Przejdź do treści

Przez żołądek do serca, przez usta do… migreny. Dr Sharon Erdrich sprawdziła, jak zdrowie zębów i dziąseł wpływa na przewlekły ból u kobiet. To przełomowe badanie

Sharon Erdrich - Hello Zdrowie
Dr Sharon Erdrich / Fot. archiwum prywatne
Podoba Ci
się ten artykuł?

Dr Sharon Erdrich z zespołem badaczy sprawdziła coś, czego wcześniej nikt dokładnie nie badał: jak zdrowie naszych zębów i dziąseł wpływa na odczuwanie bólu. I nie chodzi tu tylko o ból zęba, ale o fibromialgię czy migrenę – przewlekłe schorzenia, które dotykają setki tysięcy ludzi na całym świecie, zwłaszcza kobiety. Ich odkrycie może zmienić sposób, w jaki choroby te będą leczone. „Choć zwykle dbamy o zęby z powodów estetycznych – żeby mieć ładny uśmiech i białe zęby – to tak naprawdę mikrobiom jamy ustnej jest kluczowy, jeśli chcemy być zdrowi” – zauważa naukowczyni.

 

W badaniu, którego wyniki zostały opublikowane 9 kwietnia br. w czasopiśmie naukowym „Frontiers in Pain Research”, wzięło udział 168 kobiet z Nowej Zelandii. Każda z nich wypełniła bardzo szczegółową ankietę (prawie 400 pytań!) o swoim zdrowiu, bólu, nastroju i jakości życia. Dodatkowo uczestniczki oddały próbki śliny, które pozwoliły naukowcom zajrzeć w świat bakterii żyjących w ich ustach.

To pionierskie podejście pozwoliło naukowcom odkryć zaskakującą zależność: kobiety z problemami jamy ustnej częściej cierpiały na migreny, bóle brzucha i ogólne bóle ciała. Co więcej, badacze znaleźli konkretne bakterie w ustach, które są powiązane z różnymi typami bólu. Co to oznacza? Że nasze usta „rozmawiają” z mózgiem w sposób, którego wcześniej nie rozumieliśmy.

O tym niezwykłym odkryciu rozmawiamy z Sharon Erdrich, doktorantką na Wydziale Medycyny i Zdrowia Uniwersytetu w Sydney, pierwszą autorką publikacji „An association between poor oral health, oral microbiota, and pain identified in New Zealand women with central sensitisation disorders: a prospective clinical study”.

 

Agata Źrałko, Hello Zdrowie: Czy była pani zaskoczona, gdy zobaczyła e-mail od dziennikarki z Polski?

Sharon Erdrich: Nie, bo już wcześniej kontaktowały się ze mną różne środowiska. Badanie budzi ogromne zainteresowanie wśród kobiet na całym świecie. I właściwie od razu chciałabym to jasno powiedzieć: udało nam się znaleźć pewną zależność, nie związek przyczynowo-skutkowy.

Zacznijmy od tego, że już wcześniej zajmowała się pani m.in. fibromialgią i tzw. zaburzeniami nadwrażliwości centralnej. Co panią w nich zainteresowało?

Zainteresowałam się fibromialgią, bo to jedna z tzw. chorób idiopatycznych – czyli takich, których przyczyn po prostu nie znamy. Zawsze mnie zastanawiało, jak to jest możliwe, że tyle osób cierpi, a medycyna właściwie nie potrafi im pomóc… Nie mamy odpowiedzi, nie mamy skutecznej terapii. Leczenie sprowadza się głównie do łagodzenia objawów. Czasem udaje się trochę zmniejszyć ból, poprawić nastrój, by pacjentka nie czuła się tak przygnębiona czy zestresowana przez to ciągłe cierpienie. I to był mój punkt wyjścia.

Wiemy, że większość kobiet z fibromialgią ma problemy z jelitami. Ból brzucha to zresztą jeden z objawów uwzględnianych przy diagnozie. Od dawna znany jest też związek między fibromialgią a zaburzeniami pracy jelit, takimi jak zespół jelita drażliwego. Do tego pojawiały się różne pojedyncze badania dotyczące roli mikrobiomu jelitowego. I z tych wszystkich informacji zrodziło mi się bardzo proste pytanie: czy to jelita i ich mikrobiom mogą być źródłem bólu? Czy mamy tu jakiś trójkąt zależności?

W swoich badaniach skupiła się pani wyłącznie na kobietach, prawda?

Faktem jest, że migrena, choć nie była głównym tematem naszych badań, występuje bardzo częsta właśnie u kobiet z fibromialgią. Co ciekawe, migrena nie jest uwzględniana w kryteriach diagnostycznych. To przykład tzw. zaburzenia nadwrażliwości centralnej, czyli sytuacji, w której komunikacja między ciałem a mózgiem się zaburza, a sygnały bólowe zostają w mózgu wzmocnione.

Nie wiemy dokładnie, dlaczego z powodu migren częściej cierpią kobiet. Istnieje wiele teorii, sporo z nich dotyczy hormonów. Ale prawdy nie znamy, bo nie da się zrobić badania, w którym odebralibyśmy pacjentce wszystkie hormony, a potem je przywrócili, by sprawdzić, czy pojawi się migrena.

Literatura mówi, że fibromialgia dotyka kobiet znacznie częściej. Ale kiedy przeprowadza się szerokie badania populacyjne, okazuje się, że mężczyźni też na nią chorują – tylko że często pozostają niezdiagnozowani.

A czy pani osobiście miała kiedyś migreny albo fibromialgię?

Na szczęście nie! Ale jako specjalistkę i badaczkę interesuje mnie, co mogę zrobić, żeby poprawić jakość życia osób, które cierpią. To mnie napędza od ponad 45 lat pracy zawodowej.

Czy w pani badaniach pojawiły się jakieś inne możliwe przyczyny migren? Poza stresem i hormonami?

Znaleźliśmy pewien związek, ale nie wiemy jeszcze, czy są jakieś dodatkowe czynniki, które sprawiają, że ktoś staje się bardziej podatny na migreny. Możliwe, że chodzi o zdrowie jamy ustnej i mikrobiom w ustach. Że to one pobudzają układ nerwowy i zwiększają wrażliwość mózgu.

I to właściwie ma sens, jeśli spojrzymy na anatomię głowy – w końcu migreny pojawiają się blisko jamy ustnej. A ból głowy wywołany problemami z zębami nie jest niczym zaskakującym. W artykule pisałam o innym bardzo częstym bólu: zespole stawu skroniowo-żuchwowego (TMJ), gdzie staw żuchwy jest wyjątkowo wrażliwy.

Momentem olśnienia było dla mnie pewne badanie, w którym u osób z TMJ pobrano płyn ze stawu żuchwowego. Okazało się, że w płynie żuchwowym znajdowała się jedna z bakterii, która… pojawiła się też w naszych badaniach. Właśnie wtedy po raz pierwszy pomyślałam: jak często występuje TMJ, skoro w ogóle go nie uwzględniliśmy w swoich badaniach? Nie pytaliśmy o niego uczestników badania, więc nie wiemy, ile osób w naszej grupie cierpiało z powodu tej przypadłości.

Zaczęłam się zastanawiać, jak często lekarz pyta pacjenta z TMJ, ile razy miał leczone kanałowo zęby. Ile ma koron i nakładek, czy miał kiedyś ropień, czy coś się działo z zębodołami po zębach mądrości… Podejrzewam, że te kwestie mogą mieć znaczenie. W końcu wiele osób usuwa zęby mądrości, a zębodoły potrafią się zagoić z bakteriami w środku. Trudno to zweryfikować, bo jak zębodół się zabliźnił, to nie da się pobrać próbki. A bakterie w zabliźnionym zębodole zyskują bezpośredni dostęp do krwi. Jak do krwi, to i do pobliskich stawów, takich jak żuchwa. Z krwią mogą też dotrzeć do głowy albo rozprzestrzenić się po całym organizmie.

Czyli te badania są punktem wyjścia do kolejnych projektów?

Nie planowaliśmy badać związku między zdrowiem jamy ustnej, mikrobiomem ustnym a innymi rodzajami bólu. To, co odkryliśmy, można by nazwać przypadkowym znaleziskiem.

Kiedy zaczęłam analizować dane z badania, pomyślałam: „O rany, zdrowie jamy ustnej naprawdę silnie wpływa na wszystkie wskaźniki bólu!”. Właśnie dlatego zaczęłam przyglądać się tematowi bliżej. I mieliśmy ogromne szczęście, bo nasz sponsor, firma Viome z Seattle (USA), która finansowała badania mikrobiomu jelitowego, zaproponowała, że dorzuci także analizę mikrobiomu jamy ustnej.

Zatem co udało się pani odkryć?

Choć zwykle dbamy o zęby z powodów estetycznych – żeby mieć ładny uśmiech i białe zęby – to tak naprawdę mikrobiom jamy ustnej jest kluczowy, jeśli chcemy być zdrowi. Jeśli spojrzymy na ostatnie 20 lat badań nad mikrobiomem jelitowym, to widać ogromny postęp w zrozumieniu, jak bardzo wpływa on na różne aspekty naszego zdrowia. Ale często w tym wszystkim zapominamy, że przewód pokarmowy… zaczyna się w ustach. To pierwszy etap trawienia! I tak, żyją tam bakterie.

Już w latach 70. XX wieku odkryto, że osoby z chorobami przyzębia dużo częściej zapadają na choroby serca. Więc wiemy o tym od 50 lat. Ale dopiero od trzech-czterech lat naukowcy zaczęli się na poważnie przyglądać wpływowi mikrobiomu jamy ustnej na zdrowie. Teraz okazuje się, że może mieć on związek praktycznie z każdą badaną chorobą. Myślę, że to ekscytujące – być o krok przed wszystkimi (śmiech).

Zdecydowanie odradzam codziennego używania płynów do płukania ust. W jednym z badań wykazano, że te zawierające chlorheksydynę – silny środek antyseptyczny – zabijają bakterie na języku, które pomagają regulować ciśnienie krwi. Osoby, które regularnie używały takich płynów, miały wyższe ciśnienie

Czyli chciałaby pani, aby mikrobiom jamy ustnej nie był pomijany w badaniach.

Zdecydowanie. Chcemy przeprowadzić badanie, które pokaże, czy poprawa zdrowia i mikrobiomu jamy ustnej może wpłynąć na bóle głowy i ból całego ciała. Mieliśmy ogromne szczęście, bo nasz sponsor mikrobiologiczny dostarczył nam sprzęt, testy i zrobił dla nas analizę mikrobiomu, więc mieliśmy dane, na których mogliśmy pracować. Ale w kolejnej fazie już nie będzie to możliwe, dlatego musimy zdobyć środki na dalsze badania. A konkurencja o granty badawcze jest bardzo duża… Mamy nadzieję, że uda nam się zdobyć finansowanie chociaż na małe badanie.

Chcemy sprawdzić, czy da się zmienić środowisko bakterii w jamie ustnej i czy to wpłynie na częstotliwość lub intensywność bólów głowy. Może nie będzie to lekarstwo, ale mamy nadzieję, że ból stanie się mniej dokuczliwy, będzie się rzadziej pojawiał albo zmieni się jego charakter. A może poprawa zdrowia jamy ustnej wpłynie też pozytywnie na inne aspekty życia i poprawi jego jakość?

Czy nieświeży oddech albo problemy z dziąsłami mogą być sygnałem innych problemów zdrowotnych?

Gdy pojawiają się nowe objawy, zawsze warto zacząć od szukania przyczyny. Jeśli ktoś ma problemy z dziąsłami albo odczuwa ból w jamie ustnej, powinien więc pójść do dentysty. Trzeba sprawdzić, czy coś się nie dzieje z korzeniem zęba. Czy to infekcja? Ropień? A może pęknięte wypełnienie i przez to ząb jest bardziej wrażliwy?

Około 80 proc. przypadków nieświeżego oddechu ma swoje źródło w jamie ustnej. Około 20 proc. – w układzie pokarmowym. U większości osób z problemem nieświeżego oddechu winne są bakterie w ustach, a u jednej na pięć osób – przyczyna leży w żołądku czy jelitach.

W naszym badaniu pobraliśmy od uczestników próbki śliny. Ślina całkiem dobrze odzwierciedla różne społeczności bakteryjne w jamie ustnej. Ale gdybyśmy zamiast tego pobrali wymazy z różnych miejsc w ustach, m.in. między zębami a dziąsłami, z wewnętrznej strony zębów, spod języka czy z podniebienia, to okazałoby się, że mikrobiomy w tych miejscach różnią się od siebie. A bakterie żyjące pod dziąsłami to jeszcze inna historia.

Te głęboko ukryte pod dziąsłami bakterie są trudniejsze do uchwycenia. Chyba że jest ich tak dużo, że pojawiają się też w ślinie. Nazywamy je beztlenowcami – to bakterie, które nie lubią tlenu. Żyją tam, gdzie słońce nie dochodzi (śmiech).

Porozmawiajmy więcej o tych koloniach bakteryjnych. Pani zespół odkrył zależność między konkretnymi bakteriami a różnymi rodzajami bólu. Które z tych odkryć było dla pani najbardziej zaskakujące?

Właściwie wszystkie nas zaskoczyły, bo kompletnie się ich nie spodziewaliśmy! Wspominałam wcześniej o bakterii, którą znaleziono w stawach osób z problemem stawu skroniowo-żuchwowego (TMJ). To Mycoplasma salivarium – dość powszechna bakteria, ale o bardzo ciekawej budowie. Większość bakterii ma ścianę komórkową otaczającą błonę zewnętrzną. Mycoplasma salivarium jej nie mają, co sprawia, że zwykłe antybiotyki, takie jak penicylina, działają na nie znacznie słabiej. Bakterie osiedlają się w jamie ustnej, pod płytką nazębną – czyli warstwą, która tworzy się, gdy nie myjemy zębów regularnie. Są powiązane z chorobami przyzębia. Naprawdę fascynujący mikroorganizm!

Zauważaliśmy też, że osoby z największymi problemami bólowymi miały mniej dobrych bakterii niż te z mniejszymi dolegliwościami. To zjawisko nazywamy dysbiozą, czyli zaburzeniem równowagi mikroorganizmów. Co prawda nie ma jeszcze jasnych kryteriów, które wskazują, co już jest dysbiozą, a co jeszcze nie. Ale kiedy widzimy wyraźnie, że jakiś stan wiąże się z mniejszą liczbą korzystnych bakterii i większą liczbą szkodliwych, to trudno uznać to za przypadek.

Niektórzy mogą powiedzieć: „A może to ból sprawia, że ludzie przestają dbać o zęby?”. Tylko że w naszym zespole nie badaliśmy bólu zlokalizowanego w jamie ustnej. Nasi pacjenci cierpieli na ból całego ciała.

Jedną z bakterii, które były wyraźnie i odwrotnie skorelowane ze zdrowiem jamy ustnej, była Solobacterium moorei. Wykryliśmy ją u wszystkich uczestników badania. Nazwaliśmy ją „śmierdziuszkiem” (śmiech), bo często wiąże się z nieświeżym oddechem. Produkuje siarkowodór. To gaz, który pachnie jak zgniłe jaja, a w dodatku jest łatwopalny i lekko toksyczny.

Inne bakterie, które odkryliśmy – Dialister pneumosintes, Parvimonas micra i Prevotella denticola – są już dziś powszechnie kojarzone z infekcjami jamy ustnej. Niestety nie zostało jeszcze przeprowadzone badanie, w którym oczyszcza się pacjentowi jamę ustną, a potem podaje te bakterie, żeby sprawdzić, czy wywołają infekcję. Ale jeśli ktoś ma infekcję w ustach, to jest duża szansa, że któraś z nich tam żyje. Te bakterie są zresztą mocno ze sobą powiązane. To taki „gang rozrabiaków”, który pokazuje, że bakterie lubią zbierać się w grupy.

Zwykle naukowcy szukają jednego konkretnego patogenu, by znaleźć przyczynę schorzenia. Tutaj takiego nie było. Uważamy, że przyczyną może być ogólny problem ze zdrowiem jamy ustnej, który tworzy środowisko sprzyjające rozwojowi wielu szkodliwych bakterii. Żadna z bakterii nie występowała w takiej liczbie, by samodzielnie wywołać odpowiedź immunologiczną w całym organizmie. Albo może właśnie tak to działa – może to jeden z mechanizmów wyzwalających autoimmunizację, na którą kobiety są szczególnie narażone? Tego jeszcze nie wiemy. To naprawdę fascynująca zagadka.

I to właśnie Mycoplasma salivarium może mieć związek z migrenami?

Tak, choć w migrenach uczestniczyły też inne bakterie. Jedna z nich – dość powszechna, kojarzona z problemami jelitowymi i chorobami przyzębia – to Fusobacterium nucleatum. Ale kiedy uwzględniliśmy wszystkie inne czynniki, jej znaczenie okazało się mniejsze.

Dlaczego mniejsze? Bo kiedy analizujesz zestaw danych zawierający, powiedzmy, 293 zmienne, czyli różne gatunki bakterii, musisz zastosować odpowiednie metody statystyczne. Tylko wtedy będziesz mieć pewność, że to, co obserwujesz, to nie przypadek. Korekty są więc bardzo surowe, bo mają na celu wyeliminowanie fałszywych wyników, ale przez to mogą też „przydusić” nawet silne sygnały…

To dość skomplikowana kwestia, z którą długo się mierzyliśmy. Dla porównania sprawdzaliśmy też korekty w innych badaniach, które miały znacznie mniej danych. Przykładowo, jedno z nich porównywało tylko 110 gatunków bakterii. Ich korekty były więc jakieś trzy razy mniej rygorystyczne niż nasze.

Ostatecznie zastosowaliśmy metodę kontrolowania tzw. „False Discovery Rate” (FDR), czyli współczynnik fałszywych odkryć. Nasze podejście polegało na tym, by przyjąć najsurowsze możliwe kryteria – i sprawdzić, które wyniki nadal się utrzymają. Jeśli coś przetrwa taką próbę, to można mieć dużo większą pewność, że to nie przypadek.

I tak, związek między migreną a Mycoplasma salivarium był wyraźny, zwłaszcza w przypadkach częstych migren.

Zmieniłam sposób, w jaki pracuję z pacjentami. Ludzie przychodzą do mnie z problemami jelitowymi, a ja zaczynam... od pytań o zęby!

Czy lekarze powinni rutynowo pytać pacjentów z przewlekłym bólem o stan jamy ustnej?

Byłoby świetnie, gdyby lekarze częściej zaglądali pacjentom do ust – nie tylko do gardła. Gdyby badanie dziąseł było tak powszechne jak mierzenie ciśnienia. Wówczas mogliby powiedzieć: „Widzę stan zapalny, który może mieć konsekwencje dla zdrowia, więc warto pójść do higienistki”.

Zdecydowanie odradzam codziennego używania płynów do płukania ust. W jednym z badań wykazano, że te zawierające chlorheksydynę – silny środek antyseptyczny – zabijają bakterie na języku, które pomagają regulować ciśnienie krwi. Osoby, które regularnie używały takich płynów, miały wyższe ciśnienie.

Jest jeszcze inna ważna kwestia – szczególnie dla kobiet, choć trochę odbiegamy od tematu bólu. Około rok temu pojawiły się badania, które bardzo mnie zaintrygowały. Pokazały one związek między mikrobiomem jelitowym a problemami ciążowymi, jak przedwczesny poród czy inne komplikacje. Okazało się wówczas, że łożysko ma swój własny mikrobiom! I co ciekawe – bardziej przypomina on mikrobiom jamy ustnej matki niż mikrobiom jelitowy.

Jak to możliwe? Jak bakterie z jamy ustnej trafiają do łożyska?

Jedyną drogą jest krwioobieg. Przez długi czas sądzono, że krew jest sterylna. Ale jeśli bakterii w krwi jest dużo, może dojść do infekcji i sepsy. Zresztą niewykluczony jest też niewielki transfer, tzw. mikroprzenikanie bakterii, które może odbywać się przez układ limfatyczny. Tego jeszcze nie wiemy. Trudno badać układ limfatyczny, bo to „ukryty system”.

I właśnie dlatego higiena jamy ustnej jest tak ważna. Nie tylko ze względu na ból, ale też dla zdrowia dziecka.

Pytałam, czy lekarze powinni pytać o stan jamy ustnej. A czy dentyści powinni pytać swoich pacjentów o przewlekły ból ciała?

Zdecydowanie tak. Zazwyczaj stomatolodzy pytają o historię chorób tylko przy pierwszej wizycie. Padają pytania o cukrzycę, reumatoidalne zapalenie stawów czy po prostu branie leków. Ale już po trzech latach nikt nie dopytuje, czy coś się zmieniło. Albo czy na przykład pojawiły się migrenowe bóle głowy.

Mam nadzieję, że kolejnym krokiem będzie szersze spojrzenie stomatologów. Zadawanie pytań nie tylko o to, co się dzieje w ustach, ale też czy pojawił się ból w innej części ciała. Gdzie występuje i jak często.

Byłoby świetnie, gdyby lekarze częściej zaglądali pacjentom do ust – nie tylko do gardła. Gdyby badanie dziąseł było tak powszechne jak mierzenie ciśnienia. Wówczas mogliby powiedzieć: „Widzę stan zapalny, który może mieć konsekwencje dla zdrowia, więc warto pójść do higienistki”

A czy my – jako kobiety – możemy już teraz same sprawdzić, czy nasze problemy z jamą ustną są związane z innymi chorobami? A jeśli nie dziś, to czy będzie to możliwe w przyszłości?

Na razie nie mamy jeszcze łatwego i powszechnie dostępnego testu na mikrobiom jamy ustnej. Zwykle wszystko wygląda dobrze, gdy dba się o zęby, szczotkuje je dwa razy dziennie – a mimo to w głębi mogą żyć bakterie, o których nie mamy pojęcia.

Mam nadzieję, że w przyszłości badanie jamy ustnej będzie tak popularne, jak badania mikrobiomu jelitowego. W swojej klinice robię wiele testów jelitowych i zawsze zwracam też uwagę na stan jamy ustnej pacjenta. Zdarza się, że w wynikach stolca wykrywam bakterie, które zwykle bytują w jamie ustnej. I wtedy zaczynam dopytywać o ostatnie zabiegi dentystyczne. Odpowiedzi są zwykle różne – na przykład długo gojący się zębodół po wyrwanym zębie mądrości albo implant, który trzeba było usunąć przez infekcję. Podejrzewam, że tego typu problemy dentystyczne mogą mieć wpływ na ogólny stan zdrowia. Nie wiemy jeszcze, czy są one źródłem problemu, czy tylko odgrywają w nim pewną rolę. Chcemy to lepiej zrozumieć.

Zazwyczaj, jeśli dentysta podejrzewa infekcję, pobiera wymaz i sprawdza, co pojawia się w hodowli. Ale to daje tylko część obrazu. Dzięki nowym technologiom możemy już dziś ocenić proporcje dobrych i złych bakterii. Sprawdzić, czy występują w nadmiarze – i co potrafią. Bo tu już nie chodzi tylko o to, kto tam mieszka, ale też co ci mieszkańcy robią.

Dawniej lekarze nie dobierali antybiotyku do konkretnej bakterii, bo nie było tak szerokiego wachlarza leków jak dziś. Czy powszechniejsze stosowanie antybiotyków może wpływać na tworzenie się „gangów bakterii” w jamie ustnej?

To bardzo ważny temat. Kiedy bierzesz antybiotyk, na przykład na zakażenie Helicobacter pylori w żołądku, zapalenie ucha czy infekcję dróg moczowych, wpływa on nie tylko na mikrobiom tego konkretnego miejsca, ale też na inne mikrobiomy w ciele, w tym jamy ustnej. Kobiety dobrze to znają: jednym z częstych skutków ubocznych antybiotyków jest infekcja drożdżakowa pochwy.

Dlatego dobrze, że w medycynie nastąpiła zmiana podejścia. Coraz rzadziej przepisuje się już antybiotyki „na wszelki wypadek”. Uważam, że antybiotyki są fantastyczne, ale powinny być ostatecznością, nie pierwszą linią leczenia. Najpierw trzeba spróbować innych metod, które wspierają naturalne oczyszczanie organizmu. Lepiej wprowadzić do organizmu dobre bakterie, które wypchną te niekorzystne, niż liczyć na to, że antybiotyk trafi tylko w „złe” mikroby. To błędne myślenie.

James Kinross /fot. Justine Stoddart

Czyli wystarczy dokładnie myć zęby i robić podstawowe badania krwi, żeby uchwycić związek między przewlekłym bólem a zdrowiem jamy ustnej? To naprawdę może dać nam wskazówki, co dzieje się w ciele?

Tak, ale trzeba zaznaczyć, że nie istnieje jeszcze konkretne badanie krwi, które wskaże problem w jamie ustnej. Takie testy mogą jedynie sugerować, jak działa twój układ odpornościowy. Jednym z lepszych wskaźników stanu zapalnego są markery immunologiczne: można na ich podstawie ocenić funkcjonowanie białych krwinek. Gdy są nieprawidłowe, może to wskazywać na toczący się stan zapalny, choć nie wiadomo dokładnie, gdzie.

Coś, czego nie da się łatwo sprawdzić w badaniu krwi, a co ma duże znaczenie dla zdrowia jamy ustnej, to poziom witaminy C. Jedno z pierwszych odkryć na temat witaminy C? Jej brak wywołuje szkorbut. A jak zaczyna się szkorbut? Od krwawiących dziąseł. Jeśli zauważysz u siebie ten objaw, może to oznaczać słabą kondycję tkanek, nieprawidłową florę bakteryjną albo po prostu niedobór witaminy C.

Witamina C bierze zresztą udział w produkcji kolagenu: to on odpowiada za elastyczność i zdrowie dziąseł. Bez witaminy C organizm nie wytworzy kolagenu, a bez kolagenu tkanki są zbyt słabe, by opierać się bakteriom. Dlatego odpowiednia ilość witaminy C jest kluczowa.

Jak ustalił jeden z naukowców z Uniwersytetu Canterbury w Nowej Zelandii, optymalna dawka witaminy C wynosi 200 mg dziennie. To trzykrotność zalecanej minimalnej ilości chroniącej przed szkorbutem, ale właśnie tyle potrzeba, by wspierać produkcję kolagenu. Nadnercza, które mocno reagują na stres, również zużywają dużo witaminy C, więc jej niedobór może zaburzać ich pracę. To kolejny powód, by dbać o odpowiedni poziom witaminy C w organizmie.

Około rok temu pojawiły się badania, które bardzo mnie zaintrygowały. Pokazały one związek między mikrobiomem jelitowym a problemami ciążowymi, jak przedwczesny poród czy inne komplikacje. Okazało się wówczas, że łożysko ma swój własny mikrobiom! I co ciekawe – bardziej przypomina on mikrobiom jamy ustnej matki niż mikrobiom jelitowy

A co z probiotykami w leczeniu przewlekłego bólu? Czy to może być kierunek dalszego rozwoju terapii?

Możliwe, ale jeszcze nie mamy 100-procentowej pewności. Już w XIX wieku Élie Metchnikoff dostrzegł prozdrowotne właściwości jogurtu i zauważył, że odpowiadają za nie obecne w nim bakterie. Przez wiele lat zalecano po prostu przyjmowanie bakterii takich, jak Lactobacillus plantarum, Lactobacillus delbrueckii czy Lactobacillus rhamnosus. Dziś, gdy zaczynasz szukać informacji o probiotykach, trafiasz na dziesiątki nazw – często zaczynających się tak samo. Na przykład: Bifidobacterium infantis, Bifidobacterium longum, Bifidobacterium breve… Wszystkie należą do grupy popularnych probiotyków. Dlatego zawsze zachęcam pacjentów, żeby zwracali uwagę na numer szczepu po nazwie. To on decyduje o konkretnym działaniu. Czasem dwa probiotyki mają taką samą nazwę gatunkową, ale różne numery – i działają zupełnie inaczej.

Żeby to lepiej wytłumaczyć, zwykle porównuję bakterie do róż. Mamy róże pnące, rabatowe, miniaturowe, bez kolców, z kolcami, o małych kwiatach i o dużych… Wszystkie to róże – ale są zupełnie różne. Jeśli pójdziesz do sklepu ogrodniczego i powiesz: „chcę różę”, możesz dostać coś nieodpowiedniego. Tak samo jest z probiotykami. Musisz wiedzieć, jaki „gatunek róży” sadzisz w ogrodzie swojego mikrobiomu.

I dokładnie w tym kierunku zmierza obecnie nauka – ku precyzyjnemu doborowi konkretnych szczepów bakterii. Nawet Lactobacillus acidophilus występuje w różnych „wersjach”: jeden może być jak różowa róża pnąca, inny jak biała, jeszcze inny jak czerwona.

Myślę, że już niedługo pojawi się też więcej probiotyków doustnych, specjalnie zaprojektowanych z myślą o mikrobiomie jamy ustnej. Już dziś są firmy produkujące probiotyki „podróżne”, czyli szczepy, które pomagają zapobiegać przyczepianiu się bakterii lub wirusów w jamie ustnej i wspierają odporność podczas podróży. To bardzo obiecujący kierunek.

Pani badania poruszyły również temat cukru dodanego jako czynnika wpływającego na zdrowie jamy ustnej. Czy ma pani jakieś porady, jak zmodyfikować dietę, by wspierała mikrobiom w ustach?

Zachęcam ludzi, żeby w ogóle zrezygnowali z cukru. Ale przyznaję, sama chciałabym wiedzieć o nim więcej.

W ramach naszego badania zadawaliśmy uczestnikom sporo pytań o jedzenie. Skupiliśmy się na dobrze znanych czynnikach, które wpływają na zdrowie jamy ustnej. I najważniejszym z nich był cukier. Jest wiele dowodów na to, że duże spożycie cukru pogarsza stan jamy ustnej i sprzyja rozwojowi pewnych bakterii – szczególnie tych powodujących próchnicę. Cukier to ich pożywienie, a w wyniku jego „konsumpcji” produkują kwasy, które niszczą szkliwo i prowadzą do ubytków. Istnieją prawdopodobnie także inne składniki diety, które mają pośredni lub bezpośredni wpływ na zdrowie jamy ustnej, ale na razie wiemy o nich zbyt mało.

Podejrzewam, że istotną rolę odegrają tu prebiotyki, czyli substancje, którymi odżywiają się bakterie. Gdy jemy produkty bogate w prebiotyki, trafiają one też do bakterii żyjących w naszych ustach. Cukier nie daje takich korzyści. Karmi wszystkie bakterie, także te niepożądane, które wytwarzają szkodliwe substancje, jak właśnie kwasy.

Jeśli twoim głównym źródłem cukru są owoce, to świetnie. Owoce zawierają też błonnik, antyoksydanty i witaminy (zwłaszcza witaminę C), które wspierają zdrowie jamy ustnej. W języku angielskim mamy powiedzenie: „Jedno jabłko dziennie trzyma lekarza z daleka”. Wierzymy, że samo gryzienie i przeżuwanie jabłka pomaga naturalnie oczyścić zęby i dostarcza prebiotyków, takich jak pektyna.

Warto też wspomnieć o białku. W tej części badania skupiliśmy się tylko na cukrze, ale kiedy bakterie dostają się pod dziąsła, zaczynają odżywiać się białkiem z tkanek. Tak rozwija się choroba przyzębia. Logiczne więc, że osoby jedzące dużo białka zwierzęcego, które może zalegać między zębami, są bardziej narażone na rozwój bakterii „białkolubnych”.

Dopiero od trzech-czterech lat naukowcy zaczęli się na poważnie przyglądać wpływowi mikrobiomu jamy ustnej na zdrowie. Teraz okazuje się, że może mieć on związek praktycznie z każdą badaną chorobą. Myślę, że to ekscytujące – być o krok przed wszystkimi

Planujecie rozwijać swoje badania?

Tak. Chcielibyśmy włączyć do współpracy dentystów, żeby uzyskać dokładniejsze dane o stanie uzębienia uczestników. W obecnym badaniu bazowaliśmy wyłącznie na ankietowych odpowiedziach uczestników – a wiadomo, że nie wszyscy będą pamiętać, ile mają wypełnień, albo że mieli leczenie kanałowe 40 lat temu.

Dlatego planujemy nowe badanie, które będzie zawierać też obiektywne dane stomatologiczne. Chcemy porównać je z wynikami naszej ankiety i sprawdzić, na ile dobrze przewidziała ona rzeczywisty stan zdrowia. I oczywiście czy poprawa mikrobiomu w jamie ustnej może zmniejszyć częstotliwość lub intensywność bólu głowy.

Czy wyniki badań zmieniły pani podejście do zdrowia jamy ustnej?

Zdecydowanie. Zmieniłam sposób, w jaki pracuję z pacjentami. Ludzie przychodzą do mnie z problemami jelitowymi, a ja zaczynam… od pytań o zęby! (śmiech)

Bardzo jasno mówię też mojej rodzinie, że regularne wizyty u dentysty to podstawa. To nie tak, że wcześniej to zaniedbywaliśmy: zawsze uczyliśmy nasze dzieci dbania o zęby. Ale teraz jestem dużo bardziej czujna. Nawet gdy wyjeżdżam tylko na weekend, zabieram ze sobą szczoteczkę elektryczną, nić dentystyczną i szczoteczki międzyzębowe.

Zaczęłyśmy rozmowę od tego, jak często ból kobiet bywa bagatelizowany przez lekarzy. Czy pani zdaniem badania mogą pomóc lepiej rozumieć i uznawać problem bólu u kobiet?

Mam taką nadzieję. Gdy uda nam się lepiej zrozumieć fibromialgię, może to naprawdę wiele zmienić: zarówno dla pacjentów, jak i dla całego systemu opieki zdrowotnej. Jest już badanie, w którym przeszczepiono mikrobiotę jelitową od kobiety z fibromialgią do myszy pozbawionej własnych bakterii. I ta mysz… zaczęła odczuwać ból. To pokazuje, że istnieje mikrobiotyczne powiązanie z bólem. Tam badano mikrobiom jelitowy, ale kto wie – może jelita i jama ustna współpracują w powstawaniu niektórych typów bólu? Może kiedy jedno środowisko bakteryjne dominuje nad drugim, pojawia się większy ból? Mniejszy? Inny rodzaj bólu? Albo ból w innym miejscu… Jest tyle pytań!

Na koniec – czy ma pani jakąś osobistą radę dla kobiet w kwestii dbania o zdrowie jamy ustnej?

Kobiety, nie bagatelizujcie go! Myjcie zęby dwa razy dziennie. Raz dziennie to za mało. Dobra elektryczna szczoteczka z miękkim włosiem skutecznie rozbija małe kolonie bakterii, które „przyklejają się” do zębów. Stamtąd mogą przedostać się pod dziąsła. Nawet jeśli myjesz zęby wieczorem, te bakterie wracają rano, bo nie da się ich usunąć całkowicie.

Płyn do płukania ust nie jest dobrym rozwiązaniem. W jamie ustnej potrzebujesz dobrych bakterii, żeby zwalczały te złe. Nigdy nie osiągniesz „sterylności” jamy ustnej – i nie powinnaś! Dobre bakterie utrzymują równowagę mikrobiomu. Zbyt częste płukanie ust może przynieść odwrotny efekt.

Dlatego: myj zęby dwa razy dziennie, używaj nici dentystycznej i szczoteczek międzyzębowych, szczególnie jeśli masz miejsca, w których gromadzą się resztki jedzenia. A jeśli dziąsła krwawią, warto używać płynu do płukania ust na bazie olejków eterycznych. Można go stosować w irygatorze i nakierować strumień dokładnie na miejsce krwawienia.

Nie zapominaj też o regularnym usuwaniu kamienia nazębnego. U dorosłych bardzo ważne jest, żeby dbać o wypełnienia, korony, dziąsła. To priorytet.

Nie przejmuj się zbytnio pastą do zębów. To szczoteczka robi całą robotę. Najważniejsza jest technika, żeby dokładnie oczyścić wszystkie powierzchnie. Jedz zdrowo i regularnie odwiedzaj higienistkę, żeby szybko wychwycić ewentualne problemy. A jeśli dziąsła zaczynają być bardziej wrażliwe? Potraktuj to jako sygnał ostrzegawczy i zacznij lepiej o nie dbać.

 

Sharon Erdrich – specjalistka w dziedzinie zdrowia, związana z University of Sydney oraz University of Auckland. Jej zainteresowania naukowe obejmują zdrowie układu pokarmowego, mikrobiom, żywienie oraz fibromialgię. Jest autorką i współautorką publikacji naukowych dotyczących m.in. zdrowia jelit, mikrobioty oraz terapii dietetycznych.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy:

i
Treści zawarte w serwisie mają wyłącznie charakter informacyjny i nie stanowią porady lekarskiej. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem.
Podoba Ci
się ten artykuł?