„Trauma to nie jest widzimisię, chwilowe pogorszenie nastroju, fanaberia”. O tym, czym jest trauma, rozmawiamy z prof. Katarzyną Schier
Agata dzwoni roztrzęsiona. Jest w Warszawie, wyszła załatwić jakieś sprawy, z równowagi wytrąciła ją reklama, wielki baner na przystanku w centrum, sieć salonów wabi klientów: „odetnij się od fryzjerskiej traumy”. – Opadła mi szczęka. Trauma to nie jest widzimisię, chwilowe pogorszenie nastroju, fanaberia. Naprawdę ktoś porównuje sytuację np. śmierci najbliższych do kogoś, komu za bardzo skrócono włosy? – mówi dr Agata Norek, która walczy ze skutkami PTSD po wypadku komunikacyjnym.
Agaty trauma zapisała się w niej prawie 10 lat temu, gdy wjechała w nią ciężarówka. W wypadku otarła się o śmierć (lekarze dawali jej mniej niż 5 proc. szans), pięć miesięcy spędziła w szpitalu, przeszła 16 operacji, uszczerbek na zdrowiu pozostał na całe życie.
1.
Od kilku lat Agata Norek stara się objaśnić mi działanie traumy na własnym przykładzie.
„Trauma jest wtedy, kiedy leżysz sama pod ciężarówką, krwawisz, nie wiesz, czy przeżyjesz i nikt się do ciebie nie może dostać. Kiedy jest mnóstwo ludzi wokół ciebie, wszyscy biegają w popłochu i totalnej mobilizacji, a i tak nie wiedzą, i ty też nie wiesz, czy cię wyratują. Kiedy nie ma ani sekundy do stracenia, bo na włosku wisi właśnie twoje życie.
Trauma jest wtedy, kiedy wszystko w tobie walczy, by utrzymać przy życiu i nie może się otrząsnąć z tego doświadczenia. Przez wiele, wiele lat. Kiedy leżysz jak bezwładny kawał ciała, wszystko się w tobie rwie, chcesz wstać i pobiec dalej. Ale nie możesz, leżysz pokonana, nie umiejąca nawet drgnąć, z otwartymi w niemym krzyku ustami.
Kiedy w tych ustach czujesz krew, a ludzie w kitlach przykładają ci do nich maskę tlenową, próbują ocucić, spętują pasami. Kiedy raz po raz pakują w ciebie narkozę, żeby wyłączyć twój rozszalały system nerwowy, otwierają cię i zamykają wielokrotnie, faszerują śrubami, żeby cię skleić znów w całość.
Kiedy nie możesz zrozumieć, jak sprawy mogły się tak nagle tak daleko posunąć. Kiedy wszystko było do tej pory normalne, przewidywalne. Żyłaś, byłaś młoda, zdrowa, piękna. Sprawna, zaradna, samodzielna. I ten głupi przypadek, ten głupi wypadek nie dotyczy nikogo innego, tylko ciebie. Właśnie ciebie. Twojego ciała, twoich bliskich, twojej rodziny. W przeciągu sekundy.
Kiedy twoja dusza krzyczy, miota się i szarpie, bo nie chce przyjąć do wiadomości, że to się stało. Kiedy nie umie się uspokoić. Kiedy to trwa dziesięć lat.
Utknęłam tam, pod tą ciężarówką. Czas się tam zatrzymał. Do dziś”.
”"Trauma jest wtedy, kiedy wszystko w tobie walczy, by utrzymać przy życiu i nie może się otrząsnąć z tego doświadczenia. Przez wiele, wiele lat"”
2.
To dlatego tak poruszyła, wręcz zszokowała Agatę reklama w centrum Warszawy. To dlatego pisze najpierw do właścicieli salonu, który reklamował się hasłem „Odetnij się od fryzjerskiej traumy”:
„Jak dla mnie jest to nadużycie tego pojęcia. Tak wyświechtane, przepraszam za wyrażenie ale bezmyślne i powierzchowne użycie tak ciężkiego pojęcia medycznego, dotyczącego bardzo poważnych zaburzeń lękowych zagrażających zdrowiu, nieraz i życiu (niektórzy ludzie z traumą popełniają samobójstwa) jest w moich oczach zniewagą wobec mnie i innych ofiar traumy. Jest bagatelizowaniem naszych przeżyć”.
I jeszcze:
„Chciałabym uzupełnić, że sytuacja którą opisuje Państwa plakat, kiedy ktoś jest wyśmiewany z powodu złej fryzury, to sytuacja raczej mobbingu czy obelgi, ale nie traumy. A to spora różnica”.
W odpowiedzi czyta:
„Dzień dobry Pani Agato, przykro nam, że nasze reklamy wzbudziły w Pani negatywne emocje i odnowiły trudne wspomnienia. Kampanię billboardową przygotowała nam agencja reklamowa. Pozdrawiam”.
Jaka agencja stoi za reklamą, nie chcieli podać.
Sprawa trafia więc do Zespołu Orzekającego Komisji Etyki Reklamy, który uchwałą z 1 marca 2023 roku nie uwzględnia Agaty skargi:
„Zespół Orzekający po dokonaniu analizy materiału zgromadzonego w sprawie stwierdził, iż przekaz nie pozostaje w sprzeczności z ogólnie przyjętymi normami etycznymi, w szczególności nie zawiera treści nieodpowiedzialnych społecznie, niezgodnych z dobrymi obyczajami czy dyskryminujących”.
Poparcia udziela jej dr Dorota Krzemionka, psycholog społeczny, redaktor naukowy magazynu psychologicznego „Charaktery”, wykładowczyni w Instytucie Psychologii Stosowanej UJ. Stwierdza:
„Wykorzystanie takich pojęć jak trauma w celach komercyjnych i w przypadkowym, nie merytorycznym kontekście może dewaluować ich znaczenie, a w efekcie powodować u osób dotkniętych tym problemem dodatkowe cierpienie, czyli wtórną traumę”. Podkreśla również: „Jako psycholog społeczny rozumiem reguły rządzące reklamą, ale trudno mi przyjąć, że w celu ściągnięcia uwagi potencjalnych klientów ‘gra się’ terminem oznaczającym głęboki uraz psychiczny i cierpienie”.
Choć półtora miesiąca później Zespół Odwoławczy KER oddala odwołanie Agaty, w pewnym sensie przyznaje jej rację. Zapowiada bowiem, że w efekcie jej skargi i „mając na względzie doniosłość zagadnienia zdrowia psychicznego i potrzebę stosowania w przestrzeni publicznej precyzyjnego języka w tym zakresie, (…) zdecydował o podjęciu działań edukacyjnych w aspekcie prowadzenia szeroko pojętych działań marketingowych odnoszących się do tej tematyki”.
Agata: – To dobitnie pokazuje, jak wielkie są wciąż u nas braki w edukacji i świadomości społecznej na temat traumy.
Aneta Wawrzyńczak-Rekowska: Streściłam Pani historię Agaty Norek i jednej z jej potyczek o to, by nie wyświechtało się pojęcie traumy. Czy pani zdaniem rzeczywiście jest o co kruszyć kopie?
Prof. Katarzyna Schier: Przede wszystkim bardzo dziękuję za podjęcie tego tematu. Rzeczywiście tak jest, że zarówno w odbiorze społecznym, jak i w dyskursie naukowym niejednokrotnie myli się pojęcie sytuacji traumatycznej z sytuacją trudną. Tę drugą większość z nas przeżywa często, ponieważ życie jest pełne frustracji, takich, które jednak możemy pokonać. Natomiast trauma to gwałtowne, zagrażające życiu lub zdrowiu wydarzenie, także o charakterze subiektywnym, które ma długotrwałe skutki, prowadzące do rozwoju zaburzeń, w tym załamania dotychczas stosowanych strategii adaptacyjnych i obronnych w reakcji na stres.
Czyli trauma wywraca wszystko do góry nogami, wyciąga nas ze zwykłego codziennego funkcjonowania?
Tak, ponieważ stajemy się bezradni wobec dotychczasowych mechanizmów adaptacyjnych w trudnych sytuacjach. Jeśli jednak ktoś ma potencjał radzenia sobie ze stratą, tak zwaną nadzieję przyszłości czy nadzieję podstawową, o której dużo mówili doktor Victor Frankl czy doktor Michael Balint, to nawet tak dramatyczne wydarzenie jak wypadek samochodowy niekoniecznie będzie mieć u niego cechy zdarzenia traumatycznego, nawet jeśli spowoduje konieczność wycofania z życia na kilka miesięcy czy podjęcia długiej rehabilitacji. W psychiatrycznych klasyfikacjach chorób wyodrębniono zaburzenie po stresie traumatycznym (Posttraumatic Stress Disorder – PTSD), mówimy tu o bardzo specyficznych zachowaniach, myślach i przeżyciach.
prof. Katarzyna Shier /fot. archiwum prywatne
Właśnie, mam wrażenie, że w powszechnym przekonaniu stawia się znak równości między traumą a PTSD.
Najprościej rzecz ujmując, trauma oznacza uraz, a zaburzenie po stresie traumatycznym to niemożność poradzenia sobie z tym urazem. PTSD to cały zespół objawów: odtwarzanie traumy, w tym sny i mimowolnie powracające wspomnienia, nasilone pobudzenie, unikanie kojarzących się z urazem sytuacji, myśli, rozmów, ale też negatywne stany emocjonalne, poczucie wyobcowania. Z jednej strony dochodzi więc do unikania świadomej konfrontacji z traumatycznym wydarzeniem, z drugiej – ciągłego nim zaabsorbowania.
Ale trauma traumie nierówna.
Są bardzo różne klasyfikacje, w zależności od autorów. Ja bym wyróżniła przede wszystkim: doświadczenie wojenne jako zagrożenie stricte egzystencjalne, z którym jesteśmy konfrontowani od prawie dwóch lat wojny na Ukrainie, następnie katastrofy takie jak wypadek, stworzone przez obcego sprawcę w jakiejś interakcji, aż po traumę relacyjną, kiedy często – w odniesieniu do dzieci – mamy do czynienia ze sprawcą rodzinnym, niejednokrotnie opiekunem. Jest to najtrudniejszy do radzenia sobie rodzaj doświadczenia traumatycznego, gdyż jesteśmy połączeni więzią psychiczną z osobą, która może nas potencjalnie krzywdzić.
Mówimy o traumie molestowania seksualnego?
Nie tylko. Trauma relacyjna, nazywana też w odniesieniu do dzieci traumą przywiązania bądź rozwojową, występuje wówczas, gdy mamy do czynienia z rodzicem, którego jest za dużo, czego skrajnymi przykładami jest właśnie stosowanie przemocy seksualnej bądź fizycznej – ale też gdy rodzica jest za mało: jest niedostępny, w jakimś sensie nie widzi swojego dziecka. Wtedy jest to zaniedbanie – zarówno fizyczne, jak i emocjonalne. Przez wiele lat zajmowałam się naukowo psychologią kliniczną dziecka i ubolewam, że doktorowi Besselowi van der Kolk nie udało się wywalczyć wpisania traumy rozwojowej do klasyfikacji psychiatrycznych.
A dlaczego się nie udało?
Bo nie chcemy o tym słuchać. Skoro wywołała pani temat akurat traumy seksualnej, powołam się na profesor Marię Beisert, autorkę książek „Kazirodztwo. Rodzice w roli sprawców” i „Pedofilia. Geneza i mechanizm zaburzenia”, by zwrócić uwagę, że w przypadku sprawcy rodzinnego niezwykle ważna jest postawa drugiego opiekuna w rodzinie: na ile gotów jest słuchać o doświadczeniu dziecka, uwierzyć mu, podjąć w tej sprawie interwencję, być wystarczająco pomocnym. Często od tego zależy, jaki obraz siebie, w tym swoich genitaliów zbuduje dziecko dotknięte tak trudną sytuacją. Czy jako dorosła osoba będzie potrafiło opłakać utratę tożsamości psychicznej i cielesnej, czyli podjąć proces żałoby wobec tego doświadczenia po to, aby móc zostawić je w przeszłości – czy też będzie nim cały czas zaabsorbowane.
Spotkałam się z tym, że osoby dotknięte PTSD mówią: muszę wrócić do tamtej sytuacji, przeżyć związane z nią emocje.
Dlatego użyłam wcześniej określenia: odtwarzanie traumy. Wdzierające się wspomnienia, retrospekcje zwane flashbackami, oznaczają, że przeszłość wdziera się w teraźniejszość i zaburza przyszłość. Proszę zwrócić uwagę, że osoby bardzo mocno straumatyzowane, czy to w obszarze relacyjnym, czy z powodu przeżyć wojennych, często mówią, że stoją pod ścianą, nie widzą dla siebie przyszłości. Stąd niezwykle istotne jest znalezienie metod, mechanizmów, które pozwolą przywrócić im adekwatny podział na przeszłość, teraźniejszość i przyszłość.
Jak to zrobić?
Jeśli by myśleć wyłącznie o przepracowaniu na planie psychicznym, to ja identyfikuję się z propozycją amerykańskiej psychiatry doktor Sandry L. Bloom w postaci modelu SELF. Co prawda opracowała go pod kątem pracy z dziećmi z doświadczeniem traumy, jednak wydaje mi się on tak klarowny i prosty, że można go przenieść też na pracę z osobami dorosłymi.
Bardzo proszę.
SELF to skrót od: secure, emotional regulation, loss, future. Rozkładając ten model na czynniki pierwsze, ofierze traumatycznego doświadczenia trzeba najpierw zapewnić bezpieczeństwo, czyli przetransportować do szpitala w przypadku wypadku komunikacyjnego, wycofać z rodziny dysfunkcyjnej w przypadku kazirodztwa etc. Następnie mamy niezwykle ważny etap, w którym – z uwzględnieniem specyfiki danego nurtu terapii – osoba dotknięta traumą uczy się regulacji emocjonalnej, powracania do równowagi. Wypracowana w relacji z psychoterapeutą forma regulacji uczuć i stanów psychicznych prowadzi do osiągnięć w obszarze samoregulacji. Najtrudniejszym, jak się wydaje, elementem przepracowania traumy jest etap żałoby, skonfrontowania się ze stratą, jakiej się doznało w wyniku traumatycznego wydarzenia – i jej opłakanie. W tym nasza dzisiejsza kultura piękna i sukcesu, bycia bogiem samemu dla siebie, niezbyt pomaga. Jednak gdy przejdziemy przez trzy wymienione etapy, mamy wreszcie ostatni etap, czyli tworzenie perspektywy przyszłościowej, która pozwala odzyskać nadzieję. Osoba może stwierdzić: okej, doświadczyłam wypadku, traumy wojennej, traumy relacyjnej, moje ciało się zmieniło, ale w przyszłości czekają mnie jeszcze rzeczy, które będą dla mnie dobre.
Z różnych źródeł wynotowałam sobie, co może być traumą – i prowadzić do rozwoju PTSD. Wyszła mi lista na pół strony, od wojny, klęsk żywiołowych czy wypadków drogowych, przez gwałt, masową przemoc, śmierć lub chorobę bliskiej osoby, po „wszelkie operacje, poddawanie się narkozie czy jakiemukolwiek unieruchomieniu za pomocą gipsu czy szyny”.
Ten katalog jest szeroki i chyba nie dotyczy wszystkich. Miała pani złamaną nogę? Ja miałam i było to doświadczenie przykre, ale z pewnością nie traumatyczne. I tu dochodzimy do pytania o to, co jest zasobem chroniącym przed traumą. Przyjmuje się często, że jest nim przekonanie, że mogę sobie poradzić, ponieważ mam wsparcie, zarówno realne, zewnętrzne, jak i posiadam wewnętrzną instancję, która mówi: wyjdziesz z tego. To z kolei wynika z wzorca przywiązania, który daje dziecku poczucie bezpieczeństwa, przekonanie, że świat jest dobry, a rodzice koją jego trudne emocje i służą mu opieką i pomocą w każdej sytuacji.
Jeśli nie wiadomo, o co chodzi – to chodzi o dzieciństwo?
Przede wszystkim o zasoby wyjściowe w relacji dziecka z opiekunem i zbudowane na nich – bądź nie – zaufanie do samego siebie i świata. Proszę zauważyć, że jeśli dziecko wraca ze szkoły zestresowane, a w domu spotyka matkę, która od razu to zauważa i mówi: „opowiedz mi o tym”, to tym samym otrzymuje wsparcie, które pozwala mu się uspokoić. Jeśli natomiast matka sama jest rozregulowana, bo w dzieciństwie nie była słyszana, widziana, odzwierciedlana, i odpowiada: „nie zawracaj mi teraz głowy”, to dziecko nie buduje zasobów samoregulacji ani nadziei podstawowej. Czyli: im bardziej ufne doświadczenia z dzieciństwa, tym większa szansa, że prościej będzie nam przepracować wyzwania egzystencjalne, z którymi może nam przyjść się zmierzyć.
Wiadomo, jak to się rozkłada w społeczeństwie?
Ogółem przyjmuje się, że nieco ponad połowa populacji ma przywiązanie bezpieczne, ufne, reszta natomiast unika konfrontacji z trudnymi doświadczeniami albo jest nimi totalnie zaabsorbowana. Te style więzi przekładają się na m.in. na relacje z partnerem. W Polsce nie przeprowadzono na ten temat szczegółowych badań, były natomiast inne ważne badania, prowadzone przez zespół pod kierunkiem profesora Marcina Rzeszutka, w których miałam przyjemność uczestniczyć. Wyniki wykazały, że w reprezentatywnej grupie ponad 1500 Polaków, deklarowane objawy zaburzenia po stresie traumatycznym ma aż 18,8 procent osób. Dla porównania – w krajach Europy Zachodniej to jedynie kilka procent.
Co piąta osoba?!
Proszę pamiętać, jak bardzo Polska jest obciążona historycznie, mówimy tu często o traumie transgeneracyjnej, przekazywanej z pokolenia na pokolenie. Ważne badania prowadziła profesor Maria Lis-Turlejska z zespołem w grupie osób, które przeżyły II wojnę światową na terytorium Polski jako dzieci i które 10 lat temu, jako seniorzy, wciąż miały symptomy PTSD: w grupie etnicznych Polaków było to 30, 9 procent, w grupie Żydów – 55,6 procent. Wydaje się, że wiele z tych osób nie było w stanie przekazać swoim dzieciom i wnukom mechanizmów regulacji emocjonalnej ani nadziei podstawowej, o której wspominałam.
Część z nas, według przytaczanych przez panią wcześniej danych – przynajmniej połowa jest wyposażona w mechanizmy, które pozwalają to emocjonalnie udźwignąć, bez narażania się na PTSD. Co w przypadku pozostałych osób? Jak i kiedy reagować?
Najprościej rzecz ujmując – gdy dochodzi do załamania dotychczasowych strategii adaptacyjnych i obronnych w reakcji na stres. Czyli: jeśli widzimy osobę, która reaguje na różne sytuacje inaczej niż zawsze, wpada w stan skrajnego przygnębienia albo wielkiego pobudzenia czy euforii, czego zazwyczaj nie robi, to ewidentnie powinniśmy zachęcić ją do tego, aby poszukała profesjonalnej pomocy.
Jesteśmy szczególnie straumatyzowanym społeczeństwem?
A dodatkowo od prawie czterech lat chronicznie doświadczamy totalnego załamania zaufania do świata zewnętrznego, bo najpierw była pandemia, kiedy kompletnie nie wiedzieliśmy, co się dzieje i co będzie dalej, nie mieliśmy na czym zbudować poczucia, że zagrożenie przejdzie w przewidywalnym czasie, nie mogliśmy więc tego przekazać naszym dzieciom. A zaraz potem wybuchła wojna na Ukrainie i od prawie dwóch lat znów mamy sytuację zagrożenia, znów doświadczamy cały czas lęku przed śmiercią.
Zobacz także
„Trauma pokoleniowa to dług, który zaciągnęli nasi przodkowie. Jeśli go nie spłacimy, przekażemy go kolejnym pokoleniom” – mówi Marta Daraszkiewicz-Kalupa
„Ludzie mogą nie tylko wypierać wspomnienia, ale też tworzyć fałszywe”. Co ukrywa przed nami nasz mózg, mówi prof. Tomasz Maruszewski
„Inwazja Rosji sprawiła, że u osób, które przeżyły II wojnę światową, trauma wraca ze zdwojoną siłą. Czują się tak, jakby wszystko przeżywały od nowa” — mówi psychotraumatolożka Dorota Kraskowska
Polecamy
Fuga dysocjacyjna – jak się objawia? Przykłady fugi dysocjacyjnej
Mizofobia. Jak obsesyjny lęk przed zarazkami kształtuje zachowania?
Ból psychogenny to prawdziwa, a nie wyimaginowana dolegliwość
Melissa Goldberg Mintz: „Opiekunowie odgrywają absolutnie najważniejszą rolę w procesie dochodzenia do zdrowia po doznaniu traumy przez dziecko”
się ten artykuł?