Przejdź do treści

Wieczysta kulka była przekazywana z pokolenia na pokolenie, miała podrażnić jelita i pomóc w zaparciach. Jak kiedyś leczono rtęcią

ilustracja: Joanna Zduniak
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

Pamiętacie stary termometr? Kiedy się rozbił, jego metaliczne kuleczki rozpierzchały się po podłodze. To właśnie rtęć – jest metalem, a jednocześnie płynem, truje, zabija, ale i leczy. Jeszcze sto lat temu używano rtęci do oczyszczania organizmu, teraz robimy wszystko, by właśnie rtęć i inne metale ciężkie z organizmu usunąć. Dziś fascynująca historia rtęci.

 

Żywe srebro, płynne złoto – wokół rtęci, popularnego metalu występującego w przyrodzie w stanie ciekłym, przez tysiące lat narosło wiele legend, jak choćby ta o Qin Shi Huangu, pierwszym cesarzu z dynastii Qin (246–221 p.n.e.), który – przekonany o pozwalającej osiągnąć nieśmiertelność rtęci – zbudował podziemne mauzoleum pełne rtęciowych kosztowności i kazał się tam pochować z wszystkimi swoimi konkubinami i dworzanami. O podziemnym królestwie z rzekami pełnymi rtęci i drogocennych kamieni chronionym pułapkami jak z filmów o Indianie Jonesie twórcy pisali przez kolejne wieki.

O tym, że rtęć znano i używano na całym świecie już tysiące lat temu, wiemy także z badań szkieletów pochodzących z terenu obecnych Chin czy Japonii. Siarczek rtęci występował bardzo powszechnie w skałach wulkanicznych, stosowano go więc do produkcji barwników, zdobienia ceramiki czy konserwowania żywności. Tak trafiał do organizmu i zostawał w jego kośćcu na zawsze.

Przez setki lat rtęć, a dokładniej amalgamaty, czyli rtęciowe roztwory metali, masowo wykorzystywano do robienia złoceń – jedną część złota mieszano z dziewięcioma rtęci, takim roztworem pokrywano obiekt i podgrzewano. Pod wpływem temperatury rtęć odparowywała, a na złoconym obiekcie pozostawało czyste, gładkie złoto. Niestety, bardzo długo nie widziano związku między wdychaniem skrajnie niebezpiecznych oparów rtęci z zatruciami, jakie trapiły fachowców tej branży. Dopiero w XIX wieku wynaleziono i zaczęto stosować inny sposób złocenia, trzeba było jednak wielu lat i urzędowych zakazów, by ostatecznie zaprzestano stosowania rtęci.

Współcześnie wiemy, że rtęć powoduje choroby nerek i wątroby, paranoję, zmienny nastrój, ślinotok, czernienie zębów, metaliczny posmak w ustach, zmęczenie, drażliwość, drżenie, depresję, a ostatecznie śmierć. Przez całe wieki była jednak znanym i powszechnie stosowanym środkiem leczniczym. Królewscy medycy szczodrze dawkowali ją swoim władcom, razem ze złotem, srebrem, arsenem czy ołowiem. W 1585 roku Ambrose Paré najwybitniejszy chirurg renesansu zanotował, że rtęć „otwiera i rozplątuje zapętlone bądź zatkane jelita i pcha naprzód twarde, blokujące ekskrementy”. By kuracja była skuteczna, należało napoić rtęcią szczeniaka, zebrać jego odchody, ugotować je w occie i wypić. W XVIII wieku rtęć zamykano też w specjalnej kulce z antymonu, którą połykano razem z cukrem. Miała ona pomóc w podrażnieniu jelit przy zatwardzeniach i była… wielokrotnego użytku. Jak czytamy w książce Nate’a Pedersena i Lydii Kang „Szarlatani. Najgorsze pomysły w dziejach medycyny”, wieczysta kulka, bo tak ją nazwano, była przekazywana z pokolenia na pokolenie!

Preparatów z rtęcią używano pod postacią maści do gojenia owrzodzonych genitaliów. Toksyczny metal zabijał niektóre bakterie epidemiczne, bywał też ostatnim ratunkiem dla chorych w krytycznym stanie. Pacjenta zamykano wtedy w specjalnym namiocie i poddawano inhalacjom z oparów. Niektórzy przeżywali tę morderczą kurację, a nawet zdrowieli. Przez całe wieki rtęć stosowano na bolesne ząbkowanie, uważano bowiem, że nie tylko uśmierza ból, ale także wzmacnia organizm dziecka i likwiduje problemy z wypróżnianiem.

Szczególnie popularny był kalomel (Hg2Cl) – biały, bezwonny chlorek rtęci o silnych właściwościach przeczyszczających. Uważano, że nie ma skuteczniejszego specyfiku na oczyszczenie organizmu z gęstego śluzu wypełniającego jelita. Po zażyciu kalomelu pacjent obficie się ślinił. Uważano to za dobry znak świadczący o tym, że z organizmu usuwane są wszystkie niezdrowe złogi i substancje zalegające w jelitach. Kalomel podawano też hipochondrykom – plwocina miała odciągnąć chorobliwe pobudzenie z mózgu ku ustom. W XVIII i XIX wieku panowała wręcz moda na oczyszczanie organizmu za pomocą rtęci. Kuracji kalomelem często towarzyszyło upuszczanie krwi. Choć pojawiało się coraz więcej naukowych doniesień o szkodliwości dużych dawek rtęci, kalomel stosowano jeszcze w połowie XX wieku.

Na zatrucia i nudności połączone z bólem głowy stosowano „błękitną masę” – pigułki o wielkości ziarenek pieprzu z płynną rtęcią, lukrecją, wodą różaną i cukrem. Ich entuzjastą był m.in. Abraham Lincoln, którego zaparcia i tzw. żółciowe bóle głowy przeszły do historii. Choć tabletki pomagały mu na jelita, potęgowały niestabilność emocjonalną i stany depresyjne występujące naprzemiennie z furią. Skarżył się także na problemy ze snem i drżenie rąk. Na szczęście dla historii Stanów Zjednoczonych szybko zorientował się, że przyczyną problemów jest preparat rtęciowy.

Rtęć była też stosowana na syfilis – najbardziej powszechną chorobę weneryczną, jaka trapiła ludzkość. Do zwalczania objawów stosowano sublimat, czyli chlorek rtęci – rozpuszczalny w wodzie, łatwo przyswajalny przez organizm, który działał o wiele szybciej, niż inne związki rtęci. W XVI wieku uważano, że rtęciowe kuracje rozpuszczają „fermenty choroby w ohydnym przypływie śliny”. Jednocześnie obserwowano coraz bardziej dotkliwe objawy działania tego „leku” – zrozumiano wreszcie, że męczące odkrztuszanie, opuchlizny i obciążające organizm objawy zatrucia pogarszają stan pacjenta, wywołując kolejne choroby, choćby akrodynię (zespół zaburzeń u dziecka narażonego we wczesnym dzieciństwie na kontakt z rtęcią).

Dopiero w połowie XX wieku zaczęto wprowadzać zakazy używania rtęci w fabrykach i kopalniach. Niestety, przez całe dekady stosowano rtęć w pestycydach. Najdłużej stosowano ją w termometrach, choć w Europie od lat obowiązuje oficjalny zakaz ich produkcji, w wielu domach ciągle jeszcze je znajdziemy, ponieważ słyną z dużej dokładności. Oczywiście rtęć z takiego termometru staje się zagrożeniem dopiero, kiedy upadnie on na podłogę. Obecnie za najgroźniejszą dla zdrowia i życia uważa się dimetylortęć, stosowaną jeszcze 30 lat temu w laboratoriach. Już kilka kropel tego związku może spowodować śmiertelne zatrucie.

Niestety, lotne związki rtęci, obok dwutlenku węgla czy tlenku siarki, stanowią istotny składnik zanieczyszczonego powietrza. Na terenie Unii Europejskiej w 2017 roku zaczęły obowiązywać restrykcje dotyczące emisji tego związku. Na świecie jest jednak wiele miejsc, gdzie nikt o to nie dba. Rtęć znajdziemy w dużych, morskich rybach, lampach i żarówkach, starych farbach i niektórych bateriach. Jeszcze do niedawna amalgamat z zawartością rtęci był stosowany w plombach. Wysoki poziom rtęci łączono też z występowaniem autyzmu u dzieci. Badania nie potwierdzają jednak takiej zależności.

Jak pozbyć się rtęci? Jedzmy raczej mniejsze ryby, nie wyrzucajmy do śmierci baterii, żarówek czy świetlówek – w wielu miejscach organizowane są zbiórki takich odpadów. Suplementujmy selen – pierwiastek ten ma zdolność wiązania rtęci. Znajdziemy go w jajkach, kaszach, kakao czy orzechach brazylijskich. Zdolności absorbcyjne mają też algi czy kolendra. Jeśli termometr rtęciowy rozbije się na podłodze, rtęciowych kulek nie powinno się wciągać odkurzaczem, lepiej delikatnie zebrać je na tekturę i wsypać do słoika z wodą.

 


Korzystałam z książki Nate’a Pedersena i Lydii Kang „Szarlatani. Najgorsze pomysły w dziejach medycyny” wydanej przez Wydawnictwo UJ w 2019 roku, a także artykułu Małgorzaty Kłys „Z rtęcią (i …) przez stulecia” opublikowanego przez Polskie Towarzystwo Medycyny Sądowej i Kryminologii w 2010 roku.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy:

i
Treści zawarte w serwisie mają wyłącznie charakter informacyjny i nie stanowią porady lekarskiej. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem.