Przejdź do treści

„Osoby z syndromem DDA trzymają się zasady: nie czuj, nie ufaj i nie mów o tym, co dzieje się w domu”. O życiu z DDA i DDD mówi Ewa Skrzypczak

Ewa Skrzypczak / archiwum prywatne
Ewa Skrzypczak / archiwum prywatne
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

– Utożsamiam się z osobami, które przychodzą na terapię. Mam poczucie, że jest mi łatwiej zrozumieć sytuację, w której się znajdują. Pokazuję im, że zmiana jest możliwa i można sobie pomóc – mówi Ewa Skrzypczak, certyfikowana terapeutka uzależnień. Jest dorosłym dzieckiem z rodziny dysfunkcyjnej. Jednak zanim zaczęła pomagać innym, pomogła sobie. Rozmawiamy o syndromach DDA i DDD.

 

Anna Korytowska: Kim jest DDA?

Ewa Skrzypczak: DDA to skrót, który po rozwinięciu oznacza dorosłe dziecko alkoholika. Łączy się z drugim popularnym skrótem, czyli DDD – dorosłe dziecko z rodziny dysfunkcyjnej. Można uznać, że dorosłe dziecko alkoholika jest także DDD, bo tam, gdzie pojawiał się alkoholizm jednego lub dwojga rodziców, pojawiają się dysfunkcje.

Jak ten syndrom się objawia?

Objawia się wtedy, kiedy dana osoba orientuje się, że problemy, które towarzyszą jej na co dzień w życiu dorosłym, mają swoje źródło w dzieciństwie. Wynikają ze wzorców, które wówczas się pojawiały. Są osoby, które do końca życia nie widzą problemu, a czasami go wręcz wypierają. Są jednak też takie, które otwierają się na ten problem i zaczynają nad nim pracę. Pokolenie naszych rodziców, naszych dziadków niestety powielało wzorce, według których przemoc i alkoholizm były normalizowane. Po co robić z czegoś problem, skoro wszyscy tak mają?

To dlatego o syndromie DDA i DDD zaczęło mówić się stosunkowo niedawno?

Chyba też dlatego, że coraz więcej osób upublicznia swoją drogę. Opowiadając o swoich przeżyciach, osoby z syndromem DDA i DDD inspirują innych do pracy nad sobą. Z własnego doświadczenia wiem, że dziesięć, piętnaście lat temu terapie dla osób z syndromem DDA nie były tak popularne. Media społecznościowe przyczyniły się do nagłośnienia problemu, dzięki czemu pojawiło się więcej informacji na ten temat. Coraz więcej osób daje sobie pomóc.

Wspomina pani o swojej drodze. Kiedy zauważyła pani u siebie syndrom DDA?

W relacji, w której byłam. To właśnie wchodząc w relacje, osoby z syndromem DDA najczęściej zauważają u siebie trudności. Zauważamy, że zachowujemy się dziwnie, nie potrafimy mówić o emocjach. Albo w drugą stronę – jesteśmy za bardzo chętni obdarowywać uczuciami i emocjami drugą stronę. Nasze zachowanie nie należy do zdroworozsądkowych, a wręcz skrajnych. Moment, w którym te mechanizmy dostrzegamy, to najczęściej relacje. Chociaż zdarza się i tak, o czym przekonuje się w swojej pracy, że pacjentki mają poukładaną sytuację życiową, dobrą pracę, a codziennie rano budzą się z przytłaczającym smutkiem i nie potrafią się cieszyć z życia. Bywa i tak, że dopiero podczas terapii, nawet zupełnie niezwiązanej z DDA lub DDD, osoby dowiadują się, że taki syndrom mają.

Magdalena Kicińska i Agnieszka Jucewicz

Wróćmy jeszcze do objawów. Nieradzenie sobie w relacji, skrajne emocje, przytłaczający smutek. Jak jeszcze może objawiać się syndrom DDA?

Około 50 proc. osób DDA to osoby, które w dorosłym życiu także popadają w nałóg: alkoholizm, narkomania, hazard, uzależnienie od gier komputerowych. Powielają schematy nałogów, mimo że wiedzą, że to, co działo się w ich dzieciństwie, nie było dobre. Ale w nałogu znajdują jedyną drogę ucieczki i złudnego ukojenia bólu. Są osoby, które uzależniają się od osoby uzależnionej, czyli stają się współuzależnione. Niektóre osoby w dzieciństwie nabyły pewne cechy, z którymi żyją w dorosłym życiu. To między innymi stawianie potrzeby innych nad własne, strach przed odrzuceniem. W rodzinach z problemem alkoholowym często pojawia się parentyfikacja, a więc odwrócenie ról. Dziecko przejmuje rolę rodzica, a w dorosłym życiu nadmiernie opiekuje się innymi. W dorosłym życiu szuka partnerów, którymi musi się opiekować. Osoby z syndromem DDA nie potrafią okazywać uczuć, boją się, że zostaną wykorzystane. Boją się ryzykować, boją się zmian. Towarzyszy im strach, wstyd. Często grają, nie są sobą. Zależy im na akceptacji i myślą, że w ten sposób ją sobie zaskarbią.

To wynika z niskiego poczucia własnej wartości?

Tak. Osoby z syndromem DDA czują się gorsze, ulepione z innej gliny. Mają poczucie, że otoczenie wie, że są z dysfunkcyjnego domu. Bardzo często wynika to z niskiej samooceny. Nie zawsze w życiu dorosłym tę samoocenę udaje się podbudować. Zatracają siebie, nie myślą o sobie. Warto jednak podkreślić, że każde dziecko z rodziny alkoholowej przyjmuje inną rolę. Nawet jeżeli mamy rodzeństwo, które wychowywało się w tym samym domu i doświadczyło problemu tego samego rodzica. Są innymi osobami, więc w zupełnie inny sposób z syndromem sobie radzą. I tak na przykład starsze dziecko przyjmie rolę opiekuna, w dorosłym życiu będzie bardzo obowiązkowe i sumienne. Każda osoba z syndromem DDA może przyjmować inną rolę i w inny sposób funkcjonować. Nie wszyscy skazani są na niepowodzenie. Każdy radzi sobie inaczej.

Jak wygląda dzieciństwo DDA?

Bardzo różnie. Wszystko zależy od tego, kto pił alkohol, w jakim nadmiarze. Czy jest to codzienny alkoholizm, czy weekendowy, czy też przyjezdny – kiedy na przykład ojciec pracuje za granicą i uzależnienie objawia się podczas pobytu w domu. W domu, w którym pojawia się uzależnienie, relacje są zaburzone. Dzieci biorą na siebie winę, chcą ratować uzależnionego rodzica. I chociaż widzą, że w ich domu nie dzieje się dobrze, to wierzą, że przyjdzie czas, kiedy będzie lepiej. Chcą scalać rodzinę. Wszystko zależy od środowiska, otoczenia. Dzieci te są nad wyraz dojrzałe. Jest taka zasada, której się trzymają: nie czuj, nie ufaj i nie mów o tym, co dzieje się w domu.

Dzieckiem alkoholika jest się do końca życia i do końca życia w naszym życiu pojawiają się różne role. Pojawia się dziecko, awans. Sytuacja się zmienia. Syndrom może pojawiać się w przeróżnych życiowych momentach

Pani się do tych zasad stosowała?

Ja pochodzę z domu, w którym jeden z rodziców w końcu wyjechał za granicę i go nie było. Żyłam z mamą, która jest bohaterką domu dysfunkcyjnego, osobą zamkniętą emocjonalnie, kiedyś współuzależnioną. Te zasady stricte nie obowiązują każdego z nas, ale w swoim dorosłym życiu zauważyłam, że miłość i odczuwanie miłości są u mnie zniekształcone.

Jaki to był moment w pani życiu?

Byłam wtedy w relacji. To był czas, kiedy jeszcze nie byłam terapeutką. Moją drogę zaczęłam od pracy nad sobą. Mam za sobą toksyczne relacje, byłam współuzależniona, nie akceptowałam siebie i męczył mnie nadmierny wstyd. Poszłam na terapię, najpierw indywidualną, potem grupową, nakierowaną na współuzależnienie i syndrom DDD. W trakcie terapii postanowiłam, że chcę pracować właśnie w tej dziedzinie. Podjęłam studia, a potem zaczęłam pracować jako terapeutka uzależnień.

Doświadczenie syndromu DDD pomaga w pani pracy?

Bardzo. Nie ukrywam, że utożsamiam się z osobami, które przychodzą na terapię. Mam poczucie, że jest mi łatwiej zrozumieć sytuację, w której się znajdują. Pokazuję im, że zmiana jest możliwa i można sobie pomóc. Staram się nakierowywać moich pacjentów na drogę zmiany.

Nie można przestać być dorosłym dzieckiem alkoholika, ale jak uporać się z syndromem przeszkadzającym w codziennym funkcjonowaniu?

Dużo osób pomimo syndromu DDA radzi sobie w życiu i nawet nie potrzebuje terapii. Z jednej strony dobrze, że nagłaśniamy problem, ale przestrzegam przed popadaniem w skrajności. Z drugiej strony terapia, praca nad sobą jest niezwykle istotna. Dzieckiem alkoholika jest się do końca życia i do końca życia w naszym życiu pojawiają się różne role. Pojawia się dziecko, awans. Sytuacja się zmienia. Syndrom może pojawiać się w przeróżnych życiowych momentach. To jest praca na całe życie. Zmiana wzorców zachowań jest możliwa, ale trzeba ćwiczyć, ćwiczyć i jeszcze raz ćwiczyć. I cały czas, osoby z syndromem DDA powinny mieć z tyłu głowy, czy chcą się zachować tak, jak podpowiada im schemat, czy chcą popracować nad sobą i coś zmienić.

Można stworzyć zdrowy i udany związek z osobą z syndromem DDA, tylko musimy otwarcie rozmawiać. Komunikacja jest bardzo ważna

Czyli nawet po terapii może pojawić się sytuacja, która sprawi, że schematy wrócą?

Tak. Ja, w swojej drodze, bardzo dużo odkryłam cech syndromu DDD, kiedy weszłam w rolę matki. Chciałam kierować moim synem, w taki sposób, w jaki nauczyła mnie moja mama. Niekoniecznie było to dobre. Moim pacjentkom i pacjentom mówię, że to jest otwarta droga. Nawet jeżeli uważasz, że teraz czujesz się dobrze, miej na uwadze, że może przyjść moment kryzysowy. Zaakceptuj to i otwórz się na to, że może pojawić się potrzeba powrotu na terapię i ułożenia sobie wszystkiego od nowa. Dla niektórych potwierdzeniem, że jestem i mam syndrom DDA, że wychowywałem się w takiej rodzinie, jest poczucie winy.

Często towarzyszy?

Bardzo. Najczęściej to zaczyna się już w dzieciństwie. Dzieci się obwiniają, a później z tą winą żyją bardzo, bardzo długo. Nawet po śmierci rodziców, która nie uwalnia z syndromu i podejścia do nich, osoby DDA i DDD żyją ze wstydem, żalem i negatywnymi emocjami. Miałam kiedyś pacjentkę, która na drugim, czy trzecim spotkaniu, na którym uświadomiła sobie, że jej dom był dysfunkcyjny i że przemoc nie jest czymś normalnym, otworzyła oczy na problem. Jej proces terapeutyczny przebiegał bardzo szybko, dzięki świadomości, że to brzemię odpowiedzialności nie ciąży na niej.

A pani, jak się teraz czuje?

Wspaniale. Najbardziej cieszę się, że rośnie świadomość na temat syndromu DDA i DDD. Ja się świetnie czuję w roli towarzysza w drodze ku wolności emocjonalnej. W roli terapeutki. Akceptacja i świadomość, że temat zdrowienia jest drogą otwartą, są kluczowe.

A jak towarzyszyć osobie, która zmaga się z syndromem DDA?

Trzeba mieć na uwadze, że te osoby mają zniekształcony obraz miłości i relacji z drugim człowiekiem. Czasami mogą reagować impulsywnie. Potem, o ile mają świadomość problemu, mogą chcieć wyjaśniać swoje zachowanie. Warto być uważnym na to, co danej osobie dolega. Jakie ma cechy i czy można jej pomóc. Kluczowa jest rozmowa. Można stworzyć zdrowy i udany związek z osobą z syndromem DDA, tylko musimy otwarcie rozmawiać. Komunikacja jest bardzo ważna. Czasami jest tak, że chcemy wesprzeć drugą stronę, a ją będzie to irytować. Chcemy dobrze, a nie jest dobrze. Zwracam się też do osób z syndromem DDA lub DDD, żeby mówiły swoim partnerom, czy osobom, z którymi są w relacji, jak się komunikować, co ich boli, co zamyka i z czym mają problem.

 

Termin Dorosłe Dzieci Alkoholików (DDA) ma charakter teoretyczny, nie figuruje jako oddzielna jednostka chorobowa czy samoistne zaburzenie osobowości. Jest to raczej pojęcie używane przez terapeutów, osoby z rodzin alkoholowych oraz w ruchu samopomocowy.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy: