„Media przedstawiają seksoholizm jako najprzyjemniejsze z uzależnień. Tymczasem to destrukcyjna siła, która upadla ludzi” – mówi Wiktor Krajewski
– Myślałem, że jestem na tyle mądry, że dam sobie sam radę, tymczasem okazało się, że jestem głupi i zaściankowy. Przez pierwsze dwie rozmowy z moimi bohaterami nie rozumiałem, jakim seksoholizm jest dramatem – mówi Wiktor Krajewski, który w książce „Seksoholicy” opisał rzeczywistość uzależnionych od seksu Polaków.
Ewa Podsiadły-Natorska: Przeczytałam pana książkę od deski do deski. To nie była łatwa lektura, przyznaję. Odnoszę wrażenie, że to też nie była łatwa praca dla pana.
Wiktor Krajewski: Temat poniekąd był dla mnie trudny, choć teraz wiem już, że źle się do niego zabrałem.
W jakim sensie?
Byłbym dużo mądrzejszy, jeśli chodzi o pracę nad tą książką, gdybym wcześniej odbył kurs dla przyszłych seksuologów, psychologów i innych osób, które mają zamiar wejść w temat seksu. Ten kurs ma sprawić, że spojrzymy inaczej na różnego rodzaju „dziwactwa”. Myślałem, że jestem na tyle mądry, że dam sobie sam radę, tymczasem okazało się, że jestem głupi i zaściankowy. Przez pierwsze dwie rozmowy z moimi bohaterami nie rozumiałem, jakim seksoholizm jest dramatem. Potem z pomocą przyszła mi koleżanka-seksuolożka (dr Agata Loewe – przyp. red.). Wcześniej byłem pewien, że nie będę musiał spotykać się z żadnym specjalistą, bo myślałem, że jestem osobą otwartą.
Rozumiem, co ma pan na myśli. Czułam to samo podczas lektury.
To, co widzimy w mediach – nie mówię o dostępnej w internecie pornografii – jest cukierkowe. Media przedstawiają seksoholizm jako najprzyjemniejsze z uzależnień. Ładny pan uprawia seks z ładną panią, wspólnie szczytują, po czym spędzają miło wieczór. A w mojej książce seks ma bardzo dużą siłę destrukcyjną. Upadla ludzi. W popkulturze mamy takie filmy jak „Wstyd” czy „Nimfomanka”, ale również w nich występują atrakcyjni bohaterowie; mężczyzna masturbuje się w eleganckich wnętrzach; kobieta dostaje klapsy i tyle. Tymczasem moja książka pokazuje, że w przypadku uzależnienia nie uprawia się seksu w tak pięknej otoczce.
Mnie bardzo zapadła w pamięć bohaterka pana książki, która wręcz błagała mężczyznę o to, by mogła go zaspokoić oralnie. Czy pan, rozmawiając z tymi osobami, widział ich wielki dramat? Ci ludzie czuli się przegrani? Jakie emocje wam towarzyszyły?
Jeśli chodzi o mnie, to podczas tych rozmów nie towarzyszyły mi żadne emocje, ale ja nie jestem osobą empatyczną. Nie potrafiłem im współczuć, ponieważ wychodzę z założenia, że problemy się rozwiązuje. Jeśli natomiast chodzi o bohaterów, to niektórzy o swoim uzależnieniu opowiadali z dumą. W ogóle nie zwracali uwagi, jak duży mają problem. Inni nasze rozmowy traktowali jak sesję u psychologa, bo po raz pierwszy głośno opowiedzieli o swoim problemie, co nie było dla nich proste. Przyznać się do nałogu przed samym sobą nie jest zresztą łatwe dla nikogo, choć prościej powiedzieć, że ma się np. problem z alkoholem niż z seksem.
”Problem uzależnienia od seksu nie był dotąd wpisany do Międzynarodowej Klasyfikacji Chorób ICD-10. Dopiero w klasyfikacji ICD-11, która jeszcze nie weszła w życie, pojawi się na liście chorób psychicznych. Problem w tym, że nie istnieją żadne badania, z których wynikałoby, ile seksu to norma: tyle jest okej, a tyle to już za dużo”
I tutaj dochodzimy do sedna: seksoholizm to w Polsce tabu. Zdaniem niektórych taki nałóg to „żaden problem”.
Problem uzależnienia od seksu nie był dotąd wpisany do Międzynarodowej Klasyfikacji Chorób ICD-10. Dopiero w klasyfikacji ICD-11, która jeszcze nie weszła w życie, pojawi się na liście chorób psychicznych. Problem w tym, że nie istnieją żadne badania, z których wynikałoby, ile seksu to norma: tle jest okej, a tyle to już za dużo. Po prostu przyjmuje się, że jeśli coś nie zagraża naszemu zdrowiu, nie niszczy nam życia, to jest w porządku, nawet jeśli chodzi o chęć uprawiania seksu 10 razy dziennie. Impulsem do napisania tej książki była rozmowa z mężczyzną, który zamknął się w świecie fetyszu ortalionowego. Ta rozmowa powstała ok. 10 lat temu, tylko wtedy gazeta, z którą współpracowałem, nie uwierzyła mi, że ktoś taki w ogóle istnieje. Odgrzebałem ją po latach i postanowiłem umieścić w książce „Seksoholicy”.
Co to znaczy „fetysz ortalionowy”?
Ten chłopak po tym, jak stracił miłość swojego życia, znalazł dla siebie eskapizm: zaczął ubierać się w ortalion, spać w nim i uprawiać w nim seks. To była jego zbroja, która chroniła go przed światem. Powiedział mi wtedy – czego nigdy nie zapomnę – że z tego zrezygnuje, jeśli na jego drodze stanie miłość. Nie wiem, czy stanęła, bo kontakt nam się urwał. Ale takie były początki książki „Seksoholicy”. Z częścią osób się spotkałem, z częścią rozmawiałem przez internet i tym osobom było chyba łatwiej ze świadomością, że w każdej chwili mogą się wyłączyć. Gdy już rozpocząłem pracę nad „Seksoholikami”, poszedłem do klubu erotycznego. To było dla mnie bardzo dziwne doświadczenie.
Dla mnie bardzo dziwne były miejsca seksu, które pan opisał. Nie miałam świadomości, że w Warszawie funkcjonują specjalnie przystosowane mieszkania, które można wynająć, by uprawiać w nich seks.
Ja nawet byłem w takim mieszkaniu.
I co pan tam zobaczył?
W mieszkaniu, które odwiedziłem, był pokój z klatką i łańcuchami, do której można było w każdym miejscu kogoś przypiąć. W kolejnym pokoju widziałem wielkie łóżko i lustro na suficie. W telewizorze były wyłącznie kanały pornograficzne. Wynajęcie takiego mieszkania kosztuje nawet kilka tysięcy złotych! Ale cóż, wszystko jest dla ludzi.
Uzależnieni podczas spotkań z partnerem – jeśli go mają – planują przygodny seks. Są wiecznie nienasyceni. Wchodzą w związki, ale nałóg bierze nad nimi górę.
Mój znajomy, który pojawia się w tej książce, jest gejem i ma partnera. Tylko że zawsze, gdy uprawia z nim seks, musi wyobrażać sobie, że jest to chłopak, którego wynajął z agencji towarzyskiej, bo inaczej nie sprawia mu to przyjemności. To się tyczy nie tylko środowiska osób homoseksualnych, tylko każdego, z kim rozmawiałem. Seksoholicy zawsze starają się iść o krok dalej. Brną w ciemność, by sięgnąć bruku i poczuć obrzydzenie do samych siebie.
Bez terapii nie da się pokonać nałogu?
Niektórzy moi bohaterowie byli na terapii i, oczywiście, jest ona jak najbardziej wskazana. Trzeba jednak bardzo uważać, bo w Polsce niewielu jest specjalistów, którzy są odpowiednio wykwalifikowani i mają wiedzę na temat uzależnienia od seksu. Nie każdy terapeuta udźwignie ten problem, trzeba zjeść na nim zęby. Mój znajomy spotkał na terapii uzależnioną od seksu dziewczynę, z której wszyscy się naśmiewali, łącznie ze specjalistami. Pacjenci w ośrodku zaczęli korzystać z tego, że była w nałogu i nie umiała im odmówić. Została usunięta z oddziału, ponieważ uznano, że przyszła wykorzystywać mężczyzn zamiast się leczyć. Mimo że miało to miejsce kilka lat temu, tak naprawdę niewiele się zmieniło. Gdy ktoś powie: „Jestem seksoholikiem”, to najczęściej reszta się uśmiechnie i stwierdzi: „Twoja żona to szczęściara”. Tymczasem uzależnieni nie czerpią z tego przyjemności, bo masturbują się do krwi, oszukują czy ryzykują zarażeniem się różnymi chorobami. Orgazm nie jest dla nich wygraną.
To jest dla mnie główny i jednocześnie najbardziej przygnębiający wniosek płynący z pana książki. Uzależnieni od seksu dążą do mechanicznego zbliżenia, natomiast orgazm nie daje im przyjemności takiej, jaką powinien.
Tak, poza tym bardzo często nawet nie ma mowy o orgazmie, gdy ktoś masturbuje się któryś raz z rzędu albo kolejną godzinę, kalecząc swoje organy, więc nie może być mowy o czymś takim jak przyjemność.
”Gdy ktoś powie: 'Jestem seksoholikiem', to najczęściej reszta się uśmiechnie i stwierdzi: 'Twoja żona to szczęściara'. Tymczasem uzależnieni nie czerpią z tego przyjemności, bo masturbują się do krwi, oszukują czy ryzykują zarażeniem się różnymi chorobami. Orgazm nie jest dla nich wygraną”
W swojej książce oddał pan też głos partnerom osób uzależnionych od seksu. Wsparcie najbliższej osoby w walce z nałogiem wydaje się niezbędne, a jednak ci ludzie często nie dają rady i związki się rozpadają. Zna pan jakieś pozytywne przykłady?
Mój znajomy, o którym już wspomniałem, ciągle jest z tym samym partnerem. Walczy z nałogiem, ale co jakiś czas się potyka i uzależnienie do niego wraca. To nie jest więc tak, że terapia sprawi, że szybko wyjdziemy z nałogu. Podczas pracy nad książką najbardziej zdumiało mnie to, że ci ludzie w ogóle nie zastanawiają się nad chorobami, którymi mogą się zarazić. Dla mnie to było szokujące, bo ja boję się ukłucia i zastrzyków, a seksoholicy nie myślą o konsekwencjach. Ciało staje się przedmiotem, materiałem, z którym można zrobić wszystko.
Po premierze książki miał pan kontakt ze swoimi bohaterami?
Nie miałem z nimi kontaktu, ale też nie miałem takiej potrzeby. To w pewnym sensie były bardzo toksyczne osoby, które wylały mi na głowę wiadro pomyj. Na szczęście nie jestem kimś, kto głęboko przeżywa takie rzeczy i nie może potem spać. Natomiast pisali do mnie czytelnicy. Dużo osób przyznało, że moja książka była bardzo potrzebna, a dotąd nic na ten temat nie powstało. Ktoś napisał mi, że jest seksoholikiem i moja książka mu pomogła. Skontaktowały się też ze mną osoby, które były w związku z seksoholikami. Wyznały, że ludzie nie zdają sobie sprawy, jaka to jest katorga dla partnera czy partnerki – i że dziękują mi za moją pracę. Ale też dostałem dziwne maile, że moja książka kogoś… podnieciła. Niektórzy z kolei doszli do wniosku, że skoro poruszyłem taki temat, to muszę sam mieć z nim problem.
Widziałam w internecie komentarz jednego z czytelników pana książki, który stwierdził, że to na pewno są wymyślone historie, bo to niemożliwe, żeby „takie rzeczy” działy sie naprawdę. To bardzo dużo mówi o nas jako o społeczeństwie. Ludziom nie mieści się w głowie, jakim obciążeniem jest to uzależnienie.
Tak, to faktycznie nie mieści się nikomu w głowie. Gdy wysłałem koleżance dwa pierwsze rozdziały, stwierdziła, że zmyślam. Tylko że ja nie potrafiłbym wymyślić czegoś takiego. Teraz chciałbym napisać inną książkę związaną z tematem seksu – o fetyszystkach i fetyszystach i o tym, co ludzi podnieca w sypialni, a są to bardzo dziwne rzeczy – z tym, że dają przyjemność, czyli inaczej niż w przypadku destrukcyjnego seksoholizmu. Chciałabym, żeby to była pewnego rodzaju kontynuacja tematu seksu. I chciałabym, żeby ten temat był bardziej uczłowieczony. Często wstydzimy się mówić o seksie. Żyjemy w przeświadczeniu, że jeśli w łóżku zrobimy coś dziwnego, nietypowego, może to zostać odebrane jako złe. A przecież nie powinno tak być – byle nie rujnowało ci to życia.
Wiktor Krajewski – dziennikarz. W 2015 roku debiutował bestsellerową książką „Łączniczki. Wspomnienia z Powstania Warszawskiego”. W 2017 r. opublikował „Pocztówki z powstania”, w 2019 r. rozmowę z Aliną Dąbrowską „Wiem, jak wygląda piekło”, a w 2020 r. rozmowę z Niną Novak – najwybitniejszą polską primabaleriną – „Taniec na gruzach” oraz „Chciałbym nigdy cię nie poznać”. „Seksoholicy” (wyd. Prószyński i S-ka) to opowieść o problemie, który – według szacunków – może dotyczyć nawet 5 proc. populacji.
Polecamy
Popularna marka whisky wykorzystuje wizerunek gwiazdy, którą picie alkoholu prawie zabiło. Marta Markiewicz ironicznie: „Taki mały śmieszek”
„Wszyscy moi dilerzy byli lekarzami”. Kelly Osbourne obnaża wstrząsającą prawdę o celebryckich odwykach
Ewa Skibińska o 10-letniej walce z chorobą alkoholową: „Byłam sama dla siebie zagrożeniem”
Biorą nawet po 50 tabletek na dobę. Kim są „benzobabcie”?
się ten artykuł?