Przejdź do treści

Prof. dr hab. n. med. Krzysztof Milewski: zbyt często jest tak, że pacjentki myślą „Jestem przecież kobietą, do tego młodą, to nie może być zawał”

Prof. Milewski / arch. prywatne
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

Czy Polska ma słabe serce? Niestety, tak. Według statystyk, na niewydolność serca cierpi około 700-800 tys. chorych. Rocznie na serce umiera 60 tys. osób. I w sumie nic dziwnego. Wśród nas są osoby, które wprost przegapiają zawał serca. Jakie objawy sygnalizują, że coś złego dzieje się z naszym sercem? I dlaczego w dobie pandemii koronawirusa statystyki pokazują mniejszą niż wcześniej liczbę zawałów? O tym rozmawiam z prof. dr hab. n. med. Krzysztofem Milewskim, kardiologiem interwencyjnym i naukowcem.

Magdalena Bury: Po czym rozpoznać, że właśnie mamy zawał serca?

Prof. dr hab. n. med. Krzysztof Milewski, kardiolog interwencyjny i naukowiec, Dyrektor Generalny Centrum Badawczo-Rozwojowego American Heart of Poland oraz Dyrektor II Oddziału Kardiologiczno-Kardiochirurgicznego Polsko-Amerykańskich Klinik Serca w Bielsku-Białej: Ból w klatce piersiowej to najczęstszy objaw zawałowy zgłaszany przez pacjentów. Opisywany jest zwykle jako pieczenie, gniecenie w klatce piersiowej, oraz silny ucisk – to tak jakby ktoś położył tonę na klatce piersiowej.

Ten ból jest raczej rozlany, przez co nie można precyzyjnie określić jego lokalizacji Często promieniuje do nadbrzusza, szczęki, do rąk – zwłaszcza do lewej. Czasami również do pleców. Promieniowanie bólu to objaw dość charakterystyczny. Niekiedy towarzyszy mu duszność, uczucie niepokoju, lęku, czasami strach przed zbliżającą się śmiercią. Niektórzy skarżą się też na przyspieszone bicie serca i potliwość.

Charakterystycznych objawów jest sporo. Czy zawał da się przegapić?

Niestety, da się. To się dzieje względnie często. Niektóre osoby mają inne odczucia. To tzw. „maska zawału”, którą pacjenci interpretują jako przemęczenie, bóle mięśniowe, niepokój, osłabienie, ból brzucha czy zimne poty. A w tle może rozwijać się właśnie zawał serca. Takie objawy są często zgłaszane przez kobiety, zwłaszcza młodsze.

U osób z cukrzycą z kolei, wieloletnia choroba prowadzi do uszkodzenia przewodnictwa nerwowego, czyli do tzw. neuropatii. Chorzy tego klasycznego, typowego bólu nie zgłaszają. Dopiero po jakimś czasie, np. w trakcie rutynowej diagnostyki kardiologicznej np. w EKG kardiolodzy zauważają obraz przebytego zawału serca.

Kogo najczęściej „dopada” atak serca?

Osoby obciążone genetycznie i w starszym wieku. Zawały są rzadsze u młodszych. U mężczyzn ich liczba szczególnie wzrasta po 45., a u kobiet po 55. roku życia, zwłaszcza gdy przestają chronić je estrogeny. Wiek jest kolejną, po genetyce, granicą.

Mamy też do czynienia z dodatkowymi czynnikami ryzyka. Mowa tutaj o nikotynizmie, który doprowadza do uszkodzenia tętnic i serca czy o współistniejących chorobach, np. cukrzycy, nieleczonym nadciśnieniu tętniczym, podwyższonym stężeniu cholesterolu czy otyłości.

O tym, jaka jest bezpieczna dawka kawy

Czy u osób młodych zawał serca najczęściej spowodowany jest genetyką?

Często, gdy rozmawiamy z młodymi pacjentami po ostrej fazie zawału, z wywiadu rodzinnego dowiadujemy się, że w ich rodzinie zdarzały się podobne przypadki.

Jeżeli więc mamy do czynienia z pacjentem, który ma pewne niecharakterystyczne objawy, które tak naprawdę mogą sugerować wiele rozmaitych schorzeń, warto dopytać się precyzyjnie, czy nie występowały w jego rodzinie zawały w młodym wieku. Jeżeli pacjent to potwierdzi, powinna nam się zapalić czerwona lampka i musimy wówczas podjąć adekwatne i szybkie działania.

Kobiecy zawał serca różni się od męskiego?

U kobiet te objawy są mniej charakterystyczne, później więc na nie reagują. Właśnie dlatego często, widząc te objawy, personel medyczny odsuwa w czasie decyzję o przewiezieniu pacjentki na oddział szpitalny. W porównaniu do mężczyzn, kobiety trafiają dosyć późno na oddziały kardiologii inwazyjnej.

Często jest również tak, że kobiety różnią się od mężczyzn patofizjologią występowania przyczyn zawału. Zwykle, w ponad 90 proc. przypadków przyczyną zawału jest rozwijająca się miażdżyca, która z czasem doprowadza do zwężenia światła naczynia. Niekiedy dochodzi jednak do pęknięcia blaszki miażdżycowej, co w istotny sposób ogranicza lub całkowicie zatrzymuje przepływ krwi do mięśnia sercowego, powodując jego zawał.

U kobiet częściej identyfikowane są inne przyczyny, takie jak np. skurcz naczynia upośledzający przepływ krwi i w konsekwencji powodujący niedokrwienie i zawał. Często obserwuje się również pęknięcia jednej z warstw tętnicy (tzw. dyssekcje), które mogą upośledzać albo wręcz zamykać przepływ krwi. Są też kwestie tworzenia się skrzeplin, które mogą trwale lub w sposób przejściowy zamknąć tętnicę wieńcową.

Często jest również tak, że pacjentki myślą: „Jestem przecież kobietą, do tego młodą, to nie może być zawał”. To też prowadzi do zbyt późnego wdrożenia leczenia, powstania powikłań, w tym np. niewydolności serca.

Często zawał kończy się niewydolnością?

To zależy od wielu czynników, m.in. od rasy, sposobu i czasu wdrożonego leczenia itp. Szacuje się, że w około 20 procentach. Możemy to jednak poprawić. Obecnie w związku z zastosowaniem nowoczesnego leczenia zawału, widzimy dużą poprawę. Im szybciej pacjent trafi do szpitala oraz im szybciej otworzymy tętnicę dozawałową, tym ryzyko powstania niewydolności serca istotnie spada.

Jest jednak jeszcze problem tego, co dzieje się po wypisie ze szpitala. Jeżeli chorego po wypisie zostawimy samemu sobie i będzie on żył bez regularnych kontroli, rehabilitacji oraz wskazówek dotyczących prewencji wtórnej, to jest większe ryzyko rozwinięcia się niewydolności serca. W takim przypadku może dojść również do ponownych zawałów.

Jeśli wdrożymy nie tylko leczenie inwazyjne, czyli otworzymy tętnicę, ale też działania z zakresu profilaktyki wtórnej, czyli poddamy pacjenta rehabilitacji, będziemy go często kontrolować, zwłaszcza w pierwszym roku po zawale serca, tym bardziej jesteśmy w stanie zredukować liczbę ponownych incydentów.

Przez ostatnie dekady zrobiono wiele dobrego, do społeczeństwa dotarło całkiem sporo informacji. Pomimo tego, w wielu przypadkach chorzy potrafią pominąć ostrą fazę zawału. Zostają w domu, myślą, że ten ból przejdzie, że to nic złego. Próbują ratować się domowymi środkami, co często doprowadza do tragedii.

Prof. dr hab. n. med. Krzysztof Milewski

Czy pomaga „Kos-Zawał”?

W Polsce mamy to szczęście, że powstał koordynowany program opieki serca po zawale, czyli KOS. Już teraz obserwujemy istotny spadek śmiertelności w ciągu roku od zawału. Na pewno będzie się to przekładało również na mniejsze ryzyko niewydolności serca.

Zgodnie z programem, lekarz powinien poświęcić czas pacjentowi podczas wypisu, podczas przekazywania dokumentów i wstępnie wytłumaczyć z czym mamy do czynienia, co właśnie się stało i jakie jest ryzyko.

Drugi etap to jak najszybsze skierowanie na rehabilitację kardiologiczną. Tu nie chodzi tylko o to, by zalecić pacjentowi wysiłek fizyczny, ale też regularnie przekazywać mu, jak ten wysiłek ma wyglądać w kolejnych miesiącach czy latach, jak się odżywiać, w jaki sposób modyfikować czynniki ryzyka. Takiemu pacjentowi po zawale trzeba zbudować realne cele do osiągnięcia. Kolejne etapy programu to regularne kontrole u kardiologa.

Wiele osób bagatelizuje objawy zawału serca?

Niestety tak. Przez ostatnie dekady zrobiono wiele dobrego, do społeczeństwa dotarło całkiem sporo informacji. Pomimo tego, w wielu przypadkach chorzy potrafią pominąć ostrą fazę zawału. Zostają w domu, myślą, że ten ból przejdzie, że to nic złego. Próbują ratować się domowymi środkami, co często doprowadza do tragedii.

Ma to szczególne znaczenie w obecnej sytuacji epidemiologicznej, w przypadku koronawirusa. Chorzy, mając te objawy, boją się hospitalizacji, zakażenia SARS-CoV-2, w związku z czym wielu zostaje w domu. Powoduje to poważne problemy – zarówno dla nich, jak i dla nas. Im później pacjent z zawałem trafia do szpitala, tym trudniejsze dla nas są opcje terapeutyczne.

To dlatego statystyki mówią, że w czasie pandemii dochodzi do mniejszej liczby zawałów…

W czasach pandemii COVID-19 jednym z największych problemów kardiologów jest strach pacjentów przed kontaktem z systemem ochrony zdrowia. Pandemia nie leczy chorych na zawał serca, więc trudno, żeby liczba zawałów spadła. Jedynym rozsądnym wytłumaczeniem jest to, że chorzy mają obawę przed pójściem do szpitala. Boją się kolejek na SOR-ach, wszystkich badań przesiewowych w kierunku koronawirusa.

To jest dla nich największy problem. Z tego względu zapoczątkowaliśmy również na Podbeskidziu akcję „Nie zwlekaj-serce nie poczeka!”, w której wraz z innymi kardiologami apelujemy o to, aby pacjenci nie bagatelizowali niepokojących objawów i zgłaszali się do specjalistów, również w czasie pandemii.

Jak zrobić własnoręcznie płyny dezynfekujące do domu i ekologiczne środki czystości

Co robić, by zawału nie mieć?

Oprócz czynników ryzyka niemodyfikowalnych, czyli genetyki i wieku, mamy też te, które możemy zmienić. I tak, każdy, niezależnie od płci i wieku, powinien uczestniczyć w programach edukacji ruchowej, być aktywnym fizycznie. Od najmłodszych lat powinniśmy wpajać każdemu, że wysiłek fizyczny nie jest męką. To część naszego życia.

Druga sprawa to kwestia odżywiania. Żyjemy w kraju o podwyższonym ryzyku zachorowań sercowo-naczyniowych, co związane jest m.in. z dietą. Jemy dużo tłustego mięsa, a do tego mało warzyw czy owoców. To generuje większe ryzyko powstania miażdżycy. Z tego względu powinniśmy skłaniać się bardziej ku diecie śródziemnomorskiej.

Szkodliwym czynnikiem są też papierosy. Koniecznie trzeba z nich rezygnować. No i wreszcie nie sposób pominąć dewastującego wpływu na serce zanieczyszczeń powietrza. Powodują one większą liczbę zawałów. Powinniśmy więc możliwie jak najwięcej uwagi poświęcać walce z tym czynnikiem.

Pacjenci się słuchają?

Trudno zmienić nawyki u np. 50-latka. I chociaż większość pacjentów słucha naszych zaleceń, niektórzy niestety nie. Jest to związane z tym, że kilkadziesiąt lat temu brakowało takiej edukacji szkolnej. Dlatego jestem gorącym zwolennikiem tego, by już na wczesnych etapach w przedszkolu czy szkole uczyć nie tylko ABC postępowania przy zatrzymaniu krążenia, ale przede wszystkim uczyć o chorobach i ich profilaktyce, w tym o chorobach sercowo-naczyniowych jako obecnie największego zabójcy w społeczeństwie.

Należy również kłaść nacisk na zrozumienie istoty prawidłowego odżywiania, kontroli czynników ryzyka czy wysiłku fizycznego. Bo przykładowo, niestety często pokutuje twierdzenie, że właściwie dlaczego ktoś, kto ma wygodne życie spędzane w większości przed komputerem, miałby się męczyć?

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy:

i
Treści zawarte w serwisie mają wyłącznie charakter informacyjny i nie stanowią porady lekarskiej. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem.