Przejdź do treści

„Wszyscy dookoła widzieli we mnie super towarzyską, zaradną dziewczynę. Nikt nie zdawał sobie sprawy, ile mojej uwagi zajmuje picie” – mówi Asia Skwierczyńska, znana jako Sober Polish Girl

Sober Polish Girl archiwum prywatne
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

– Na grupie mnóstwo dziewczyn jest jednocześnie uzależnionych i współuzależnionych, co znaczy, że żyją w związku z partnerem, który także pije. Mówi się też, że statystycznie mężczyzna szybciej rzuci pijącą kobietę, niż kobieta pijącego mężczyznę. Oprócz tego kobiety są bardziej stygmatyzowane społecznie, bo „jak to? kobieta i pije?!”. W związku z tym lepiej ukrywamy swoje uzależnienie, przez co później konfrontujemy się z problemem i później otrzymujemy pomoc. Kobiety ukrywają swój alkoholizm, bo chcą być superbohaterkami, mają świadomość, że na ich barkach spoczywa cała rodzina, czują się bardzo odpowiedzialne i jednocześnie wstydzą się skorzystać z pomocy – mówi Asia Skwierczyńska, autorka bloga @SoberPolishGirl.

 

Marianna Fijewska: Prócz bloga prowadzisz internetową grupę wsparcia dla kobiet. To chyba jedyne takie miejsce w polskim internecie, gdzie trzeźwiejące dziewczyny mogą się spotkać, wymienić doświadczeniami, pomóc sobie nawzajem…

Asia Skwierczyńska: Przyszedł czas lockdownu, a meetingi, w których uczestniczyłam, zaczęły odbywać się online. Na co dzień mieszkam w Londynie – nie mam tu zbyt wielu koleżanek-Polek, a tym bardziej Polek trzeźwiejących. Pomyślałam, że brakuje mi takiej grupy w polskim internecie i że na pewno nie mi jedynej – już wtedy prowadziłam konto na Instagramie i miałam grono obserwatorek, które borykając się z problemem uzależnienia, szukały wsparcia właśnie w sieci. Uznałam, że to będzie dobry pomysł.

Jak dziś go oceniasz?

Cudownie! Ludzie mają moc jednoczenia się, gdy przyświeca im jeden cel, a uzależnione kobiety są pod tym względem absolutnie wyjątkowe. Jesteśmy wrażliwe i empatyczne z natury, więc wyobraź sobie, co się dzieje, gdy zbierze się tysiąc takich kobiet, które w dodatku łączy wspólny problem.

Moc wsparcia i dobrej energii.

Do tego masa życzliwości i praktycznej pomocy. Gdy jedna pisze, że ma zły dzień, inne natychmiast odpisują: „Zadzwoń do mnie, to mój numer, mam akurat czas, żeby pogadać!”. Coś pięknego. W grupie są pokoje tematyczne z nazwami poszczególnych miejscowości, żeby dziewczynom było łatwiej znaleźć kogoś ze swojej okolicy. Dzięki temu umawiają się na kawę i ich znajomość przenosi się do realnego świata. Takie wyjście z kimś do kawiarni czy na obiad jest nieocenione – trzeźwiejącej osobie wydaje się, że wszyscy dookoła piją i naprawdę nie wie, co ma ze sobą zrobić w wolnym czasie. To daje poczucie, że nie jesteśmy same z problemem, że inne kobiety mają podobnie i rozumieją, przez co przechodzimy.

Marek Sekielski

Jaki jest cel grupy oprócz tego, że dziewczyny mogą się ze sobą spotkać i poznać się w realu?

Chodzi o budowanie społeczności trzeźwiejących kobiet i o wsparcie – dziewczyny dodają posty, w których bardzo szczerze opisują swoje historie. W odpowiedzi inne dziewczyny dzielą się swoim doświadczeniem i polecają to, co dla nich okazało się pomocne. Pojawiają się informacje o wartościowych meetingach NA (Anonimowi Narkomani) i AA (Anonimowi Alkoholicy) online i stacjonarnych oraz o trzeźwych imprezach, na które warto się wybrać.

Kobiety należące do prowadzonej przez ciebie grupy wsparcia i obserwatorki twojego profilu to m.in. osoby, które piją bądź są na różnych etapach trzeźwienia, a – jak dowiadujemy się z twojego bloga – każdy etap trzeźwienia rządzi się swoimi prawami. Nie jest ci trudno tworzyć przekaz dla tak szerokiej grupy?

Wszystkie nas łączy ta sama choroba zwana uzależnieniem, która polega na niemożności zdrowego przeżywania tego, co nas w życiu spotyka. W tej chorobie, niezależnie od etapu, na którym się jest, najważniejsza jest praca nad emocjami. To, o czym mówisz, rzeczywiście jest dość trudne, ale staram się być elastyczna i dopasowywać kontent do potrzeb moich obserwatorek. Dla przykładu: dostaję wiele wiadomości od kobiet, które chciałyby przestać pić, ale nie wiedzą, jak odstawić. Dlatego we wrześniu rusza mój projekt #30dnibezalkoholu.

To wyzwanie oprócz narzędzi potrzebnych do odstawienia alkoholu ma za zadanie dostarczyć dziewczynom strategii radzenia sobie z głodem alkoholowym niezbędnych do tego, by przetrwać pierwsze tygodnie i zacząć trzeźwieć. Będę starała się nauczyć dziewczyny m.in. obserwacji siebie czy organizacji dnia, bo osoby uzależnione żyją zwykle bardzo spontanicznie, w ogromnym bałaganie, a brak zajęć i brak rutyny jest naszym wielkim wrogiem. Oprócz tego postaram się porozmawiać z nimi o alternatywnych formach nagradzania siebie. Do dziś pamiętam, jaki miałam mętlik w głowie, gdy wyszłam z ośrodka i zupełnie nie wiedziałam, w jaki sposób mogę sprawić sobie przyjemność, bo do tej pory dawał mi ją tylko alkohol.

Z wykształcenia jesteś terapeutką i pedagożką – masz wiedzę teoretyczną dotyczącą uzależnienia. Powiedz, czy sama edukacja na studiach jakoś pomogła ci w kwestii własnego uzależnienia?

Studia były czasem, kiedy moje uzależnienie już postępowało. Za teorią musi pójść jeszcze działanie, a ja nie byłam wtedy na nie gotowa. Właściwie już w liceum wiedziałam, że piję więcej niż moi znajomi. Na studiach zyskałam absolutne potwierdzenie tego, że mam problem z alkoholem, ale przecież był to czas imprezowania. Usprawiedliwiałam swoje picie tym, że wszyscy piją, choć z tyłu głowy wiedziałam, że wpadłam jak śliwka w kompot. Wychodziłam jednak z założenia, że mam czas, żeby się ogarnąć. Jak się okazało, „ogarnięcie się” wcale nie było takie proste. Pamiętam, że na kilka dni przed obroną pracy magisterskiej obudziłam się w mieszkaniu, które wynajmowałam w Warszawie. Dookoła panował niewyobrażalny bałagan, nikogo przy mnie nie było, bo fajnie się imprezowało, ale posprzątać już nie miał kto. Czułam się potwornie, trzęsły mi się ręce. Zadzwoniłam do mamy, a ona kazała mi przyjechać do rodzinnej miejscowości. Razem wybrałyśmy się do psychologa. Miałam rozmowę o swoim życiu, a po kilku dniach poczułam się lepiej. Powiedziałam mamie, że wracam i że znajdę jakiegoś psychologa w Warszawie. To była bzdura, bo gdy tylko wróciłam, znów wpadłam w wir imprezowania.

Mimo ostrego imprezowania, byłaś w stanie wywiązywać się ze swoich obowiązków? Funkcjonować normalnie?

Do pewnego czasu tak – wszyscy dookoła widzieli we mnie super towarzyską, pewną siebie, zaradną dziewczynę, której wszędzie pełno. Nikt nie zdawał sobie sprawy, ile mojej uwagi zajmuje picie. Tymczasem większość moich aktywności była podporządkowana pod to, by stworzyć sobie warunki do picia. Zapisałam się nawet do specjalnej grupy na studiach, która miała za zadanie pomagać studentom z Erasmusa odnaleźć się w Warszawie. Tłumaczyłam sobie, że robię to, by podszkolić język, prawda była taka, że chciałam mieć wymówkę dla imprezowania, bo przecież ze studentami z wymiany zwykle szło się do klubów.

Osoby uzależnione są w pewnym sensie egocentrykami: uważamy, że cały świat buntuje się przeciw nam, nie potrafimy spojrzeć na siebie krytycznie. Gdy wyszłam z ośrodka, byłam pełna takiej fałszywej dumy. Zapiłam po kilku miesiącach i piłam ciągami przez kolejne 1,5 roku

Dziś, kiedy patrzysz na to z boku, myślisz, że jaki był powód twojego picia?

Byłam zagubiona, szukałam akceptacji, a miałam wrażenie, że otrzymuję akceptację wyłącznie dzięki alkoholowi. Lubiłam mocne uderzenie, bo pomagało mi uciec od rzeczywistości. Gdy skończyłam 11 lat, mój ojciec miał bardzo poważny wypadek i doznał silnego urazu neurologicznego. Musiałam strasznie szybko dorosnąć. Z jednej strony stałam się „dorosła”, z drugiej już w wieku 13 lat zaczęłam się buntować i szukać akceptacji wśród rówieśników. W mojej szkole i na osiedlu, żeby zdobyć akceptację, trzeba było pić. Więc piłam.

Mówisz o poszukiwaniu akceptacji. Czy uważasz, że to jest mechanizm charakterystyczny dla kobiet, które piją? Pytam, bo dużo mówi się o tym, że alkoholizm kobiecy różni się od alkoholizmu męskiego.

Myślę, że akurat zdobywanie akceptacji poprzez alkohol jest czymś wspólnym dla obu płci. Różnice leżą raczej gdzie indziej. Z najbardziej istotnych wskazałabym tendencję kobiet do współuzależnienia. Na grupie mnóstwo dziewczyn jest jednocześnie uzależnionych i współuzależnionych, co znaczy, że żyją w związku z partnerem, który także pije. Mówi się też, że statystycznie mężczyzna szybciej rzuci pijącą kobietę, niż kobieta pijącego mężczyznę. Oprócz tego kobiety są bardziej stygmatyzowane społecznie, bo „jak to? kobieta i pije?!”. W związku z tym lepiej ukrywamy swoje uzależnienie, przez co później konfrontujemy się z problemem i później otrzymujemy pomoc. Kobiety ukrywają swój alkoholizm, bo chcą być superbohaterkami, mają świadomość, że na ich barkach spoczywa cała rodzina, czują się bardzo odpowiedzialne i jednocześnie wstydzą się skorzystać z pomocy.

Do prowadzonej przez ciebie grupy wsparcia należą też kobiety, które już nie piją i dzielą się swoimi doświadczeniami. Co było dla nich najbardziej pomocne w odstawieniu alkoholu? Czy widzisz tu jakiś wspólny mianownik?

To, że zaczęły ponosić konsekwencje swojego picia. Wiem, że to brzmi brutalnie, ale bliscy nie mogą ułatwiać uzależnionej osobie spożywania. I nie chodzi mi tutaj o chodzenie do sklepu po piwa, ale o drobne gesty, jak podawanie herbaty, gdy skacowani „zdychamy” nad miską. Jeśli bliscy nam nadskakują, wspierają wyparcie problemu. „Skoro dalej się do mnie odzywają, to znaczy, że nie jest jeszcze tak źle” – takie wytłumaczenie rodzi się w głowie osoby pijącej. W psychologii nazywa się to mechanizmem iluzji i zaprzeczania. Każdy z nas jest w ten mechanizm wyposażony, to dlatego wsiadamy do samochodu, mimo wiedzy o tym, jak często zdarzają się wypadki drogowe. Z założenia ten mechanizm ma chronić nas przed dezorganizacją życia, ale w przypadku uzależnionych osób zamiast tego, chroni ich uzależnienie.

Ty w końcu skorzystałaś z pomocy. Co się stało?

W wieku 27 lat zgłosiłam się do ośrodka, wyszłam z niego po 18 dniach obrażona na wszystkich terapeutów. Uznałam, że zdobyłam już całą potrzebną wiedzę i nie potrzebuję niczyjej pomocy. Osoby uzależnione są w pewnym sensie egocentrykami: uważamy, że cały świat buntuje się przeciw nam, nie potrafimy spojrzeć na siebie krytycznie. Gdy wyszłam z ośrodka, byłam pełna takiej fałszywej dumy. Zapiłam po kilku miesiącach i piłam ciągami przez kolejne 1,5 roku. Pytasz, co się stało, że zgłosiłam się do ośrodka? Chciałam ratować mój związek. Widziałam, że ranię swojego partnera, bałam się, że mnie zostawi. Później, gdy znów zapiłam, powstał między nami mur nie do przebicia. Mało ze sobą rozmawialiśmy, a wspólne wieczory wyglądały tak, że każde z nas zajmowało jeden kraniec kanapy i siedzieliśmy w ten sposób w bardzo niezręcznej ciszy.

Z natury jesteśmy buntownikami – nie lubimy zakazów i nakazów. Perspektywa wieczności bez alkoholu nas przeraża. Lepiej powiedzieć sobie: „Dziś się nie napiję” i powtarzać to sobie każdego poranka

Twój partner był zraniony tym, że wychodziłaś na imprezy? Że nie dotrzymywałaś słowa?

Raczej tym, że nie dotrzymywałam słowa, bo na imprezy już wtedy nie chodziłam. Moje ostatnie półtora roku picia to było picie ciągami w samotności. Potrafiłam po kilkanaście godzin siedzieć na dywanie i pić piwo. Piłam, piłam, zaliczałam zwałę (zasypiałam – przyp. red.), a później budziłam się i zalewał mnie ogromny lęk – wstydziłam się tego, co wypisywałam do ludzi, gdy byłam pijana, więc nie wstawałam z dywanu, tylko chwytałam rozgazowane piwo i piłam dalej do kolejnej zwały. W końcu od tego siedzenia zrobiły mi się hemoroidy, więc wyobraź sobie, ile to musiało trwać…

Mówi się, że trzeba dotknąć dna, by się od niego odbić. To było twoje dno?

Tak. Później po raz drugi zgłosiłam się do ośrodka. Postanowiłam dokończyć to, czego nie udało mi się dokończyć wcześniej. Od dziecka porzucałam zainteresowania w połowie drogi, jak coś nie przynosiło natychmiastowych rezultatów. Miałam wiele zainteresowań i ciągle szukałam swojej drogi. Moje picie znacznie zamknęło mi oczy na to, kim jestem i co chcę w życiu robić. Zapragnęłam żyć chociaż odrobinkę lepiej, czułam, że życie przecieka mi przez palce, a ja miałam jakieś bliżej niesprecyzowane marzenie, żeby wyglądało inaczej niż dotychczas… Wreszcie dotarło do mnie, że praktycznie wszystkie próby kontrolowania picia kończą się tak samo. Poddałam się. Miałam dość boksowania się z silniejszym przeciwnikiem. Uznałam swoją bezsilność wobec alkoholu. Od tego momentu trzeźwieję.

Być może ten wywiad właśnie czyta kobieta, która podejrzewa, że ma problem z piciem, ale jeszcze się z tym problemem nie skonfrontowała – nie uznała swojej bezsilności, ani nawet nie przyznała sama przed sobą, że potrzebuje pomocy. Co mogłabyś takiej kobiecie powiedzieć?

Po pierwsze, by nie powtarzała sobie, że jeśli sięgnie po pomoc, już nigdy nie będzie mogła się napić. To największy błąd osób uzależnionych. Z natury jesteśmy buntownikami – nie lubimy zakazów i nakazów. Perspektywa wieczności bez alkoholu nas przeraża. Lepiej powiedzieć sobie: „Dziś się nie napiję” i powtarzać to sobie każdego poranka. Po prostu odkładać napicie się w czasie. Ja odkładając je dzień po dniu, nagle zdałam sobie sprawę, że zbudowałam solidny fundament i że po prostu nie potrzebuję już alkoholu. Radziłabym też, by taka osoba weszła na naszą grupę. Czytając o doświadczeniach innych dziewczyn, może zrodzić się w niej gotowość do podjęcia terapii. Gwarantuję też, że jeśli taka osoba zdecyduje się na podzielenie się z nami swoim doświadczeniem, spotka ją ogrom wsparcia i życzliwości.

 

Asia Skwierczyńska – autorka bloga @SoberPolishGirl, twórczyni internetowej grupy wsparcia dla kobiet uzależnionych. Od września 2021 jest również certyfikowaną terapeutką EEG BIOFEEDBACK– metody wspierającej terapię leczenia uzależnień

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy:

i
Treści zawarte w serwisie mają wyłącznie charakter informacyjny i nie stanowią porady lekarskiej. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem.