Przejdź do treści

„W przypadku kobiet bycie 'zadowalaczką’ jest mocno wspierane przez społeczeństwo” – mówi psychoterapeutka Akanksha Urbanowicz

Akanksha Agrawal
Akanksha Agrawal/ Archiwum prywatne
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

Dla „zadowalaczy” cudze sprawy zawsze są ważniejsze niż własne. Nie potrafią odmówić, nawet jeśli nie chcą czegoś zrobić. – People pleaser stale przekracza własne granice. Zgodzi się pomóc, by kogoś zadowolić, ale z tej sytuacji wyjdzie zmęczony, sfrustrowany, emocjonalnie wyczerpany – wyjaśnia Akanksha Urbanowicz, psychoterapeutka, hipnoterapeutka, coach z Kliniki Integrative Medical Center w Żernikach Wrocławskich.

 

Ewa Podsiadły-Natorska: Jak można opisać syndrom people pleaser?

Mgr Akanksha Urbanowicz: People pleaser to zespół, który ujawnia się u osób z osobowością zależną lub współzależną. Nie należy tego kojarzyć z nałogiem, np. uzależnieniem od alkoholu czy narkotyków. Tutaj chodzi o głód emocjonalny, ogromną potrzebę bycia w symbiozie z drugim człowiekiem. Syndrom people pleaser bywa również nazywany self-love deficit disorder, w którym stwierdza się brak miłości do siebie. Osoby z tym syndromem mają bardzo niskie poczucie własnej wartości, nieustanne poczucie winy i niezwykle silną potrzebę akceptacji. Uszczęśliwiają innych własnym kosztem. Ciągle zadręczają się, co sobie ludzie o nich pomyślą, szczególnie jeśli komuś czegoś odmówią – zwykle jednak nie odmawiają.

To dotyka dorosłych czy dzieci?

O people pleaser mówi się najczęściej w kontekście dorosłych, ale warto zwrócić uwagę, że większość deficytów ma swoje źródło w dzieciństwie. Rozwój tego syndromu w dużej mierze zależy od tego, w jakim wychowaliśmy się domu. Zwykle wykształca się on u dzieci bardzo czułych na potrzeby i emocje innych. Często one dorastają w domach, w których rodzice się kłócą, wybuchają awantury, rodzice są nieobecni – fizyczne, emocjonalnie. Czasem ojciec wraca z pracy sfrustrowany, więc zaczyna krzyczeć i szuka osoby, na którą może zrzucić swoje negatywne emocje. Zwykle pada na partnerkę albo dziecko bądź dzieci. Natomiast matka jest zimna, zdystansowana, niedostępna. Nie chroni swoich dzieci, często jest narcystyczna. Dziecko wychowywane w takim domu staje się bardzo grzeczne. Robi to, żeby zapracować na miłość rodziców, zasłużyć na nią. Nie dzieli się tym, co czuje, czego potrzebuje. Gdy boli je brzuszek albo upadnie, nie mówi o tym nikomu. Bo wie, że to może skończyć się krzykiem i falą oskarżeń: „Dlaczego nie uważałaś/eś? Dlaczego to zjadłaś/eś?!”. Albo: „To wszystko twoja wina!”. Dzieci w takim domu ukrywają swoje potrzeby, za to bardzo dobrze wyłapują potrzeby mamy i taty – i robią wszystko, by uzyskać ich akceptację.

Mama, jeśli ma syndrom 'people pleaser', jest zaborcza. Ale też na wszystko się godzi, rozpieszcza swoje dziecko, nie stawia granic, nie buduje autorytetu – robi wszystko, by dziecko zawsze było zadowolone. Jest taką matką 'za bardzo'

Płeć w przypadku syndromu people pleaser ma znaczenie?

Nie, ten syndrom może mieć zarówno kobieta, jak i mężczyzna, jednak kobietom trudniej z niego wyjść. W przypadku kobiet bycie „zadowalaczką” jest mocno wspierane przez społeczeństwo. To postawa, jakiej się od nas oczekuje.

Kobieta wychowana w „zimnym” domu dorasta, staje się dorosła. Czy nadal będzie tkwiła w roli „zadowalaczki”?

Tak. Jeśli nie podejmie pracy nad sobą, nie będzie miała świadomości, że postępuje niewłaściwie i jakie są tego konsekwencje, to nie złamie schematu tego zachowania.

A gdy wejdzie w związek, jaką relację stworzy?

Gdy kobieta wchodzi w związek z mężczyzną – a ma syndrom people pleaser – to wie, że jej zadaniem jest dbanie o domowe ognisko, potrzeby partnera, dzieci. O sobie myśli na samym końcu – albo nie myśli wcale. Jedna z moich pacjentek wyszła z toksycznego związku i bardzo szybko zaczęła kolejny związek. Nowy partner wydawał się diametralnie inny od poprzedniego – był oddany, stworzyli razem stabilną relację bez emocjonalnych wahań. Jednak pacjentka, dzięki temu, co dostawała od nowego partnera, a czego nie miała w poprzednim związku, zaczęła zaniedbywać własne potrzeby. Była tak bardzo wdzięczna za to, co otrzymuje w nowej relacji, że umocniło się u niej współuzależnienie, co widoczne było zwłaszcza w sferze emocji. Jeżeli partner czuł się źle, to ona również. Dbała o partnera, ale do przesady, kosztem siebie i swoich spraw, zainteresowań. Kiedyś regularnie uprawiała sport, to było dla niej bardzo ważne, sport był jej przestrzenią, odnajdywała się w tym. Ale zrezygnowała z niego, bo partner często wyjeżdżał służbowo, a ona potrafiła przez cały dzień gotować dla niego specjalne posiłki na wyjazd.

Do dzisiaj pokutuje to, że główną rolą kobiety jest dbanie o dom

Dlaczego się u pani znalazła?

Bo starali się o dziecko, a ona od dłuższego czasu nie mogła zajść w ciążę.

Czyli nie zdawała sobie sprawy, że stała się „zadowalaczką”?

Nie, nie widziała, że wpadła w nową zależność.

Często zdarza się, że ludzie z syndromem people pleaser mają świadomość, że coś w ich zachowaniu nie gra, że potrzeby innych stawiają ponad swoimi?

Bywa, że świadoma osoba zauważy to, co robi niewłaściwie. Bardzo często ludzie nie umieją nazwać swojego zachowania, nie znają określenia people pleaser, ale gdy przychodzą do gabinetu, przyznają: „Zgodziłam/em się na coś, ale to mi się wcale nie podobało. Od razu poczułam/em, że to nie dla mnie, ale nie mogłam/em powiedzieć NIE”. Zdarza się też, że ktoś skłamie, aby odmówić. Jeśli ktoś zauważa to w swoim zachowaniu, to jest początek pracy. Trzeba wtedy ustalić, dlaczego taka osoba zachowuje się w ten sposób i sprawdzić, czy przejawia jeszcze inne, podobne cechy składające się na obraz „zadowalacza”.

Każdy z nas ma inną osobowość, ale to emocje powinny być dla nas drogowskazem. Po nich należy wnioskować, czy coś jest dla nas dobre, czy nie. Pomagamy, bo to jest naszą misją, napędem, czy robimy to kosztem siebie?

Jest cienka granica pomiędzy osobą uprzejmą, oddaną, empatyczną a osobą, która jest dotknięta tym syndromem. Co powinno nas zaniepokoić? Gdzie leży granica pomiędzy uprzejmością a wchodzeniem w rolę „zadowalacza”?

To widać w emocjach, które odczuwamy. Jeśli ktoś jest uprzejmy i chce komuś pomóc, bo ma taką możliwość, pragnie tego, to z tej sytuacji wyjdzie pozytywnie naładowany, pełen energii, zadowolony. Natomiast people pleaser zgodzi się pomóc, by kogoś zadowolić, ale z tej sytuacji wyjdzie zmęczony, sfrustrowany, emocjonalnie wyczerpany – to wyraźny sygnał ostrzegawczy. People pleaser stale przekracza własne granice. Każdy z nas ma inną osobowość, ale to emocje powinny być dla nas drogowskazem. Po nich należy wnioskować, czy coś jest dla nas dobre, czy nie. Pomagamy, bo to jest naszą misją, napędem, czy robimy to kosztem siebie?

Jakimi matkami są „zadowalaczki”?

To zależy, jaki jest to etap macierzyństwa. Na początku, co zrozumiałe, potrzeby dziecka matka stawia na pierwszym miejscu. W późniejszym okresie można jednak zauważyć, że dziecko zaczyna stawiać granice. Będąc już nawet w wieku 3–4 lat, mniej potrzebuje mamy, a często bardziej taty. Jest ciekawe świata, a tata staje się po tym świecie wyjątkowym przewodnikiem. Tymczasem mama, jeśli ma syndrom people pleaser, jest zaborcza. Ale też na wszystko się godzi, rozpieszcza swoje dziecko, nie stawia granic, nie buduje autorytetu – robi wszystko, by dziecko zawsze było zadowolone. Jest taką matką „za bardzo”.

Teraz dużo mówi się o tzw. zdrowym egoizmie. Nie radzi się go tylko matkom, ale w ogóle współczesnym kobietom, które pełną wiele ról i w każdej z nich chcą być jak najlepsze. To dobry kierunek, by nie stać się „zadowalaczką”?

Na pewno wszyscy musimy dbać o swoje emocje i potrzeby, ale czy to powinno nazywać się egoizmem? Nie należy wpadać ze skrajności w skrajność. Ale tak, każda z nas powinna mieć świadomość, czego potrzebuje, co ją ładuje i dawać sobie na to przestrzeń. Kobiety tak długo walczyły o swoje prawa, że należy z nich korzystać! Wiele z nas w czasie wolnym myśli, że przecież mogłybyśmy teraz zrobić coś dla pracy, domu, partnera, dziecka… Tyle że dawanie sobie przestrzeni dla własnych spraw, stawianie na siebie sprawia, że potem jesteśmy lepszą osobą dla wszystkich wokół.

Kobieta i jej odbicie w lustrze

Co można zrobić z syndromem people pleaser?

Warto zacząć od tego, żeby powoli zacząć mówić „nie”. Na początku jest to bardzo trudne, dlatego w gabinecie moim pacjentom daję radę, by powiedzieć drugiej osobie: „Muszę to przemyśleć, wrócę do ciebie z odpowiedzią”. Chodzi o to, by dać sobie przestrzeń na to, żeby zorientować się, czy to jest coś dla mnie, jak się z tym czuję, czy tego naprawdę chcę itp. Trzeba sobie dać czas na podjęcie decyzji. To pierwsza metoda. Drugą metodą jest powiedzenie osobie, która czegoś od nas chce albo oczekuje, słów: „Dobrze, zrobię to, ale za dwa tygodnie”. W ten sposób może i nie odmawiamy, ale odwlekamy czynność w czasie. Ta metoda, co prawda, nie uczy nas mówienia „nie”, ale uczy nas mówienia „stop”. Osoby z syndromem people pleaser często czują się winne, jeśli nie mogą czegoś zrobić. Z czasem powinny jednak zacząć dawać sobie wybór: „Wolałabym/wolałbym tego nie robić, może innym razem, teraz nie czuję się na siłach”.

Dochodzimy tutaj do asertywności. Do tego, by nie bać się mówić „nie”. Kobiety często myślą, że nie mogą odmówić. A ja przekonałam się, że świat się nie skończy, jeśli komuś czegoś odmówię.

Dokładnie. Nie jesteśmy niezastąpieni i uwierzmy, że inni sobie bez nas poradzą. Rozumiem, że często trudno nam powiedzieć „nie”, zwłaszcza jeśli ktoś wyrósł z dysfunkcyjnego domu i cierpi na syndrom people pleaser, ale zmiana jest możliwa. Zwłaszcza gdy zacznie stosować – powoli, stopniowo – metody, o których powiedziałam.

Kiedy zgłosić się na terapię?

Po specjalistyczną pomoc należy sięgać w momencie, kiedy samemu się zauważa, że jakaś sytuacja nas przerasta i nie umiemy sobie z nią poradzić. Jeśli ciągle czuję się sfrustrowana/y, smutna/y, te emocje zaczynają w moim życiu dominować, to sygnał, że warto zgłosić się do specjalisty.

Sami jesteśmy w stanie zerwać z postawą „zadowalacza”?

Jestem zdania, że tak. Wielu specjalistów pewnie by się ze mną nie zgodziło, ale ja uważam, że jeśli ktoś jest świadomy, że coś się z nim dzieje, widzi, w czym tkwi problem, gdzie popełnia błąd, to znajdzie w sobie zdolność do tego, by sobie z problemem poradzić. Na pewno potrzebne będzie wsparcie w formie książki, poradnika, żeby zobaczyć drogowskaz. Chodzi o to, by ktoś wskazał nam, jakie istnieją techniki i co można zrobić, żeby wyjść na prostą. To jest praca uświadamiająca; nazwanie problemu, doprecyzowanie go to właśnie taki drogowskaz, który pokazuje nam, jak sobie z problemem poradzić. Wiele zależy od predyspozycji danej osoby, ja jednak wierzę w zdolność ludzi. W to, że sami umiemy wiele rzeczy naprawić.

Często pracuje pani z osobami dotkniętymi syndromem people pleaser?

Nigdy do mnie nie przyszła osoba, która zgłosiłaby się bezpośrednio z tym problemem, ale ten syndrom jest bardzo częsty, choć zwykle ujawnia się „przy okazji”. Najczęściej ktoś przychodzi do mojego gabinetu z czymś innym, a to właśnie bycie „zadowalaczem” okazuje się głównym zmartwieniem i źródłem innych problemów.


Mgr Akanksha Urbanowicz – absolwentka psychologii w Szkole Wyższej Psychologii Społecznej we Wrocławiu, rok szkoliła się na wydziale psychologii w Universidad de Malaga. Ukończyła studia podyplomowe z psychoterapii o nurcie integracyjnym w Wrocławskiej Fundacji Ochrony Zdrowia Psychicznego i Rozwoju Psychoterapii akredytowanym przez Polskie Towarzystwo Psychiatryczne. Ukończyła także szkolenie z hipnoterapii w Polskim Instytucie Hipnoterapii, którego jest członkiem. Odbyła roczny kurs z coachingu i trenerstwa, ma również certyfikat mastera NLP z Polskiej Akademii NLP. Pracuje w Klinice Integrative Medical Center w Żernikach Wrocławskich.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy: