyczące kolejnych dzieci.
A jak to się stało, że zostałaś dyrektor Cure HSPB8, nonprofitu, który szuka leku dla 30 osób?
Jak zwykle ciekawe wyzwania przydarzają się trochę przypadkiem, ale trzeba im pomóc. Po skończeniu doktoratu nadal pracowałam naukowo na Uniwersytecie Oksfordzkim, ale powoli rozglądałam się za ścieżką kariery poza środowiskiem akademickim. Będąc na urlopie macierzyńskim, wzięłam udział w programie mentoringowym Fundacji Polonium. Dzięki udziale w nim poznałam moją mentorkę (pozdrawiam, Karolina), która połączyła mnie z osobą chorującą na chorobę ultrarzadką – miopatię HSPB8. Razem założyliśmy Fundację, którą ja na co dzień prowadzę. Oficjalnie działamy od początku kwietnia tego roku, z bazą w Stanach. Naszym celem jest znalezienie terapii na tą ultrarzadką chorobę, ale też dotarcie do innych chorych, bo jestem przekonana, że na świecie żyje wiele osób z tą chorobą, które są niezdiagnozowane lub są zdiagnozowane błędnie. To jest właśnie jeden z ogromnych problemów rzadkich chorób.
Że nie są diagnozowane? W jednym z wywiadów powiedziałaś, że indywidualnie są rzadkie, ale kolektywnie są częste.
Mówi się, że choroby rzadkie może pojedynczo są rzadkie, ale razem ocenia się, że choruje na nie około 8 proc. populacji. Czyli mniej więcej tyle, ile w Polsce choruje na cukrzycę. Najnowsze badania pokazują, że wszystkich chorób rzadkich jest ponad 10 tysięcy. 95 proc. z nich nie ma niestety żadnego leczenia. Większość z tych chorób jest genetyczna. Teraz mamy coraz więcej nowych metod, jesteśmy w stanie przeczytać dokładnie litery w naszym genomie, czyli wykonać tak zwane sekwencjonowanie genomu, co jest bardzo pomocne w diagnozie chorób genetycznych. Wyzwaniem jest znalezienie leczenia, terapii genowej czy innej przyczynowej.
Na choroby rzadkie chorują głównie dzieci, aż 70 proc. tych chorób objawia się w wieku dziecięcym. 30 proc. dzieci dotkniętych chorobą rzadką umiera przed 5. urodzinami. Żeby ruszyły poważne badania w kierunku choroby rzadkiej, zwykle musi trafić się silnie zaangażowana osoba albo cała rodzina. Skrzykują innych chorych, znajdują badaczy i działają. Z SMA też tak było w latach 90.
”Na choroby rzadkie chorują głównie dzieci, aż 70% tych chorób objawia się w wieku dziecięcym. 30% dzieci dotkniętych chorobą rzadką umiera przed 5. urodzinami. Żeby ruszyły poważne badania w kierunku choroby rzadkiej, zwykle musi trafić się silnie zaangażowana osoba albo cała rodzina”
I tak jest w przypadku inicjatora Cure HSPB8.
Dokładnie, Todd jest pacjentem. Choroba, która go dotknęła, miopatia HSPB8 (HSPB8 Myopathy), dotyka aż 50% osób w każdym pokoleniu w rodzinie chorego. To ultrarzadka przypadłość, opisana pierwszy raz w 2015 roku. Objawia się koło 20., 30. roku życia. To znaczy, że przez tyle lat osoba żyje z tykającą bombą, bo widzi innych dotkniętych nią członków swojej rodziny, ale sama nie wie, czy choroba też ją dotknie. Kiedy symptomy się pojawiają, młoda osoba traci siły i nic nie można na to poradzić. Z pełnosprawnej osoby staje się osobą z niepełnosprawnościami. Na ten moment niewiele można na to poradzić.
Twoim zdaniem możliwa jest zmiana tej sytuacji?
Tak, i to jest ogromne wyzwanie, chociaż jestem pozytywnie zaskoczona, ponieważ z roku na rok jest coraz więcej inicjatyw zajmujących się chorobami ultrarzadkimi czy medycyną personalizowaną. Myślę, że 10 lat temu stalibyśmy przed jeszcze trudniejszym zadaniem.
Rozpoczęliśmy współpracę z firmą założoną przez muzyka, którego córka ma ultrarzadką chorobę. Po różnych perturbacjach znalazł on inwestora, który też miał córkę z rzadką chorobą i tak powstała firma, której celem jest wynalezienie leków na choroby ultrarzadkie, zwana Everlum Bio. Teraz łączymy siły, żeby w pierwszym etapie stworzyć dla naukowców narzędzia do pracy nad miopatią HSPB8. Musimy mieć czym testować potencjalne leki. W planach mamy zarówno rozwój leku oryginalnego, jaki repozycjonowanie zarejestrowanych już leków (drug repurposing study).
Na czym polega repozycjonowanie leków?
To system, który może być bardzo pomocny rodzicom dzieci chorych na nieuleczalne choroby rzadkie. Jeżeli miałabym bardzo ograniczone fundusze, to przeznaczyłabym je właśnie na repozycjonowanie leków. Polega to na tym, że testuje się leki, które są zatwierdzone już na jakąś inną jednostkę chorobową, na przykład nadciśnienie, albo substancje, które kiedykolwiek były testowane na człowieku w badaniach klinicznych, aż do około 10 tysięcy cząsteczek. Oprócz tego pobiera się komórki od chorego i komórki kontrolne, i testuje te wszystkie leki w kontekście tej nieuleczalnej choroby. Jeśli któraś cząsteczka sprawia, że komórki chorego zaczynają wyglądać lub zachowywać się jak zdrowe, to jest znak, że dany lek może okazać się pomocny w danej chorobie. To najszybsza metoda, żeby zidentyfikować lek, który jest bezpieczny i ma potencjał terapeutyczny. Może być nawet tak, że lek jest dostępny w aptece.
”W przypadku chorób genetycznych jedyną metodą „wyleczenia” byłaby edycja genu w ciele chorego, nad czym też są prowadzone intensywne badania. Ale to też otwiera bardzo dużo pytań natury etycznej”
Rozmawiałam z mamą dziecka, które zostało zdiagnozowane jako pierwsze na świecie na jedną z rzadkich chorób. Jednym z charakterystycznych objawów choroby było to, że dziewczynka nie mogła spać w nocy, bo miała bezwolne, gwałtowne ruchy. Kiedy ta kobieta zaczęła pisać w mediach społecznościowych o charakterystycznym przypadku i objawach swojej córki, znalazła inne 300 osób z podobnymi objawami. Wspólnie z rodzinami chorych zainwestowali w repozycjonowanie leków i znaleźli cząsteczkę, która sprawiała, że bezwolne ruchy ustały, a dziecko (i cała rodzina!) mogło spać spokojnie. To oczywiście drogi, długi i żmudny proces, ale nadal najszybszy i najtańszy.
Tak jak mówiłam, często rodziny, w których występują choroby rzadkie, są zdane same na siebie. Niestety, ze względów komercyjnych wielkie firmy farmaceutyczne zwykle nie są zainteresowane tak rzadkimi chorobami. Ich zainteresowanie tym obszarem wzrosło na przestrzeni ostatnich lat, ale nadal oczywiście uwaga skupia się na częstszych i lepiej przebadanych chorobach, jak na przykład wcześniej wspomnianym SMA.
I to dlatego leki, w tym na SMA, są tak szalenie drogie?
Na przykładzie leków na SMA – to są leki oryginalne, które przeszły wszystkie etapy badań, kosztujących setki milionów dolarów. Populacja, która lek może przyjąć, to nie są miliony osób, tylko tysiące, ewentualnie dziesiątki tysięcy. Jednostkowy koszt leku jest wyższy dlatego, że jest mniej potencjalnych pacjentów, a ceny niestety ustawiane są pod rynek amerykański. Ale z czasem niektóre leki będą traciły wyłączność rynkową, przez co jest nadzieja, że będą tańsze.
A jaki cel tobie, jako naukowczyni, przyświeca przy okazji badań i tematów, którymi się zajmujesz?
W chorobach rzadkich panuje ogromne poczucie, że rozwój leków to pilna sprawa. Że nie można podążać tradycyjną ścieżką ich rozwoju, bo ta metoda jest za droga i zbyt powolna. Trzeba znaleźć metody szybsze, bardziej wydajne i skuteczne. Technologia jest na wyciągnięcie ręki, medycyna spersonalizowana się rozwija i chcę mieć w tym swój udział, żeby pilnie komuś pomóc. Mam świadomość, że każda zwłoka kosztuje kogoś jego życie.
”Inaczej się pracuje, jak się wie, dla kogo się pracuje. Znam naukowców, którzy potrafią pracować dekadę nad lekiem i nie spotkać żadnego chorego”
Rozwój medycyny i technologii będzie umożliwiał coraz to nowsze badania?
Na pewno. Sekwencjonowanie genomu funkcjonuje od mniej więcej 20 lat, ale teraz jest coraz tańsze, a dzięki temu bardziej dostępne. W Polce nie jest to łatwe, ale da się zdobyć to badanie na NFZ. Pierwszy problem w przypadku chorób rzadkich to diagnoza. Często mówi się o odysei diagnostycznej, bo jej szukanie może trwać dekadami. To okrutne i frustrujące. Rozwój medycyny będzie postępował, sztuczna inteligencja pomoże, mamy możliwości manipulowania ludzkimi genami. Mówi się, że jesteśmy u progu nowej ery, jeśli chodzi o terapie genowe, że możemy oczekiwać eksplozji ich liczby w nadchodzących dekadach. Pewnie na początku na te bardziej popularne albo „łatwiejsze” do leczenia choroby.
Zastanawiam się czego, jako społeczeństwo, nie wiemy o chorobach rzadkich, a co wiedzieć powinniśmy.
Nie zdajemy sobie sprawy, jak są częste. Że dotykają jedną na dziesięć osób. I że wśród naszych znajomych czy rodziny na pewno jest osoba na taką chorobę chorująca, chociaż może sobie z tego jeszcze nie zdawać sprawy. Są te bardziej łagodne i te bardziej agresywne, a część z nich jest niewidzialna. Ktoś może powiedzieć: nie widać, że jesteś chora, nie wyglądasz. Niepełnosprawność kojarzy nam się z wózkiem albo laską, tymczasem są niepełnosprawności, których na pierwszy rzut oka zupełnie nie widać.
Czy w przypadku chorób rzadkich mówimy o szukaniu leku na wyleczenie, czy leczenie?
To bardzo zależy. Znowu na przykładzie SMA – mamy chore dziecko, mamy przesiew i diagnozę. Zaczynamy podawać lek. Przyjmijmy optymistyczną wersję, że dziecko nigdy nie ma objawów. Jest wyleczone? Nie ma objawów, ale ma nadal mutację genu, którą przekaże swojemu dziecku w przyszłości, więc na poziomie genetycznym nie jest wyleczone. W przypadku chorób genetycznych jedyną metodą „wyleczenia” byłaby edycja genu w ciele chorego, nad czym są prowadzone intensywne badania. Ale to też otwiera bardzo dużo pytań natury etycznej. Czy możemy edytować tylko uszkodzone geny, odpowiedzialne za choroby, czy również te dotyczące wyglądu i preferencji. To będzie bardzo trudna decyzja, z którą świat będzie musiał się zmierzyć.
Jakie masz naukowe cele?
Chciałabym pomóc jak największej liczbie osób, to jest mój cel i marzenie. Po wielu latach przeprowadzam się z powrotem do Polski i chcę pomagać również polskim rodzinom.
I tak, jak mówiłaś na początku, utrzymać silną pozycję Polski w leczeniu SMA.
I przełożyć to na inne choroby. Ponieważ również w Polsce istnieją fundacje założone przez rodziców, które prężnie działają na rzecz rozwoju leku na nieuleczalną chorobę swoich dzieci. We wrześniu odbędzie się pierwsza tego typu w Polsce konferencja zrzeszająca to środowisko, organizowana wraz z lekarzami i naukowcami z całego świata.
Zobacz także
„Niektóre osoby z tym zaburzeniem nie potrafią rozpoznać nawet własnej twarzy”. O prozopagnozji mówi neurolożka Joanna Piotrowska
„W tej chorobie guzy mogą ważyć kilkadziesiąt kilogramów i niesamowicie boleć” – mówi Dorota Korycińska ze Stowarzyszenia Neurofibromatozy Polska
Magdalena Jutrzenka o refundacji Zolgesmy: „Ta terapia to prawdziwy game changer w leczeniu SMA”. Lekarka wyjaśnia, co z dziećmi nieobjętymi refundacją
Polecamy
28-latek zmarł w trakcie leczenia zębów. Rodzina domaga się odszkodowania
Baby boomersi żyją dłużej, ale „będą spędzać więcej lat z niepełnosprawnością”. Niepokojące badanie pokolenia dzisiejszych 50- i 60-latków
„Choroba jest tylko niewielką częścią tego, kim jestem”. Sammy Basso zmarł w wieku 28 lat
„Pierwszy atak był dla nas zaskoczeniem, bo mój syn świetnie się rozwijał” – mówi Jolanta Kuryło, pomysłodawczyni kampanii „Uwaga – to jest napad!”
się ten artykuł?