Przejdź do treści

Dr n. med. Michał Skalski: Szacuje się, że co trzeci-czwarty ozdrowieniec będzie cierpiał z powodu zaburzeń lękowo-depresyjnych

zaburzenia snu w pandemii
Nieporozumieniem jest stwierdzenie, że jak się śpi długo to dobrze, a krótko to źle / Getty Images
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

– W moim gabinecie pojawia się coraz więcej pacjentów w wieku 30-50 lat, którzy po przejściu infekcji koronawirusem zaczęli mieć problemy ze snem – zwraca uwagę dr n. med. Michał Skalski, psychiatra z Poradni Leczenia Zaburzeń Snu Katedry i Kliniki Psychiatrycznej WUM.  Specjalista opowiada o sennowłóctwie, narkolepsji, lękach i paraliżach sennych, wyjaśniając, w jaki sposób pandemia COVID-19 wpłynęła na to, jak śpimy i śnimy.

 

Ela Kowalska: Skąd się biorą „inspiracje” dla naszych snów?

Dr n. med. Michał Skalski:  Śni nam się to, czego doświadczyliśmy w trakcie czuwania, zwykle w ciągu ostatnich kilku dni. Specjalnie użyłem słowa „doświadczyliśmy”, bo w danej sytuacji można uczestniczyć pozornie, np. intensywnie o niej myśląc. Jeśli myślimy o tym, co ma nas spotkać w przyszłości, to jest duża szansa, że się nam to przyśni. A potem, jak nas to spotyka w prawdziwym życiu, wydaje nam się, że przytrafiły nam się „prorocze” marzenia senne.

Może się przyśnić również to, co przytrafiło się nam dawno temu. Uważamy, że sen REM z marzeniami sennymi odgrywa kluczową rolę w utrwalaniu, układaniu, strukturyzowaniu pamięci czyli informacji, które dostarczamy do mózgu. W czasie snu REM mózg te informacje rozkłada, jeśli jednak dojdzie do zapchania, to musi „wypchnąć” stare rzeczy. I właśnie wtedy może nam się przyśnić jakaś sytuacja z dzieciństwa czy coś bardzo traumatycznego z okresu młodości.

Są ludzie, którzy twierdzą, że we śnie doznali swoistego déjà vu, „proroczego” marzenia sennego. Jak podchodzi do tego nauka?

Déjà vu jako zjawisko to typowe omamy pamięciowe, zaburzenia pamięci. Wtedy sytuacja, którą przeżywamy w danym momencie, wydaje nam się identyczna jak sytuacja, której doświadczyliśmy w przeszłości. Jeśli chodzi o proroczość snów, to jestem naukowcem, więc nie wierzę w to, że sny mogą przepowiadać przyszłość.

Ciekawe badania, jeśli chodzi o analizę treści sennych, były przeprowadzone w Izraelu. Podczas wojny w Zatoce Perskiej, na początku lat 90., istniało ryzyko, że Izrael zostanie zaatakowany. Wszyscy jego obywatele byli szkoleni w samoobronie, otrzymali maski przeciwgazowe, w tamtejszych mediach bardzo dużo mówiło się o możliwości przeprowadzenia ataku bronią chemiczną. Wielu Izraelczykom śniło się wtedy, że ten atak nastąpił, a oni nie mieli ze sobą masek. Choć więc tego nie doświadczyli, to ogromny natłok informacji spowodował, że ludziom zaczęło się to śnić. Ciekawe pod kątem naukowym byłoby przeprowadzenie analizy tego, jak pandemia wpłynęła na treść naszych marzeń sennych.

 

Pandemia negatywnie odbija się na naszym śnie i może być jednym z czynników pogłębiających zaburzenia snu?

Spodziewamy się dużo większej liczby pacjentów, dlatego że połowa ludzi na stres reaguje bezsennością. Pandemia to czas, w którym możemy się bać, czuć zagrożenie z powodu bardzo wielu rzeczy, np. utraty pracy. Możemy również odczuwać stres dlatego, że od wielu miesięcy nie można pójść do teatru, kina, na siłownię czy basen. Nawet osoba niebędąca lekarzem jest w stanie sporządzić całą listę takich przykładów. Jedni będą reagować bezsennością, a u części stres wywołany pandemią może nasilać inne zaburzenia snu, z którymi te osoby się zmagają.

Ponadto w fachowej literaturze mamy coraz więcej doniesień dotyczących tego, że COVID-19 może powodować zmiany w mózgu, których konsekwencją mogą być zaburzenia snu, zaburzenia lękowe czy depresyjne. W moim gabinecie pojawia się coraz więcej pacjentów w wieku 30-50 lat, którzy po przejściu infekcji koronawirusem zaczęli mieć problemy ze snem. Wcześniej ich nie mieli. U części z tych osób może się to wiązać z neuroinfekcją. Przed pandemią trafiali do mnie pacjenci, którzy przeszli stany zapalne mózgu i u których często pojawiały się zaburzenia lękowo-depresyjnej bezsenności. Po pandemii takich osób będzie więcej. Dane, którymi obecnie dysponujemy, pokazują, że połowa pacjentów, która przeszła infekcję koronawirusem, ma zmiany w rezonansie magnetycznym mózgu, czyli tzw. zmiany neurologiczne. Z jakim urazem klinicznym będą się one wiązały? To cały czas badamy. Już teraz szacuje się jednak, że co trzeci – czwarty ozdrowieniec będzie cierpiał z powodu zaburzeń lękowo-depresyjnych, które mogą zahaczać o zaburzenia świadomości.

Prawie 30 proc. populacji cierpi na różnego rodzaju problemy ze snem. Schorzeniem, które występuje najczęściej, jest bezsenność. Jakie inne zaburzenia snu najczęściej nam dokuczają?

Drugim zaburzeniem, jeśli chodzi o częstotliwość występowania, jest nadmierna senność. Może się na nią skarżyć nawet 20 proc. populacji i często jest ona konsekwencją bezsenności. Spory odsetek ludzi cierpi na zaburzenia ruchowe we śnie REM, które określamy mianem zachowań typu RBD (REM sleep behavior disorder – przyp. red). Warto tu wymienić zespół niespokojnych nóg, bo są takie grupy, w których ten odsetek sięga kilkunastu, a nawet 30 proc. To m.in. kobiety w ciąży, pacjenci z mocznicą czy osoby po 65. roku życia.

Dane, którymi obecnie dysponujemy, pokazują, że połowa pacjentów, która przeszła infekcję koronawirusem, ma zmiany w rezonansie magnetycznym mózgu, czyli tzw. zmiany neurologiczne. Z jakim urazem klinicznym będą się one wiązały? To cały czas badamy

Koszmary senne, które również uznajemy za zaburzenia snu, miewa każdy z nas. Jako choroba dotyczą one jednak 1-4 proc. populacji. Somnambulizm, czyli chodzenie po nocach, jest powszechne wśród dzieci i dotyka 1 proc. dorosłych. Generalnie zaburzenia snu dzielimy na: dyssomnie i parasomnie. Dyssomnie to zaburzenia dotyczące samego przebiegu snu. Do tej grupy zaliczamy: bezsenność, nadmierną senność, zaburzenia rytmu snu i czuwania. Z kolei parasomnie to grupa chorób, gdzie sen przebiega prawidłowo, ale w jego trakcie dochodzi do zachowań, jakie normalnie nie powinny mieć miejsca. Przykładem może być wspomniany somnambulizm i zachowania typu RBD, lęki nocne, koszmary senne. Podział na dyssomnie i parasomnie to taki podział, powiedziałbym, tradycyjny. Zwyczajowo podzieliłbym zaburzenia snu na pięć kategorii: bezsenność, nadmierna senność, zaburzenia oddychania podczas snu, parasomnie, zaburzenia ruchowe.

Zaburzenia z której z tych grup są dla nas najbardziej groźne?

Ciężko to skategoryzować, bo każde z tych schorzeń może być dla pacjenta groźne. Niedobory snu wiążą się z większym ryzykiem chorób układu krążenia, spadkiem odporności, co w obecnych, „covidowych” czasach jest mocno podkreślane. Z kolei osoby cierpiące na zaburzenia oddychania podczas snu, poza tym, że gorzej się wysypiają, z powodu częstych bezdechów mają permanentny problem z niedotlenieniem mózgu. W ich przypadkach rośnie ryzyko pojawiania się uszkodzeń mózgu oraz chorób układu krążenia, np. nadciśnienia. Poważne konsekwencje mogą pojawić się u pacjentów cierpiących na nadmierną senność, zwłaszcza gdy pojawiają się napady snu.

Mowa o narkolepsji?

Tak. Narkolepsja to napadowy sen REM. U zdrowych osób wejście w fazę snu REM poprzedza faza snu NREM, która może trwać kilkadziesiąt minut. Pacjent z narkolepsją od razu wchodzi w fazę REM, w której mamy do czynienia z marzeniami sennymi i bardzo intensywną pracą mózgu. Towarzyszy temu zwiotczenie mięśni, ponieważ jeśli nasz mózg pracuje, a my mamy spać, to organizm musi „wyłączyć” napięcie mięśniowe. Stąd bierze się też schorzenie, które określamy mianem paraliżu przysennego. W tym przypadku, gdy człowiek gwałtownie obudzi się, będąc jeszcze w śnie REM, to świadomość odzyskuje szybciej niż napięcie mięśniowe, więc jego mięśnie są przez pewien czas zwiotczałe.

Jedną z odmian somnambulizmu jest seksomnia - polegająca na tym, że ludzie we śnie uprawiają seks. Osoba cierpiąca na to schorzenie może mieć poważne problemy i nawet zostać oskarżona o gwałt lub pedofilię

Wracając jednak do narkolepsji – mamy tutaj do czynienia z triadą: sen, zwiotczenie mięśni i marzenia senne. Te elementy mogą, ale nie muszą, występować razem. Przykładowo: gdy osobę z narkolepsją dopadnie na ulicy sen, to po prostu wiotczeje i się przewraca. Z naukowego punktu widzenia, ciekawe jest to, że ataki pojawiają się pod wpływem pozytywnych emocji. U zdrowych osób mielibyśmy wtedy do czynienia z nagłym ożywieniem, a u narkoleptyków pojawia się napadowy sen. To może być niebezpieczne zarówno dla nich, jak i otoczenia. Mam wrażenie, że niemal połowa moich pacjentów cierpiących na narkolepsję miała wypadek komunikacyjny z powodu ataku podczas prowadzenia pojazdu. Pamiętam mężczyznę, który nie chciał już prowadzić samochodu, więc aby dojeżdżać do pracy, przesiadł się na rower. Pewnego dnia zasnął w trakcie jazdy na rowerze, wpadł do rowu i złamał rękę. Czasami te historie są jeszcze bardziej dramatyczne, zwłaszcza, gdy w wyniku wypadku, spowodowanego nagłym zaśnięciem, ktoś traci życie. Pacjenci z narkolepsją mają też zaburzony sen nocny. Leczy się ich lekami o silnym działaniu tłumiąco-nasennym.

A jeśli chodzi o somnambulizm?

Dotyczy to zarówno najmłodszych, jak i dorosłych. Ocenia się, że niemal połowa dzieci miewa epizody somnambulizmu, tylko nie zawsze je wykrywamy. Jeśli dziecko przez sen przywędruje do łóżka rodziców, to rzadko który opiekun sprawdzi, czy ono śpi. U najmłodszych somnambulizmowi może sprzyjać niedojrzałość mózgu. To może być bardzo niebezpieczne, bo jeśli w czasie snu takie dziecko postawi się na ziemi, to ono może zacząć chodzić. Kilka lat temu głośna była sprawa chłopczyka, który wyszedł z domu i zaginął, został odnaleziony w zaspie, a lekarze odratowali go z hipotermii. Dziecko opuściło dom właśnie w trakcie epizodu somnambulizmu. Ryzykiem jest również to, że gdy człowiek chodzi przez sen, może zrobić coś niebezpiecznego również innym. Tak jak pewien młody Kanadyjczyk, który przez sen wyszedł z domu, a następnie zastrzelił teściową i teścia.

Jedną z odmian somnambulizmu jest seksomnia, polegająca na tym, że ludzie we śnie uprawiają seks. Osoba cierpiąca na to schorzenie może mieć poważne problemy i nawet zostać oskarżona o gwałt lub pedofilię. To przypadki skrajne, bo podczas epizodów sennowłóctwa najczęściej odtwarza się zachowania, jakie wykonywane są w ciągu dnia. Miałem pacjentkę, która we śnie ustawiała buty w szeregu i pacjenta, który regularnie przesadzał kwiaty.

Czy można wyróżnić zaburzenia snu, na które częściej cierpią kobiety?

Z pewnością bezsenność związana z miesiączką jest przypadłością, która z racji fizjologii występuje tylko u kobiet. Ale poza tym nie ma tu żadnej szczególnej specyfiki. Z badań wynika natomiast, że kobiety śpią lepiej niż mężczyźni. Ich sen jest głębszy, dłuższy, niepofragmentowany. Jednocześnie to kobiety częściej skarżą się na problemy ze snem, mniej więcej o 1,5 – 1,8 razy częściej niż mężczyźni. Taki stan rzeczy łączony jest ze zmianami hormonalnymi, bo u pań sen w pierwszej fazie cyklu jest inny niż w drugiej połowie cyklu. W drugiej jest zdecydowanie bardziej spokojny niż w pierwszej. Kobiety mają też bardziej wrażliwy układ nerwowy, łatwiej je wytrącić ze snu niż mężczyzn.

Czym się różnią lęki nocne od koszmarów sennych?

Lęki nocne zaliczamy do parasomnii NREM. To sytuacje, w których człowieka podczas głębokiego snu nagle dopada atak lęku. Taka osoba może np. zacząć krzyczeć, po czym po kilku minutach zasypia i rano nie pamięta tego, co wydarzyło się w nocy. Jeśli natomiast zostanie obudzona chwilę po ataku, może odczuwać zdenerwowanie, ale nie będzie wiedzieć, z czego ono wynika. Lęki nocne występują przeważnie u dzieci i budzą niepokój wśród rodziców, którzy mogą być świadkami takich ataków. Dla samych dzieci nie jest to poważna choroba. Z kolei o koszmarach sennych mówimy wtedy, kiedy w fazie REM przyśni nam się coś przykrego. To faza, w której mózg jest bardzo aktywny, przydarzają się marzenia senne i wtedy może nam się przyśnić, że np. ktoś nas dusi albo spadamy w przepaść. W przypadku koszmarów łatwo się budzimy i potrafimy powiedzieć, co było źródłem naszego lęku.

Czy lęki nocne i koszmary to zaburzenia wymagające leczenia?

Lęków nocnych w ogóle się nie pamięta, więc same w sobie nie wpływają na nasz stan zdrowia. Koszmarów doświadcza każdy z nas, zwłaszcza w ciężkich czasach – takich, jakie mamy teraz. U niektórych ludzi koszmary mogą powodować bezsenność. Jeśli tak się dzieje, to skupiamy się właśnie na leczeniu bezsenności. Koszmary są też jednym z głównych objawów zespołu stresu pourazowego. Wspomnienia, które pojawiają się w koszmarach, potrafią zatruć człowiekowi życie, bo w ciągu dnia próbuje o nich zapomnieć, a w nocy one „wyłażą” w marzeniach sennych.

Dużo mówi się o tym, że korzystanie z urządzeń elektronicznych przed snem może go zaburzać. Dlaczego tak się dzieje?

O tym, że zasypiamy w nocy i budzimy się rano, decyduje zegar biologiczny, który w cyklu dobowym wygląda jak sinusoida. Jeśli mózg ma wysoki poziom senności, to wtedy mamy szansę zasnąć głęboko. Logicznym jest więc, że gdy mamy niższy poziom senności, ciężko jest nam zapaść w sen. Pacjenci z rozregulowanym rytmem okołodobowym nie czują takiej naturalnej senności. Idą spać, bo jest monotonnie. Poza tym mogą zasypiać i czuwać zarówno w ciągu nocy, jak i w ciągu dnia. Zegar biologiczny powoduje, że kiedy płycej śpią w nocy, to płycej czuwają w ciągu dnia. Głównym regulatorem tego zegara jest światło. Jeśli mózg dostaje wieczorem intensywny impuls światła niebieskiego, to jest dla niego fałszywy sygnał, że jest poranek. Dlatego się „obudzi” i będzie chciał być aktywny.

Dla osób w młodym wieku to światło może być przyczyną gorszego spania. Bo sen po takim „nastymulowaniu” będzie płytszy. Ciężej będzie zapaść w sen głęboki, który decyduje o jakości snu. Młoda osoba potrzebuje ok. dwóch godzin snu głębokiego, żeby się wyspać. A czy zostanie to zrealizowane w ciągu czterech, sześciu czy ośmiu godzin – to nie ma najmniejszego znaczenia. Nieporozumieniem jest więc stwierdzenie, że jak śpi się długo, to dobrze, a kiedy śpi się krótko – to źle.


Dr n. med. Michał Skalski – lekarz psychiatra, jeden z największych autorytetów w dziedzinie medycyny snu w Polsce. Autor ponad 100 publikacji oraz licznych wystąpień naukowych z zakresu medycyny snu, psychiatrii i neurofizjologii. Pracuje w Poradni Leczenia Zaburzeń Snu Katedry i Kliniki Psychiatrycznej WUM. Pomaga pacjentom również w klinice PsychoMedic.pl.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy: