Przejdź do treści

„Jest pewien objaw endometriozy kompletnie niemy klinicznie. Choroba się rozprzestrzenia, a pacjentka nic nie czuje” – mówi lek. Daniel Kurczyński

Daniel Kurczyński / fot. archiwum prywatne
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

– Endometrioza w USG jest bohaterką trzeciego planu. Nie widać jej wyraźnie, więc nie widać wyraźnie zmian. Większość ginekologów od razu rozpoznaje tę chorobę, gdy widzi torbiel endometrialną. To jest bardzo łatwe do zauważenia. Dla mnie taki objaw świadczy o zaawansowaniu endometriozy — torbiel to znak, że jest tam już coś więcej. I trzeba tego mocno poszukać – mówi Daniel Kurczyński, ginekolog.

 

Monika Szubrycht: Większość z nas, kobiet, jest przyzwyczajona do bólu. Matka mówi, że to normalne jak boli, babcia też, bo tak stworzyła nas natura, więc tak ma być. W kulturze, w której cierpienie kobiety jest często lekceważone, raczej trudno jest zwrócić uwagę na pierwsze objawy endometriozy. Kiedy więc powinnyśmy się zorientować, że dzieje się z nami coś złego?

Daniel Kurczyński: To jest bardzo dobre pytanie, na które sama pani sobie odpowiedziała. Endometrioza jest najczęstszą przyczyną bolesnych miesiączek – jeżeli kobieta ma bolesne miesiączki, z założenia powinniśmy myśleć o endometriozie. Z reguły jest tak, że kobiety mówią: zawsze bolało, ale tak ma być. Nieleczona endometrioza zaczyna powodować spustoszenie w organizmie, powstaje stan zapalny w miednicy, w jamie brzusznej, który z wiekiem się nasila, jeśli nie jest leczony. A jeśli cała ta historia trwa nie miesiącami, ale latami, powstają zrosty w jamie brzusznej, dochodzi do nieprawidłowego sklejania się tych narządów, zaburzenia ich funkcjonowania i nasilenia dolegliwości. Jeżeli na początku kobiety odczuwają dolegliwości bólowe przy miesiączkach, to później dolegliwości zaczynają powstawać przy innych sytuacjach – kiedy zaczynają uprawiać sport, współżyją, idą do toalety i próbują oddać mocz albo stolec. Zwykłe, codzienne czynności zaczynają się stawać uciążliwe i bolesne, to nasila się z czasem.

Endometrioza jest przebiegła, powoduje bardzo dużo dziwnych dolegliwości. Kiedy mam pacjentkę z endometriozą, która wymienia jakiekolwiek dolegliwości, to ja jej we wszystko wierzę. Wiem, że potencjalnie odpowiada za to endometrioza, ale mam problem ze znalezieniem jej. Nie mam stuprocentowych narzędzi diagnostycznych, bo pewne lokalizacje endometriozy są niezwykle zdradzieckie. Podam przykład – ostatnio miałem pacjentkę, która leczyła się u neurologa przez kilkanaście lat na rwę kulszową. Wszyscy mówili jej, że to kręgosłup, dawali zastrzyki, chodziła na rehabilitację. Nic nie pomagało. Okazało się, że jest to endometrioza.

W obliczu tej choroby trzeba myśleć o wszystkich dziwnych objawach. Mnie, jako lekarza, przeraża coś więcej – moim zdaniem jednym z poważniejszych objawów endometriozy, o którym się bardzo rzadko mówi, nawet ginekolodzy o nim nie wiedzą, jest objaw kompletnie niemy klinicznie, bo pacjentka nic nie czuje. Chodzi o niewydolność nerki albo obu nerek. Endometrioza, jeśli się rozprzestrzenia, powoduje ucisk na moczowody, a ucisk ten przebiega bardzo powoli, w ciągu wielu lat, i powoduje kompletnie niemą niewydolność nerek. Mam pacjentki, które mają po 24, 25 lat, które nie mają już jednej nerki, bo przestała ona funkcjonować przez endometriozę. Przed nimi całe życie, są u progu kariery zawodowej, podejmują decyzję o zakładaniu rodziny i już mają jedną nerkę mniej… Tylko dlatego, że nikt o tym nie myśli, nikt nie wie, a kobieta nic nie czuje.

Bo do lekarza chodzi się przede wszystkim, kiedy boli…

Tak właśnie jest. Kiedy pacjentki przychodzą do gabinetu, powtarza się ten sam schemat. Czasami im nawet przerywam, mówiąc, że znam to, że choćby dzisiaj słyszałem tę historię już trzy razy. Pacjentka mówi, że ma bolesne miesiączki, słyszy od swojego ginekologa, że tak ma być, że jak urodzi, to minie, tak mają wszystkie kobiety itd. Słyszę: „Byłam u pięciu, ośmiu, dziesięciu, piętnastu ginekologów i wszyscy mówili, że jest dobrze”, a ja po 10 minutach rozmowy wiem, że ta pacjentka ma zaawansowaną endometriozę. Zdarza się, że podczas badania kobieta dowiaduje się ode mnie, że jej nerka nie działa, że ma już inne narządy zniszczone. To są najczęściej pacjentki do 40. roku życia, przy czym najwięcej jest w wieku od dwudziestu paru do trzydziestu lat.

O endometriozie z perspektywy lekarza i pacjentki /fot. Unsplash

To przerażające, bo to wiek, w którym najczęściej kobiety decydują się na dziecko.

Zgadza się. Endometrioza ujawnia się często, kiedy kobiety starają się zajść w ciążę. Nie wychodzi im, zaczynają intensywnie szukać przyczyn, czytać informacje w internecie, zaczynają się dopytywać i niejako przez przypadek dostają rozpoznanie. Z przekąsem mówię „przez przypadek”, przecież cały czas słyszały, że wszystko jest OK. Lekarz, który specjalizuje się w leczeniu endometriozy, to nie jest superbohater, który ma nadprzyrodzone moce, ale człowiek, który będzie aktywnie szukał choroby. Ja tak przynajmniej robię, bo wydaje mi się, że wśród kobiet trzeba aktywniej tego szukać.

To znaczy?

Dopytywać o pewne dolegliwości, bo czasami kobiety mogą sobie nie zdawać sprawy, że je mają. „Mama mówiła, że ma boleć, że jakieś dolegliwości być muszą”. Jak ktoś nie zapyta, to ona nie powie, bo całe życie słyszała, że to normalne. Jeśli więc ginekolog nie pyta o takie rzeczy i aktywnie nie szuka objawów choroby, to nie usłyszy odpowiedzi. Mam do tej pory gęsią skórkę, jak przypomnę sobie, że przegapiłem w ten sposób dwie lub trzy pacjentki, które nie powiedziały mi o swoich dolegliwościach. Nie chciałem uwierzyć, że to przede mną zataiły i kiedy to odkryłem, od tamtego czasu intensywnie poszukuję i dopytuję się o pewne objawy.

Myślę, że dużo się zmienia w kwestii cielesności, że potrafimy już rozmawiać ze swoimi lekarzami, ale jak słyszę, wciąż zdarza się, że pacjentki wstydzą się zapytać o pewne rzeczy.

Myślę, że jest pani optymistką. Jeśli miałbym oszacować, ile jest pacjentek, które się nie wstydzą, byłoby to około 20 procent. Tych, które się wstydzą, jest większość. Nie mówią, póki się nie poruszy pewnych tematów. Wszystko się na siebie nakłada – to, że w domu usłyszały pewne rzeczy, plus to, że się wstydzą – i utrudnia diagnostykę. Niestety.

Podam przykład, który jest z innej dziedziny, ale przyszedł mi na myśl: chodzi o nietrzymanie moczu. Mnóstwo kobiet cierpi na wysiłkowe nietrzymanie moczu, ale żadna się do tego nie przyznaje, dopóki człowiek nie zapyta. Muszę wprost wywołać pytanie: – Czy pani gubi mocz? – No tak. – A od ilu lat? – Od 15. – Czemu pani nic o tym nie mówi? – A bo myślałam, że tak ma być, że to takie normalne. – A to pani przeszkadza? – No tak. – To dlaczego pani nic mi o tym nie mówi? – Bo tak jak mówiłam, myślałam, że to normalne i krępuję się. Nie będziemy o tym rozmawiać.

Podaję ten przykład przez analogię, bo wysiłkowe nietrzymanie moczu można naprawić stosunkowo prostym zabiegiem, który trwa 20 minut. Kobiety po takim zabiegu nagle przestają mieć objawy. Podobnie jest z endometriozą, gdzie pacjentki czasami rozpoznają objawy, ale ukrywają je, bo się wstydzą. Oczywiście zauważam pozytywny trend, pacjentki są bardziej świadome i myślę, że tu dużą rolę odegrały media. Kobiety czytają czy słyszą o objawach, przychodzą i mówią, że zauważyły u siebie pewne rzeczy i obawiają się, że mogą mieć endometriozę. Tyle że nadal takie pacjentki to mniejszość.

Jak zatem jest z diagnostyką? Bo żeby wykluczyć zmiany przednowotworowe czy raka szyjki macicy, robimy cytologię lub skrining oparty na teście HPV. Myślę, że kobiety przywykły już do tego, że raz na określony czas robią takie badanie. Ale czy jest badanie potwierdzające bądź wykluczające endometriozę?

Nie. Niestety takim nie dysponujemy. Diagnostyka endometriozy jest z jednej strony prosta, a z drugiej skomplikowana. Postaram się wytłumaczyć to najprościej, jak potrafię. Jeżeli przychodzi do mnie pacjentka i zaczynam ją wypytywać o objawy, to po wywiadzie jestem w stanie już zdiagnozować u niej endometriozę, czyli na podstawie objawów powiedzieć, że bardzo prawdopodobne jest, że ją ma. Z racji tego, że choroba jest przebiegła, czasami jest problem ze znalezieniem jej ogniska, konkretnych zmian. Z pomocą przychodzą nam badania obrazowe – głównie są to badania USG i rezonans magnetyczny. Niestety, pewne zmiany na tle endometriozy są na tyle małe, że możemy je przeoczyć, bo są poza możliwościami czułości metod, które stosujemy. I tutaj zaczyna się problem złożoności diagnostyki, bo czasami pacjentki mają takie objawy, które mogą być mocno zaskakujące. Na przykład kobieta mówi, że boli ją bark.

Endometrioza jest przebiegła, powoduje bardzo dużo dziwnych dolegliwości. Kiedy mam pacjentkę z endometriozą, która wymienia jakiekolwiek dolegliwości, to ja jej we wszystko wierzę. Wiem, że potencjalnie odpowiada za to endometrioza, ale mam problem ze znalezieniem jej

Bark?

Tak, bark. Co miesiąc boli ją bark, więc gdzie pójdzie? Do ortopedy. Ortopeda sprawdzi, że nic się nie dzieje, więc trafia do neurologa. Neurolog przepisuje zastrzyki, ale nie pomagają. A to jest sztampowy objaw endometriozy, która jest na przeponie. I szczerze mówiąc – nie znam żadnego badania, które by mi to pokazało. Niestety, mogę to wywnioskować tylko z opowieści pacjentki, z charakteru dolegliwości, które mi opisze, bo ogniska na przeponie są bardzo trudne do zauważenia i USG kompletnie się tutaj nie spisuje. Jeżeli chodzi o rezonans magnetyczny, mam takie doświadczenia – jeden na trzy razy w opisie przeczytam, że jest takie podejrzenie. Radiolog użyje właśnie takich słów: „podejrzenie”, „być może”, natomiast pewnych dowodów, że ona tam jest, nie mam. Mogę tylko wierzyć w dolegliwości pacjentki, w to, co mi mówi. Pozostaje zatem pytanie – czy działamy, czy nie.

Zatem leczyć czy nie leczyć, kiedy nie ma stuprocentowej pewności?

Temat jest bardzo złożony. W moim odczuciu leczenie endometriozy jest bardzo zindywidualizowane. Aktualnie medycyna idzie w kierunku leczenia, które jest skrojone na miarę pacjenta i terapia endometriozy jest pięknym przykładem takiej medycyny, bo każda pacjentka wymaga czegoś innego. Sposób leczenia opieramy na tym, co powie nam pacjentka, co jej najbardziej dokucza. I tu wracamy do tematu szczerości, do tego, czy kobiety są w stanie przyznać się do pewnych rzeczy, czy je zatają. Nie ma co się oszukiwać – lekarze, którzy przyjmują w poradniach, nie mają dużo czasu dla pacjenta. Jesteśmy obarczani mnóstwem papierów, różnych statystyk, dokumentacji i szczerze mówiąc, większość wizyty poświęcamy na ich wypełnianie. W dodatku często te wizyty są krótkie, nie ma więc możliwości porozmawiania z pacjentką, dopytania się, wyciągnięcia pewnych informacji.

Kiedy nie ma pan wątpliwości i stawia diagnozę, bo endometrioza wyszła w badaniu obrazowym?

Większość pacjentek z endometriozą można rozpoznać w ultrasonografii. To jest rzecz, bez której moja działalność jako lekarza nie istnieje.

Jeżeli mój ginekolog nie ma USG, powinnam zmienić lekarza?

Nie powiedziałbym może tak ostro, natomiast ja jestem z młodego pokolenia lekarzy i bez USG nie wyobrażam sobie przyjmowania pacjentek. W założeniu jest to traktowane jako badanie dodatkowe, natomiast standard mojej opieki jest taki, że uważam to za konieczność. Większość zmian na tle endometriozy jestem w stanie wykryć w USG.

Są pewne ograniczenia metody ultrasonografii i wiem, jakie są to ograniczenia, więc jeśli pacjentka mi mówi, że ma pewne objawy, a badanie USG zawodzi, wtedy potrzebny mi jest rezonans danego rejonu, nacechowany w konkretnym kierunku. Wracając do problemów z rezonansem magnetycznym – większość radiologów nie ma dużego doświadczenia w opisywaniu endometriozy. To, niestety, wprowadza nas w ślepy zaułek, bo nawet jak ktoś jest dociekliwy i skieruje pacjentkę na rezonans magnetyczny, to ona wraca z wynikiem: „bez zmian”.

A jeśli już na badaniu USG widać, że endometrioza jest w stanie zaawansowanym, co pan mi zaproponuje?

Leczenie jest bardzo indywidualne, wymaga rozmowy i ustalenia planu z pacjentką. Staram się wytłumaczyć, dlaczego ma takie objawy, a nie inne, skąd one się wzięły i jakie ma potencjalnie możliwości leczenia. W dużym skrócie powiedzieć można, że pierwszym problemem, jaki mamy do rozwiązania, jest to, czy pacjentka chce zajść w ciążę i endometrioza powoduje u niej niepłodność. Drugim problemem są dolegliwości bólowe i dyskomfort. To są dwie podstawowe grupy, o których musimy dyskutować. Jeżeli chce zajść w ciążę, to całkowicie inaczej rozmawiamy, niż jeżeli ma problemy bólowe i nie chce zachodzić w ciążę, albo w najbliższym czasie tego nie planuje. Tłumaczę to pacjentkom i staram się je trochę wciągnąć w podejmowanie decyzji. Jeżeli mówimy o leczeniu zachowawczym, to jest ono stosunkowo bezpieczne, czasami tylko trochę uprzykrzające życie. W moim mniemaniu leczenie nie może być gorsze od choroby, więc nawet jak mam lek, który świetnie działa na endometriozę i badania to potwierdzają, ale pacjentka po zażyciu go źle się czuje, to nie zamierzam się oszukiwać, że będę jej wypisywać receptę na ten wspaniały lek, a ona będzie mnie okłamywać, że go bierze, bo to jest bez sensu. Ja się oszukuję, że ją leczę, a ona mnie, że przyjmuje leki, chociaż czuje się po nich beznadziejnie. Albo łyka je i jest jeszcze gorzej, niż było przedtem. Uważnie słucham tego, co pacjentki mówią. Informacja zwrotna, w aspekcie leczenia zachowawczego, jest dla mnie bardzo ważna. Jest to leczenie stosunkowo bezpieczne i obarczone małą liczbą powikłań. Ono istnieje i jest łatwo dostępne.

Inaczej wygląda leczenie operacyjne. Przy endometriozach zaawansowanych, a takich, niestety, jest większość, leczenie operacyjne jest obarczone powikłaniami i o tym, według mnie, pacjentki muszą wiedzieć. Muszą wiedzieć, jak operacja wpłynie na ich komfort życia, bo jakby nie było, oddają w moje ręce swoje zdrowie i życie. Kiedy na przykład jest to naciek na moczowód, gdzie może dojść do niewydolności nerek, gdzie pośrednio jest to stan w przyszłości zagrażający życiu – w tym wypadku nie ma dyskusji czy się operować, czy nie, bo temat jest zamknięty. Ratujemy zdrowie i życie pacjentki, musimy to robić. W innych przypadkach możemy dyskutować i chcę, żeby pacjentka podejmowała świadomą decyzję z własnej woli – czy chce mieć operację, czy nie. Tłumaczę, co uzyska dzięki operacji, co ustąpi, jakie będą plusy, ale mówię jednocześnie, że zabieg ten nie jest najlepszy pod względem innych dolegliwości, że może nie zobaczyć różnicy, a po operacji z pewnymi rzeczami może być gorzej. Staram się pacjentce doradzić, ale na pewno nie podejmę za nią decyzji.

Endometrioza, jeśli się rozprzestrzenia, powoduje ucisk na moczowody, a ucisk ten przebiega bardzo powoli, w ciągu wielu lat i powoduje kompletnie niemą niewydolność nerek

Operacja brzmi strasznie, jak ostateczność.

Czasami ostateczność, czasami konieczność niestety. Na razie nie mamy idealnego leku. Jako lekarz nie mam perfekcyjnych narzędzi, takich, jakie bym chciał mieć w walce z tą chorobą. Nie wiem nawet, jaka jest przyczyna tej choroby, bo póki co nie jest znana. Dlatego kontakt z pacjentką jest tak ważny, żeby mogła zrozumieć moje dylematy i problemy. I odwrotnie – chcę zrozumieć jej dylematy i problemy, żebyśmy razem mogli coś wypracować. Jedziemy na tym wózku, współpracujemy, żeby wypracować jak najlepsze leczenie jej choroby.

Rozumiem, że operacja, tak jak każdy zabieg, jest obarczona ryzykiem, ale czy po niej zdrowie pacjentki się poprawi? Będzie lepiej?

Tak jest najczęściej. Marzę o tym, żebym za każdym razem miała takie efekty, że jest tylko lepiej, pacjentka jest uśmiechnięta, mówi: „panie doktorze, odzyskałam życie, jest super”.

Pacjentki boją się operacji z wielu względów, dlatego kładę tak duży nacisk na komunikację, bo ludzie boją się rzeczy, o których nic nie wiedzą. Jeżeli kobiety nie mają pojęcia, jak będzie wyglądało ich życie po operacji, nie wiedzą, z czym zabieg się wiąże ani jak wygląda pobyt w szpitalu, to na dzień dobry się stresują. Też bym się stresował. Rozmawiam z pacjentką tak, jakbym był na jej miejscu, staram się rozwiać wątpliwości, dopytuję, czy w danym momencie mnie rozumie. Moje spostrzeżenie jest takie, że w aspekcie endometriozy kobiety najbardziej stresuje stomia, czyli wyłonienie jelita do powłok skórnych, tak że stolec oddaje się nie na toalecie, tylko do worka stomijnego, który jest przyklejony do skóry. Tymczasem stomia jest wykonywana bardzo rzadko, ale jest najbardziej wpływająca na komfort życia, więc wymagam od pacjentek przemyślenia tej kwestii i chcę ich zgody przed operacją na taką rzecz, bo, niestety, nie chcę się spotkać z sytuacją, że mam pacjentkę na stole operacyjnym, która kategorycznie odmawia wyłonienia stomii, a ja mam chorobę, którą leczę, i to jest jedyny sposób, żeby tej pacjentce uratować życie i zdrowie.

Stomia jest rozwiązaniem ograniczonym w czasie?

Tak, najczęściej robi się to na dwa, trzy miesiące. Ale jak wspomniałem, budzi najwięcej kontrowersji.

Mówił pan o pacjentkach, które przez lata chodzą do ginekologów, a ich dolegliwości są pomijane. Jak rozmawia pan z pacjentką, której choroba nie została wykryta wcześniej? Jak ma zaufać nowemu specjaliście? Myślę, że dla pana też jest to trudna sytuacja, niedobrze jest krytykować własne środowisko.

Takie rozmowy odbywam często, dwa, trzy razy w tygodniu. Wydaje mi się, że wynika to z tego, że my lekarze specjalizujemy się w pewnych dziedzinach – medycyna jest mocno uszczegółowiona. Nie sposób znać się dobrze na wszystkim. Nawet w swojej specjalizacji wręcz unikam pewnych dziedzin, na których kompletnie się nie znam. Umiem zrozumieć kolegów, którzy są w stanie przegapić endometriozę, nie zauważyć jej, nie zdiagnozować, bo niekoniecznie się na tym znają.

Parę lat temu o endometriozie bardzo mało się mówiło, w książkach informacji było niewiele, więc wcześniej lekarze nie uzyskiwali obszernej wiedzy na ten temat. Jeżeli ma pani na studiach książkę medyczną i sto stron jest poświęconych jednej chorobie, a na endometriozę poświęca się pół strony, bo tylko tyle było wtedy wiadomo, to ciężko zbyt wiele oczekiwać od lekarza. Często zdarza się sytuacja, że pacjentka mówi:” Pan doktor po 10 sekundach robienia USG mówi mi, że mam zaawansowaną endometriozę, a mój ginekolog w USG tego nie zauważył. Jak to możliwe?„, By to wytłumaczyć, posługuję się pewnym przykładem i porównuję to do oglądania filmu.

Oglądamy film i widzimy na ekranie mężczyznę, który na środku ulicy całuje kobietę. Pani patrzy na tę scenę i widzi całującą się parę, a ja patrzę na faceta, który przechodzi za nimi na przejściu dla pieszych, zwracam uwagę, jaki ma kolor kurtki. I później, kiedy będziemy rozmawiać o tej scenie, pani powie: „fajny mężczyzna”, a ja: „fajną miał kurtkę”. Pani się zdziwi: „jaką kurtkę?”, a ja mówię o gościu, który przechodził przez jezdnię. Pani go nie zauważyła, bo patrzyła na głównych bohaterów, a ja patrzę na aktora drugo-, trzecioplanowego. Endometrioza w USG jest bohaterem trzeciego planu. Nie widać go wyraźnie, więc nie widać wyraźnie zmian. Większość ginekologów od razu rozpoznaje tę chorobę, gdy widzą torbiel endometrialną. To jest bardzo łatwe do zauważenia. Dla mnie taki objaw świadczy o zaawansowaniu endometriozy – torbiel to znak, że jest tam już coś więcej. I trzeba tego mocno poszukać.

Jak robimy USG, widzimy macicę, oglądamy jajniki – na tym polega praca ginekologa. Ale ja jak robię USG, jako lekarz zajmujący się endometriozą, patrzę na dużo innych rzeczy: przednią ścianę odbytnicy, wiązadła krzyżowo-maciczne, na przymacicza, oglądam moczowody, o których mówiłem, że mogą być zaciśnięte przez endometriozę i powodować niewydolność nerek. Patrzę na pęcherz moczowy, oglądam przegrodę odbytniczo-pochwową i wiele innych narządów. Jajnik ma dla mnie drugorzędne znaczenie. Dla mnie ważniejsze jest, czy on się rusza, czy ma jakieś zrosty i czy jestem w stanie znaleźć te zrosty – tego aktywnie szukam. Dopiero gdy to sprawdzę, patrzę, czy jest zbudowany prawidłowo. Czyli wszystko robię na odwrót.

Kiedy uczyłem się robić USG, pokazywano mi, że tak wygląda macica, a tak jajnik, a jak nie mogę znaleźć jajnika, to dlatego, że są tam przesunięte jelita. Tyle wiedziałem. Dzisiaj oglądam w USG jelita, które wcześniej mi przeszkadzały, teraz stały się moim głównym punktem zainteresowania. To, co kiedyś było dla mnie przeszkadzającymi, szarymi „ciapkami” i utrudnieniem, stało się czymś ważnym. Trzeba przestawić myślenie i wiedzieć, czego szukać. Nauczenie się tego nie jest łatwe.

Mary Komasa

Zatem dlaczego endometrioza? Nie lepiej było znaleźć sobie łatwiejszą dziedzinę? Dlaczego wybrał pan taką trudną chorobę, która jest zagadką, nosi maski, bo mówi się, że jest podstępna i ciężko ją rozpoznać?

Nie jest łatwo odpowiedzieć na to pytanie. Po prostu szkoda mi jest tych kobiet. Chciałbym im pomóc, to po pierwsze. Po drugie: dla mnie, jako ginekologa, jest to szalenie ciekawe. Przez to, że choroba ma wiele masek, staram się być niczym detektyw. Jedna z pacjentek powiedziała mi, że jestem jak doktor House, bo przychodzą do mnie kobiety z przeróżnymi dolegliwościami, a ja przy okazji diagnozowania endometriozy znajduję mnóstwo innych dziwnych i rzadkich chorób. Dla mnie jest to fascynujące i super ciekawe, bo każda pacjentka jest inna. Po trzecie wreszcie – jestem lekarzem, który operuje, i moje serce jest na sali operacyjnej.

Moim hobby jest laparoskopia. W stosunkowo młodym wieku zacząłem przeprowadzać dużo ciężkich operacji, szukałem wyzwań. Pięknie się to złożyło, bo uważam, że operacje endometriozy są najtrudniejszymi w ginekologii. Zajmuję się też ginekologią onkologiczną, kończę właśnie szkolenie z tego działu. Wszyscy mówią, że operacje onkologiczne są ciężkie – owszem, są trudne, skomplikowane, trzeba mieć wiedzę, umiejętności, ale według mnie endometrioza jest trudniejsza.

Uczy pan kolegów? Dzieli swoją specjalistyczną wiedzą z innymi?

Chcąc zdobyć jak największą wiedzę i umiejętności, uczyłem się od najlepszych specjalistów w Europie. Szkoliłem się w bardzo dobrych ośrodkach – we Włoszech, we Francji, Belgii i innych krajach, poświęciłem na to mnóstwo czasu, bardzo dużo pieniędzy i swojego prywatnego życia. Czegoś się nauczyłem i jak mam możliwość dzielenia się tym, to robię to z wielką chęcią, żeby moi młodsi koledzy nie musieli robić tego, co ja musiałem, żeby mieli łatwiejszy dostęp do wiedzy. Nie uczę codziennie i mam w tym aspekcie duży niedosyt. Mamy rezydentów na oddziale, staram się im mówić pewne rzeczy, ale, niestety, brakuje na to czasu. Brakuje łatwiejszych przypadków, żeby uczyć operować, bo nie mogę ich rzucić na głęboką wodę. Staram się też przekazywać wiedzę, chociażby tworząc konto internetowe na Medtubie, platformie stworzonej dla pracowników medycznych. Umieszczam tam filmy edukacyjne z operacji, które przeprowadziłem, pokazując, jakie są możliwości. Wyprodukowałem ich, póki co, ponad 50. Moim najnowszym projektem jest kurs laparoskopii, bo endometrioza jest leczona głównie laparoskopowo. Będzie on organizowany z końcem tego roku. Chciałbym uczyć, dlatego poświęcam temu swój wolny czas.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy:

i
Treści zawarte w serwisie mają wyłącznie charakter informacyjny i nie stanowią porady lekarskiej. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem.