Przejdź do treści

„Przecież wiadomo, że gruba dziewucha nie może mieć przystojnego faceta. A jak ma, to na bank jest feedersem!” – mówi Ewa Zakrzewska, modelka plus size

fot. Weronika Łucjan Grabowska
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

Choć mieszkała na Mazurach, kostium kąpielowy założyła dopiero kilka lat temu. Teraz nosi wyłącznie bikini. I namawia do tego inne kobiety, bez względu na rozmiar. By znaleźć akceptację i wyleczyć się z chorobliwie niskiej samooceny, musiała wyjechać do Wielkiej Brytanii i zrobić porządne zakupy. –Body-positivity to wyższy poziom akceptacji połączony z pracą nad sobą– wyjaśnia Ewa Zakrzewska, która namawia kobiety, by kochały siebie. Nawet jeśli nie kochają każdego centymetra swojego ciała.

Aleksandra Zalewska: Gdy na ciebie patrzę i przede wszystkim – gdy cię słucham, nie mogę uwierzyć, że nie zawsze byłaś tak pewna siebie. I tak dobrze ubrana.

Ewa Zakrzewska: Wiesz, moda okazała się punktem zwrotnym w moim życiu. Nawet nie moda, bo to brzmi górnolotnie. Ciuchy, ubrania. Zawsze miałam z nimi problem. Przez lata, wzorem innych kobiet plus-size nosiłam wory pokutne, bo nic innego w sklepach nie było, w rozmiarze większym niż 42. Po ogólniaku wyjechałam do Anglii – w Warszawie nie mogłam znaleźć pracy. Na barmankę czy kelnerkę byłam za gruba. W Londynie do CV nie załączyłam zdjęcia. Ktoś powiedział, że taki panuje zwyczaj, dzięki temu firmy unikają oskarżeń o dyskryminację ze względu na wygląd, rasę, etc. Pracowałam w magazynie, byłam baristką, pracowałam w dziale dziecięcym jednej z sieciówek, bo w czasie rekrutacji powiedziałam, że w Polsce pracowałam w Smyku. Zapomniałam dodać, że przez 1,5 dnia (śmiech). I gdy pierwszy raz poszłam w Anglii na zakupy, doznałam olśnienia. Nie dość, że bez problemu znalazłam ubrania w swoim rozmiarze, to jeszcze wcale nie były one największe z możliwych. O niebo łatwiej jest myśleć o sobie dobrze, gdy nosząc rozmiar, 48 możesz ubrać się w coś innego, niż za duży t-shirt i spodnie od dresu. Inkluzywność zaczyna się w przymierzalni.

Ewa Zakrzewska. Zdj: Weronika Łucjan-Grabowska

Do Polski wróciłam totalnie odmieniona – kobieca, dobrze ubrana, zadbana i przekonana o własnej wartości. Zaczepki, docinki, komentarze, które dawniej strasznie mnie raniły, nie robiły na mnie wrażenia. Wręcz się z nich cieszyłam, bo pokazywały mi, jak długą drogę przeszłam.

 

anorektyczka

Długo ci to zajęło, co?

Za długo. Bardzo żałuję, że nie poszłam do właściwego terapeuty. Jako dziecko z powodu problemów z kręgosłupem trafiłam do Centrum Zdrowia Dziecka. Tam szybko mnie rozszyfrowali – zaburzenia odżywiania, niska samoocena. Dostałam terapeutkę, która była tak zła, tak zupełnie niedopasowana do mojej osobowości i potrzeb, że unikałam sesji, jak ognia.

Teraz, jak ktoś mi mówi, że ma problemy z akceptacją siebie, doradzam terapię, nawet jeśli z pierwszym terapeutą „nie kliknęło”. Niska samoocena wpływa na wszystko: miłość, pracę, życie. Właściwy terapeuta mógłby mnie ogarnąć szybciej niż ja siebie sama. Ale Zosia Samosia metodą prób i błędów, doszła do siebie.

Po drodze eksperymentując z dietami?

No ba. Znam wszystkie diety: Dukan – zaczęłam majaczyć, miałam gorączkę i białkomocz. Dieta arbuzowa – jeden arbuz dziennie – wypłukałam z organizmu większość minerałów. Dieta dwa tygodnie nic nie jeść. Meridia, czyli lek obniżający łaknienie. Miałam 16 lat, jak zaczęłam go brać. Nic nie działało na dłuższą metę. Przez 20 lat nie łączyłam diety z byciem zdrową. Chodziło o to, żeby schudnąć.

Mówiłaś o zdrowiu. Otyłość jest chorobą.

Wszyscy to wiedzą, nawet dzieci. Ja też to wiem. Czasem spotykam się z ludźmi, którzy są przekonani, że ja żyję w jakiejś głębokiej nieświadomości. A mam zdecydowanie lepszy kontakt ze swoim ciałem niż kiedyś. Co wcale nie oznacza, że kocham każdy jego centymetr. Zwłaszcza, że tych centymetrów raz jest więcej, raz mniej. U mnie wahania wagi wynoszą 15 kg! Po zimie zawsze widzę tyle na plusie.

Idziemy z czarnymi parasolkami na ulice, walczymy, żeby się nikt nie wpieprzał w nasze macice, a potem robimy dokładnie to samo, pytając: "Ale dlaczego jesteś taka chuda?" albo „Jak jesteś gruba, to pewnie masz słabe wyniki?”

Ewa Zakrzewska

Tess Holiday, modelka nosząca rozmiar 56, gdy ktoś pyta ją o stan zdrowia, mówi: „Nie twoja sprawa”.

I mówi słusznie. Idziemy z czarnymi parasolkami na ulice, walczymy, żeby się nikt nie wpieprzał w nasze macice, a potem robimy dokładnie to samo, pytając: „Ale dlaczego jesteś taka chuda?” albo „Jak jesteś gruba, to pewnie masz słabe wyniki?” Nie możemy wtykać nosa w stan zdrowia drugiego człowieka. Wiem, że to intrygujące. Jak to ile ktoś zarabia albo z kim uprawia seks.

Ja na szczęście nie mam cukrzycy i kardiologa na szybkim wybieraniu, ale wiem, że to jest do czasu. Moje wyniki badań, oprócz tarczycy i stanu kości nie są złe. Problemy, które mam, są głównie związane z wypadkiem samochodowym, jaki miałam i genami. Dodatkowe kilogramy nie pomagają.

Jednak największy problem to znalezienie lekarzy, którzy widzą więcej, niż tylko otyłość. Gdy pięć lat temu zaczęłam ćwiczyć, z moim pierwszym trenerem, poszłam na badania do ortopedy. Żeby się dowiedzieć, co mogę robić, z jaką intensywnością. Na dzień dobry usłyszałam, że jestem gruba, że samymi ćwiczeniami nic nie schudnę. A po chwili pan doktor dodał, że jego kolega robi operacje zmniejszenia żołądka i to jedyna nadzieja dla mnie. Jak się domyślasz, nie wróciłam do tego lekarza.

Naprawdę, czekam na ten dzień, kiedy przyjdę do lekarza z grypą, a ten mi powie: „Jakby pani schudła to…”. (śmiech)

Czyli fat-shaming nie jest ci obcy?

Nie jest. Ani fat-shaming, ani fat-fobia. Gdy kręciłam „Supermodelkę plus-size” udzielałam sporo wywiadów. I raz musiałam rozmowę zakończyć wcześniej, bo dziennikarka nie kryła się ze swoimi opiniami na temat ludzi otyłych i na mój temat w ogóle. Wiesz, są rasiści i są ludzie, którzy nie lubią grubych. To ta sama kategoria irracjonalnej nienawiści.

Ewa Zakrzewska. Zdj: Nika Okuneva

Może fat-fobia wynika z kompleksów?

Nie wiem. Czy rasiści mają kompleksy? Ja bym powiedziała, że to po prostu kwestia irytacji. To, że ktoś jest inny i za to nie przeprasza, może niektórych strasznie irytować. Jeśli ludzi drażni moje konto na Instagaramie, a takich jest wielu i od razu dorabiają do swojej nienawiści ideologię, wmawiając sobie innym, że ja promuję otyłość, to to chyba nie jest kwestia kompleksów.

A czy ty promujesz otyłość?

Matko, jasne, że nie! Nigdy nigdzie nie powiedziałam, że otyłość jest fajna! Nie uważam, że jest! Nigdy nie mówię: akceptujcie siebie zawsze i wszędzie. To nie jest tak, że musimy kochać każdy kawałek swojego ciała. Ja nie lubię swojego brzucha. Mam sobie wmawiać, że jest zajebisty, jak nie jest? Ale nie jest tak słaby, żebym miała się go bardzo wstydzić i nie wychodzić na plażę. Czy on musi mi przesłaniać cały świat? Nie musi. Jestem świadoma swoich zalet. Mam też trochę wad. Ale nie nimi żyję. Mam ich świadomość, pracuję nad nimi, bo jak nie będę nad sobą pracować, to kim będę?

Ta plaża to kwestia wybitnie drażliwa dla większości kobiet.

Zgadzam się! Nie ważne, jaki nosisz rozmiar, wyjście na plażę to zawsze trauma. Gdy dostaję wiadomości od kobiet, które po raz pierwszy od podstawówki wyszły na plażę, czy odważyły się założyć bikini, czy zabrały dzieci na wakacje nad morze i nie unikały zabaw w wodzie, to czuję się dumna. Przede wszystkim z nich. I trochę z siebie, gdy piszą, że byłam dla nich inspiracją.

Całe to body-positivity, o którym jest tak głośno, to dla mnie wyższy poziom akceptacji. Rozumiem to tak: kocham siebie i kocham siebie na tyle, że wiem, że moje ciało nie jest najważniejsze. Jest ważne, dlatego nad nim pracuję, leczę choroby, gdy je mam, ale to ciało napędza mnie do działania, zamiast hamować.

Ewa Zakrzewska. Zdj: Weronika Łucjan-Grabowska

Jak teraz nad sobą pracujesz?

Wczoraj miałam późny trening, ale staram się ćwiczyć rano. Mam trenera, z którym pracuję od 4 lat. To poważny związek. On jest jedyną osobą na świecie, która wie, ile ważę. Nie wie nawet mój mąż! Wiesz jak ludzi skręca kwestia mojej wagi?! Interesuje ich mój wiek, waga i mąż. A ten ostatni jak na złość jest przystojny. A przecież wiadomo, że gruba dziewucha nie może mieć przystojnego faceta. A jak ma, to na bank jest feedersem!

Jestem Niesamowita - Agnieszka Sienkiewicz, Ewelina Lisowska, Maxineczka

Czy twój mąż usłyszał takie zarzuty?

Nie, nigdy! On od lat uprawia sporty. Nawet podstępem zaciągnął mnie na trening sambo – sztuki walki, którą uprawiam od roku. Teraz mam przerwę, bo złamałam paluch, ale zaraz wracam. Rzucił mnie na głęboką wodę, grupa średnio-zaawansowana. Karol przeszedł z zaawansowanej, żeby być moim sparingpartnerem.

Nie wiedziałam, że umiem zrobić fikołka w tył po dostaniu ciosu. Że jestem w stanie na czworakach unieść 100 kg faceta. A staram się robić wszystko tak jak reszta zawodników w grupie. Nie ma tak, że gruba Ewcia dostaje fory. Jasne, że trochę od nich odstaję. Ale daję radę. I to mi daje taką satysfakcję! A przecież jeszcze niedawno nie odważyłabym się ćwiczyć publicznie, a co dopiero w grupie!

Nigdy nigdzie nie powiedziałam, że otyłość jest fajna! Nie uważam, że jest! Nigdy nie mówię: akceptujcie siebie zawsze i wszędzie. To nie jest tak, że musimy kochać każdy kawałek swojego ciała

Ewa Zakrzewska

Powiedziałaś: „gruba Ewcia”. Jaki masz stosunek do słowa gruba?

Kiedyś bardzo się pilnowałam, starałam się być poprawna politycznie, bo wiem, że niektórych to słowo dotyka. Ja się z niego raczej śmieje. Zdecydowanie gorzej reaguję na słowo „puszysta”. Plus-size brzmi nowocześnie, wiesz, takie ładne, amerykańskie. Łatwo wchodzi. Słowo „gruba” jest nacechowane negatywnie, dlatego w stosunku do innych go unikam. W stosunku do siebie nie mam z tym problemu.

Modelka plus size pozuje w bieliźńie oraz skrzydłami, jak z pokazów Victoria`s Secret

Chciałabyś schudnąć?

Trochę tak. Ale nie mam planów na rozmiar 38. Mój optymalny rozmiar to 44/46. Mój trener też nie ma planów na kilogramy czy centymetry, raczej na kondycję i zdrowie. Ja bym chciała mieć większy tyłek, mniejszy brzuch. Jasne, że podobają mi się pewne kształty i będę do nich dążyć. Ale nie dla kogoś. Dla siebie.

A dla męża?

Poznał mnie, jak byłam większa. Zawsze namawia do aktywności fizycznej. Jak co roku po zimie mam 15 kg na plusie. Karol nic wtedy nie mówi. Ewentualnie pyta, kiedy z nim pójdę na trening. Ale wiadomo, jak go zapytam: „Przytyłam? Przytyłam? No powiedz, że przytyłam!”. To powie: „Trochę przytyłaś.” Nie przyklaskuje mi, ale też nie wywiera presji.

Wszystko, co robię ze swoim ciałem, robię dla siebie. Nie muszę spełniać oczekiwań innych. Nie pozwalam, by hejterzy dyktowali, jak mam żyć, ale też nie usuwam ich komentarzy. Chyba że ktoś wjeżdża na moją rodzinę. Ta zmiana, która zaczęła się od wyjazdu do Anglii, to przejście od zadowalania innych, do bycia zadowoloną. Zadowoloną ze swoich osiągnięć, z dobrze zrobionego treningu, fantastycznego męża. Przecież każdy z nas na to zasługuje, bez względu na rozmiar. Marzy mi się, żeby ludzie przestali się dziwić, że będąc kobietą plus-size, można być szczęśliwą.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy:

i
Treści zawarte w serwisie mają wyłącznie charakter informacyjny i nie stanowią porady lekarskiej. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem.