Niewidoczna epidemia. Dzwonią po karetkę, bo są chorzy na samotność. „Doceniają, gdy ktoś się przy nich choć na chwilę zatrzyma”

Wszyscy ratownicy pamiętają: imię, nazwisko, dokładne miejsce zamieszkania. Wystarczy powiedzieć adres i numer budynku, a ktoś z załogi od razu kwituje: „A, to będzie to mieszkanie, to piętro”. Każdy kiwa głową, bo wie, który senior wezwał karetkę. Nie do nagłej pomocy medycznej. „Chciałem po prostu z kimś porozmawiać” – niektórzy z nich wyznają szczerze. Inni ukrywają prawdziwy powód wezwania za wymyślonymi objawami. Seniorów łączy jedno – potrzeba kontaktu z drugim człowiekiem.
Samotność seniorów to niewidzialny kryzys zdrowotny, który – zgodnie z przewidywaniami statystyk – będzie się tylko nasilał. Polska się systematycznie starzeje. Jeszcze dekadę temu w naszym kraju mieszkało ponad 8,8 mln osób w wieku 60 lat i więcej, stanowiąc blisko 23 proc. całkowitej liczby ludności. Jak w styczniu br. poinformował minister do spraw Polityki Senioralnej, od 2015 do 2023 roku przybyło nam aż 1,1 mln osób w podeszłym wieku. Życiu seniora przyjrzał się też Polski Czerwony Krzyż. Z badania PCK wynika, że niemal co druga osoba powyżej 60. roku życia mieszka samotnie.
Fałszywy alarm w karetce
Dyspozytorka przekazuje wezwanie: 78-letnia pacjentka, wysokie ciśnienie, kołatanie serca. Lekarz Robert Górski, specjalista medycyny ratunkowej z Zielonej Góry, już wie, gdzie i po co jedzie. Takie zgłoszenia powtarzają się regularnie.
Karetka podjeżdża pod schludny blok z lat siedemdziesiątych. Trzecie piętro bez windy. Ratownicy znajdują starszą panią w zadbanych, lecz przestarzałych wnętrzach. Przy ścianie stoi meblościanka z PRL-u, na komodzie fotografie, a w powietrzu unosi się zapach lawendy.
Ciśnienie faktycznie podwyższone, ale nie na tyle, żeby stanowiło zagrożenie. Puls w normie. Pacjentka jest w dobrej kondycji fizycznej. Opowiada, że dzieci mieszkają za granicą, rzadko dzwonią. Sąsiadka z dołu zmarła miesiąc temu. Została sama.
To jeden z około dwunastu podobnych wyjazdów w ciągu roku, które trafiają się zespołowi Górskiego. W całej Zielonej Górze, gdzie działa pięć zespołów ratownictwa medycznego, daje to ok. 60 interwencji rocznie motywowanych samotnością, a nie stanem zdrowia. Procedur na takie przypadki nie ma. System Państwowego Ratownictwa Medycznego nie przewiduje wizyt motywowanych samotnością. A problem narasta.
– Mamy kryzys demograficzny, dzietność spada, więc społeczeństwo będzie się starzało. Jeżeli dzisiaj w Zielonej Górze przy obecnej liczbie wezwań działa pięć zespołów ratownictwa medycznego, to ile karetek będzie musiało jeździć do chorych za 10-20 lat, gdy liczbowo seniorów przybędzie? – pyta retorycznie Górski.
Chorzy na samotność
Wśród najczęstszych „pretekstów medycznych”, które podają dyspozytorom samotni seniorzy, dr Górski wymienia niemal jednym tchem: złe samopoczucie, wysokie wartości ciśnienia tętniczego, kołatania serca. Niektórzy seniorzy przyznają się wprost do motywów swojego wezwania. Szczerze mówią ratownikom, że chcieli po prostu z kimś porozmawiać, bo nie mają z kim. Nie wymyślają sobie objawów przy ratownikach. Te podawali przez telefon dyspozytorowi.
Wizyty pogotowia zwykle trwają krótko, góra dziesięć minut. Ratownicy mierzą wartości ciśnienia tętniczego, glikemię, temperaturę, przeprowadzają podstawowe badania. Ale jeśli pacjent zgłasza konkretne dolegliwości, np. wspomniane kołatania serca czy osłabienie, lekarz wykonuje EKG. W zależności od sytuacji podaje leki i czeka, aż zadziałają – zwykle do godziny.
Tego typu interwencje nie są problemem, który paraliżuje cały system, ale mocno go obciążają. Dlatego samotnych seniorów dr Górski zwykle stara się przekonać do aktywności. Zachęca ich do wyjścia z domu. Niestety, nie wszystkim udaje się pomóc. – Myślę, że wielu z nich boryka się z nierozpoznaną, a w związku z tym nieleczoną depresją. Dlatego niejednokrotnie zalecamy seniorom wizytę w poradni zdrowia psychicznego – wyjaśnia lekarz.
Problem polega na tym, że starsze pokolenie wciąż traktuje zdrowie psychiczne jak temat tabu.
Gdy ciało mówi za duszę
Dr Urszula Kawalec-Hurny, kierownik Ośrodka Geriatrii i główny lekarz Specjalistycznego Szpitala Pulmonologiczno-Kardiologicznego w Torzymiu (woj. lubuskie), codziennie widzi pacjentów, którzy trafiają do niej z grubą teczką wyników badań. Wszystkie w normie lub niewymagające szczególnego leczenia. A jednak seniorzy cały czas źle się czują.
Przyczyna tkwi w mechanizmie, który medycyna nazywa somatyzacją. Ciało „mówi” za duszę, gdy słowa zawodzą. Dlatego dr Kawalec-Hurny niekiedy sama kieruje seniorów na dodatkowe badania. Tylko by upewnić się, że słusznie podejrzewa zaburzenia lękowo-depresyjne jako przyczynę kiepskiego stanu fizycznego.
– W wieku starszym dominują głównie dwa problemy należące do tzw. wielkich problemów geriatrycznych: otępienie i depresja. O ile zaawansowana demencja nie umknie niczyjej uwadze i rodziny cierpiących na to schorzenie osób szukają pomocy, o tyle zaburzenia depresyjne uważam za plagę i temat tabu – tłumaczy lekarka.
Depresja u seniorów często pozostaje nierozpoznana, bo przybiera odmienną postać niż u młodszych osób. Najczęstsze objawy fizyczne to dolegliwości bólowe, duszność wysiłkowa, ogólne osłabienie i spadek wydolności. I właśnie te dolegliwości kierują seniorów na kolejne badania, do kolejnych specjalistów.
Pozytywny bilans życia
Na perspektywę psychologiczną w problemie samotności seniorów zwraca uwagę Joanna Kowalska, psycholog z Całodobowego Oddziału Psychogeriatrycznego w Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym dla Nerwowo i Psychicznie Chorych w Ciborzu (woj. lubuskie). Jej zdaniem kluczem do zrozumienia problemów psychicznych seniorów jest teoria bilansu życiowego, który można widzieć na dwa sposoby: pozytywny lub negatywny.
”Seniorzy na liście stresorów najwyżej umieszczają śmierć współmałżonka, nawet jeśli przed śmiercią sprawowanie wzajemnej opieki sprawiało olbrzymie trudności”
Pozytywny bilans prowadzi do chęci dzielenia się doświadczeniem. – Wiąże się z poczuciem integralności: sensu, że moje życie coś znaczyło, było ważne, potrzebne. Że wszystkie decyzje miały sens w momencie ich podejmowania, że były najlepsze, jakie mogły być. To bardzo rozwojowe podejście do schyłku życia – wyjaśnia Kowalska.
Negatywny bilans prowadzi natomiast do izolacji i depresji. – Wiąże się z rozpaczą i zgorzknieniem. Gdy negatywnie widzę swoje dotychczasowe decyzje i uważam, że źle pokierowałam życiem, pojawia się irytacja i drażliwość. Szczególnie na ludzi młodych – opisuje psycholog.
Dramatyczne pogorszenie stanu następuje często po utracie partnera. Seniorzy na liście stresorów najwyżej umieszczają właśnie śmierć współmałżonka, nawet jeśli przed śmiercią sprawowanie wzajemnej opieki sprawiało olbrzymie trudności. Problem pogłębia także zmiana modelu rodziny i realia współczesnego życia.
– Członkowie rodziny to zwykle dzieci, czyli dorośli w wieku 40-50 lat, którzy gdzieś pracują, są aktywni zawodowo, mają swoje dzieci. Więc gdy dochodzi kwestia opieki nad starszym rodzicem, pojawia się złość, która może prowadzić do zupełnego wycofania – wyjaśnia Kowalska.
Izolacja społeczna staje się więc zarówno przyczyną, jak i skutkiem problemów zdrowotnych u seniorów. Ale, co pokazują doświadczenia specjalistów, da się to błędne koło przerwać.
Ale z ciebie dobry czarodziej
W niewielkiej sali przy Spółdzielczym Domu Kultury „Nowita” w Zielonej Górze panuje ożywiona dyskusja. Trwa pierwsza próba nowego spektaklu – „Kto zabił?”. Na stole leżą peruki, nożyczki, grzebienie. Pięcioro seniorów wciela się po raz pierwszy w swoje role, każdy całkowicie pochłonięty tekstem.
To Kabaret Retro, sekcja teatralna, która od czterech lat gromadzi się przy domu kultury. Wcześniej był to teatr Impuls. Aktorzy nie lubią mówić jednak o upływających latach. Zdecydowanie bardziej wolą o „sezonach”.
Ela ma za sobą karierę prawniczki, pracowała w ZUS-ie. Dziś, na scenie, jest kimś zupełnie innym. – Mam trochę doświadczenia, wprawdzie nie z takimi spektaklami, ale z przemówieniami, gdzie publiczność nie była do mnie pozytywnie nastawiona. Pracując w ZUS-ie, byłam przecież od razu wrogiem – śmieje się.
Obok niej siedzi Włodek, z zawodu sprzedawca części elektronicznych. Jego historia z teatrem zaczęła się od przypadku. – Na wstępie powiedziałem, że nic w życiu nie zagram – zastrzega. Przyszedł początkowo tylko do pomocy technicznej. Ale reżyserka Teresa Samulczyk, nazywana w gronie aktorów Tessą, poprosiła go o trzymanie lalki-kruka. W ten sposób dostał pierwszą rolę. Tekst? „Kra-kra”.
– Co ciekawe, z czasem tekst się zmienił. Gieniu powiedział mi, że powinien mówić „kru-kru”, bo tak jest poprawnie. Doczytał w encyklopedii – dopowiada Tessa.
Dziś Włodek, na którego Tessa mówi pieszczotliwie Gieniu, już nie protestuje przeciwko graniu. W trzecim spektaklu był magikiem z wielką czapką. Wyciągał z kapelusza królika, który okazywał się zieloną żabą.
– Podeszła do mnie po jednym spektaklu dziewczynka i powiedziała: „ale z ciebie to dobry czarodziej, bo wyczarowałeś żabę!” – wspomina dumnie z wielkim uśmiechem Włodek.
Wiola przez 32 lata była sekretarką-asystentką w szkole. Na początku w teatrze chciała tylko obsługiwać muzykę: włączać odpowiednie dźwięki na dziecięcym keyboardzie za kulisami. Była jednak bardzo zaangażowana. Żeby mieć dźwięk do sceny z przejeżdżającym pociągiem, wybrała się na stację kolejową i nagrała telefonem gwizd lokomotywy. Jej zaangażowanie zauważyła Tessa i zaprosiła do kolejnego spektaklu. Została pielęgniarką z olbrzymią strzykawką.
Alek, zwany Moniuszką, ukończył wydział mechaniczny, ale nie pracował w zawodzie.
– Ale wiem, co to jest wilk i kuter. Maszyny z przemysłu spożywczego! – chwali się. Siedząca obok Danusia była sekretarką w urzędzie przez 22 lata. Jest najmłodszą członkinią grupy, niemal od razu została wpuszczona na scenę. Tessę przekonała góralskim monologiem, który zna z rodzinnego domu. Ma już za sobą pierwszy publiczny występ z Kabaretem Retro. – Miałam taką tremę, że nie poznawałam swojego głosu. Jakbym mówiła ze studni – wspomina.
Całą grupę prowadzi Teresa Samulczyk, pedagog teatru z tytułem doktorskim. Zanim zaangażowała się w pracę kulturalną, była dyplomowaną urzędniczką administracji państwowej. Na pytanie o to, co daje seniorom granie w spektaklu teatralnym, odpowiada poetycko: – Teatr jest sztuką wielowymiarową, łączy inne sztuki. Oddziałuje na człowieka wszechstronnie. Człowiek bez sztuki jest jak ptak z podciętym skrzydłem. Może żyć, ale nie może fruwać.
To samo pytanie zadaję aktorom. Odpowiadają niemal jednogłośnie: – Teatr nas rozwija, bo trzeba poczytać, pouczyć się tekstu. Poza tym trzeba wyjść z domu, więc i zdrowie jest lepsze.
Sport to zdrowie, również dla seniora
Podobne motywacje do aktywności mają członkowie Klubu Seniora z podgorzowskiej Kłodawy. Grażyna Rozpędowska, 70-letnia przewodnicząca, zarządza nim od pięciu lat. Gdy zaczynała swoją pracę, do klubu uczęszczało zaledwie 11 osób. Dziś klub ma 42 członków, z czego 8 mężczyzn. Zdecydowana większość klubowiczów ma 70 lat i więcej.
Jaki jest jej sekret? Dbanie o aktywność umysłową i fizyczną swoich podopiecznych. Grupa spotyka się co tydzień w czwartki przez dwie i pół godziny. Seniorzy grają w rummikuba, scrabble, karty. Dodatkowo dwa razy w tygodniu znaczna część grupy chodzi na ćwiczenia z trenerem i raz w tygodniu na ćwiczenia taneczne.
”W wieku starszym dominują głównie dwa problemy należące do tzw. wielkich problemów geriatrycznych: otępienie i depresja”
– Ćwiczenia z trenerem są różnorodne: na kręgosłup, rozciągające, z ciężarkami. Nie są łatwe, ale dajemy radę. Każde ćwiczenia trwają godzinę. Czujemy się po nich o wiele lepiej – opowiada Grażyna Rozpędowska.
Dbanie o aktywność fizyczną popłaca. 11 czerwca Klub Seniora z Kłodawy wygrał III Lubuskie Igrzyska Seniorów, które odbyły się w Gorzowie Wielkopolskim. Były cztery konkurencje: ringo, boccia, elementy koszykówki i pływanie. Kłodawski klub zdobył aż 41 punktów, wyprzedzając na podium oddział Polskiego Związku Emerytów, Rencistów i Inwalidów z Drezdenka i Uniwersytet Trzeciego Wieku z Gorzowa. Triumfy święcili w pływaniu i koszykówce.
– Nasza koleżanka uzyskała najlepszy wynik w pływaniu, byliśmy nią zachwyceni – mówi Rozpędowska. I dodaje: – Mamy jeszcze kondycję. Podczas zawodów każdy z nas wie, co ma robić. Igrzyska to mile spędzony czas i zabawa, ale nie ukrywam, że każdy chce osiągnąć dobry wynik, który wpłynie na końcową punktację.
To nie pierwszy raz, kiedy Klub Seniora z Kłodawy zdobył miejsce na podium. W 2023 roku kłodawscy seniorzy zdobyli złote medale, a w 2024 roku – srebrne. W tym roku za pierwsze miejsce w igrzyskach otrzymali medale i puchar, a główną nagrodą był telewizor. – Jeszcze nie ustaliliśmy, komu go przekażemy. Jak skończą się urlopy, to spotkamy się i zdecydujemy, komu przekażemy naszą nagrodę – przekonuje Rozpędowska.
Jak działa społeczna terapia
W Gminnym Ośrodku Kultury w podzielonogórskiej Świdnicy właśnie się kończy kolejne spotkanie Senior Cafe. Panie powoli pakują torebki, ale żadna się nie spieszy. Jeszcze chwila przy kawie, jeszcze jedna anegdota, jeszcze jeden śmiech.
– Panie żartują, że przychodzą właśnie dlatego, żeby „nic nie musieć robić” i po prostu móc się dobrze bawić. Teraz wreszcie mają czas dla siebie. Mogą robić to, co chcą. Pójść do kina, na wystawę, zająć się sobą. I to daje im ogromną satysfakcję – mówi Maria Kincel, która prowadzi zajęcia od dwóch lat.
Seniorki nigdy nie mają problemu z sytuacjami, kiedy zaplanowane aktywności muszą zostać odwołane. Pytają tylko: „A czy możemy przyjść i po prostu wypić kawę i zjeść ciastko?”. Dla nich to ważne, żeby wyjść z domu. – To bardzo zdyscyplinowane i obowiązkowe kobiety. W domu ciągle czują presję wykonywania różnych obowiązków domowych. Dlatego zajęcia są dla nich prawdziwą odskocznią – opowiada Kincel.
To odkrycie – że można żyć dla siebie – przychodzi do wielu seniorek dopiero na emeryturze. Całe życie były żonami, matkami, córkami opiekującymi się starszymi rodzicami… Teraz po raz pierwszy mogą odpowiedzieć na pytanie: czego ja właściwie chcę? I to pozornie banalne pytanie kryje w sobie głęboką prawdę o naturze samotności w starszym wieku. Chodzi przecież nie tylko o brak towarzystwa, ale o brak pretekstu, żeby być wśród ludzi. O brak miejsca, gdzie można po prostu być sobą, bez oczekiwań i obowiązków.
– Wydaje mi się, że dzisiejsi seniorzy żyją trochę na uboczu. Życie jest szybkie, wszyscy się spieszą, a oni nie chcą się narzucać dzieciom czy wnukom. Czują się pominięci, niewysłuchani. Dlatego doceniają, gdy ktoś się przy nich choć na chwilę zatrzyma. Czasem odnoszę wrażenie, że atmosfera jest ważniejsza niż same zajęcia – śmieje się Maria.
W Torzymiu, w gabinecie dr Urszuli Kawalec-Hurny, podobne mechanizmy działają w kontekście medycznym. Lekarka często tłumaczy swoim pacjentom, dlaczego przepisuje im antydepresanty, używając prostego przykładu.
– Mam pacjenta z chorym kręgosłupem. Ból trochę mu dokucza, ale jeżeli ma w tym dniu w planie na przykład ciekawy wyjazd, miłe spotkanie z przyjaciółmi, to autentycznie ból kręgosłupa staje się sprawą drugorzędną. W końcu czekają go fajne rzeczy do zrobienia – przekonuje.
To nie jest efekt placebo ani pozytywne myślenie: to fundamentalny mechanizm działania ludzkiej psychiki. Gdy mamy cel, sens, coś co nas pociąga, wówczas ciało mobilizuje się inaczej. Ból nie znika, ale przestaje być w centrum uwagi. – A jeżeli taka osoba z chorym kręgosłupem nie ma nic do zrobienia, a za oknem jest brzydka pogoda, to ten sam ból będzie odczuwany o wiele, wiele dotkliwiej – kontynuuje dr Kawalec-Hurny.
Dlatego najskuteczniejsze okazuje się połączenie farmakoterapii z aktywnością społeczną. Leki antydepresyjne radzą sobie z biochemiczną stroną depresji, ale to kontakt z ludźmi i poczucie sensu przywracają chęć życia.
– Seniorzy zaangażowani w jakieś działania mają niespożytą energię i pomysły. Nawet jeśli są moimi pacjentami w poradni, to wpadają raz w roku i mówią: „Pani doktor, to szybciutko zróbmy jakieś badania, bo nie mam za wiele czasu. Jadę teraz na wycieczkę, robię jakieś przedstawienie” – mówi lekarka.
W Senior Cafe w Świdnicy Maria Kincel obserwuje podobne zjawisko.
– Widzę to na przykładzie mojej mamy, która ma 80 lat i rzadko wychodzi z domu. Kiedy porównuję jej funkcjonowanie z tym, jak żyją seniorki z naszej grupy, różnica jest ogromna. Panie, które regularnie się spotykają i mają ze sobą kontakt, są w wyraźnie lepszej kondycji psychicznej – mówi Maria.
I ta wzajemność jest kluczowa. Seniorzy nie chcą być tylko biorcami pomocy – chcą też coś dawać. Dlatego w grupie Senior Cafe panie organizują wspólne pikniki, przygotowują przedstawienia, rywalizują w konkursach. Każda ma swoją rolę, każda jest potrzebna.
Wespół w zespół przeciw samotności
Recepty na walkę z samotnością osób starszych można znaleźć wszędzie tam, gdzie ludzie próbują wzajemnie się wspierać. Dr Urszula Kawalec-Hurny przytacza przykład stuletnich staruszek żyjących na japońskiej wyspie Okinawa. Opowiada o tym, jak seniorki funkcjonowały w grupkach wzajemnego wsparcia.
– Codziennie wyznaczały sobie jakieś zadania i cele: jedna miała upiec ciasto dla całej grupki, druga organizowała jakieś wyjście. Ale przede wszystkim wzajemnie się sobą interesowały, spotykały codziennie rano na powietrzu na krótką gimnastykę. Jak przypadkiem któraś z nich zachorowała albo potrzebowała pomocy, nawet finansowej, to zawsze mogła liczyć na wsparcie koleżanek. I właśnie to poczucie wspólnoty było jednym z powodów, dla których panie żyły tak długo w bardzo dobrej formie fizycznej i psychicznej – podsumowuje.
”Teraz seniorki po raz pierwszy mogą odpowiedzieć na pytanie: czego ja właściwie chcę? I to pozornie banalne pytanie kryje w sobie głęboką prawdę o naturze samotności w starszym wieku. Chodzi przecież nie tylko o brak towarzystwa, ale o brak pretekstu, żeby być wśród ludzi”
Lekarz Robert Górski podczas interwencji u samotnych seniorów obserwuje inne spontaniczne mechanizmy wsparcia. Podczas interwencji słyszy od pacjentów: „Nie mam rodziny, ale upoważniam sąsiadkę, która stoi obok, do informowania o moim stanie zdrowia”. Zapisuje sobie numer telefonu do tej osoby i przekazuje go potem w szpitalu.
– Starsi ludzie niejednokrotnie dobierają się w pary. Nie mówię tu o związkach romantycznych, tylko o sytuacjach, gdy np. kobieta z kobietą czy mężczyzna z mężczyzną odwiedzają się wzajemnie, sprawdzają codziennie rano, czy wszystko jest w porządku. Mimo że nie ma między nimi więzi biologicznej, to się sobą opiekują – opisuje ratownik.
Ale jak podkreśla dr Kawalec-Hurny, nie ma uniwersalnej recepty na walkę z samotnością. – Nie wszyscy są towarzyscy. Są osoby, które czują się dobrze same ze sobą. Same decydują, kiedy z kimś chcą się spotkać i same potrafią swojemu życiu nadać sens, niezależnie od wsparcia otoczenia. Oczywiście warunkiem jest względnie dobre zdrowie – wyjaśnia dr Kawalec-Hurny.
Wszystko zostaje w rodzinie
A co z rodzinami osób starszych? Czy mogą one realnie pomóc w walce z samotnością? A może same stają się częścią problemu? Odpowiedź na te pytania nie jest oczywista, bo, jak tłumaczy psycholog Joanna Kowalska, kluczowe jest zrozumienie różnicy między samotnością a osamotnieniem.
Samotność wcale nie oznacza życia samemu. – Może nam się wydawać, że jakaś osoba jest samotna, bo mieszka w pojedynkę na przykład na ósmym piętrze w bloku albo w jakiejś małej wiosce. Ale jeśli zapytać takiego seniora o jakość jego życia, może się okazać, że wcale nie czuje się samotny. Wychodzi do sąsiadów, uczestniczy w zajęciach w świetlicy wiejskiej lub na Uniwersytecie Trzeciego Wieku… Czasem takiego dziadka lub babcię trudno nawet w domu złapać – tłumaczy psycholog.
Znacznie mniej widoczne jest właśnie osamotnienie. To może być osoba bardzo często odwiedzana albo żyjąca w wielopokoleniowym domu z dziećmi i wnukami. Ma towarzystwo, ale trzyma się jakby z boku, odstawiona na boczny tor. – Nie ma poczucia wpływu ani sprawstwa, co przecież jest niezmiernie potrzebne każdemu człowiekowi – dodaje psycholog.
Dr Urszula Kawalec-Hurny ma więc dla rodzin seniorów prostą, ale bardzo konkretną radę: wspierać, nie przymuszać.
– Jeżeli ktoś całe życie kochał pracę w ogrodzie i bardzo dobrze się tam czuł, to na starość nie należy go tego ogrodu pozbawić tylko dlatego, że nie jest w stanie większości rzeczy zrobić. W swoim tempie, na miarę swoich sił, ale cały czas może coś na przykład wypielić – wyjaśnia geriatra. – Najgorzej jest taką osobę, która miała ogród i to kochała, zabrać nagle do miasta, do bloków, zamknąć w pokoiku i powiedzieć: „Teraz siedź tutaj, będę się tobą opiekować, najlepiej to nie wychodź”. To przecież jest wbrew jej naturze.
***
W ostatnim spektaklu Kabaretu Retro Włodek mówi ze sceny: „Każdy miał lat dwadzieścia parę. Dżinsy, elektryczną gitarę. Opaleni jak prosto z patelni. Przyszli rozśpiewani, wysmukli i prości. I wygryźli! Z mojej młodości…”.
Publiczność się śmieje, ale w tym żarcie kryje się prawda o współczesnym świecie. Młodzi rzeczywiście „wygryzają” starszych z życia. Ale tu, na scenie, to on, Włodek, ma głos. I nikt mu go nie odbierze.
Zobacz także

„Seniorów pytamy o zdrowie. O ich emocjach się nie mówi” – o samobójstwach po 60. roku życia opowiada psycholog Monika Oleksiewicz-Berrino

Julian Sobiech: Nie ma przeszkód, by żyć 150 albo 200 lat. Na razie wydaje się to być science fiction, ale mamy tu spory potencjał

„Pacjent wie, gdy go boli. Kropka”. O szacunku i empatii w komunikacji w gabinecie lekarskim rozmawiamy z Janem Gruszką, psychoonkologiem
Polecamy

Zagubieni w ulotkach i receptach. „Wraz ze zwiększającą się liczbą leków zwykle zwiększa się chorobowość pacjentów” – mówi o seniorach w pułapce polipragmazji dr Karolina Lindner-Pawłowicz

Wypróbuj japoński spacer. Efekty będą lepsze niż po zrobieniu 10 000 kroków dziennie

Reguła wzajemności. Co robić, żeby częściej dobro wracało, niż żeby było wet za wet? Tłumaczą autorzy poradnika „Mózg na autopilocie”

Klimatyzacji w polskich mieszkaniach przybywa. Magdalena Milert: „To nas nie uratuje. Kopiemy sobie grób”
się ten artykuł?