Przejdź do treści

„Mamy już dość tego, że dominującą narracją w rozmowach o seksie jest narracja prosto z porno” – mówi Annie Gisler, reżyserka filmu „Orgazm, czyli mała śmierć”

Annie Gisler / "Mała śmierć"
Annie Gisler / "Mała śmierć"
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

Myślisz: kobiecy orgazm, widzisz: sceny z filmów pornograficznych albo Meg Ryan w „Kiedy Harry poznał Sally”. Ale czym tak naprawdę jest kobiecy orgazm? To wybuch wulkanu czy raczej trzepot skrzydeł setek motyli? Co wiemy o kobiecej przyjemności i jak o niej rozmawiamy? Te pytania zadaje reżyserka Annie Gisler. A odpowiedzią jest jej film „Orgazm, czyli mała śmierć”, który będzie można obejrzeć na festiwalu HER Docs (22-28 października, Warszawa / 22-31 października online).

 

Aleksandra Kisiel: Nasze czytelniczki i nasi czytelnicy mogą drapać się w głowę. Po co robić kolejny film o seksie? Przecież wystarczy wejść na jakąkolwiek stronę z filmami porno, żeby zobaczyć wszystko. Tymczasem „Orgazm, czyli mała śmierć” jest przesiąknięty intymnością i erotyzmem, jakich nie znajdziesz na PornHubie. Jak to się stało, że zrobiłaś film, który można by obejrzeć z babcią, o orgazmie?

Annie Gisler: Jakiś czas temu przeżyłam niesamowicie intensywny orgazm. I byłam bardzo zaskoczona samym doświadczeniem, ale też emocjami, odczuciami zmysłowymi. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie doświadczyłam! Co to było? Byłam zaintrygowana. I uświadomiłam sobie, że choć rozmawiam z moimi przyjaciółkami o seksie, nigdy nie mówiłyśmy o tym, jak czujemy się podczas orgazmu. Rozmawiamy o ludziach, z którymi uprawiamy seks, o ich ciałach, o rozmiarze członka czy pozycjach. Ale o doświadczeniach, o przyjemności? Nigdy!

Zaczęłam więc rozmawiać. Najpierw z moimi przyjaciółkami, które również są reżyserkami, zatem była to rozmowa obrazami. Dla jednej orgazm to jak bycie wystrzeloną w kosmos, jak bycie w rakiecie. Dla drugiej to coś zupełnie innego, doświadczenie bycia w bańce, odcięcia. Wpadłam na pomysł, żeby nakręcić krótkie, artystyczne wideo z mnóstwem obrazów, które dopiero pod koniec ujawniają, że opisują doświadczenie kobiecego orgazmu.

Ale im dłużej rozmawiałam z kolejnymi kobietami, tym bardziej uświadamiałam sobie, że w sumie niewiele wiemy o naszych ciałach, o naszej przyjemności, i że wszystko spowite jest zasłoną wstydu. Tak zrodził się pomysł na film dokumentalny złożony z rozmów z kobietami i wizualizacji.

Moje osobiste doświadczenia są wprowadzeniem do każdego zagadnienia w filmie. Mówię, jak jest u mnie, i zadaję pytania. Z moimi bohaterkami, kobietami między 20. a 60. rokiem życia, rozmawiamy szczerze. Wymieniamy się informacjami dotyczącymi uczuć, przyjemności. Nie skupiamy się na tej performatywnej części seksu, rodem z porno.

Annie Gisler / zdj. Alain Wicht

Annie Gisler / zdj. Alain Wicht

Jak udało ci się namówić kobiety, żeby tak otwarcie mówiły przed kamerą o seksie, przyjemności?

Zdecydowanie najłatwiej było znaleźć trzydziestolatki. Bo mają już doświadczenie i są na tyle pewne siebie, że nie wstydzą się mówić. Młodsze kobiety też były otwarte, ale miały inne doświadczenia. Znalezienie starszych kobiet, po 50-tce, było zdecydowanie najtrudniejsze!

Dodam, że ten film nie miał wielkiego budżetu. Nie było możliwości zrobienia wielkiego, doskonale przygotowanego castingu. Bohaterek szukałam wokół siebie, wśród rodziny, znajomych, znajomych znajomych. Potem umieściłam w sieci krótkie ogłoszenia, zapraszające kobiety do rozmów, i one poniosły się dość daleko, ale nadal – spektrum poszukiwań bohaterek było dość wąskie.

Gdy oglądam twój film, nie widzę tam ani odrobiny skrępowania. Żadnego rumieńca wstydu.  Dzięki czemu udało ci się stworzyć tak intymną atmosferę?

Duża w tym zasługa moich bohaterek, które z racji tego, że świadomie wystąpiły przed kamerą, były z założenia bardziej otwarte i skłonne do mówienia o seksie. Druga rzecz to fakt, że ja również się przed nimi otwierałam. o pozwoliło na stworzenie tej intymności. O niebo łatwiej mówi się o, dajmy na to, masturbacji, jeśli zaczniesz od: “no cóż, do niedawna w ogóle się nie masturbowałam, nie wiedziałam gdzie jest moja łechtaczka”, niż kiedy postawisz się w roli ekspertki, która wie wszystko i robi wszystko. Wówczas nikt by się przede mną nie otworzył.

Ważna była jeszcze jedna rzecz to, że moje bohaterki doskonale wiedziały, po co robimy ten film. Były w niego zaangażowane.

Mamy już dość myślenia o seksie w kategoriach zadaniowych, mamy już dość faktu, że dominującą narracją w rozmowach o seksie jest narracja prosto z porno. Przecież nikt nie uprawia seksu jak w filmach porno, tak myślę

Zatem po co zrobiłaś ten film?

Żeby pokazać, jak mało wiemy o kobiecej przyjemności, żeby odejść od zdominowanej przez porno narracji, w której kluczowa jest męska przyjemność, męskie spojrzenie a seks jest aktem performatywnym, seks w porno się odgrywa, nie przeżywa. Zrobiłam ten film również po to, żeby zachęcić osoby do poszukiwań, do rozmów, do zastanowienia się, co jest dla nich przyjemnością, jak mogą ją osiągnąć.

Moje bohaterki mówią przede wszystkim o przyjemności, o odzyskaniu swojej seksualności, o kobiecym spojrzeniu i perspektywie. I widownia świetnie na to reaguje. Mamy już dość myślenia o seksie w kategoriach zadaniowych, mamy już dość faktu, że dominującą narracją w rozmowach o seksie jest narracja prosto z porno. Przecież nikt nie uprawia seksu jak w filmach porno, tak myślę.

Chciałam przyjrzeć się przyjemności, orgazmowi z innej strony. Ten film to takie wprowadzenie do kobiecej przyjemności, nie jest skomplikowany. Jest tak wiele rzeczy, o których nie powiedziałyśmy, tyle poziomów głębi, na które nie zeszłyśmy, że spokojnie mogłabym zrobić drugą i trzecią część. Ale dzięki temu bardzo prostemu ujęciu tematu, jest tak jak powiedziałaś, można ten film obejrzeć z babcią. A na pewno – z przyjaciółkami.

Jedna z twoich bohaterek wypowiada zdanie, które uwielbiam: „Chciałabym, żeby moja mama albo babcia, zamiast przekazywać mi przepis na jabłecznik, dała mi przepis na orgazm”. Jestem ciekawa, czy ty od swojej mamy dostałaś bardziej jabłecznik, czy bardziej orgazm?

Chyba bardziej jabłecznik. Bo w kwestiach technicznych dotyczących seksu moja mama nie miała żadnej wiedzy. Ale przekazała mi jedną ważną rzecz: seks jest piękny, jest naturalny i nie ma w nim nic wstydliwego. A wiesz, wychowałam się w katolickim mieście, moja rodzina była katolicka, moją mamę wychowano ściśle przestrzegając katolickich zasad, więc wstyd wokół seksu był ogromny. A jednak udało jej się nie przekazać mi tego wstydu.

Coachka intymności: W łóżku wielu osób brakuje zdrowego egoizmu

Och tak, wstyd wokół seksu, ale też – milczenie. No bo o „TAKICH” rzeczach się w katolickich domach i krajach nie rozmawia. A o kobiecej przyjemności to już w ogóle. Masz jakiś pomysł, jak to zmienić?

Nie wiem, czy jestem najlepszą osobą do udzielenia odpowiedzi, ale podzielę się z tobą moimi obserwacjami. Uwielbiam patrzeć na reakcje widowni. A na “Małą śmierć” przychodzą ludzie w każdym wieku, każdej płci. I po obejrzeniu filmu żywo dyskutują ze swoimi partnerami i partnerkami, przyjaciółkami. Wiele osób mówiło mi, że obejrzenie mojego filmu było wstępem do najbardziej szczerych, otwartych i odkrywczych rozmów na temat seksu, jakie przeprowadziły w życiu. Powiem więc tak: znajdź kogoś, komu ufasz, przed kim możesz się otworzyć, i zacznij się otwierać. Po kawałku, tak jak czujesz się z tym komfortowo.

A druga rzecz, choć w zasadzie powinna być rzeczą pierwszą – przyjrzyj się swojemu pożądaniu i przyjemności. Poświęć czas na to, żeby odkryć, co cię kręci, co jest przyjemne. Bo ciężko rozmawiać z partnerem czy partnerką na ten temat, jeśli nie wiesz, czego potrzebujesz. Wykonaj więc tę pracę, a potem rozmawiaj o niej.

Czy myślisz, że młodsze pokolenie mówi o seksie z większą łatwością, niż my: 30- i 40-latki?

Wydaje mi się, że tak. Chyba ogromną rolę odkrywa w tym internet. Można tam znaleźć tak wiele wartościowych informacji! Edukacja odbywa się w mediach społecznościowych, na blogach. Młodzi ludzie widzą seks nie tylko jako rzecz performatywną. Są bardziej otwarci na kwestie preferencji seksualnych, płci, ról płciowych. Ale z drugiej strony mają o niebo łatwiejszy dostęp do pornografii niż osoby wychowane w latach 90. czy wcześniej. Dużo wcześniej stykają się więc z tą wizją seksu z porno głównego nurtu. Nie wiem, która z tych rzeczy zdominuje ich myślenie. Mam nadzieję, że raczej pierwsza. Że otwarta komunikacja i autentyczność zwyciężą.

Zresztą otwartość i komunikacja to rzeczy, których koniecznie potrzebujemy, żeby pełna wolność seksualna kobiet stała się faktem. Im więcej wiedzy mamy, im chętniej o tej wiedzy rozmawiamy, bez wstydu i obaw, że zostaniemy osądzone, tym lepiej. Pełnię wolności osiągniemy, gdy będziemy mogły rozmawiać o naszych pragnieniach, uczuciach, gdy będziemy mogły bez obaw eksperymentować i poszukiwać, gdy kobieca perspektywa w seksie, w porno wejdzie do mainstreamu. Potrzebujemy więcej: więcej badań, więcej kobiet w seksie, więcej kobiet mówiących, piszących, robiących filmy.

I wiesz, czego jeszcze potrzebujemy? Pełnego wyzwolenia mężczyzn. Gdy oni uwolnią się od presji „sprawdzania się”, gdy ich wartość przestanie się mierzyć wielkością penisa i długością erekcji, gdy zdejmie się z nich presję, wszyscy na tym skorzystamy. Wszyscy musimy się uwolnić od narzuconego scenariusza, jak powinien wyglądać seks, jaką ma spełniać rolę w perspektywie religii, jaką spełniał historycznie. Jest tak wiele rzeczy, które nas ograniczają. I nie ma mam na nie wszystkie rozwiązania. Ale dokładam swoją cząstkę i mam nadzieję, że zrobi się z tego kula śnieżna, która przyniesie wyzwolenie.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy: