„Jeżeli kryzys pojawia się niespodziewanie, to ryzyko wystąpienia zespołu stresu pourazowego jest duże” – mówi psycholog Monika Wróbel-Harmas
– Gdy nagle się okazuje, że nie jesteśmy w stanie pracować, rodzina z nami nie wytrzymuje, znajomi również albo my zrywamy z nimi kontakty, to oznacza, że nie jest dobrze i trzeba zwrócić się po pomoc do specjalisty – tłumaczy Monika Wróbel-Harmas, psycholog Grupy LUX MED, z którą rozmawiamy o zespole stresu pourazowego (PTSD).
Ewa Podsiadły-Natorska: Jakie zdarzenia mogą spowodować, że doświadczymy zespołu stresu pourazowego?
Monika Wróbel-Harmas: Przede wszystkim doświadczenia trudne, traumatyczne, nagłe, w których towarzyszy nam poczucie bezradności – gdy mamy poczucie, że nie możemy ani walczyć, ani uciekać – oraz zagrożenie życia swojego lub innych. To może być oczywiście wojna, ale też nadużycia seksualne, np. gwałt, wypadek samochodowy lub komunikacyjny, napaść, bycie zakładnikiem. PTSD (ang. posttraumatic stress disorder) może rozwinąć się wskutek śmierci bliskiej osoby. Jeżeli kryzys pojawia się niespodziewanie, nie jesteśmy na taką sytuację przygotowani, to ryzyko wystąpienia zespołu stresu pourazowego jest duże – również w przypadku pandemii. Znaczenie mają ponadto predyspozycje psychiczne. Osoby z PTSD zazwyczaj mają za sobą bolesne doświadczenia, np. trudne dzieciństwo, ciężką sytuację rodzinną itp. U takich osób układ nerwowy może być „nadwątlony”.
Czy obecna sytuacja na Ukrainie może w ludziach wywołać zespół stresu pourazowego?
Oczywiście. W Ukrainie obecnie trwa wojna, więc jej obywatele odczuwają niewyobrażalnie skrajne emocje związane z zagrożeniem życia, wściekłość, strach o bliskich i siebie. Wojna to nie są warunki do codziennego funkcjonowania bez niszczącego efektu dla zdrowia psychicznego i fizycznego. Jednak pod wpływem silnego stresu znajdują się także kraje sąsiedzkie, ludzie próbują przewidzieć, jak dalej rozwinie się sytuacja, strach miesza się ze złością, bezsilnością, niedowierzaniem. Dlatego bądźmy dla siebie wspierający i życzliwi, by reagować, jeżeli ktoś w naszym otoczeniu potrzebuje pomocy, a pomagać możemy na bardzo wiele sposobów.
A pandemia?
Jest to możliwe; nawet z badań wynika, że istnieje coś takiego, co można nazwać zespołem stresu popandemicznego. Specjaliści szacują, że w pandemii liczba osób wymagających wsparcia psychiatrycznego wzrosła o ok. 30 proc. Jest to o tyle ciekawe, że zespół stresu pourazowego najczęściej kojarzymy z doświadczeniem wojny. I rzeczywiście, w okresie wojennym zostało to dokładnie zbadane oraz nazwane, natomiast coś takiego jak stres pourazowy towarzyszy człowiekowi od zawsze.
Jaki jest związek pomiędzy pandemią koronawirusa a zespołem stresu pourazowego? Omówmy to.
W pandemii pojawiło się bardzo dużo różnych czynników, istotnie obciążających psychikę. Przede wszystkim ostatni raz pandemię mieliśmy kilkadziesiąt lat temu; to jest doświadczenie, którego młode pokolenie w ogóle nie pamięta. Pojawiło się coś zupełnie nowego, nagłego. W pandemię przede wszystkim wpisane jest poczucie zagrożenia oraz śmierć, a także pewnego rodzaju bezradność, nie wiemy, jak się z nami obejdzie choroba. Wiele osób doświadczyło tego, że ktoś im bliski zmarł, a nie mogły się nawet z nim pożegnać. W pogrzebach mogła uczestniczyć ograniczona liczba osób. Trudno więc było „normalnie” przejść przez żałobę, domknąć ją, a to jest bardzo ważne dla zdrowia psychicznego. Kolejna rzecz: w pandemii byliśmy bombardowani negatywnymi informacjami lub fake newsami. Media mówiły głównie o tym, podawano szczegółowe statystyki, liczbę zgonów, zajętych respiratorów, brak miejsc w szpitalach itp. Inni mówili zupełnie odwrotne rzeczy, co powodowało u wielu poczucie zagubienia.
To podbijało nasz stres.
Oczywiście. Ludzie zaczęli się zastanawiać: a jeśli coś mi się stanie, to czy zostanę przyjęta_y do szpitala? Jeśli umrę, to kto zajmie się moją rodziną? Pojawiła się wielka niewiadoma. Również kwestia lockdownu, kwarantanny i izolacji odbiła się negatywnie na naszej psychice. Kultura zachodu kładzie nacisk na wolność, a to jest coś, co pandemia koronawirusa nam odebrała. Nagle wszyscy musieliśmy siedzieć zamknięci w domu. A przecież wiele osób relaksuje się poprzez sport, wyjście na siłownię, spotkania towarzyskie, wyjazdy. Mają ciężką pracę, ale myślą sobie: dam radę, bo w weekend czeka mnie wycieczka, urlop spędzę na egzotycznych wakacjach.
Pandemia obnażyła również kulejące relacje w wielu rodzinach…
Często w rodzinie coś nie gra, ale w ciągu dnia schodzimy sobie z drogi, idąc do pracy/szkoły i jakoś ciągniemy do przodu. Aż tu nagle okazało się, że musimy być ze sobą 24 godziny na dobę. Wiele osób np. nie kupowało dużego mieszkania, bo tak naprawdę w nim tylko spało. Tymczasem w pandemii kilka osób musiało przeżyć ze sobą często na niewielkiej przestrzeni. Nie było przy tym możliwości, by pozbyć się emocji, „przewietrzyć” głowę. Pojawiło się ogromne ciśnienie. Następny czynnik stresogenny: zajęcia zdalne dzieci. Dorośli nie dość, że musieli zająć się sobą, okiełznać pracę zdalną, to jeszcze musieli pomóc dzieciom w zdalnej nauce. W przypadku nastolatków to zazwyczaj nie kłopot, ale przy dzieciach młodszych okazywało się, że rodzic musi się „rozdwoić”. A jeśli w domu był tylko jeden komputer, to pojawiały się nagłe wydatki zakupu sprzętu dla każdego.
Pacjenci często opowiadają pani o tym, jak negatywnie na ich psychikę wpłynęła pandemia?
Tak, wielu mówi o jakimś najgorszym momencie z pandemii. Jedni opowiadają o zamknięciu z dziećmi w domu i konieczności poradzenia sobie z wieloma rzeczami naraz. Jedna z moich pacjentek utknęła w domu z mężem, dwójką dzieci, kuzynem i wujkiem. Nagle w niewielkim mieszkaniu znalazło się sześć osób! To była dla niej całkiem nowa sytuacja. Inna rzecz, że teraz już pandemii się w pewnym sensie „nauczyliśmy”, wiemy, że przychodzą fale itp. Ale na początku to była zupełna nowość. I zabrano nam przy tym wszelkie standardowe wentyle bezpieczeństwa. Cały czas przeżywaliśmy to, co się wokół nas dzieje. Mam pacjentkę, u której ojca wystąpiły pocovidowe objawy neurologiczne. On nagle stał się osobą niesprawną psychicznie, a dotąd był samodzielny. Gdy ktoś znajduje się w takiej sytuacji, to nie dość, że martwi się o swoją rodzinę, to dochodzą jeszcze kolejne problemy, także ze sobą: kłopoty ze snem, problemy z koncentracją, drażliwość, brak motywacji…
Płeć predysponuje do PTSD?
Badania wskazują, że kobiety mają nieco większe predyspozycje do wystąpienia zespołu stresu pourazowego niż mężczyźni, natomiast bardzo możliwe, że kobiet w statystykach jest więcej, bo po prostu częściej zwracają się po pomoc. To kobiety zwykle muszą namówić męża czy partnera, żeby zgłosił się do psychologa lub psychiatry. Mężczyzn nadal zazwyczaj wychowuje się stereotypowo, dlatego uważają, że nie wypada im płakać, prosić o pomoc. Sądzą, że zgłoszenie się do specjalisty to oznaka słabości. Skutek jest taki, że to mężczyźni częściej podejmują próby samobójcze; doprowadzają się do „ostateczności”, w której jedynym sposobem, by poradzić sobie z problemem, jest odebranie sobie życia. Kobiety myślą inaczej, muszą zadbać o siebie dla rodziny. Dlatego statystyczna przewaga kobiet doświadczających PTSD może wiązać się z tym, że kobietom łatwiej prosić o pomoc.
”Badania wskazują, że kobiety mają nieco większe predyspozycje do wystąpienia zespołu stresu pourazowego niż mężczyźni, natomiast bardzo możliwe, że kobiet w statystykach jest więcej, bo po prostu częściej zwracają się po pomoc. To kobiety zwykle muszą namówić męża czy partnera, żeby zgłosił się do psychologa lub psychiatry”
Co dzieje się w organizmie osoby z PTSD?
Jeden zespół objawów pochodzi ze strony ciała. Ludzie zaczynają mieć problemy z żołądkiem, trawieniem, pojawiają się palpitacje serca, problemy z oddychaniem, bóle głowy, czyli tzw. somatyzacja. Jeśli ktoś wcześniej nie miewał takich problemów, to jest to sygnał alarmowy ze strony organizmu. Może pojawić się hiperaktywność – ktoś przekonuje, że wszystko u niego w porządku, próbuje „zagadać” stres, staje się nadaktywny, agresywny. Niepokojącym sygnałem są kłopoty ze snem – są osoby, które chodzą spać o właściwej porze, ale budzą się w środku nocy i nie mogą zasnąć. Mają przerwę we śnie po 2, 3 godziny. Albo wstają zbyt wcześnie.
A czym PTSD różni się od „zwykłego” stresu?
W PTSD stres jest tak silny, że utrudnia nam czy wręcz uniemożliwia normalne funkcjonowanie. Żeby zdiagnozować zespół stresu pourazowego, musi wystąpić co najmniej pięć charakterystycznych objawów, m.in. flashbacki, czyli wspomnienia dotyczące danego zdarzenia, agresja, nadmierny lęk, trudności w codziennym funkcjonowaniu: unikanie jakiegoś miejsca czy czynności, problemy z koncentracją, snem. Do tego dochodzą objawy somatyczne – bóle brzucha, kołatanie serca, płytki oddech. Warto przy tym zadać sobie pytanie, czym jest „zwykły” stres. Jeśli występuje w umiarkowanym natężeniu, to jest nam potrzebny, bo stanowi sygnał ostrzegawczy, że coś jest nie tak i trzeba coś z tym zrobić. Musimy doświadczać stresu, żeby nie zrobić sobie krzywdy. To jest bodziec, który ma nas uratować lub motywować do działania.
Przykładowo: jeśli odczuwamy stres w pracy, ale on nas mobilizuje, to OK. Stres może jednak stać się chroniczny; wtedy, nawet gdy jest niewielki, ale ciągły, powoduje, że zaczynamy źle funkcjonować, nie możemy się na niczym skupić, jesteśmy drażliwi, nie możemy spać, mamy kłopoty z trawieniem itp.
Zespół stresu pourazowego jest zaburzeniem?
Tak; mówimy tutaj o sytuacji, w której przestajemy sobie z czymś radzić. Stres uniemożliwia nam normalne funkcjonowanie. Gdy nagle się okazuje, że nie jesteśmy w stanie pracować, rodzina z nami nie wytrzymuje, znajomi również albo my zrywamy z nimi kontakty, to oznacza, że nie jest dobrze i trzeba zwrócić się po pomoc do specjalisty.
Jak wygląda leczenie PTSD?
Diagnozę zwykle stawia psychiatra, który ocenia także, czy potrzebne są leki i jakie. Do tego zalecana jest psychoterapia; jej długość zależy indywidualnie od sytuacji danej osoby. Psychoterapia jest po to, żeby móc zadbać o swoje emocje, przepracować to, co się wydarzyło. Gdy czujemy, że coś nas przerasta, celem psychoterapii jest przywrócenie nam uczucia sprawczości w życiu i poczucia, że nad sobą panujemy, potrafimy zadbać o siebie. Podczas psychoterapii opracowuje się np. zestaw „kół ratunkowych”, które pozwolą nam lepiej radzić sobie ze stresem w przyszłości. Psychoterapia daje nam przestrzeń na to, by wypracować nowe sposoby konstruktywnego radzenia sobie ze stresem. Ludzie na kryzysy i traumy reagują bardzo indywidualnie. Jedni pod wpływem leczenia szybko stają na nogi, inni przez długi czas nie są w stanie się otrząsnąć, co nie powinno nas zniechęcać do sięgania po pomoc.
”Gdy czujemy, że coś nas przerasta, celem psychoterapii jest przywrócenie nam uczucia sprawczości w życiu i poczucia, że nad sobą panujemy, potrafimy zadbać o siebie. Podczas psychoterapii opracowuje się np. zestaw „kół ratunkowych”, które pozwolą nam lepiej radzić sobie ze stresem w przyszłości”
Sami możemy sobie poradzić ze stresem, który odczuwamy?
Każdy na stres reaguje inaczej. U niektórych jest to agresja, u innych bierność. Ważne, by wypracować sobie konstruktywny sposób radzenia sobie ze stresem, a nie destrukcyjny jak np. papierosy, alkohol, narkotyki czy kompulsywne objadanie się. Takie sposoby radzenia sobie ze stresem niszczą nas, nasze relacje i sposób, w jaki funkcjonujemy w społeczeństwie. Co możemy zrobić sami? Znaleźć własny wentyl bezpieczeństwa, który faktycznie o nas dba. Przede wszystkim zadbać o siebie – jeśli mam problemy gastryczne, to idę do lekarza. Jeśli mam płytki oddech, to robię ćwiczenia oddechowe i uczę się go pogłębiać w chwilach zdenerwowania. Jeśli mi źle, to dzwonię do przyjaciół, idę poćwiczyć albo pobiegać, uprawiam jogę, medytuję. Gromadzę wokół siebie ludzi, którzy w każdej chwili mogą mi pomóc na różne sposoby. Przyjaciele oczywiście są bardzo ważni, ale warto też mieć znajomych, z którymi można wyjść na spacer z psem albo porozmawiać o przysłowiowych szminkach i samochodach.
W pandemii niektórzy nie oglądali wiadomości, nie czytali żadnych informacji – czy to mechanizm obronny?
Tutaj znowu ważne jest natężenie. To tak jak z jedzeniem: może nas ono odżywiać, ale może być też trucizną, zależy od dawki. Jeśli całkowicie zamykamy się na pandemię, to coś jest nie tak. Ona jest wokół nas, więc musimy wiedzieć, czy możemy wyjść na ulicę, czy mamy chodzić w maseczce, co zrobić w przypadku kwarantanny, co ze szczepieniami itp. Zamykanie się jest złe, ale jednocześnie bombardowanie się informacjami i ustawianie sobie w telefonie mnóstwa powiadomień także nie jest dobre, szczególnie jeśli jesteśmy osobami wysoko wrażliwymi, mamy inne problemy. Należy znaleźć złoty środek. Informacje, które czytamy, powinny pochodzić z rzetelnych źródeł. Dobra jest samoobserwacja i samoświadomość. Opracowanie własnych technik radzenia sobie ze stresem i kryzysem. Jeden człowiek będzie wolał medytację, a drugi ruch.
PTSD w początkowej fazie, jeszcze przed specjalistyczną diagnozą, można pomylić z depresją?
Na początku wszystko jest możliwe, zwłaszcza gdy nie jesteśmy specjalistami i szczególnie jeśli następuje wycofanie się z życia, spowolnienie rytmu życiowego, apatia, smutek, złość. Jednak w przypadku stresu pourazowego pojawiają się charakterystyczne symptomy, o których już wspomniałam. W przypadku PTSD musi być element traumy, czyli uraz, który uruchomi objawy. Dlatego bardzo ważna jest uważność, czułe traktowanie siebie oraz naszych bliskich, pójście do specjalisty zamiast doradzanie sobie w stylu: daj spokój, każdy czasami źle się czuje, weź się w garść.
Monika Wróbel-Harmas – pomagam osobom dorosłym, parom oraz rodzinom, które są w trakcie zmian, doświadczają problemów emocjonalnych, obniżonego nastroju, baby blues, chcą konstruktywnie rozwiązywać konflikty i radzić sobie ze stresem. Jestem absolwentką Wydziału Psychologii na Uniwersytecie Warszawskim, ukończyłam Kurs Podstawowy Terapii Systemowej Indywidualnej i Rodzin prowadzony przez Wielkopolskie Towarzystwo Terapii Systemowej (jestem w trakcie certyfikacji). Uczestniczę w szkoleniach, kursach zawodowych oraz seminariach superwizyjnych. Jestem Członkiem Nadzwyczajnym WTTS. Posiadam także doświadczenie w pracy z osobami uzależnionymi, w trakcie zwolnienia, poszukującymi pracy
Polecamy
Sara James porusza temat zdrowia psychicznego w najnowszym singlu. „Mam 15 lat i brak mi tchu” – śpiewa artystka
3. Charytatywny Bieg z Twarzami Depresji – dla dzieci i młodzieży. Zacznijmy działać już teraz!
Tabliczki, które mogą ocalić życie. „Czasem wystarczy jedno słowo, gest lub tabliczka, aby pomóc komuś znaleźć siłę do walki”
Jennifer Aniston padła ofiarą swattingu. Na czym polega ta forma przemocy?
się ten artykuł?