Julia Jeschke-Jabłońska: „Osteoporoza wielu osobom kojarzy się z kruchością kości i kruchością istnienia. Okej jest się bać”

„Diagnoza to uderzenie w poczucie samostanowienia i mocy sprawczej” – mówi Julia Jeschke-Jabłońska, psycholożka i psychoterapeutka. Rozmawiamy o lękach, wyobrażeniach, nadziejach i potrzebie wsparcia emocjonalnego, które pojawiają się po diagnozie osteoporozy.
Jolanta Pawnik: Kiedy pojawia się diagnoza osteoporozy, zwłaszcza u kobiet, to często pada zdanie: „Rany boskie, jestem stara. A myślałam, że jeszcze nie”. Co się wtedy dzieje w głowie pacjentki?
Julia Jeschke-Jabłońska: Skojarzenie osteoporozy ze starością jest jednym z najczęstszych, ale obok tego może pojawić się też myśl o bezużyteczności, o tym, że będziemy od kogoś zależne. To bardzo trudna myśl, bo z jednej strony pojawia się ograniczenie fizyczne, a z drugiej, w głowie wciąż jesteśmy młode, chcemy mieć znaczenie, chcemy móc. Diagnoza to uderzenie w poczucie samostanowienia i mocy sprawczej.
To także zderzenie z przemijaniem?
W gabinecie rzadko mówimy wprost o lęku przed utratą młodości. Raczej rozmawiamy o żałobie po „starej ja”. Zdarza się, że pacjentki myślą zero-jedynkowo: „Jak już mam chorobę, to znaczy, że to koniec”. Nie ma przestrzeni na inne scenariusze. I właśnie tę przestrzeń możemy dopiero wspólnie wypracować.
Czyli nie od razu trzeba spisywać siebie na straty, raczej poszukać sposobów, jak się odnaleźć w nowej rzeczywistości.
Dokładnie. Diagnoza nie oznacza, że od razu umieram czy że niczego już nie będę mogła. Przestrzeń się zmienia, okoliczności się zmieniają, ale można je odzyskać na innych zasadach. Bardzo często boimy się zmian, mamy tendencję do czarnych scenariuszy. Myśl o chorobie uruchamia lawinę. Myślimy: „Stracę pracę, będę bezdomna, nie będę miała żadnych możliwości”. Tymczasem terapeuta mówi: „Poczekaj. Zatrzymajmy się. Czy masz sieć wsparcia? Czy możesz kogoś poprosić o pomoc, o pożyczkę, o wsparcie fizyczne? Czy możesz poprosić kogoś, by cię odwiózł do lekarza?”.
Wiele osób ma problem z tym, by poprosić. W gabinecie ćwiczymy proszenie o pomoc i pozwalanie sobie na korzystanie z pomocy innych bez poczucia winy.
Czy u osób z diagnozą pojawia się lęk o życie? Złamanie osteoporotyczne może zmienić wszystko. U osób w zaawansowanym wieku jego skutki mogą być nieodwracalne.
Myślę, że to bardzo powiązane. Za lękiem o sprawność często czai się lęk o kwestie ostateczne. Osteoporoza wielu osobom kojarzy się z kruchością kości i kruchością istnienia. Pacjentki mówią o sobie, że są jak szkiełko. Niektóre idą w zaprzeczenie, ignorują diagnozę albo bagatelizują ją. Inne reagują lękiem, boją się w ogóle ruszać w obawie przed złamaniem, co może prowadzić do nadmiernego ograniczenia siebie, czasem zupełnie nieadekwatnego do stanu medycznego.
”U kobiet częsty jest styl siłaczki, czyli zaciskanie zębów, bagatelizowanie objawów i ciche cierpienie. Dla mężczyzn doświadczenie bólu bywa trudniejsze i może być szybką ścieżką ku depresji”
Jak radzą sobie osoby z wysoką potrzebą kontroli?
Jest to grupa osób o zwiększonym ryzyku kryzysu emocjonalnego po diagnozie. Kontrola daje im poczucie wpływu. One myślą: „Trzymam ster, zarządzam, męczę się, poświęcam, ale to mi daje bezpieczeństwo”. Tymczasem diagnoza wszystko zmienia: „To ja nie pójdę? To on to załatwi? A jak zrobi to lepiej?” – tym obawom towarzyszy strach o utratę znaczenia. Z zewnątrz można by powiedzieć, że można wreszcie odpocząć i zająć się sobą, ale dla tej osoby odpoczynek oznacza utratę wpływu, zachwianie poczuciem bycia potrzebną. To dotyka lęku przed bezużytecznością i idzie dalej: kiedy widzimy, że rodzina sobie radzi, zamiast ulgi może pojawić się strach, że przestaną nas potrzebować, że jesteśmy niepotrzebne, zbędne.
To już nie tylko lęk. To zaproszenie do depresji.
Tak, to może się z czasem rozwinąć. Dlatego ważne jest monitorowanie nastroju, a czasem rozważenie wsparcia farmakologicznego. To nie oznacza słabości, ale dbałość o siebie.
A co z bólem? Choć mówimy, że osteoporoza nie boli, to jednak złamanie już tak.
U kobiet częsty jest styl siłaczki, czyli zaciskanie zębów, bagatelizowanie objawów i ciche cierpienie. W rozmowach wracają odniesienia do bólów porodowych: „Skoro to przeżyłam, to przeżyję wszystko”. Ból towarzyszy nam przecież przez całe życie. Ponieważ mamy z nim doświadczenie, jest obecny, choć nie nazwałabym go „normalnym”. Dlatego u kobiet rzadziej jest na pierwszym planie.
Mężczyźni inaczej?
Zdecydowanie. Częściej reagują gwałtownie, bo ból zabiera im poczucie sprawczości i „męskości”: „Już nie dźwignę, nie pomogę, nie zaniosę zakupów”. Dla nich doświadczenie bólu bywa trudniejsze i może być szybką ścieżką ku depresji. Mężczyznom trudniej zaakceptować cierpienie fizyczne, trudniej też dochodzą do siebie po złamaniu. Statystycznie z tego powodu częściej umierają z powodu powikłań. Oczywiście są to generalizacje, nie możemy wszystkich sprowadzać do kategorii tak szerokich, ważne by móc spojrzeć na każdą historię życia przed i po diagnozie indywidualnie.
Co z osobami młodymi, takimi po trzydziestce, czterdziestce? Wiele osób w tym wieku długotrwale zażywa leki, które mogą prowadzić do osłabienia kości. Diagnoza w tym wieku to szok.
Faktycznie, diagnozie choroby przewlekłej w tym wieku może towarzyszyć szok. Trzydziestka to przecież „nowa dwudziestka”. W tym wieku stabilizujemy życie, planujemy podróże, rozwijamy kariery, rodzą nam się dzieci. A tu diagnoza, która zmienia wszystko. W psychologii mówimy o załamaniu linii życia. „Nie tak miało być” – myślimy. Pojawia się ogrom żalu, smutku, złości. Inaczej niż u kobiet 50+, gdzie dołącza się menopauza i syndrom pustego gniazda, więc te zmiany są rozlane, systemowe. W młodszym wieku są one bardziej burzliwe i gwałtowne. Wymagają dużej pracy nad sobą, znalezienia sensu.
Osoby w tym wieku częściej sięgają po pomoc psychologiczną?
Zdecydowanie tak. Wsparcie psychologiczne nie jest dla nich czymś wstydliwym, więcej o nim wiedzą. Osoby starsze już mniej. Psychoterapeuta kojarzy się im z chorobą psychiczną, a przecież chodzi o pomoc emocjonalną. Osoby te częściej wybierają grupy wsparcia i rzadziej trafiają na indywidualną terapię, choć to się na szczęście zmienia.
Jak psychoterapeuta może pomóc?
Po pierwsze: psychoterapeuta nie ocenia i nie wydaje wyroków. Widzimy człowieka w jego lęku, złości, kruchości i wiemy, że kiedy podzieli się lękiem z drugą osobą, ten lęk maleje. Myśli lękowe mają tendencję do zapętlania się. W głowie rzeczywistość staje się dużo straszniejsza niż jest. Myśli wypowiedziane, nazwane zaczynają się oswajać. Psychoterapeuta mówi: „Jestem przy tobie. Są ścieżki. Nie jesteś sama. Możemy coś z tym zrobić”. Wiele osób potrzebuje też usłyszeć, że okej jest się bać. To jedno zdanie może zdjąć z chorej osoby ogromny ciężar i ono naprawdę działa.
Julia Jeschke Jabłońska – psycholożka, neuropsycholożka i psychoterapeutka. Na co dzień pracuje indywidualnie z pacjentami zajmując się psychoterapią i diagnozą psychologiczną. W kontakcie z pacjentem skupia się na objęciu problematyki doświadczania emocjonalnego z wielu stron, korzystając z doświadczenia klinicznego, psychoterapeutycznego i neurobiologicznego.
Czy uważasz, że masz dużą wiedzę na temat osteoporozy?
Zobacz także

Diane Keaton: „Możemy starzeć się z gracją albo pięknie. Ja wybieram obie opcje”

Anna Hawrot-Kawecka o osteoporozie: „Najczęściej pierwszym sygnałem jest złamanie. Czasem wystarczy sięgnąć po coś do pralki czy mocniej kichnąć”

„Kości lubią mikrowstrząsy”. Reumatolożka Agata Skwarek-Szewczyk podpowiada, co zrobić, by uniknąć osteoporozy
Podoba Ci się ten artykuł?
Powiązane tematy:
Polecamy

Osteoporoza nie zaczyna się po 70. Monika Dajkowska-Bichta o tym, jak dietą dbać o kości

Anna Hawrot-Kawecka o osteoporozie: „Najczęściej pierwszym sygnałem jest złamanie. Czasem wystarczy sięgnąć po coś do pralki czy mocniej kichnąć”

„Kości lubią mikrowstrząsy”. Reumatolożka Agata Skwarek-Szewczyk podpowiada, co zrobić, by uniknąć osteoporozy

Osteoporoza kręgosłupa – cichy złodziej kości. Jak choroba niszczy kręgosłup?
się ten artykuł?