Przejdź do treści

Jak rozmawiać z dziećmi o koronawirusie? Wyjaśnia terapeutka

Jak rozmawiać z dziećmi o koronawirusie?
Monika Perdjon. Zdj: archiwum prywatne
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

Koronawirus a nasze dzieci. Nie warto robić dobrej miny do złej gry. Co i jak mówić swoim dzieciom, żeby zapewnić im poczucie bezpieczeństwa w czasie zagrożenia koronawirusem? Tłumaczy Monika Perdjon, interwent kryzysowy.  

Marta Chowaniec: „Nie wolno wychodzić z domu, bo panuje koronawirus” – prosty, konkretny komunikat skierowany do naszego dziecka, ale czy na pewno skuteczny?

Monika Perdjon: Może być niewystarczający. Przede wszystkim nie ma w nim miejsca na rozmowę o emocjach, a ta może być kluczowa w obecnej sytuacji. Z dziećmi jest tak, że jeśli potrzebują więcej informacji to zazwyczaj drążą temat. Zachęcam do odpowiadania na wszystkie pytania, nawet gdy są dla nas trudne, np. Czy zachorujesz mamo? – ale bez wdawania się w szczegóły. Zwłaszcza w przypadku małych dzieci – terminy takie, jak pandemia, czy kwarantanna nic im nie mówią, Natomiast wiele mówią im nasze reakcje na obecne wydarzenia, działania, które podejmujemy – to że nagle robimy zapasy, albo nie wychodzimy z domu czy jakim tonem rozmawiamy przez telefon, kiedy wydaje nam się, że dzieci nas nie słuchają. I o tym warto rozmawiać. Dzieci wyczuwają nasz lęk, napięcie. Możemy śmiało mówić, że przeżywamy teraz trudne emocje i pokazać, jak sobie z nimi radzimy. Możemy razem z dzieckiem szukać sposobów obniżenia napięcia, np. wspólne rysowanie, opowiadanie historii. Zachęcam, żeby mówić, co się zmieni w naszym życiu, a co pozostanie takie samo. Np. nie możemy jechać do babci, ale możemy z nią porozmawiać przez telefon. Nie chodzimy do przedszkola, ale będziemy uczyć się w domku. To daje dzieciom poczucie bezpieczeństwa. Wiedzą, czego mogą się spodziewać.

Czyli nie warto robić dobrej miny do złej gry?

Absolutnie nie. Nie możemy oczywiście zalać dzieci naszym strachem czy złością. To my mamy dać przykład tego, jak radzić sobie z emocjami, ale nie ma co udawać, że nic się nie dzieje, skoro życie zmieniło się diametralnie. Nie ma przedszkola/szkoły, nie ma kolegów, nie ma spotkań z rodziną, place zabaw zamknięte, restauracje, kościoły i wiele innych miejsc. Dziecko widzi to wszystko i teraz możemy razem wypracować rozwiązania, np. wspólne gotowanie zamiast wyjścia na pizzę czy Skype z kolegą zamiast zabawy w piaskownicy. Śmiało możemy też mówić dzieciom, że czegoś nie wiemy. To budzi zaufanie, jesteśmy wtedy autentyczni.

Na pewno warto dać sobie przyzwolenie na strach, na złość. To są adekwatne reakcje w tej sytuacji

Monika Perdjon

Nie warto wymyślać odpowiedzi, zwłaszcza że dzieci, szczególnie te starsze mogą je łatwo zweryfikować w sieci. Zresztą zanim zamknięto szkoły, moje dzieciaki i tak już dużo wiedziały. W szkole mojego synka w ramach zajęć plastycznych zrobiono drzewo symbolizujące Polskę, a na nim dzieci umieszczały listki- serduszka z życzeniami dla kraju. Wśród nich był taki „Życzę ci Polsko, żeby ominął Cię koronawirus”. Dzieciaki bawiły się też w berka, ale tym razem berek był wirusem i jak złapał, to zarażał. Lepiej zweryfikować co dziecko wie i pokazać własną perspektywę. Natomiast jeśli dzieci nie chcą z nami rozmawiać, to lepiej nie naciskać, nie odpytywać. Wtedy można zapewnić, że dziecko ma prawo przeżywać teraz różne emocje i jeśli tylko będzie potrzebowało naszego wsparcia, rozmowy – to jesteśmy dla niego.

„Proszę czy możecie już przestać rozmawiać o koronawirusie, bo to mnie stresuje”. Józio lat 5. To cytat z forum dla mam na FB, ale jak przestać o tym rozmawiać, skoro wszyscy wokół mówią tylko o koronawirusie?

Sama miałam taki moment, że zostałam zalana przez znajomych żarcikami, memami o wirusie i zupełnie przestało mnie to bawić, ale rozumiałam, że w niektórych przypadkach może to być mechanizm obronny. Zaśmiewać się jest łatwiej niż przeżywać strach. Na pewno nie powinniśmy całej naszej uwagi poświęcać wirusowi. Nasze życie toczy się dalej, musimy jeść, odrabiać lekcje, pracować, bawić się i po prostu być ze sobą. Ja proponuję nie oglądać wiadomości przy dzieciach, możemy poczytać, posłuchać na słuchawkach, ale nie bombardujmy ich obrazami szpitali i statystykami zgonów.

Jak mówi Stuart Shanker, „Spokój rodzi spokój”. Codziennie jednak z mediów dowiadujemy się o niepokojącej sytuacji na całym świecie. Jak zatem dać dzieciom poczucie bezpieczeństwa?

To świetne pytanie. Nie damy go, nie mając go w sobie. Na pewno warto dać sobie przyzwolenie na strach, na złość. To są adekwatne reakcje w tej sytuacji. Ważne też co z tymi emocjami zrobimy. Czy pozwolimy, żeby nami zawładnęły, czy przekujemy je w działanie mające na celu zapewnienie nam bezpieczeństwa. Wbrew pozorom możemy zrobić dużo – zadbać o swoją odporność, o odpoczynek i relaks, dostosować się do zaleceń, myć dłonie ale też nie narażać się na niepotrzebny kontakt z innymi.

Moniko, masz dwójkę cudnych dzieciaków. W jaki sposób im wytłumaczyłaś, co to jest koronawirus?

Moje dzieciaki przyniosły ze szkoły i przedszkola cały pakiet informacji. Niektóre wymagały sprostowania (śmiech). Zapewniliśmy z mężem o tym, że dbamy o nasze bezpieczeństwo, opowiedzieliśmy, co robimy w tym temacie, np. że zostaniemy na jakiś czas w domu, że łykamy witaminy. Na YT pojawił się filmik z eksperymentem na temat mycia rąk i ten eksperyment przeprowadziliśmy z dziećmi. Było zabawnie, a jednocześnie edukacyjnie. No i zapytałam jak się czują.

Co oni na to?

Pojawiły się pytania z kategorii „trudnych dla rodziców” np. czy umrzemy? Nie warto dawać dzieciom obietnic bez pokrycia, np. że za tydzień wszystko wróci do normy. W tej sytuacji powiedziałam prawdę, że osoby, które są zdrowe i silne, nawet jeśli zachorują, to zdrowieją. Że nic nam nie grozi, jeśli będziemy o siebie dbać. Pytali, czy nasz kot może zachorować. Wtedy jeszcze nie było na ten temat informacji w sieci, więc szczerze powiedziałam, że nie wiem i ustaliliśmy wspólnie, że nie wypuszczamy go z domu przynajmniej przez jakiś czas.

Dzieci wyczuwają nasz lęk, napięcie. Możemy śmiało mówić, że przeżywamy teraz trudne emocje i pokazać, jak sobie z nimi radzimy. Możemy razem z dzieckiem szukać sposobów obniżenia napięcia

Monika Perdjon

Mam to szczęście, że od małego otwarcie rozmawiamy z naszymi dziećmi i są nauczone tego, że mogą powiedzieć wszystko. Ważne w tym czasie jest to, abyśmy byli otwarci na nasze dzieci, niektóre mogą być agresywne, inne mogą się wycofywać z relacji. Mogą się pojawić zachowania regresywne, np. nocne moczenie, potrzeba ciągłego kontaktu fizycznego. Każde odmienne zachowanie powinno zwrócić naszą uwagę.

Jak sama sobie radzisz z tym, że nagle nie chodzisz do pracy, a twoje dzieci są w domu?

Ja mam to szczęście, że lubię być z moimi dziećmi (śmiech), ale faktycznie wymagało to wprowadzenia zmian. Szkolenia odwołałam, wszystkie sesje przeniosłam na Skype. Mamy też umowę z dziećmi, że po śniadaniu pracujemy (tzn. robimy zadania przesłane przez wychowawczynie), a potem mamy czas dla nas – na gry, filmy, zabawy. Taki układ świetnie nam się sprawdza. Zapewnienie dzieciom – zwłaszcza tym małym – stałego rytmu dnia jest ważne, bo sprawia, że świat staje się bardziej przewidywalny – czyli bezpieczny. Młodzież natomiast może poczuć się uwięziona, pozbawiona tego, co na tym etapie rozwoju najważniejsze – czyli kontaktu z rówieśnikami. Bądźmy wyrozumiali, jeśli nastolatek „wisi ” na telefonie  czy czacie.

No dobrze, ale rodzina przebywa w nowej sytuacji, która nie jest urlopem, czyli 24 godziny na dobę. Rodzic musi pracować zdalnie, jest potrzebny spokój, a dzieciaki hałasują. Jak poradzić sobie z taką sytuacją, że jesteśmy „na siebie skazani”?

Jak w każdej sytuacji kryzysowej musimy zweryfikować swoje dotychczasowe metody działania. Ja pogodziłam się z tym, że nie będę mogła pracować tyle, ile zaplanowałam. Warto też być dla siebie i dla innych wyrozumiałym w tym czasie. Dać sobie prawo do błędów, czasami odpuścić. Jeśli mam zrobić z dziećmi kilkanaście zadań, napisać artykuł, zagrać w planszówkę i spędzić chociaż chwilę z moim mężem we dwoje, to nie będę miała czasu np. na odkurzanie – to jest ok. Odkurzę jutro, albo mąż odkurzy, albo będzie nieodkurzone. Mam prawo też nie być taką nauczycielką jak „pani w szkole” – bo w pewnym sensie to nowa dla mnie rola. Mino, że książeczki, kolorowanki były obecne w naszym domu od zawsze, to teraz mamy konkretny program do zrealizowania, a moje dziecko będzie z niego rozliczone po powrocie do szkoły.

W sieci czytam wiele komentarzy typu „kwarantanna to przesada”, „czuję się uwięziona w domu”, „inne kraje nie wprowadzają policyjnych zasad”. Ja nie odbieram tak tej sytuacji. Moje dziecko jest przewlekle chore, a zatem bardziej narażone na powikłania. Zostaliśmy w domu nie dlatego, że ktoś nam nakazał, ale dlatego, że chcemy o siebie dbać. Kiedy działania wynikają z mojej decyzji – nie budzi się we mnie bunt. Taka sytuacja wymaga od nas w pewnym zakresie odpuszczenia kontroli. Warto zadać sobie pytanie, na co mam wpływ? Co mogę/chcę robić, a z czym muszę poczekać, z czego zrezygnować? To z kolei wymaga pokory i dojrzałości.

Joanna Zawanowska, psycholożka i psychoterapeutka/archiwum prywatne

Niestety nie wiemy, ile potrwa kwarantanna, jak długo nasze dzieci nie będą mogły chodzić do przedszkola i do szkoły. Jak to wytłumaczyć? Proszę o instrukcję.

Każda rodzina musi sobie wypracować własną „instrukcję obsługi”. Zaczęłabym od szczerości. Powiedziałam naszym dzieciom prawdę, że nie wiemy, ile to potrwa i dla nas to też nowa sytuacja i zrobimy co w naszej mocy, żeby był to dla naszej rodziny dobry czas. Zapytałam o potrzeby chłopców. Ustaliliśmy zasady np. że jemy wszystko, co mama daje – nawet jeśli to jest czosnek, czy syrop z cebuli (śmiech). Zawarliśmy umowę dotyczącą odrabiania lekcji i czasu na zabawę. Szczerze powiedzieliśmy, że potrzebujemy współpracy ze strony chłopców, bo teraz będziemy musieli pracować w domu i wtedy nie wolno nam przeszkadzać. Dzielimy się też obowiązkami z mężem. On zrobił zakupy, ja pilnuję witamin, kiedy jedno z nas pracuje, drugie zajmuje się chłopcami. Takie sytuacje bardzo obnażają relacje. Możemy współpracować, doceniać swoje wysiłki, być otwarci na potrzeby partnera, ale możemy też dać się ponieść trudnym emocjom, skupić uwagę tylko na sobie (że tak mi teraz trudno). Taka sytuacja miała miejsce w Chinach. Czytałam ostatnio statystyki, które mówią, że w związku z kwarantanną wzrosła liczba złożonych pozwów rozwodowych. Możemy zapobiec takiej sytuacji w naszym kraju, otwierając się na swoich partnerów. Zastanówmy się, co sami przeżywamy (i mówmy o tym), pytajmy co czuje partner i jak możemy go wesprzeć. Dajmy też sobie czas, żeby wypracować nowe rozwiązania dla naszej rodziny.

Monika Perdjon – interwent, trener, coach, specjalizuje się z kryzysach relacji partnerskich i wychowawczych. Wspiera w wychodzeniu w konfliktów okołorozwodowych. Współpracuje z Centrum Praw Kobiet, Centrum Terapii i Rozwoju Zacisze. Ukończyła liczne szkolenia m. in. z interwencji kryzysowej,  przeciwdziałania przemocy w rodzinie, Dialogu Motywującego, I stopień Terapii Skoncentrowanej na Rozwiązaniach, wprowadzenie do Terapii ACT. Obecnie w trakcie studiów podyplomowych na SWPS na kierunku Mediacje rodzinne i pomoc psychologiczna rodzinom. Prowadzi fanpage na FB: https://www.facebook.com/RelacjeMonikaPerdjon/

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy: