Przejdź do treści

„Hashimoto pojawia się po coś. To sygnał ciała, że nie jesteśmy dla siebie numerem jeden” – uważają Lidia Wójcik i Kamila Bogucka z „Ogarnij Hashimoto”

Kamila Bogucka i Lidia Wójcik, "Ogarnij Hashimoto”/ Archiwum prywatne
Kamila Bogucka i Lidia Wójcik, "Ogarnij Hashimoto”/ Archiwum prywatne
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

„Dopóki na poziomie głowy nie poradzimy sobie ze stresem, to nie wyleczymy choroby i nie pozbędziemy się dolegliwości fizycznych”. O tym, jak znaleźć źródło problemów z tarczycą i dlaczego warto zacząć zmiany od swojej psychiki i emocji, rozmawiamy z Lidią Wójcik i Kamilą Bogucką z „Ogarnij Hashimoto”.

 

Małgorzata Germak: Mówicie, że Hashimoto zaczyna się w głowie. Co to właściwie oznacza?

Lidia Wójcik: Jeżdżąc po całej Polsce i organizując warsztaty „Ogarnij Hashimoto i odnajdź swoje emocjonalne źródło choroby”,  poznawałyśmy tysiące kobiet z tym schorzeniem. Widziałyśmy, że większość z nich bagatelizuje istotny aspekt Hashimoto – emocjonalny, psychologiczny. Owszem, choroba ma podłoże w genach, ale żeby je uaktywnić, potrzebne są zewnętrzne czynniki środowiskowe. Jeśli prowadzimy higieniczny tryb życia, minimalizujemy zagrożenie rozwinięcia się autoimmunologicznego zapalenia tarczycy. Liczne doświadczenia w pracy z kobietami uwidoczniły, jak bardzo zaniedbujemy swoje potrzeby. Mamy tendencję do rzucania się na diety, tabletki, suplementację, a nie myślimy o swoim trybie życia, kiedy pod wpływem stresu i nadmiernie pędząc, funkcjonujemy w sposób przekraczający. W naszej codzienności często jest za mało przestrzeni na odpoczynek, zaopiekowanie się sobą.

Bo wydaje nam się, że damy radę i pogodzimy wszystkie obowiązki?

Lidia: Tak, dokładnie. Kobiety ciągle biorą za dużo na swoje barki i żyją w przeświadczeniu, że są siłaczkami, supermenkami i ze wszystkim sobie poradzą. To sprawia, że tak dużo z nas jest przepracowanych, niedospanych, wiecznie zmęczonych. Wtedy właśnie często pojawia się choroba. W ankiecie, którą przeprowadziłyśmy wśród Polek chorujących na Hashimoto, 90 procent z nich przyznało, że w życiu towarzyszy im nieustanny stres, mają skłonność do wywierania na sobie dużej presji, są perfekcjonistkami, a do tego martwią się na zapas. Mówimy, że chcemy wyzdrowieć, ale dla zdrowia robimy bardzo mało. Wykonujemy tylko proste rzeczy – pójdziemy do lekarza, zrealizujemy receptę i już chciałybyśmy mieć ekspresowy efekt.

Kamila Bogucka: Na podstawie ankiety, którą zrobiłyśmy wśród Hashimotek, wysnułyśmy tezę, że łączą je podobne cechy, m.in. niecierpliwość i radykalizm. Tendencja do tego, żeby uzyskać natychmiastowy efekt, jest powszechna wśród chorujących kobiet. Do tego dochodzi podejście zero-jedynkowe. Jeśli biorę się za dietę, to na 100 procent i bez miejsca nawet na małe odstępstwa czy potknięcia. A tak długo wytrwać się nie da, więc trwa to dwa tygodnie, nie widzę efektu i odpuszczam wszystko. Takie duże zmiany, jak ogarnięcie swojego zdrowia, stylu życia, swojej głowy i emocji, wymagają małych kroków, ale trzeba działać długoterminowo. Zmiany należy wprowadzać z dozą cierpliwości.

Bez ogarnięcia głowy nie da się ogarnąć Hashimoto?

Lidia: Powiem tak – brakuje nam uczciwego podejścia. Żyjemy w jakiś sposób, przykładowo, 20 lat, nie mamy w tym fundamentalnych umiejętności wyrażania swoich potrzeb, emocji. Gdy nagle zaczynamy chorować, w dwa tygodnie chcemy to swoje życie na każdym poziomie naprawić. Ciało i głowa to są elementy nierozłączne. Stanowią jedność, dlatego trzeba działać holistycznie. Nie potrzeba wcale radykalizmów, czasami wystarczy 20 minut medytacji dziennie lub spacer, odstawienie wieczorem telefonu i spędzenie czasu samej ze sobą w nicnierobieniu. I to może być nasze największe uzdrowienie. Tylko wielu z nas trudno się za to wziąć.

Mówimy, że chcemy wyzdrowieć, ale dla zdrowia robimy bardzo mało. Wykonujemy tylko proste rzeczy – pójdziemy do lekarza, zrealizujemy receptę i już chciałybyśmy mieć ekspresowy efekt

Lidia Wójcik

Kamila: Żeby wyzdrowieć, trzeba poszukać źródła. Hashimoto nie jest chorobą tarczycy, tylko całego organizmu, więc musimy podejść do tego kompleksowo. Na szczęście w Polsce coraz więcej lekarzy i specjalistów zwraca uwagę pacjentkom na te elementy emocjonalne związane ze stresem. Coraz więcej psychoterapeutów mówi, że Hashimoto jest chorobą psychosomatyczną, w której powstaniu biorą udział czynniki stresowe i emocjonalne. Dopóki nie zajmiemy się tą częścią i nie przyjrzymy się, co jest źródłem bólu emocjonalnego, nie uzdrowimy siebie w 100 procentach.

Jak stres łączy się z Hashimoto?

Lidia: To przypomina błędne koło. Często choroba zaczyna się od nadmiernego stresu, uruchamiają się mechanizmy autoagresywne, rozwija się stan zapalny w organizmie, który wywołuje lawinę dalszych problemów: układ nerwowy zaczyna niewłaściwie pracować, gospodarka hormonalna ulega rozchwianiu. W takim momencie trzeba szczerze zweryfikować kilka kwestii – czy ja sobie w życiu radzę, czy przed chorobą byłam szczęśliwym człowiekiem, czy żyłam z uważnością na swoje potrzeby, które dotyczą mnie, mojego ciała, mojej psychiki. Dopóki na poziomie głowy nie poradzimy sobie ze stresem, to ciężko nam będzie wyleczyć to wszystko, co stres w ciele wywołał.

Kamila: Jest jeszcze jeden ważny aspekt. Wiele osób uważa, że ta choroba nie wpływa na ich życie, że nie odczuwają żadnych negatywnych objawów, bo nie zdają sobie sprawy, jak to jest normalnie, jak to jest dobrze, gdy się żyje bez tych wszystkich dolegliwości. Na początku mojej choroby wydawało mi się, że nie wpływa ona za mocno na mnie. Po jakimś czasie, mimo brania zaleconej dawki hormonów, miałam wszystkie możliwe objawy: od tycia, wypadania włosów, przez suchą skórę, zmęczenie, po depresję. Kiedy zaczęłam poszerzać swoją wiedzę na ten temat, szukać rozwiązań, leczyć się holistycznie, okazało się, że tabletka to za mało. Ważna jest suplementacja, dieta, styl życia. Zaczęłam wprowadzać po kolei zmiany i było coraz lepiej. Uświadomiłam sobie, mając porównanie na własnej skórze, że wtedy, gdy myślałam, że jest dobrze, to nie było. Wiele osób może nie wiedzieć, jak to jest normalnie, kiedy wstajesz wypoczęta rano, bez kawy czujesz się rześko, masz energię i humor w ciągu dnia, zasypiasz po 5 minutach i przesypiasz całą noc, jesteś w stanie utrzymać wagę, zadbać o włosy. I wszystko to jest możliwe. Można normalnie żyć z tą chorobą.

Jak wprowadzać zmiany, żeby nowe nawyki zostały z nami na dłużej, a może nawet na zawsze?

Kamila: Nie skupiajmy się na szczegółach w stylu: czy mogę zjeść brokuły dwa dni z rzędu, tylko wprowadźmy prostą zasadę 80/20, czyli na co dzień w 80 procentach jesz odżywczo i prowadzisz się zdrowo, a w 20 procentach dajesz sobie trochę luzu i dowolności. Dzięki temu będzie możliwe utrzymanie nowych nawyków przez dłuższy czas, a nie skakanie z pomysłu na pomysł na zasadzie: to teraz na tydzień odstawię gluten, a może potem zrezygnuję z nabiału, a potem nie ma efektów, więc odpuszczam wszystko. Lepiej mieć rozsądne, dobre zasady, które umożliwią nam trzymanie się ich długo. Taką zasadą może być chociażby to, że staram się jeść więcej warzyw w ciągu dnia, np. dokładam ich porcję do każdego posiłku. Albo postanowię sobie, że chodzę codziennie na półgodzinny na spacer. To nie brzmi przytłaczająco, prawda? Takie nawyki da się wprowadzić na dłużej. I nie dość, że w końcu wejdą nam w krew, to jeszcze dadzą rezultaty. Tylko do tego potrzeba też cierpliwości.

Żeby wyzdrowieć, trzeba poszukać źródła. Hashimoto nie jest chorobą tarczycy, tylko całego organizmu, więc musimy podejść do tego kompleksowo

Kamila Bogucka

Wspominałyśmy, że Hashimoto i stres są ze sobą mocno związane. Czy zdajemy sobie sprawę z tego, jak on na nas wpływa?

Lidia: Gdy robiłyśmy miesięczny program warsztatów o emocjach i zarządzaniu stresem, to po pierwszej edycji zobaczyłyśmy, że realnym problemem osób chorujących jest brak umiejętności świadomego wyrażania emocji, co wywołuje napięcie. Ludzie często nie rozróżniają, czym są niewyrażone emocje, czym jest napięcie, a czym stres. Te definicje są mocno pomieszane. Podczas pracy z Hashimotkami, w której skupiałyśmy się na takich podstawach, jak praktyki uważności, medytacji, nauce postrzegania własnego ciała i rozróżniania emocji, w grupie 200 osób zaledwie 2-3 procent było w stanie wymienić więcej niż 5 emocji, jakich doświadczamy w życiu. Zrozumiałyśmy, że w przypadku wielu kobiet stres jest pochodną braków w edukacji wyciągniętych z domu, naszych przekonań, uwarunkowań, braku asertywności.

Stres w naszym życiu jest i będzie. Nie zmieni się to w momencie, gdy pójdziesz na psychoterapię, przejdziesz proces coachingowy lub weźmiesz udział w kursie. Kluczowe jest to, w jaki sposób zaczniesz się z nim obchodzić, jak będziesz podejmować decyzje życiowe, manifestować swoje uczucia. Takie długotrwałe napięcie emocjonalne, z którym sobie nie radzimy, kumuluje się w ciele. Napięte ramiona i ból w plecach odczuwany od lat jest nie tylko winą tego, że siedzimy długo przed komputerem, ale właśnie nieradzenia sobie ze stresem i emocjami. Świetnie było to widać na jednych z naszych warsztatów. Poprosiłyśmy, żeby kobiety zrobiły sobie selfie przed ćwiczeniami i potem po nich. Po 30 minutach pracy związanej z kontaktem z ciałem, wyciszeniem, z oddechem, „schodziły” im zmarszczki, twarz stawała się łagodniejsza. To niesamowite, jak po ćwiczeniach redukujących napięcia i świadomie relaksujących widać było zmianę w spojrzeniu, w oczach tych kobiet.

Specjalizujecie się w zarządzaniu stresem. Jest jakaś droga na skróty?

Lidia: Nie ma. Jeżeli mam świadomość, że moje zęby wymagają codziennej higieny, a efektem niemycia ich będzie nieświeży oddech, próchnica i choroba, to każdego dnia robię, co trzeba, aby temu zapobiec. Analogicznie możemy podejmować decyzje w aspekcie swojej emocjonalności i psychiki. Musimy sami dla siebie przygotować taki zestaw, który będzie nam codziennie pomagał przejść przez rzeczywistość i odnaleźć się w wielu stresujących sytuacjach. Skoro myję zęby, żeby były zdrowe, to moją odpowiedzialnością jest zapewnić sobie też higienę związaną z moją psychiką. Jest tyle narzędzi, z których możemy korzystać.

Jakich? Jakieś konkretne przykłady?

Kamila: Najprostsze to rano, zanim rzucisz się w pęd dnia i obowiązków, poświęcić dosłownie 5 minut, żeby usiąść w ciszy i spokoju, pooddychać z ręką na sercu. Skupienie się na oddechu to podstawowa technika uważności. Nie musisz umieć medytować. Spróbuj w ogóle zacząć, zamknij oczy, zauważ, jak oddychasz – to już da ci chwilowe osadzenie się, zanim wejdziesz w dzień. Ja, kiedy rozpoczęła się pandemia i różne lęki dawały mi się we znaki, wiedziałam, że muszę mieć coś takiego dla siebie, żeby móc czuć się stabilnie. Wstawałam godzinę wcześniej i robiłam różne rzeczy – to było trochę ćwiczeń, ale nie mocno forsujących, raczej joga i rozciąganie, do tego świadome oddychanie, medytacja. Każdy powinien sam odnaleźć swoje nawyki, które sprawią, że jego głowa będzie zdrowsza i spokojniejsza. Jeśli nie możesz z jakichś powodów wygenerować takiej chwili dla siebie rano, to spróbuj wieczorem albo w ciągu dnia znaleźć 5-10 minut i odpocząć.

Kobieta

Lidia: Ważne tylko, żeby nie przesadzać i nie robić z tego kolejnego obowiązku. Intencja jest istotna. To równie dobrze może być siedzenie na kanapie ze świeżo zaparzoną kawą i nicnierobienie. Można zwrócić uwagę na zapach tej kawy, posłuchać porannych dźwięków w domu lub otoczeniu, otworzyć okno, poczuć wiatr, popatrzeć w niebo. To są drobne rzeczy, które nie wymagają niesamowitego zaangażowania. Chodzi o to, żeby przez tych kilka minut przestać pędzić i biec. Fajnie jest obrać sobie swoją drogę, nową, trzymać się torów, ale warto mieć świadomość, że będą zdarzały się sytuacje, kiedy zboczymy z tej drogi i najważniejsze to wiedzieć, kiedy i jak na nią wrócić.

Kamila: Te mininawyki powinny sprawiać nam przyjemność, bo jeśli będziemy się do czegoś zmuszać, to nie dość, że długo nie wytrwamy w postanowieniach, to jeszcze będzie nas to stresować i denerwować, zamiast relaksować. Ostatnio na przykład odkryłam aerial jogę, taką w powietrzu na hamakach lub chustach, ona mnie fajnie męczy, ale też świetnie odpręża i sprawia radość.

Lidia: Ja uwielbiam pilates na maszynach, który daje mi korzyści nie tylko w postaci silnego ciała, ale przede wszystkim dobrze działa na psychikę. Pamiętajmy jednak, żeby nie zajeżdżać się i nie trenować za ostro. Ważniejsza jest regularność, a nie intensywność, zwłaszcza przy Hashimoto. Za wprowadzaniem takich zmian w życiu musi iść jedna ważna rzecz – to całe BHP będzie mijało się z celem, jeśli ja nie ustawię priorytetu na siebie. To ja jestem ważna. Po prostu. Moje potrzeby są najważniejsze. Robienie tego na siłę, bo ktoś powiedział, że tak będzie lepiej, ale bez zrozumienia siebie, mija się z celem.

Bez zmiany podejścia i myślenia nie da rady?

Lidia: To jest proces. Nikt nas w dzieciństwie nie uczył, że jesteśmy ważni. Większość z nas była wychowana w powinnościach, zwłaszcza małe dziewczynki. Inność była negowana. Robienie czegoś po swojemu nie było mile widziane. Przez to nie wykształcało się w ludziach doceniania tego, kim są.

Kamila: Wychowując z mężem naszego syna, staram się dostrzegać te różnice w podejściu kiedyś i dziś. Pamiętam, jak to było za czasów naszych rodziców, kiedy ojcowie raczej mało uczestniczyli w wychowaniu, a dziećmi zajmowały się mamy, babcie. Inaczej wychowywało się się chłopców, inaczej dziewczynki. Przez to, że jakiś czas temu weszłam na ścieżkę rozwojową pracy nad sobą, również terapeutyczną, jestem bardziej świadoma, jak chcę swoje dziecko wychować. Uczymy go z mężem radzić sobie ze złością i innymi emocjami. W moim dzieciństwie to by było podejście w stylu – nie becz, uspokój się, bo zaraz dostaniesz karę.

Wiele osób uważa, że ta choroba nie wpływa na ich życie, że nie odczuwają żadnych negatywnych objawów, bo nie zdają sobie sprawy, jak to jest normalnie, jak to jest dobrze, gdy się żyje bez tych wszystkich dolegliwości

Kamila Bogucka

Co jeszcze może pomóc nam radzić sobie ze stresem, gdy mamy Hashimoto?

Kamila: Bardzo ważną rzeczą, wręcz kluczową dla ogarnięcia stresu, ale niestety bagatelizowaną, jest sen. Króluje podejście: „daj mi na to tabletkę” albo „jakie suplementy mam wziąć, żeby szybciej zasnąć”. To tak nie działa. Trzeba popracować nad higieną snu. Wiele osób czuje się niezniszczalnych. Też tak kiedyś miałam, nie zwracałam uwagi na to, czy pójdę spać o 1 czy o 2 w nocy. Dopóki nie zauważyłam ogromnej poprawy zdrowia, gdy zaczęłam wcześniej się kłaść, o stałej porze. I wiem, że to może być bardzo trudne do zrobienia, ale warto spróbować, bo już po kilku dniach zauważymy różnicę – rano poczujemy więcej energii, w ciągu dnia będziemy lepiej sobie radzić z napięciami. Organizm przyzwyczaja się, więc jeśli zrobimy z tego nawyk, z czasem stanie się łatwiej. Na początek warto wprowadzić kilka prostych rzeczy. Na godzinę przed snem odłóżmy telefon i komputer, żeby nie naświetlać się niebieskim światłem; poczytajmy książkę dosłownie 20 minut, to działa uspokajająco; wyłączmy górne światła; opracujmy rytuały wyciszające; nie zabierajmy się wieczorem za intensywne, wyczerpujące emocjonalnie tematy.

Lidia: Niedosypianie to dopiero początek. Jeśli do tego dołożymy przepracowanie, stres i nieodpowiednią dietę, to nie będziemy się dobrze czuć fizycznie i psychicznie. Każdy we własnym zakresie musi zastanowić się, co może dla siebie zrobić, od czego zacząć – i dopiero potem podjąć świadome działania. Pierwszym krokiem może być wizyta u endokrynologa oraz wykonanie badań hormonalnych. Jako kobiety mamy bardzo wrażliwą gospodarkę hormonalną, dlatego prawidłowo działające hormony to podstawa naszego dobrego funkcjonowania. Ale jeżeli realnie oceniam, że sama nie udźwignę zmian lub moja sytuacja życiowa mi w nich nie sprzyja, to może warto udać się do dobrego psychologa, terapeuty czy coacha, żeby sobie pomóc.

Same techniki m.in. uważności, o których rozmawiałyśmy, nie wystarczą?

Lidia: Czasami nie i wtedy idealnie byłoby pójść do specjalisty, do czego podczas spotkań z kobietami zachęcamy. Znowu wrócę do przykładu z zębami – gdy mamy próchnicę, idziemy do dentysty, sami sobie nie pomożemy. Terapia to nie wstyd, warto mieć obok siebie takie wsparcie i korzystać z niego, bo jest to nieoceniona pomoc w wielu przypadkach.

Kamila: Często panuje błędne przekonanie, że na terapię trzeba pójść, gdy się miało tzw. trudne dzieciństwo, wychowywało w dysfunkcyjnej rodzinie. A przecież mogliśmy mieć poprawne dzieciństwo, ale po prostu czegoś mogło w nim zabraknąć i w efekcie teraz zachowujemy się i czujemy w taki sposób, a nie inny. Kiedy uważasz, że coś jest nie tak, że życie cię uwiera, to warto skorzystać z pomocy specjalisty.

Tak powszechne teraz przebodźcowanie i robienie wielu rzeczy naraz też nie pomaga w radzeniu sobie ze stresem.

Lidia: Wielozadaniowość zabiera nam połowę energii, ale już sam przepływ informacji jest bardzo szkodliwy dla psychiki. To, że rozmawiając z kimś przez telefon, jednocześnie czytamy coś na Facebooku, to jedno, ale nie mamy świadomości, jak materiał, który czytamy, wpływa na nas emocjonalnie. Przykład: mamy akurat ograniczone środki finansowe i przeglądamy story celebrytek, które siedzą na Zanzibarze. Z jednej strony nachodzi nas refleksja – jakie ładne zdjęcia, przyroda, słońce, a na poziomie podświadomym pojawią się uczucia, jak tęsknota i żal, że ja mam gorzej. Takie emocje nas spalają.

Mamy ograniczone środki finansowe i przeglądamy story celebrytek, które siedzą na Zanzibarze? Z jednej strony nachodzi nas refleksja – jakie ładne zdjęcia, przyroda, słońce, ale na poziomie podświadomym pojawią się uczucia, jak tęsknota i żal, że ja mam gorzej. Takie emocje nas spalają

Lidia Wójcik

Stresem dla organizmu, który może wyzwolić Hashimoto, potrafi być też np. zbyt restrykcyjna dieta czy zanieczyszczenie powietrza. Co jeszcze?

Lidia: Skatowanie się na treningu i wywieranie na sobie niepotrzebnej presji. Taka sytuacja – zaplanowałaś sobie dziś aktywność fizyczną na godz. 17, ale po południu ciało sygnalizuje ci, że nie ma siły, bo się nie wyspałaś, a ty tego wcale nie słuchasz. To jest dodatkowe dowalanie sobie i wprowadzanie organizmu w napięcie.

Czy Hashimoto pojawia się po coś?

Kamila: My zdecydowanie uważamy, że tak. Ale przyznaję, że w moim przypadku to był długi proces, aby zrozumieć, że ta choroba jest sygnałem organizmu, żeby coś zmienić, poprawić. Takie nastawienie, że ja będę walczyć z tą chorobą, ja jej pokażę, odbierało mi mnóstwo energii. I wyczerpało mnie. Dopiero kiedy przepracowałam sobie różne rzeczy, to zrozumiałam, że Hashimoto nie bez powodu się pojawiło na pewnym etapie życia. Ono było po coś, żebym zajęła się sobą i uświadomiła sobie pewne rzeczy.

Lidia: Na pewno jest sygnałem ciała. A my mamy zwykle tendencję do bagatelizowania różnych znaków. Boli mnie brzuch? A to nic wielkiego, minie. Brak sił? Ech, pewnie źle spałam, w weekend nadrobię. Hashimoto jest lampką alarmową – to sygnał, że nie jesteśmy dla siebie numerem jeden.

Popycha nas do zmian?

Lidia: Zdecydowanie. Jednak w dokonywaniu ich poza determinacją i troską o samą siebie i swoje zdrowie potrzebujemy też bliskości i wsparcia innych. My z Kamilą czujemy, że dla niektórych kobiet na naszych kursach i spotkaniach jesteśmy substytutem ciepłej koleżanki, która daje przestrzeń i wsparcie, a także świadomość, że nie jest się w tym wszystkim samej. Właśnie to poczucie, że jest więcej takich osób jak ja, które borykają się z podobnymi problemami, działa na nas bardzo dobrze. Bliskość grupy, którą prowadzimy, dla wielu jest niezastąpiona. Może ludziom byłoby prościej, gdyby wsparcie i empatię mieli w domu. A dziś jest tak, że przez tę codzienną pogoń nie mamy przestrzeni na bycie w ciepłych i bliskich relacjach z innymi. Dla wielu osób trudne jest dokonanie tych, zdawałoby się, prostych zmian, o których mówiłyśmy, bo borykają się z brakiem zrozumienia, wsparcia i często też samotnością.

Jak nauczyć się dbać o siebie, szanować się?

Lidia: Kochać siebie to paradoksalnie podejmować trudne decyzje, które wypychają nas ze strefy komfortu. Kobiety codziennie przez większość swojego życia malują się przed lustrem. Kiedyś na warsztatach zapytałam uczestniczki: ile razy podczas tego codziennego patrzenia w lustro zatrzymałyście się, by trochę głębiej spojrzeć sobie w oczy, przyjrzeć się sobie i pobyć ze sobą? 80 procent z nich odpowiedziało, że nigdy. Ja sama pamiętam ten moment, gdy zatrzymałam się przed tym lustrem na moment, żeby spojrzeć sobie w oczy. I po 5 minutach poczułam, jak mocne i nowe jest to doświadczenie, i wzruszyłam się. To było głębokie spotkanie ze sobą, na innym poziomie, niż kiedy maluję rzęsy albo poprawiam włosy. Spojrzenie do własnego wnętrza, złapanie ze sobą prawdziwego kontaktu. Naprawdę polecam każdej kobiecie tak od czasu do czasu robić. Jest jeszcze inne wartościowe ćwiczenie. Polega na tym, żeby spojrzeć na siebie, przywołując sobie siebie jako małą dziewczynkę.

Wiele deficytów w naszym dorosłym życiu ma źródło w naszym dzieciństwie, dlatego warto spojrzeć na siebie z tej perspektywy. Ukucnijmy czasem obok tej małej dziewczynki, przyjrzyjmy się jej emocjom i zadajmy proste pytanie – czego ty dzisiaj potrzebujesz, w czym mogę ci pomóc? Często wiemy wszystko o innych, a mamy problem, żeby siebie samą zapytać o własne potrzeby. Zapytać siebie, czy to jest miejsce, w którym chcę być; czy czuję się szczęśliwa; czego pragnę; za czym tęsknię w swoim życiu? Gdy ta odpowiedź padnie, to wtedy po prostu dajmy same sobie to, czego nam brakuje. Miłość do siebie jest trudnym wyzwaniem, ale daje niesamowite rezultaty. Romans ze sobą jest najpiękniejszym doświadczeniem, jaki może nas spotkać w życiu.

 


 

Lidia Wójcik i Kamila Bogucka  – specjalistki z zakresu life coachingu, trenerki zmiany, prowadzą grupę wsparcia i program „Ogarnij Hashimoto”. Obie mają Hashimoto. Chcą zwiększać świadomość kobiet na temat tego, co dzieje się z emocjami, ciałem i sposobem myślenia w obliczu autoimmunologicznego zapalenia tarczycy. Prowadzą warsztaty, webinary, wydają e-booki na temat radzenia sobie z chorą tarczycą.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy:

i
Treści zawarte w serwisie mają wyłącznie charakter informacyjny i nie stanowią porady lekarskiej. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem.