Przejdź do treści

Maja Wesołowska: „Ludzie na co dzień nie doceniają tego, jak wiele mają. Ja zrozumiałam to dopiero, gdy obudziłam się bez nogi”

Maja Wesołowska - Hello Zdrowie
Maja Wesołowska / Fot. archiwum prywatne
Podoba Ci
się ten artykuł?

– Przed chorobą byłam zdrową, pełną życia i energii dziewczyną. Nic nie zapowiadało, że coś takiego mnie spotka – mówi Maja Wesołowska. A potem przyszła diagnoza: kostniakomięsak uda prawego z przerzutem do płuca, po niej zespół LiFraumeni, przewlekła infekcja endoprotezy stawu biodrowego, a na końcu amputacja nogi. 23-letnia Maja opowiada o swojej walce o zdrowie.

 

Anna Korytowska, Hello Zdrowie: Jak się dzisiaj czujesz?

Maja Wesołowska: Całkiem w porządku, dziękuję. Wczoraj odebrałam wyniki tomografii i na szczęście wyszło, że nie mam teraz żadnych przerzutów. To dla mnie ogromna ulga.

To wspaniała wiadomość.

Tak, bardzo. Chociaż nie ukrywam, że przed odebraniem wyników byłam kłębkiem nerwów. W zeszłym roku zdiagnozowano u mnie zespół Li-Fraumeni, genetyczną mutację, która powoduje, że nowotwory mogą pojawiać się i odrastać wielokrotnie. W maju miałam przerzut do płuca, który wycięto. Żyję więc w ciągłym stresie, bo wiem, że nowotwór może wrócić, tylko nie wiem kiedy.

W 2023 roku usłyszałaś diagnozę kostniakomięsaka. Co działo się wcześniej?

Jeszcze przed chorobą byłam zdrową, pełną życia i energii dziewczyną. Nic nie zapowiadało, że coś takiego mnie spotka. Pierwsze bóle w biodrze pojawiły się w kwietniu 2022 roku. Szukałam pomocy. Poszłam do jednego lekarza, potem do drugiego. Słyszałam, że to „zwykłe” zapalenie torebki stawowej, nawet nie zrobiono mi rentgena. Jeden z ortopedów przepisał mi leki przeciwzapalne, nakleił tejpy na nogę i powiedział, żebym wróciła, jeśli w ciągu dwóch tygodni nie będzie poprawy. Oczywiście nie było, dlatego wróciłam. Prawidłową diagnozę postawiono dopiero kilka miesięcy później. W mojej nodze wykryto kostniakomięsaka. To agresywny nowotwór kości. Miałam wtedy zaledwie 21 lat. Pamiętam, że kiedy to usłyszałam, po prostu się rozpłakałam. Nie spodziewałam się takiej diagnozy, byłam przekonana, że to naprawdę tylko zapalenie torebki. Nie zauważałam nawet, jak bardzo chudnę, jak bardzo zmienia się moje ciało. To moja mama przeczuwała, że to coś poważniejszego. W naszej rodzinie nowotwory zbierały ogromne żniwo. Moi dziadkowie, tata, siostra chorowali i zmarli z tego powodu. Kiedy zaczęłam oswajać się z diagnozą, zrozumiałam, że wszystkie te sygnały – bóle, utrata masy ciała, trudności z poruszaniem – były objawami choroby.

Jak przebiegało początkowe leczenie?

Następnego dnia po diagnozie pojechałam na rezonans. W tym samym miesiącu przeszłam biopsję. Guz okazał się ogromny i bardzo złośliwy. Pierwsze dni po diagnozie przepłakałam. Potem jednak powiedziałam sobie: „Dam radę, przejdę przez to”. W marcu dostałam pierwszą chemię. W sumie przeszłam sześć cykli chemioterapii, bolesne biopsje i aż dziesięć operacji prawej nogi. Pierwszy rok leczenia był bardzo trudny. Mieszkałam wtedy jeszcze w Niemczech, gdzie wstawiono mi złą protezę. Dopiero w Polsce zajęto się mną naprawdę profesjonalnie. Niestety mój stan się pogarszał. Pomimo rehabilitacji nie udało mi się stanąć na nogi. Poruszałam się z pomocą wózka.

Maja Wesołowska / Fot. archiwum prywatne

Latem 2024 roku noga zaczęła puchnąć i mocno się zaczerwieniała. 28 września 2024 roku po raz pierwszy wylał się z niej płyn protezowy, zmieszany z dużą ilością ropy. Przez kolejne sześć miesięcy walczyliśmy o to, żeby uratować nogę, niestety bez skutku. Wdał się bardzo silny stan zapalny, a ból stał się nie do zniesienia, potrafiłam nie spać po nocach.

Wiosną tego roku usłyszałaś, że konieczna jest amputacja.

Tak. Wtedy świat mi się zatrzymał. Jestem już po operacji. Straciłam kończynę i wiem, że ludzie zawsze będą na mnie spoglądać. Ale najtrudniejsze było to poczucie braku, że tej nogi już nigdy nie odzyskam. Pogodziłam się z tym powoli. Dzisiaj czuję, że paradoksalnie jest mi lżej. Tamta noga w ostatnich miesiącach przynosiła mi tylko ból, którego nie dało się uśmierzyć.

Guz okazał się ogromny i bardzo złośliwy. Pierwsze dni po diagnozie przepłakałam. Potem jednak powiedziałam sobie: „Dam radę, przejdę przez to”

Jak wygląda twoja codzienność po amputacji?

To ogromne wyzwanie. Każdy krok, każda zwykła czynność wymaga ode mnie mnóstwa wysiłku i często pomocy bliskich. Z pozoru proste rzeczy, takie jak wstanie z łóżka, utrzymanie równowagi czy poruszanie się, stały się dla mnie czymś trudnym i męczącym. Ćwiczę codziennie, przygotowuję się do protezowania, dostałam na to zielone światło od lekarzy i to mój cel na najbliższe miesiące.

Wspomniałaś, że na początku choroby postanowiłaś, że przez nią przejdziesz. To poczucie było z tobą cały czas?

Nie było łatwo, ale nie straciłam woli walki. Ogromną rolę odgrywa w tym moja mama. Walczę dla niej i dla siebie. Moja mama przeszła w życiu wiele, straciła już jedno dziecko. Nie pozwolę, żeby musiała przeżywać to ponownie. Chcę żyć dla niej, ale też dla siebie. Mam też wielkie wsparcie od ludzi. Spontanicznie któregoś dnia wrzuciłam na TikToka film, w którym opowiedziałam, co mi jest. Zebrała się wokół mnie społeczność ponad 40 tysięcy osób. Wiem, że mi kibicują, czuję to wsparcie naprawdę. Od jednej z obserwatorek dostałam nawet słuchawki, bardzo doceniam takie gesty. Kiedy dodaję jakikolwiek film, dostaję mnóstwo komentarzy pełnych otuchy. To piękne, bo w chorobie straciłam kontakt z wieloma osobami. Partner mnie zostawił, niektórzy znajomi się odwrócili. Dopiero teraz, gdy jestem bardziej sprawna i mogę wychodzić z domu, odnawiam dawne relacje. Wiem jednak, że nie jestem sama.

Dłonie mężczyzny- Hello Zdrowie

Co przed tobą?

Czekam na rehabilitację, najlepsza jest w Krakowie. Tam specjalizują się w najtrudniejszych przypadkach. Uczę się życia na nowo. Kilka dni temu po raz pierwszy wyszłam sama na spacer. Wciąż uczę się akceptować nowy stan rzeczy. Moja przyjaciółka mówi mi, że powinnam być dumna z tego, przez co przeszłam, i ja też zaczynam tak czuć. Marzę o tym, żeby wrócić do normalnego życia, pójść do pracy, podróżować, w przyszłości założyć rodzinę. Żeby to się udało, potrzebuję jednak protezy, a ta jest bardzo kosztowna. Dlatego otworzyłam zbiórkę.

Wiesz, ludzie na co dzień nie doceniają tego, jak wiele mają. Ja zrozumiałam to dopiero, gdy obudziłam się bez nogi i bez możliwości wychodzenia ze znajomymi. Dopiero wtedy doceniłam życie, jego prostotę i codzienność. Dziś walczę o nie bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Z perspektywy czasu widzę, że wcześniej czułam się trochę nieśmiertelna, że zbyt lekko podchodziłam do zdrowia. Teraz wiem, jak kruche jest życie i że w każdej chwili może wydarzyć się coś, co wszystko zmieni. Ale wiem też, że naprawdę warto żyć.

Do wyświetlenia tego materiału z zewnętrznego serwisu (Instagram, Facebook, YouTube, itp.) wymagana jest zgoda na pliki cookie.Zmień ustawieniaRozwiń

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy:

i
Treści zawarte w serwisie mają wyłącznie charakter informacyjny i nie stanowią porady lekarskiej. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem.
Podoba Ci
się ten artykuł?