„Widocznie ten wypadek był po coś. Może mam w tym życiu do zrobienia coś, co jest możliwe tylko wtedy, kiedy jestem tą właśnie wersją siebie” – mówi Aleksandra, która w dzieciństwie straciła rękę
– Protezę chowałam pod długimi rękawami przez 25 lat. Musiało więc minąć dużo czasu, musiałam dojrzeć do tego, aby w mojej głowie przestawił się jakiś pstryczek, który pozwolił inaczej spojrzeć na moją rękę – opowiada Aleksandra Szkólska.
Klaudia Kierzkowska: W dzieciństwie uległa pani wypadkowi. Co się dokładnie wydarzyło?
Aleksandra Szkólska: Wypadek, w którym straciłam dłoń, miał miejsce w 1991 roku. Byłam wtedy małym dzieckiem, które chciało pojeździć na traktorze u dziadków. Chwila nieuwagi wystarczyła, żeby doszło do nieszczęśliwego upadku. Zachwiałam się, straciłam równowagę i spadłam. Podczas upadku złapałam za jakąś ostrą część, co skończyło się utratą dłoni i zdarciem skóry z całego ramienia. Kilka miesięcy spędziłam w szpitalu, gdzie miałam przetaczaną krew, gdzie odbyło się mnóstwo przeszczepów skóry. Potem czekała mnie długa rehabilitacja. Podobno lekarze chcieli amputować mi rękę aż do barku. Na szczęście moja mama nie wyraziła na to zgody i kazała ratować ile się da. Dzięki temu mam dziś pełną ruchomość w stawie łokciowym, co ogromnie ułatwia codzienne funkcjonowanie.
Jakie uczucia wtedy pani towarzyszyły?
Na szczęście nie mam z tego okresu zbyt wielu wspomnień. Pamiętam tylko pojedyncze sceny ze szpitala, a co za tym idzie, nie przywołuję konkretnych uczuć towarzyszących temu okresowi. To chyba dobrze.
Jak teraz wygląda pani życie, z jakimi trudnościami przychodzi się pani mierzyć?
Obecnie żyję z moją niepełnosprawnością najpełniej jak potrafię. Jestem żoną, matką trójki dzieci, przyjaciółką. Pracuję w biurze międzynarodowej kancelarii prawnej oraz prowadzę własną markę, w której zajmuję się ręczną personalizacją butów, kurtek, torebek i dodatków. W każdym wspomnianym obszarze życia znajdą się na pewno elementy, z którymi muszę radzić sobie na swój sposób ze względu na niepełnosprawność, która mi towarzyszy. Staram się jednak znaleźć zawsze rozwiązanie problemu, a nie odwrotnie.
W życiu codziennym największą trudność sprawiają mi banalne czynności, takie jak np. obieranie okrągłych warzyw (ziemniaki bardzo lubią uciekać spod obieraczki), obcinanie dzieciom paznokci (nie da się przytrzymać ruchliwych, dziecięcych paluszków i jednocześnie obcinaczki jedną ręką), czy choćby podwinięcie prawego rękawa koszuli. To są tylko niektóre trudności, które postrzegam raczej jako drobiazgi i na co dzień o nich nie myślę. Jednak jeśli by je wszystkie skumulować, to okazałoby się, że codziennie potrzebuję na wykonanie wielu czynności trochę więcej czasu albo pomocy, co bywa frustrujące dla takiej niecierpliwej „zosi samosi” jak ja.
Zastanawiam się, czy zdarzają się chwile zwątpienia? Czy raczej zawsze stara się pani sobie ze wszystkim poradzić?
Chwile zwątpienia na pewno się pojawiają, jednak staram się nie dać się im przytłoczyć. Lubię mieć kontrolę nad swoim życiem i radzić sobie ze wszystkimi wyzwaniami. Uczę się jednak także prosić o pomoc, kiedy to konieczne. Zwątpienie najczęściej dopada mnie wtedy, kiedy muszę zmierzyć się z jakąś czynnością, którą mając dwie ręce, wykonałabym szybciej lub bez pomocy. Denerwuję się i zadaję sobie pytanie, dlaczego mnie to spotkało. Myślę, o ile życie byłoby łatwiejsze, gdyby ten wypadek nie miał miejsca. Niekiedy nie jest łatwo, ale muszę żyć i radzić sobie w tym życiu, które mam i z tym ciałem, które mam.
Co ciekawe, a zarazem i bardzo odważne, nie ukrywa pani protezy, a wręcz przeciwnie. Ozdabia ją, pokazuje światu. Dlaczego?
Protezę chowałam pod długimi rękawami przez 25 lat. Musiało więc minąć dużo czasu, musiałam dojrzeć do tego, aby w mojej głowie przestawił się jakiś pstryczek, który pozwolił inaczej spojrzeć na moją rękę. Ogromny wpływ miał też na to mój mąż. Był dla mnie wielkim wsparciem w procesie „odsłaniania” blizn.
Teraz, po kilku latach nieskrępowanego noszenia krótkich rękawów, czuję, że ukrywanie protezy bardzo mnie ograniczało. Zarówno w doborze ubrań, jak i w moich zachowaniach mających na celu odwrócenie uwagi od protezy. Chowałam ją. Teraz nie muszę już brać pod uwagę długości rękawa podczas wybierania bluzki, czy ustawiania się do zdjęcia bokiem. Czuję się ze sobą swobodnie w tej kwestii i chcę też pokazać innym osobom z podobnymi niepełnosprawnościami i dylematami, że można przejść nad tym do porządku dziennego. Proteza to ułatwiający życie dodatek, który możemy też dobrać do naszego stylu, podobnie jak dobiera się oprawki okularów. A przecież większość ludzi nie wstydzi się tego, że nosi okulary. Dlaczego więc wstydzić się protez?
”Pokazuję się, bo wiem z własnego doświadczenia, jak ważne jest dla osoby żyjącej z niepełnosprawnością zobaczyć w przestrzeni publicznej kogoś podobnego do nas, do kogo możemy się odnieść”
Zajmuje się pani personalizowaniem odzieży, dodatków. Skąd to zainteresowanie? Jak rozpoczęła się ta przygoda?
Pierwszą parę butów pomalowałam kilkanaście lat temu. Potem przyszły kolejne. Nie mogłam znaleźć w sklepach takich, które byłyby oryginalne, dopasowane do mnie i idealnie pasujące do konkretnych stylówek. Kupiłam więc kilka par białych trampek i pomalowałam je tak, aby dopasować idealnie do własnych potrzeb. Potem malowałam na prośbę rodziny, znajomych, aż w końcu, po kilku latach praktyki pokazałam się światu. Kiedy obcy ludzie zaczęli zamawiać i doceniać moje prace, uwierzyłam, że warto iść tą drogą. Warto ubarwiać szare ulice kolorowymi dodatkami. Zaczęłam malować również kurtki i torebki.
Zastanawiam się, czy może to właśnie ta praca/hobby jest pani motorem napędowym?
Praca nad własną marką motywuje mnie do ciągłego rozwoju i daje mi wielką satysfakcję. Najlepsze uczucie to oczywiście możliwość zobaczenia reakcji klienta na gotową rzecz. Zawsze wkładam serce w przygotowanie projektu.
Mimo niepełnosprawności odnajduje pani w życiu wiele radości, szczęścia. Czy takiego pozytywnego nastawienia można się nauczyć?
Nie wiem, czy można nauczyć się pozytywnego podejścia do życia, ale wiem, że warto nad tym pracować. Ja też nie zawsze wszystko widzę w różowych barwach, również miewam dni czy tygodnie, kiedy nie czuję się na siłach tryskać radością i uśmiechem. Poza tym moje reakcje są dosyć gwałtowne, szybko się zapalam czy to w pozytywnych, czy w trudniejszych emocjach. Jestem ogólnie dość emocjonalna i to ma swoje plusy (potrafię cieszyć się czasem z najmniejszych drobiazgów), ale też minusy (równie nieistotne kwestie potrafią mnie zdenerwować czy zasmucić). Niewątpliwie jednak pomaga mi w życiu poczucie humoru. Bez uśmiechu codzienność byłaby dla mnie niewiarygodnie trudna.
Domyślam się, że jest pani wzorem do naśladowania dla innych osób zmagających się z niepełnosprawnościami. Chyba się nie mylę?
Nie jestem w stanie ocenić, czy jestem dla kogoś wzorem do naśladowania. Staram się jedynie swoją obecnością i pokazywaniem się w mediach czy social mediach dać potrzebującym osobom pozytywny przekaz. Że da się żyć pełnią życia (w ramach naszych indywidualnych możliwości) z niepełnosprawnością. Że niepełnosprawność to nie musi być coś, co nas definiuje, że może być traktowana jako nasza cecha, jedna z wielu. Element życia, który nam w tym życiu towarzyszy, ale nie określa nas w całości jako człowieka. Określa nas o wiele więcej – to, jakie mamy zainteresowania, to, jakimi jesteśmy ludźmi jeśli chodzi o naszą empatię, charakter, podejście do innych, nasze zachowania.
Pokazuję się, bo wiem z własnego doświadczenia, jak ważne jest dla osoby żyjącej z niepełnosprawnością zobaczyć w przestrzeni publicznej kogoś podobnego do nas, do kogo możemy się odnieść. Spojrzeć na własną niepełnosprawność z innej perspektywy, przez pryzmat czyichś doświadczeń. Zobaczyć swoją reprezentację w świecie. Zobaczyć, że się da, że można. Wiem, że niepełnosprawności są bardzo różne i każdy ma inne w życiu możliwości. Dlatego też nie chcę być punktem odniesienia dla wszystkich, ale może akurat komuś z niepełnosprawnością w obrębie ręki dam nadzieję na fajną przyszłość. Może dzięki temu ktoś spojrzy na świat z większą pewnością siebie. Oby.
”Lubię mieć kontrolę nad swoim życiem i radzić sobie ze wszystkimi wyzwaniami. Uczę się jednak także prosić o pomoc, kiedy to konieczne”
Zastanawia się pani czasami, jakby wyglądało życie, gdyby nie ten wypadek?
Tak, zdarza mi się o tym myśleć. Na pewno byłoby łatwiej. Przeważnie dochodzę jednak finalnie do wniosku, że nic się nie dzieje bez przyczyny. Że widocznie ten wypadek był po coś. Może mam w tym życiu do zrobienia coś, co jest możliwe tylko wtedy, kiedy jestem tą właśnie wersją siebie. Czasem też mam wrażenie, że fakt bycia osobą z niepełnosprawnością bywa pewnego rodzaju katalizatorem, jeśli chodzi np. o ludzi, którzy mnie otaczają. Jeśli ktoś ma problem z czyjąś niepełnosprawnością, różnorodnością, to z pewnością jest to osoba, z którą nie potrzebuję tworzyć bliższych relacji.
Ale są też momenty, kiedy wściekam się, że nie mogę sobie z czymś poradzić jedną ręką lub idzie mi to trudniej. Wiem, że to naturalna reakcja, więc nie tłumię tego w sobie. Staram się jednak nie dać się przytłoczyć takim myślom. To już się wydarzyło i nie mam na to wpływu innego niż to, żeby żyć z tym brakiem ręki najlepiej jak potrafię.
Liczę też na szybki postęp techniki, który być może rozwinie protetykę tak, że ruchome protezy będą nie tylko rzeczywistym ułatwieniem życia, ale też przede wszystkim czymś dostępnym dla przeciętnej osoby z niepełnosprawnością. Na ten moment protezy zawansowane technologicznie są finansowo nieosiągalne dla większości ludzi (koszty potrafią przekraczać 200 tys. zł).
Aleksandra Szkólska – mama trójki cudnych dzieci, żona wspaniałego męża. Na co dzień pracuje w biurze międzynarodowej kancelarii prawniczej, ma też swoją firmę Ginger Up zajmującą się personalizacją butów, ubrań i dodatków. Osoba z niepełnosprawnością, entuzjastka mody alternatywnej i vintage.
Polecamy
„Wydawało mi się, że piłka nie jest dla mnie. Jako osoba bez nogi zawsze stałam na bramce podczas lekcji wuefu” – mówi Anna Raniewicz, kapitanka Reprezentacji Polski w Amp Futbolu
Okaleczone weteranki i weterani wojenni wzięli udział w Ukraińskim Tygodniu Mody. „Są niezłomni, a bez kończyn też mogą być stylowi”
„Niesamowicie piękny człowiek”, „Moje serce jest w kawałkach”. Internauci poruszeni niezwykłymi zdjęciami weterana wojennego
12-latka z Ukrainy, która podczas wojny straciła nogi, wzięła udział w najsłynniejszym maratonie świata. Stała się symbolem niezłomności narodu ukraińskiego
się ten artykuł?