„Gdy dostałam diagnozę, finansowo byłam już tak pod kreską, że jadłam głównie ziemniaki z cebulą”. Ile kosztuje kobiece ADHD?

Julia miała już siedem dowodów osobistych. Ewa od siedmiu lat nie zwróciła książek do biblioteki. Martyna potrafi bezbłędnie rozliczyć ponadmilionowy przetarg z publicznych pieniędzy, ale płaciła setki złotych kar za swoje niewysłane PIT-y. – Tygodniami zmuszam się do wypełnienia formularza, który zająłby pięć minut – przyznaje. O tym, ile na co dzień kosztuje życie z ADHD – finansowo, czasowo i emocjonalnie – opowiada pięć kobiet, które otrzymały diagnozę między 30. a 40. rokiem życia.
Na początku był chaos. Aga wytatuowała go sobie równymi literami na nadgarstku. Temperamentna, z szerokim uśmiechem, ma kilka równoległych zawodów: jest m.in. coachką artystów, mentorką rozwoju osobistego, dziennikarką i autorką książek. – Poza tym sporo osób uważa mnie za je*niętą. Do czterdziestki wydałam mnóstwo pieniędzy na “egzorcyzmowanie” rzeczy, które uważałam za swoje psychologiczne zaburzenia lub niefajny rys osobowości – przyznaje. Aga chodziła na kolejne terapie, aż któregoś dnia usłyszała od przyjaciółki: „Przecież ty masz ADHD”. Diagnostyka – pięć spotkań z poleconą specjalistką – kosztowała ją 1250 złotych. – Wyszło mi ADHD posttraumatyczne w wyniku dręczenia. Jestem jak taka antylopa na sawannie – stale wypatruję zagrożeń, a przy okazji widzę dużo innych rzeczy – mówi.
Julię (imię zmienione na prośbę bohaterki) rok dzieli od pięćdziesiątki, diagnozę ADHD ma od dwóch lat. – Przedtem romantyzowałam siebie: że szalona, ponad konwenanse. Byłam cudną osobą z przygodami – mówi. Aż przyszedł „wielki kryzys”, czyli mobbing w ukochanej pracy. Pięć lat po tym doświadczeniu nadal była wrakiem człowieka. – Miałam depresję i ataki paniki. Pytałam siebie: “Czy ja nie chcę wyzdrowieć?”. Bujałam się po psychiatrach, prywatnie i na NFZ. Płaciłam potworne pieniądze, brałam kolejne leki, przytyłam do prawie 100 kg i niemal przestałam wychodzić z domu, bo nie mogłam na siebie patrzeć – wylicza. Nim dziewiąty specjalista, u którego szukała pomocy, przyznał, że istotnie ma bardzo silne ADHD w typie mieszanym [równoczesne występowanie zaburzeń koncentracji uwagi oraz nadpobudliwości psychoruchowej i impulsywności – przyp. red.], otrzymała m.in. diagnozę CHAD [zaburzenie afektywne dwubiegunowe – przyp. red.] i borderline. – Od znajomej badaczki dziejów kobiet usłyszałam, że borderline oferuje się dziś kobietom tak, jak w XIX wieku oferowano histerię. Potwierdzenie ADHD zajęło Julii rok. – Gdy dostałam diagnozę, finansowo byłam już tak pod kreską, że jadłam głównie ziemniaki z cebulą – mówi.
Nie przyjmuję do wiadomości, że nie jestem złym człowiekiem
Anna, 38-letnia programistka, na pytanie, ile u niej trwała diagnoza, odpowiada: „Nie wiem, od czego zacząć”. Po raz pierwszy trafiła do psychiatry jako 12-latka. Lekarz stwierdził zaburzenia maniakalno-depresyjne i przepisał leki, po których czuła się gorzej, więc szybko je odstawiła. – Cierpiałam latami, pewna, że to wina mojego charakteru. Że wystarczy chcieć, a mi się nie chce – mówi. Dopiero sześć lat temu, gdy diagnozę ADHD otrzymał jej przyjaciel i zaczął głośno mówić o objawach, pomyślała, że to brzmi zbyt znajomo. Że stała wewnętrzna zawierucha i poczucie, że ma się w głowie 50 otwartych zakładek w wyszukiwarce, z których kilka wydaje głośne dźwięki, chyba nie jest wspólnym ludzkim doświadczeniem. Trzymiesięczna diagnostyka zbiegła się u Anny z rozwodem. – Już miałam opinię, leki zaczęły działać, a ja dalej czułam wstyd i poczucie winy, i nie mogłam przyjąć do wiadomości, że nie jestem złym człowiekiem – mówi.
Przyzwolenia na diagnozę nie dawała sobie też 48-letnia copywriterka Ewa (imię zmienione), długo skupiona na tym, że testy ADHD powinien wykonać jej partner. – Czytałam “Brudne pranie. ADHD u dorosłych i jak sobie z nim radzić” i mnie oświeciło: Przecież to o mnie. W końcu partner diagnostyki nie zrobił, a ja tak – mówi. Przed ADHD sugerowano Ewie dwubiegunówkę, depresję i stany lękowe. – Byłam już sobą zmęczona. Najbardziej tym, że w towarzystwie ludzi miałam mnóstwo energii, a potem wypompowana spałam pięć godzin. No i były też inne koszty – Ewa rozkłada na stole notes, w którym cenę swojego ADHD rozpisała w punktach, żeby o niczym nie zapomnieć.
W gronie moich rozmówczyń oficjalnej diagnozy ADHD nie ma tylko 44-letnia Martyna (również prosi o anonimowość), ale po ponad dwóch latach zgłębiania tematu jest pewna, że mieć powinna. – Dzwoniłam się umówić, najbliższy termin był za trzy miesiące. Uznałam, że ogarnę to szybciej gdzie indziej. To było 1,5 roku temu – mówi.
Recepta straciła ważność
64 090 osób – tylu dorosłych Polaków posiadało w 2024 roku diagnozę ADHD wystawioną przez Narodowy Fundusz Zdrowia. Ale specjaliści szacują, że dorosłych z ADHD żyje w Polsce raczej milion, może nawet dwa miliony, a diagnoza NFZ jest jak yeti – każdy o niej słyszał, ale nikt nie widział. O ADHD mówi i pisze się dziś dużo, więc wiele osób diagnozuje się prywatnie. Koszt: od 200 do nawet 3000 złotych w zależności od miejsca.
Gdy Julia połknęła pierwszą tabletkę leku na “M”, popłakała się spazmatycznie. To można mieć taką ciszę w głowie? – dziwiła się. Na leki wydaje miesięcznie ok. 300 złotych. Aga leków nie bierze. – Próbowałam różnych, ale kontroluję swoje ADHD: nie spóźniam się, rachunki płacę w terminie i o niczym nie zapominam. Pomaga mi też terapia EMDR [stosowana w przypadku traumy – przyp. red.]. Powinnam na nią chodzić 1-2 razy w tygodniu, ale jedna sesja kosztuje 200 złotych, więc na razie nie chodzę – przyznaje.
”Jestem wymarzonym celem psycho- i socjopatów, totalnie bezbronna. Przez całe życie nie umiałam wycofać się z układów, które nie były dla mnie dobre. Mój mąż kochał mnie bardzo krótko, a wytrwałam w tym związku prawie 20 lat”
Leki na ADHD są w Polsce refundowane wyłącznie dzieciom i młodzieży, a jako tzw. substancje kontrolowane podlegają m.in. Ustawie o przeciwdziałaniu narkomanii. Psychiatra może wystawić pacjentowi lub pacjentce recepty na maksymalnie trzy miesiące. – Po miesiącu recepta przepada, a czasem przez cały ten czas nigdzie nie ma leków. Wtedy musisz iść do psychiatry po kolejną receptę – czyli wydać kolejne 300 złotych – i mieć nadzieję, że tym razem uda ci się ją zrealizować – mówi Anna. Zdarzyło jej się już jechać po leki z Warszawy do Katowic. – Jedna apteka miała ostatnie sztuki. Wpadłam tam zadowolona i usłyszałam: Recepta straciła ważność wczoraj – wspomina.
Podatek od ADHD, czyli jak zbudować galaktykę
Julia miała już siedem dowodów osobistych. Ewa od siedmiu lat nie zwróciła książek do biblioteki. – Mail z upomnieniem przychodzi w soboty. Od razu go kasuję – mówi otwarcie. Największy jednorazowy rachunek za ADHD Martyny to 3800 zł, tyle kosztował bilet lotniczy z San Francisco. – Myślałam, że lot jest w sobotę, był w piątek. Zapomniałam laptopa w miejskim autobusie (dogoniłam go taksówką), a z pociągu nie wzięłam walizki z ciuchami (nie znalazła się). Kupiłam też na Allegro za 1200 zł różne spodnie trekkingowe, żeby dobrać rozmiar, ale zapomniałam odesłać i zostało mi kilkanaście niepasujących par. Kiedyś je wystawię na Vinted, ale już dwa lata się zbieram – opowiada.
Martyna potrafi bezbłędnie rozliczyć ponadmilionowy przetarg z publicznych pieniędzy, stworzyć kontrakt na zadania IT i skomplikowane dokumenty prawne, ale płaciła setki złotych kar za swoje niewysłane PIT-y. – Tygodniami zmuszam się do wypełnienia formularza, który zająłby pięć minut – przyznaje.
Dodatkowe koszty finansowe, czasowe i emocjonalne ponoszone z powodu objawów ADHD – impulsywności, zapominania, trudności w planowaniu, problemów z regulacją uwagi czy odkładania rzeczy na później – to tzw. “podatek od ADHD” (ang. ADHD tax). Nazwę ukuli sami zainteresowani, dla których niezapłacone raty kredytów, zgubione dokumenty, klucze, telefony i karty, a także zepsute jedzenie czy spleśniałe w pralce pranie to męcząca codzienność.
Dziesiątki tysięcy złotych – na tyle programistka Anna szacuje kary za spóźnienia i inne urzędowo-finansowe wpadki (“I to tylko w ostatniej dekadzie, bo przez całe życie strach zliczyć”). – Miałam dwie umowy telefoniczne jednocześnie, bo myślałam, że zakończyłam poprzednią; odbierałam telefony od komornika. Przynajmniej raz w tygodniu gubię dowód, szukam go wiele godzin i znajduję w bardzo nieoczywistym miejscu. Ale najgorsze są automatyczne subskrypcje. Wielokrotnie planowałam budżet, po czym byłam o ileś stówek krótsza, bo nagle pościągało jedną, drugą, trzecią – mówi.
Ewa najpierw rezerwuje, potem sprawdza: – Zobaczyłam w necie superwystawę w Toruniu. Od razu kupiłam bilety na pociąg, załatwiłam opiekę dla córki. Jakoś tydzień przed odkryłam, że owszem, 11-14 października, ale dwa lata temu.
Aga na sprawy urzędowe ma jedno słowo: “niewykonalne”. Przez lata rzeczą karkołomną było dla niej załatwianie sobie parkingu. – Teraz już wypracowałam pewne schematy, ale jak pomyślę o tym, że mam zebrać dokumenty do kredytu, a przecież ja mam 60 miejsc zatrudnienia i z każdego trzeba znaleźć umowę… Tego są miriady, za każdym razem trzeba zbudować galaktykę. Odpada – mówi.
Nakarmić ADHD
Anna przyznaje, że wydaje znacznie więcej niż zarabia, a w branży IT zarabia “naprawdę dobrze”. – W tym miesiącu popłynęłam o cztery tysiące złotych, których nie mam. Pieniądze wydaję na liczne hobby, ostatnio na bieganie – mówi. “Popłynąć” zdarza jej się kilka razy w miesiącu, ale to nie kupione rzeczy napawają ją wstydem (“Są fajne i cieszą mnie bardzo długo”), tylko to, jak bardzo pieniądze przeciekają jej przez palce. – Jest masa rzeczy, których sobie odmawiam, ale ADHD-owa potrzeba spontaniczności i zachwytu musi kiedyś zostać zaspokojona, inaczej będę fizycznie czuła się źle. Kupowanie przynosi ulgę, zastrzyk dopaminy. Po diagnozie już to wiem, więc staram się dopaminę łapać inaczej, ale wszystko kosztuje. Zresztą bardzo trudno jest mi powiedzieć sobie “stop”, bo myśl, że czegoś chcę, wraca jak piosenka, która zapętliła się w głowie. Więc czasem wolę wydać te pieniądze i wreszcie poczuć spokój – mówi.
Ewa: – U mnie kompulsywność zakupów wiąże się z zajawkami. Pogrąża mnie polowanie. Miałam fazę, nawet gdy nie otwierałam paczek. Ewa kupuje “na inwestycje”. Inwestycją miały być książki (“Białe kruki po kilkaset złotych”), kilimy, retro lampki, koraliki, decoupage, wełna czesankowa, gips polimerowy. – Wymyśliłam sobie już ze 20 biznesów. Gdy postanowiłam szyć etui z patchworkowych tkanin, od razu zamówiłam domenę, metki z nazwą mojej nowej firmy i 100 bel materiałów z USA, utopiłam w nich przeszło 20 tys. zł. Znudziło mi się prędko, miałam kolejny pomysł, bele leżą – opowiada. Na tamten biznes wynajęła też pracownię. – Pięknie ją wyposażyłam, ale nie dawałam rady sprzątać i szybko było jak w melinie. Zamiast myć kubek, brałam następny, a jak kubki się kończyły, kupowałam nowe. Wreszcie przestałam tam chodzić – mówi.
”Każdemu czasem się bardzo nie chce, ale osoba neurotypowa w końcu się zmusi i zrobi. W przypadku ADHD [...] to nie jest kwestia chcenia, tylko coś, co porównuję do przykładania ręki do gorącej patelni. Chcesz zabrać tę rękę, ona się pali, czujesz potworny ból, ale nie możesz”
Cztery lata temu Ewa postanowiła pracownię zlikwidować, ale nie wiedziała, od czego zacząć. Dostała pismo, że skończyła jej się umowa i obowiązuje ją nowa stawka za bezumowne użytkowanie lokalu. – Wystraszyłam się. I co? Mija rok. Paraliżuje mnie robienie rzeczy po trochu, ja muszę mieć efekt od razu, a tam się nie da. Co więc zrobiłam? Wynajęłam kolejne biuro. Tańsze, mniejsze, żeby się przeprowadzić. Nie przeprowadziła się. Płaci prawie cztery tysiące zł miesięcznie za dwie “graciarnie wstydu”. – Totalny paraliż wykonawczy i nie jestem w stanie nikomu wytłumaczyć, czemu nie robię rzeczy latami. Dla normalnej osoby to jest nienormalne. A w notesie mam rozrysowane już kolejne biuro – wzdycha.
Gdy w garażu zepsuł jej się samochód i okazało się, że nie wystarczy zwykła laweta, zamknęła garaż i kupiła inne auto od koleżanki. – Co z oczu, to z serca. To popsute stało w garażu dwa lata, cały czas opłacałam OC i AC, a parkowałam na osiedlu. Ale w końcu to ogarnęłam – cieszy się Ewa.
Całe życie wydaje pieniądze, których nie ma. Przez to wpadła w bardzo duże długi. – Powiem ci tylko, że mogłam kupić za to mieszkanie. Byłam freelancerką i nie miałam płynności finansowej. Czekałam na fakturę, ale kupowałam dalej, płaciłam pieniędzmi z kredytu albo z karty kredytowej. Nie pożyczałam od ludzi, żeby nie wiedzieli, a odsetki bankowe to czasem było 100 proc. kapitału. Cały czas to spłacam. Wiele osób nie wie, że mam taką sytuację – przyznaje. Partner Ewy widzi, że ona stale pracuje, po przyjściu z biura robi zlecenia, i pyta: “Gdzie są te pieniądze?”. – To jest ciągłe liczenie, napięcie i stres – mówi Ewa.
Ta dziwna, napastliwa osoba
Niepanowanie nad budżetem było jednym z powodów, dla których rozpadło się małżeństwo Anny. Słyszała: “niedojrzała”, “głupia”, “leniwa”. Poszła więc na spotkania anonimowych zakupoholiczek i stwierdziła: „To nie to”.
Drugim powodem rozwodu był jej nawracający paraliż wykonawczy. – Gdy przeszłam do branży IT, mój były już mąż oczekiwał, że będę coraz więcej zarabiać. Nie rozumiał, czemu po kilku godzinach ślęczenia nad kodem zaczynam płakać i jestem absolutnie przebodźcowana – wspomina. W stanie paraliżu Anna dałaby wszystko, żeby wstać z kanapy i zrobić to, co powinna, ale fizycznie nie jest w stanie. – Każdemu czasem się bardzo nie chce, ale osoba neurotypowa w końcu się zmusi i zrobi. W przypadku ADHD, czyli braku równowagi neurochemicznej w mózgu, to nie jest kwestia chcenia, tylko coś, co porównuję do przykładania ręki do gorącej patelni. Chcesz zabrać tę rękę, ona się pali, czujesz potworny ból, ale nie możesz – opisuje Anna.
”Miałam dwie umowy telefoniczne jednocześnie, bo myślałam, że zakończyłam poprzednią; odbierałam telefony od komornika. Przynajmniej raz w tygodniu gubię dowód, szukam go wiele godzin i znajduję w bardzo nieoczywistym miejscu. Ale najgorsze są automatyczne subskrypcje”
Ani od rozwodu nie udało się zbudować trwałej i stabilnej relacji. Rozpadło się też wiele jej przyjaźni. – Jeśli ktoś nie jest stale w moim bliskim otoczeniu, to – brutalnie mówiąc – zapominam o jego istnieniu. Potrzebuję też wiele czasu na regenerację w samotności. Dla wielu ludzi kontakt na zasadzie “pojawiam się i znikam” jest absolutnie nieakceptowalny. To rodzi żal i pretensje. Na szczęście odkryłam, jak wiele osób wokół mnie jest neuroatypowych i funkcjonuje podobnie. Oni rozumieją. Jesteśmy stadem – mówi z ulgą.
Julia koszty relacyjne ADHD określa mianem “ potwornych”. – Jestem wymarzonym celem psycho- i socjopatów, totalnie bezbronna. Przez całe życie nie umiałam wycofać się z układów, które nie były dla mnie dobre. Mój mąż kochał mnie bardzo krótko, a wytrwałam w tym związku prawie 20 lat – zdradza.
Po otrzymaniu diagnozy Julia zrozumiała, czemu przerywa, nie umie odpuścić ani nawet siedzieć obok kogoś dwulicowego, bo zalewa ją fala niechęci i lęku, i nie ma żadnej tamy między tym, co czuje i mówi. – Jesteś tą dziwną, napastliwą osobą. Ktoś opowiada historię, a ty opowiadasz podobną ze swojego życia, bo empatyzujesz, a inni sądzą, że myślisz tylko o sobie. Empatia plus porywczość to jest przepis na życiowe kłopoty – przyznaje.
Aga ma wiele relacji i potrafi nimi żonglować, wyzwaniem były dla niej stałe związki. – Dziś mam piękne przyjaźnie, bo bardzo nad nimi pracuję, za to romantycznie lipa. Bo wybierasz ludzi z tym samym lub – jeszcze gorzej – przeciwnym neuroatypem i to wymaga bardzo dużo tłumaczenia. Masz też RSD [ang. Rejection Sensitive Dysphoria, tzw. dysforia emocjonalna – przyp. red.], czyli czujesz silny ból emocjonalny związany z odrzuceniem, porażką lub krytyką, stale się tego spodziewasz i dostajesz szału, póki nie trafisz na osobę, która 600 razy dziennie zapewni, że między wami naprawdę jest ok – wylicza.
Po otrzymaniu diagnozy Aga przeżyła silną żałobę. Przez rok nic ze swoim ADHD nie zrobiła. – Potem zaczęłam widzieć, co w życiu straciłam – m.in. stabilizację, poczucie bezpieczeństwa – i to mnie strasznie walnęło. Płacę przede wszystkim za ADHD-owy optymizm. Przez lata uważałam, że “będzie dobrze” i to już zaraz. Nie myślałam o kupnie mieszkania, odkładaniu pieniędzy, rodzinie. Po czterdziestce to zaczyna doskwierać. Równocześnie świadomość ADHD jest złotem, bo masz do siebie instrukcję obsługi i możesz ją dać ludziom – podkreśla.
”Płacę przede wszystkim za ADHD-owy optymizm. Przez lata uważałam, że “będzie dobrze” i to już zaraz. Nie myślałam o kupnie mieszkania, odkładaniu pieniędzy, rodzinie. Po czterdziestce to zaczyna doskwierać”
Od bohatera do zera
Pracownik budowy stoi przy kupie gruzu. Na pytanie, kiedy rozgrzebany blok za jego plecami będzie gotowy, odpowiada pewnie: “Jutro rano”. Taką rolkę, pękając ze śmiechu, podsyłają sobie w social mediach ADHD-owcy.
Ania czasem czuje, że jest paliwem rakietowym dla swojego zespołu – potrafi widzieć dalej i szerzej, całe procesy, kody, aplikacje, i zrobić dwutygodniową pracę w osiem godzin – kiedy indziej jej własny bak jest kompletnie pusty. Kilka razy została zwolniona z pracy, bo nie dowiozła – akurat trwała jej gorsza faza. Bardzo wstydziła się poprosić o pomoc, czuła się głupia i gorsza. Żyła tylko pracą, a słyszała, że nie dość się angażuje. Uczyła się błyskawicznie, po czym nagle wysiadała jej życiowa bateria. – Stres jest tym większy, im większe są oczekiwania. Pewien poziom stresu jest potrzebny, bo to jedyna motywacja obok intelektualnego wyzwania – inaczej nie mam wcale siły ani ochoty – ale wyzwanie nie może mnie przerastać, bo wtedy w ogóle nie wiem, jak zacząć – wyjaśnia.
Rzadko dostaje premie. Regularnie za to słyszy, że robi super robotę, tylko te głupie błędy. Gdy jest zmęczona, ciężko jej się wysłowić nawet po polsku. – ADHD rzuca mi się na aparat mowy. Generalnie zawsze “muszę się poprawić”, czyli pozbyć się typowych zachowań osób z ADHD – podsumowuje. Zna swoje miejsce w szeregu, przestała się łudzić, że w pracy osiągnie wielkie sukcesy, choć jest zapraszana na międzynarodowe konferencje i co jakiś czas próbują ją zrekrutować największe informatyczne firmy. Odmawia – boi się, że zawiedzie. Chciałaby pracować zgodnie z tym, jak akurat układa się chemia w jej mózgu, ale system, w którym żyje, nie toleruje pracy zrywami. A ona tylko tak potrafi.
Martyna przez ponad 20 lat różnych prac i współprac nigdy nie wykonywała żadnej dłużej niż przez trzy lata. – Zawsze to była droga od bohatera do zera: zaczynałam jako człowiek od zadań specjalnych, rzucany na fronty największych firmowych katastrof, a kończyłam absolutnie wyczerpana i zwalniałam się po to, by odchorować, miesiącami leżeć bez ruchu i przejadać oszczędności – mówi.
W każdej nowej pracy Martyna tak mocno koncentruje się na zadaniach, że wszystko inne – jedzenie, picie, odpoczynek – przestaje istnieć. W ADHD-wej nomenklaturze to tzw. “hiperfokus”. Gdy organizowała cykl szkoleń, zorientowała się, że przez trzy miesiące zrobiła 76 nadgodzin i nie miała ani jednego wolnego weekendu. – Nie odebrałam za to dni wolnych ani wynagrodzenia, po prostu zwolniłam się, żeby odchorować – wspomina. Poza tym nie uznaje hierarchii. – Traktuję ludzi równo. Więc kiedy przełożony mówi głupoty, słyszy: “Mówisz głupoty”. To jest duży koszt emocjonalny, bo ludzie źle znoszą, gdy wytyka im się błędy, szczególnie, jeśli są na wyższym stanowisku – stwierdza.
Martyna w pracy czuje się szanowana za osiągnięcia, ale nielubiana jako człowiek. Niemal zawsze ma trudną relację z przełożonymi. Jedna z pierwszych szefowych podczas rocznej ewaluacji przyznała, że nawet nie będzie udawać, że zarządza pracą Martyny i dopóki ta ma najlepsze wyniki w firmie, ona się nie wtrąca. – Kolejne już nie były tak mądre. Kilkanaście lat później inna przełożona napisała, że odmawia dalszej współpracy ze mną, bo i tak zawsze zrobię to, co zechcę. Miała rację tylko połowicznie, bo ja nie robię tego, co chcę, tylko to, co uważam za słuszne. A rzadko się mylę – wyjaśnia. Inny szef przedstawił ją zespołowi słowami: “Oto pracownik, którego nie cierpię i każdego dnia mam ochotę ją zwolnić, ale nie mogę, bo za dobrze pracuje”. – Niby komplement, ale policzek. Było mi przykro – wspomina.
Tak łatwo się rozprasza, że przez ponad 20 lat sporo pracowała nocami. – Szłam na nockę do pustego biura i w ciszy i samotności załatwiałam najwięcej trudnych spraw – mówi. – Ale po czterdziestce nie jestem już w stanie funkcjonować bez snu, a w dzień jest za dużo rozpraszaczy. Moje mechanizmy kompensacyjne przestały działać, a ja czuję się już niezdolna do pracy – przyznaje.
Aga zapala się do projektów, ma ich równocześnie wiele, ale ją wypalają. Nie może mieć pracy w stałych godzinach i nie umie pracować w openspejsach. Nie rozumiała tego latami. – Myślałam, że jestem leniwa, choć jestem superpracowita. Moim kosztem jest więc też to, że nie zbudowałam nigdy stałego zatrudnienia, nie mam naliczanych lat stażu pracy, pewnie mam o wiele gorszą emeryturę, bo rozliczam się projektowo. To są koszty niewidzialne dla systemu – uważa.
Takie objawy to ma każdy
Dla Anny kosztem neuroróżnorodności jest ostracyzm społeczny. – Niby świadomość ADHD się zwiększa, ale trwa polowanie na czarownice. Ludzie albo nie wierzą w istnienie ADHD, albo ironizują, że “takie objawy to ma każdy” – mówi. Społeczna niechęć towarzyszy jej nawet w aptekach. – Nie zliczę, ile razy czułam się jak ćpunka, która przyszła wyżebrać narkotyki – kończy.
Dwa lata temu, w swoje urodziny, Julia napisała na Facebooku, że czuje się najbardziej samotną osobą na świecie, nienawidzi diagnozy ADHD, bo już wie, że to niepełnosprawność. – Myślę że jestem inną ścieżką neurorozwojową, a bez nas świat byłby gorszy. Dziś uważa się, że ADHD miał Leonardo da Vinci. Facet brał pieniądze i nie kończył roboty, a równocześnie wymyślał machiny latające. Ale kapitalizm to nie jest świat stworzony pod nas – mówi. Julia nie wierzy w tolerancję dla ADHD. – Ciągle nawalasz, więc wzbudzasz w ludziach złość. I ja to rozumiem – kończy.
Aga uważa, że gdyby miała diagnozę wcześniej, mniej by się siebie czepiała. – Ludzie nie mają pojęcia o tym, że ADHD kosztuje, że statystycznie umieramy wcześniej, że jesteśmy ciągle zmęczeni. Często widzą tylko radosną, barwną, wspaniałą stronę. Koszty ADHD są ogromne, ale brak diagnozy kosztuje najwięcej – kończy.
Zobacz także

„Całe życie towarzyszył mi natłok myśli. Jakby w mojej głowie grało radio” – mówi Paulina Pietrzak, psycholożka z diagnozą ADHD

„The Economist”: „ADHD nie powinno być traktowane jako dysfunkcja, którą należy naprawić”

„Niektórzy twierdzą, że używamy naszej diagnozy jako wymówki na lenistwo albo brak dobrego wychowania”. O życiu z ADHD mówi Ola Pflumio
Polecamy

Anna Szwiec: „Gdy programowanie stało się prestiżowe i dochodowe, weszli w tę dziedzinę mężczyźni i całkowicie ją zdominowali”

„Nie ma wieku, w którym nie warto udać się do psychologa czy psychoterapeuty” – o różnych obliczach przemocy wobec dziecka i ich konsekwencjach w dorosłości mówi psycholożka Justyna Radulska

Sydney Sweeney: „Wszyscy mówią: ‘Kobiety wspierają kobiety’. To się w ogóle nie dzieje. To wszystko jest fałszywe”

Jenna Ortega: „Wciąż najczęściej o doświadczeniach młodych ludzi opowiadają starzy, biali mężczyźni”
się ten artykuł?