Przejdź do treści

Kryzysy psychiczne młodzieży nie rodzą się same

Kryzysy psychiczne młodzieży nie rodzą się same / Pexels
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

Trzy rzeczy niszczą dzieci. I są to rzeczy, które fundujemy im my, dorośli, opiekunowie i kochający rodzice. Wszystkie budzą pozytywne skojarzenia, więc ciężko jest zidentyfikować je jako negatywne. Są nimi: ideał, szczęście, nadopiekuńczość.

Kryzysy dzieci i młodzieży są jednym z najbardziej ważkich tematów poruszanych przez dorosłych. „Dlaczego jest tak źle, skoro oni mają lepiej niż my, kiedy byliśmy w ich wieku?” – pytają rodzice, nauczyciele, specjaliści. Błąd tkwi jednak w tak postawionym pytaniu. Wcale nie mają lepiej.

Koleżanka chce wierzyć, że wszystkiemu winien jest internet. Że to on opętał dzieciaki, które w sieci szukają wskazówek, jak zrobić sobie krzywdę. Chciałaby znaleźć kozła ofiarnego i mieć głowę wolną od poczucia winy, tyle że kozioł ofiarny się nie sprawdza. Potwierdzają to badania dotyczące internetu prowadzone od ponad dekady (m. in. przez EU Kids Online – największą w Europie sieć badań porównawczych, czy ySKILLS, które zajmują się kompetencjami i umiejętnościami cyfrowymi młodych ludzi).

Nie może więc umyć rąk i powiedzieć – sieć porwała dziecko.

Część z nas, nawet o tym nie wiedząc, pcha swoje latorośle ku kryzysom. Wszystko przez brak wiedzy, wszystko w dobrej wierze, wszystko by pomóc młodemu człowiekowi.

Mój ty ideale

Rodzi się dziecko, idealne i doskonałe. Mówimy mu to od pierwszych chwil. Kojarzymy miłość bezwarunkową z komplementami, wiedząc, że miłość bezwarunkowa rodzica zaprocentuje w przyszłości, sprawi, że z maleństwa wyrośnie silny człowiek. Każdy z nas życzyłby sobie takiej miłości. Wróćmy jednak do słów: „Mój ty idealne! Mój geniuszu! Mój ty królu! Królowo ty moja! Jesteś: najpiękniejszy, najmądrzejszy, najwspanialszy, najinteligentniejszy…”. I tak bez końca, dziecko słyszy litanię na swój temat.

Dziewczyna

Na początku dobrze mu z nią, choć ciągle powtarzana, traci na wartości. Nieważne w niej nie stają się słowa, tylko mantra: „naj”. Maluch trafia do przedszkola. Tam poznaje życie społeczne, o ile wcześniej nie był w żłobku. Nagle jego tron zaczyna trząść się w posadach. Porównuje się. Sprawdza. Obserwuje. Okazuje się, że nie robi wszystkiego najlepiej. Że Ola ładniej rysuje, a Krzyś lepiej konstruuje wieże. Potem, w szkole, jest tylko gorzej. A przecież rodzice wmawiali mu, że taki genialny. Tymczasem nie czyta tak szybko jak Halinka, Kacper umie lepiej liczyć… Rodzice kłamali? Przecież tata i mama nie kłamią! Dziecko więc myśli: zawodzę ich. Zawodzę każdego dnia, bo nie spełniam oczekiwań bycia „naj”.

W miarę dorastania tych zawodów jest więcej, bo pula porównań rośnie. W końcu przychodzi depresja, bo ileż można starać się sprostać ideałowi. A przecież jego nigdy nie było. Idealne są tylko dzieła sztuki, nie ludzie.

Na pewno będziesz szczęśliwy

Myślę, że nie ma takiego rodzica na świecie (wyjątek stanowią ci, którzy mają różnego rodzaju stany chorobowe i zaburzenia), który nie chciałby dla dziecka najważniejszej rzeczy: szczęścia. I rodzic robi wszystko, żeby potomek był szczęśliwy, łącznie z odciążaniem go od obowiązków domowych, bo przecież: ma się „tylko” uczyć.

Wmawiamy dzieciom, że będą szczęśliwe, i mówiąc tak, okłamujemy je. Okłamujemy cały czas, bo nie ma czegoś takiego jak szczęście, które trwa nieprzerwanie. Czasem słońce, czasem deszcz – jak w pogodzie – w życiu bywają momenty dobre i złe. Tak jak można cieszyć się dobrymi chwilami i starać się, by radość trwała jak najdłużej, tak ważne jest, żeby umieć schować się przed deszczem smutków. Bo one się pojawią, tak jest skonstruowany i świat, i człowiek. Nie można przejść przez życie suchą stopą, nie można się nie ubrudzić bólem. Smutek, nieszczęście, żałoba są naturalną częścią życia. Zamiast udawać, że nie istnieją, albo chronić dziecko przed nimi, lepiej dać narzędzia, które pomogą małemu człowiekowi poradzić sobie w trudniejszych momentach.

Podam kilka przykładów z własnego podwórka: nieuleczalne chory pies Stasia został uśpiony, ale rodzice nie chcąc, żeby synek cierpiał, powiedzieli mu, że zwierzę pojechało na operację do weterynarza. Dziecko czeka na swojego pupila już dwa lata.

Znajoma straciła pracę, ale nie mówi o tym 8-letniej Marysi, żeby jej nie zasmucać. Dziewczynka widzi, że coś jest nie tak, ale nie wie co. Płacze codziennie przed zaśnięciem, bo jest przekonana, że mama ma raka i umrze.

„Kłócicie się?” – pyta nastoletni Michał, wchodząc do salonu i słyszy odpowiedź: „Nie. Idź do swojego pokoju”. A przecież wystarczyło powiedzieć prawdę, że tak, kłócimy się, bo mamy różne zdanie, ale pogodzimy się w końcu, dogadamy. Nie nasza pierwsza i nie ostatnia kłótnia. To nie koniec świata, ludzie mają różne zdanie na różne tematy.

Odmawiamy dzieciom prawdy. Odmawiamy każdego dnia, okłamując je w małych i dużych sprawach, a wystarczyłoby nie oszukiwać, tylko tłumaczyć rzeczy odpowiednim dla dziecka językiem: inaczej trzylatkowi, inaczej szesnastolatkowi.

Ulotne płatki śniegu

Na nastolatki i młodych dorosłych mówi się, że mają swoją tożsamość – tożsamość płatków śniegu. Każdy piękny, wyjątkowy, wszyscy nad wyraz delikatni. Nie lubię tego określenia, bo sugeruje ono, że nie zbudują niczego trwałego, prędzej się rozpłyną, a ich wartość jest ulotna. Tymczasem to my, dorośli, zadbaliśmy o to, by współczesne pokolenie nie nauczyło się żyć.

Przychodzi mi na myśl metafora przyrodnicza – małe żółwiki, po wyjściu z jajka, muszą przejść samodzielnie drogę do wody. Część z nich umiera, bo na ścieżce mogą pojawić się nieprzewidziane niespodzianki. Te przewidziane to wyzwania: kamienie, piasek, patyki, które wyrzuciły fale. Ludzie, chcąc pomóc świeżo wyklutym żółwikom, przenosili je do oceanu. Ingerencja człowieka spowodowała katastrofę, bo zwierzątka umierały na masową skalę. Okazało się, że przeszkody na drodze małych żółwi były ich przepustką do samodzielności.

My starając się usuwać przeszkody spod nóg naszych dzieci, odebraliśmy im samodzielność.  Nadopiekuńczością zniszczyliśmy ich poczucie własnej wartości i wiarę, że mogą coś zrobić sami, bez naszej pomocy.

Richie Poulton, psycholog kliniczny z Nowej Zelandii, w szeroko zakrojonych badaniach dotyczących zdrowia psychicznego i fizycznego ponad tysiąca osób (badał te same dzieci, a potem dorosłych, co kilka lat, kiedy miały 5, 7, 9, 11, 13, 15, 18, 21, 26, 32 i 38 lat) doszedł do zaskakujących wniosków. Okazało się, że „chęć chronienia dzieci przed wszelkimi urazami powoduje, że w późniejszych latach będą bardziej podatne na lęki i fobie. Z badań Poultona wynika, że powinniśmy w rozsądnych granicach pozwalać dzieciom doświadczać konsekwencji ryzykownych zabaw i eksperymentów. Dzięki temu będą się uczyć granic własnych możliwości i budować wiarę w siebie”*.

Kryzysy dzieci i młodzieży nie miną same. Cała nadzieja w nas, dorosłych. Pomożemy młodym ludziom, jeśli będziemy pracować przede wszystkim nad sobą. I pozwolimy dzieciom na więcej samodzielności. Przestaniemy za nimi nosić plecaki do szkoły i otwierać im drzwi. Nie będziemy dowozić zapomnianych na lekcję podręczników i ingerować w rówieśnicze spory (nie mówię tu o sytuacjach przemocy, gdzie powinniśmy stanąć za młodym człowiekiem). Nie przypominać o zdaniach domowych i pozwolić na popełnianie błędów. Błędy są dobre. Błędem jest unikanie ich za wszelką cenę. Czasami ta cena okazuje się być zbyt wysoka, jeśli dziecko nie może sprawdzić się w nawet w małych rzeczach.

Nie jesteś sam, nie jesteś sama!

Pamiętaj, że będąc w kryzysie psychicznym, zawsze możesz liczyć na pomoc. Fachowej, bezpłatnej pomocy udzielają specjaliści w placówkach, takich jak m.in. Poradnie Zdrowia PsychicznegoOśrodki Interwencji Kryzysowej czy Poradnie Psychologiczno-Pedagogiczne (dla dzieci i młodzieży). Możecie skorzystać także z infolinii:

  • Centrum Wsparcia dla Osób w Kryzysie Psychicznym – tel. 800 70 22 22,
  • Telefon Zaufania dla Dzieci i Młodzieży – tel. 800 080 222 lub 116 111,
  • Telefon dla Rodziców i Nauczycieli – tel. 800 100 100.

 

*Katherine Reynolds Lewis, Dobre wieści o złym zachowaniu. Dlaczego dzieci są mniej zdyscyplinowane niż kiedyś i jak możemy sobie z tym poradzić?, Wydawnictwo Biała Plama, Warszawa 2018, s. 44.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy: