Przejdź do treści

„Empatia jest naszym naturalnym odruchem. Ale musimy zachować kawałki normalności” – apeluje psycholożka

Pomagając nie wolno zapominać o sobie
Fot. Piotr Doweyko
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

Wielu z nas wprost rzuciło się na pomoc uchodźcom z Ukrainy. Polacy chętnie przyjmowali i nadal przyjmują ich do swoich domów, karmią, budują bezpieczną przystań. Na forach pomocowych niekiedy wybrzmiewa jednak rozczarowanie, ludzie narzekają na brak energii albo pieniędzy na dalszą pomoc. Jak więc pomagać, żeby się nie wypalić? Pytamy o to psycholożkę Annę Górską z Olsztyna.

Aleksandra Tchórzewska: Polacy są na językach całego świata: otwarci dla Ukraińców, pomocni, solidarni. Czym można wytłumaczyć ten zryw narodowy?

Anna Górska: W pewnym sensie utożsamiamy się z uchodźcami z Ukrainy. Płynie w nas ta sama słowiańska krew. I w wielu z nas kiełkuje myśl: „To mógłbym być ja”. Ogromna mieszanka współczucia połączyła się z myślą, że mogło to spotkać nas. Chcielibyśmy, aby nam też pomagano, gdyby nas to spotkało. Tu nie ma egzotyki, Ukraińcy to nasi bracia. Przeżyliśmy też ogromny szok. Kiedy rozmawiam z dorosłymi, słyszę, że nikt się takiej wojny nie spodziewał. I że na to niewyobrażalne cierpienie, jakim jest wojna, trzeba w sposób niewyobrażalny zareagować. Pomaganie innym wywołuje też w nas poczucie ulgi, jest formą radzenia sobie z napięciem. Empatia jest także naszym naturalnym odruchem.

Otworzyliśmy nasze domy, lodówki, szafy… Oddaliśmy swój czas i energię. Co zrobić, żeby nasze zasoby za szybko się nie skończyły?

W tym pierwszym zrywie było sporo spontaniczności. W wielu sytuacjach nie było próby oszacowania, ile nas ta pomoc będzie kosztowała. Reagowaliśmy natychmiast. Psychologia mówi, że pierwszą fazą reagowania na kryzys jest faza dezorganizacji. Nasze działania wtedy bywają chaotyczne. Dopiero później następuje adaptacja do tego kryzysu. Tragizm sytuacji polega na tym, że my jesteśmy już po poprzednim kryzysie: pandemicznym. Przeszliśmy wtedy właśnie przez fazę dezorganizacji, później zaadaptowaliśmy się do tej sytuacji. A jako że pandemia się przedłużała, przeszliśmy w końcu w fazę wyczerpania. I teraz na tę fazę wyczerpania, w drugim roku pandemii, nałożył się nowy szok i nowa dezorganizacja: wojna tuż obok. Nasze układy nerwowe są przestymulowane i zmęczone. Naszym priorytetem musi być teraz dbanie o siebie. Pomagając innym, musimy mieć na uwadze, że bez regularnego samodbania, wzmacniania, bardzo szybko się wypalimy. Musi być cykl:  dbam – pomagam – szukam form pomocy – odpoczywam. Nie wolno czekać miesiąc, dwa lub trzy na moment, kiedy można będzie odpocząć. Z pewnością są osoby, które podjęły decyzję o pomocy w wyniku odruchu serca. Część z nich może mieć teraz wątpliwości lub masę emocji, których się nie spodziewały. I to nie znaczy, że zrobiły źle.

Co mogą teraz zrobić?

Powinny teraz te sprawy sobie poukładać. Poszukać wsparcia dla siebie, dowiedzieć się, jak pomagać ludziom z traumą, takim, którzy nie okazują wdzięczności tak, jak by chcieli. Dowiedzieć się co robić, kiedy zaczynają się kończyć nasze finanse czy nasze siły. Warto poszukać osób, które wesprą nas w pomaganiu uchodźcom.

Najważniejsze, to nie mieć wyrzutów sumienia, że robię coś dla siebie. To jest czas, kiedy widzimy masę potrzeb innych osób.  Wyświechtana metafora o maseczce tlenowej, którą musimy najpierw sobie założyć, a potem komuś, tutaj się sprawdzi. Nawet w czasie wojny i największych kryzysów, mamy prawo sprawiać sobie przyjemność, żeby potem mieć z czego czerpać do dawania innym.

A jeśli jeszcze przed nami decyzja, czy przyjąć uchodźców do domu?

Zakładam, że taką kwestią należy zawsze przedyskutować z rodziną. Jeśli jesteśmy jako rodzina w dużym kryzysie, to być może nie jest to moment, w którym ta forma pomagania i zaangażowania będzie prawidłowa. Warto oszacować, czy podołamy, jeśli sami nie mamy względnej stabilizacji. Może warto wtedy wybrać inną formę pomagania? Dostrzegam, że niektórzy mają wyrzuty sumienia: a to dlatego, że za mało pomagają, a to dlatego, że nie przyjmują uchodźców pod swój dach. Takie poczucie winy nie jest wspierające. Jeśli jednak się decydujemy na pomoc, to warto poduczyć się w tej kwestii. Bo zachowania uchodźców mogą być chaotyczne, mogą oni nie chcieć wielu rzeczy robić z nami. Musimy też zacząć pytać, jakiego wsparcia ta druga osoba potrzebuje. Bo nasz pomysł na wspieranie może być nieadekwatny do jej potrzeb. Warto sobie uświadomić, że mamy prawo o wiele rzeczy pytać . Bo my nie musimy wszystkiego wiedzieć i być przygotowani na wszystkie scenariusze. Możemy szukać wsparcia na zewnątrz i poprzez zadawanie pytań typu: „Czego potrzebujesz?”.

Kobieta siedzi na przystanku

Jedna z forumowiczek pisała, że czuje wyrzuty sumienia. Przyjęła pod swój dach uchodźców, a wychodzi do pracy, idzie do przedszkola po dziecko… A przecież powinna się nimi zająć.

Psychologia mówi o pułapkach nadidentyfikacji. Gdyby psycholog brał odpowiedzialność za każdego, komu pomaga, to nie byłby w stanie pracować. Musimy stawiać granice. Nasi goście z Ukrainy też potrzebują sprawczości. Nie chcą mieć wszystkiego podanego na talerzu. Im też tak będzie lepiej. Najważniejsze to nie mieć wyrzutów sumienia, że robię coś dla siebie. To jest czas, kiedy widzimy masę potrzeb innych osób. Wyświechtana metafora o maseczce tlenowej, którą musimy najpierw sobie założyć, a potem komuś, tutaj się sprawdzi. Nawet w czasie wojny i największych kryzysów, mamy prawo sprawiać sobie przyjemność, żeby potem mieć z czego czerpać do dawania innym. To też ważne w temacie rodziców i dzieci. Jako psycholog czuję, że trudniej jest dorosłym niż dzieciom. Dorośli muszą szczególnie o siebie dbać, żeby ich emocje, lęki i przerażenie nie udzielały się dzieciom. Dzieci wchodzą do mojego gabinetu i wnoszą głównie niepokój swoich rodziców. Widzą, że rodzice się boją. Poruszyło mnie, kiedy  wolontariuszka na jednym z forów internetowych szukała osoby, która zrobi hybrydy Ukrainkom. Ktoś może powiedzieć, że to nie jest pierwsza potrzeba. „Co to za pomysł?!”. Ale pamiętajmy, że zarówno my, jak i oni, nadal jesteśmy ludźmi, którzy chcą zachować kawałki normalności, zadbać o siebie.  I że różne formy wspierania są na miejscu.

 


Anna Górskapsycholożka, terapeutka zaburzeń dzieci i młodzieży w nurcie poznawczo-behawioralnym, związana z Olsztyńskim Instytutem Psychoterapii i Warmińskim Centrum Psychoterapii oraz z oświatą – wspiera uczniów i nauczycieli. Pomaga rodzicom w radzeniu sobie z ich wyzwaniami.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy: