Przejdź do treści

Anja Franczak, towarzyszka w żałobie: „Nie da się obejść żałoby, przez żałobę trzeba przejść”

Anja Franczak, towarzyszka w żałobie
Anja Franczak, towarzyszka w żałobie: "Nie da się obejść żałoby, przez żałobę trzeba przejść” / zdj. Mikołaj Starzyński
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

„Po śmierci bliskiej osoby nigdy już nie będzie tak, jak wcześniej, ale to nie znaczy, że zawsze będzie źle. Może być dobrze, ale inaczej” – mówi Anja Franczak, towarzyszka w żałobie. Jej obecność pozwala osobom, które doświadczają straty, przejść przez ten trudny czas na swoich zasadach, w swoim własnym tempie.

 

Dlaczego tak jest, że temat śmierci wciąż jest w Polsce tabu? W jaki sposób może zmienić się twoje życie, gdy uznasz, że przemijanie jest jego naturalną częścią? Kim jest towarzysz w żałobie? O tym wszystkim w poruszającej rozmowie opowiedziała nam Anja Franczak, która w mediach społecznościowych prowadzi profil @sprawyostateczne.

 

Barbara Dąbrowska: W jaki sposób towarzysz w żałobie wspiera osobę po stracie?

Anja Franczak: Towarzysz w żałobie to osoba, która tworzy przestrzeń na otwartą rozmowę o tym, czego doświadcza się w czasie żałoby. Wiele osób po stracie szybko gubi się, traci orientację w tym, co przeżywa. Często jest to związane z poradami udzielanymi przez innych. Te porady zna każdy z nas. „Musisz być silna”, „będzie dobrze”, „będziesz miała kolejne dziecko”, „znajdziesz nowego partnera” czy słynne „weź się w garść”. Jak się nad tym głębiej zastanowić, to te porady są brutalne. Żyjemy w kulturze, w której jesteśmy skupieni na rozwoju, na pozytywnym myśleniu i w takim kontekście brakuje przestrzeni na smutek, na żałobę.

Osoby w żałobie żyją pod ogromną presją. Otoczenie sugeruje, że z tego doświadczenia muszą jak najszybciej wyjść. Czasem, w związku z tym, zwyczajnie udają, że jest im już lepiej, choć to nieprawda. Towarzysz w żałobie otwiera możliwość przyjrzenia się temu, jak to naprawdę w tej chwili, tu i teraz, jest. Daje przestrzeń, by wyrazić siebie, by zadawać pytania.

Jaką formę przybierają takie spotkania? Czy to są spotkania w gabinecie, jak np. u psychoterapeuty czy raczej we własnym domu?

Spotkania zazwyczaj mają formę indywidualnej rozmowy, ale od czasu do czasu organizuję także warsztaty grupowe. Indywidualne konsultacje prowadzę w różnym otoczeniu. Może to być gabinet lub dom osoby w żałobie. Musze przyznać, że wolę spotkania w otoczeniu domowym, ponieważ o żałobie nie zawsze trzeba rozmawiać w kontekście terapeutycznym, gdzie są dwa krzesła i neutralna przestrzeń. O żałobie najlepiej rozmawia się na spacerze lub w domu, przy herbacie, przy stole w kuchni. Oczywiście w obecnych warunkach, w czasie pandemii konsultacje odbywają się online. Paradoksalnie ta sytuacja sprawiła, że opiekuję się większość ilością osób, nie tylko z Warszawy, ale także z innych miast czy krajów. Dla niektórych format spotkań online jest lepszy, bo dzięki temu nie muszą wychodzić z domu i mogą porozmawiać ze mną siedząc pod kocem, na własnej kanapie. Dla wielu wizja, że trzeba wyjść z domu, wsiąść w samochód czy tramwaj, by pojechać spotkać się z obcą osobą i porozmawiać o żałobie to przerażający pomysł. W żałobie ma prawo brakować sił fizycznych i psychicznych na takie wyjścia.

Te porady zna każdy z nas. „Musisz być silna”, „będzie dobrze”, „będziesz miała kolejne dziecko”, „znajdziesz nowego partnera” czy słynne „weź się w garść”. Jak się nad tym głębiej zastanowić, to te porady są brutalne. (...) Osoby w żałobie żyją pod ogromną presją. Otoczenie sugeruje, że z tego doświadczenia muszą jak najszybciej wyjść.

Czy pandemia utrudnia radzenie sobie z żałobą?

Dopiero za jakiś czas zobaczymy, jak silne skutki będzie miała pandemia dla ludzi w żałobie. Wiele osób w tej chwili wchodzi w utrudniony proces żałoby, bo nie mogą się pożegnać ze swoimi bliskimi, nie można wejść do domów opieki czy szpitala. Niektórzy, ze względu na ograniczenia, nie mogą uczestniczyć w pogrzebie. To jest straszne, to jest nowa rzeczywistość.

Jak sobie radzisz z obciążeniem psychicznym, jakim jest praca w tym zawodzie? Słyszałaś zapewne wiele trudnych historii.

Ten aspekt dotyczy w zasadzie każdej osoby, która pracuje z innymi ludźmi w stanie kryzysu. W takiej pracy trzeba bardzo na siebie uważać i znaleźć swoje sposoby, by zbalansować przeżycia, by mieć odpowiednią ilość czasu dla siebie. Istotna jest profesjonalna superwizja. Taką superwizję, według mnie, powinny odbywać także wszystkie osoby, które są pracownikami zakładu pogrzebowego, a o tym nikt nie myśli. Szczerze mówiąc, uważam, że są inne obszary pracy z ludźmi, które dla mnie byłyby dużo trudniejsze niż towarzyszenie w żałobie. Pracuję przede wszystkim z ludźmi, który doświadczyli straty związanej ze śmiercią, a śmierć jest naturalną częścią życia. Ja do śmierci i żałoby podchodzę jak do jednego z podstawowych elementów doświadczenia bycia człowiekiem. Śmierć łączy nas wszystkich i w śmierci jest mocny wątek miłości. Rozmowy, które prowadzę z ludźmi często są piękne, bo w nich wybrzmiewa ta ogromna miłość. Kiedy sobie wyobrażam pracę terapeutów, którzy konfrontują się z ludzkim złem, przemocą, traumą, ze wszystkim tym, co ludzie strasznego potrafią robić sobie nawzajem, to dla mnie jest dużo bardziej przerażające niż fakt, że nasze istnienie jest ograniczone czasowo.

Mówisz o miłości, ale domyślam się, że osoby w żałobie bardzo często odczuwają także złość, irytację, mają w sobie masę sprzecznych emocji, które nie muszą być smutkiem. Ilu ludzi, tyle sposobów na przeżywanie żałoby?

Każda żałoba jest indywidualna i wiele czynników wpływa na to, jak ona wygląda. Nie należy nikomu narzucać, jak wyrażać czy przeżywać stratę. Z drugiej strony jest wiele aspektów tego doświadczenia, która są podobne u wielu ludzi. Na bazie tego powstało wiele modeli żałoby. W Polsce najbardziej znanym modelem jest model żałoby składającej się z kilku następujących po sobie faz, który powstał w latach 60. W międzynarodowej literaturze dotyczącej żałoby to jeden z najbardziej przestarzałych modeli. Od tego czasu powstało wiele innych teorii, które pomagają opisać i zrozumieć proces żałoby. Niestety ta literatura jest mało znana w Polsce, a wiele osób wciąż bazuje na cząstkowej i nieaktualnej wiedzy. Teoria faz upraszcza żałobę, która jest znacznie bardziej złożona i nie da się je opisać w sposób linearny.

Amerykańskie Towarzystw Psychiatryczne, zgodnie z kryteriami DSM-5, nie odróżnia depresji od żałoby. Wszystkie objawy wynikające z żałoby, ale charakterystyczne dla depresji, trwające dłużej niż 2 tygodnie po stracie, diagnozuje jako depresję. Dwa tygodnie? Przecież człowiek w żałobie potrzebuje czasu i swojego tempa powrotu do „normalnego” życia, choć bez bliskiej osoby nigdy już nie będzie takie „normalne”.

Określenie „powrót do normalności” rzeczywiście jest mocno nieadekwatne w czasie żałoby, bo ten czas nas bardzo zmienia, zmienia nasze życie i nas, jako ludzi. Po śmierci bliskiej osoby nigdy już nie będzie tak, jak wcześniej, ale to nie znaczy, że zawsze będzie źle. Może być dobrze, ale inaczej. Moim zadaniem nie jest przyspieszenie procesu żałoby, to nie jest możliwe. Moją rolą jest usunięcie barier, które mogą wpływać na żałobę niekorzystnie. Te rady, o których rozmawiałyśmy wcześniej, np. „musisz być silny”, mogą być paradoksalnie czynnikiem wydłużającym żałobę. Jeśli nie pozwalamy sobie na wyrażenie emocji, to można się zablokować. Nie da się obejść żałoby, przez żałobę trzeba przejść.

Zmiany w kryteriach DMS-5, które nastąpiły, były bardzo głośne i spotkały się z ogromną krytyką. Czas odczuwania smutku, który wyznaczono jako okres, po którym mówi się o patologii, wciąż się skraca. Kiedyś to były dwa lata, potem rok, pół roku, a teraz…dwa tygodnie. Każda osoba, która kiedykolwiek kogoś straciła wie, że to jest absurdalne. Czy za tymi zmianami stoi pozwolenie, by szybciej klasyfikować kogoś, jako chorego, który potrzebuje leków i profesjonalnej pomocy? Nie wiem, ciężko jest mi to zrozumieć…

Po czym poznać, że żałoba trwa zbyt długo, że przybiera niebezpieczną, destrukcyjną formę?

Często słyszę to pytanie i obserwuję, że większość ludzi dość szybko uznaje, że żałoba trwa już za długo. Gdy ktoś po pół roku od śmierci wciąż płacze, to otoczenie zaczyna już uznawać, że coś jest nie tak. Społeczna cierpliwość dla stanu żałoby jest bardzo ograniczona. Szokuje mnie, jak małą mamy tolerancję dla przebywania blisko osoby w żałobie.

Do niepokojących elementów na pewno należą akty autoagresji. Ważną różnicą między żałobą a depresją jest fakt, że w żałobie świat nam się wydaje szary, pusty i smutny. W depresji my sami o sobie myślimy, że jesteśmy puści, o sobie myślimy negatywnie, nie o świecie. Gdy ktoś mocno się obwinia, ma destrukcyjną relację z samym sobą to sygnał, że warto szukać wsparcia. Zdrowa żałoba może trwać wiele lat, czas nie jest czynnikiem określającym patologię. Żałoba rozwija się w swoim tempie, ale też się zmienia. Nie zawsze oznacza to poprawę, bo regularnie mogą się powtarzać okresy, w których czujemy się bardzo źle i myślimy, że to krok w tył. To normalne. Żałoba to żywy proces, doświadczamy różnych emocji, zmienia się nasze zachowanie. Jednak, jeśli ktoś twierdzi, że absolutnie nic się nie zmienia, że stoi w miejscu, to może być znak niepokojący.

Do śmierci i żałoby podchodzę jak do jednego z podstawowych elementów doświadczenia bycia człowiekiem. Śmierć łączy nas wszystkich i w śmierci jest mocny wątek miłości. Rozmowy, które prowadzę z ludźmi często są piękne, bo w nich wybrzmiewa ta ogromna miłość

Czy żałoba, mimo otoczenia przez bliskich, zawsze jest mimo wszystko procesem, który przechodzimy samotnie?

Wchodzimy na filozoficzny, egzystencjalny poziom dyskusji, bo samotność człowieka wśród ludzi dotyczy nie tylko żałoby. Z jednej strony jesteśmy stadem, jesteśmy częścią społeczeństwa, rodziny, grona przyjaciół i żyjemy we wspólnocie, w której ważne są relacje z ludźmi. Z drugiej strony każdy z nas jest sam ze sobą w swojej głowie i to są równoległe poziomy bycia człowiekiem. Dotyczy to także żałoby. Możemy się dzielić doświadczeniem straty z innymi i to jest bardzo pomocne, gdy rozmawiamy z osobami, które doświadczyły podobnych przeżyć. W tym widzę ogromną siłę grup wsparcia. Jednak pewien poziom żałoby jest niewytłumaczalny, trudny do przekazania, dlatego, gdy chcemy wspierać osobę po stracie nie powinniśmy mówić „wiem, jak się czujesz”, bo nigdy tak do końca tego nie wiemy…

Spotkałam się ze stwierdzeniem, że podawanie leków psychotropowych osobom w żałobie nie pozwala im domknąć emocji związanych ze śmiercią bliskich. Z drugiej strony wydaje mi się, że odmawianie im leczenia byłoby okrucieństwem. Jakie masz doświadczenie związane ze wsparciem farmakologicznym w czasie żałoby?

Nie można generalizować – leki tak lub leki nie, bo to bardzo zależy od indywidualnego przypadku. Po stracie często jest cały ogrom spraw do załatwienia, zadań do realizacji i to wymaga energii, logicznego myślenia. W tym czasie leki mogą być pomocne w odnajdywaniu stabilizacji, ale z drugiej strony nie rozwiązują nic długofalowo. Nie ma leku na żałobę! W którymś momencie i tak przyjdzie moment, w którym trzeba będzie się zmierzyć z żałobą.

Co dobrego może spotkać człowieka, który dopuści i oswoi temat śmierci w swoim życiu? Czy oswojenie śmierci w ogóle jest możliwe?

Wielu ludzi boi się rozmów o śmierci, ale ci, którzy otwierają się na ten temat twierdzą, że świadomość przemijania może wnieść ogromną wartość do życia. Myślenie o śmierci jest dużo bardziej myśleniem o życiu, bo uświadamia nam, że nasz czas na tej planecie jest ograniczony. Nie wiemy, na jak długo pojawiliśmy się na świecie. Wtedy otwiera się pytanie: jak chcemy wykorzystać czas, który został nam dany? Jak chcemy spędzić życie? Jakie chcemy mieć relacje? Czy warto trzymać się bezpiecznych warunków, w których wciąż narzekamy, ale nic nie zmieniamy czy jednak otwieramy się na ryzyko? Czy przeciąganie konfliktów z bliskimi jest potrzebne? A może warto znaleźć odwagę i rozwiązać spory? Myślenie o śmierci to konfrontacja z własną śmiertelnością i z faktem, że wszystko mija, a to może prowadzić do bardziej świadomego życia.

Psycholożka Katarzyna Binkiewicz

Od czego zacząć? Gdy pomyślę o tym, że kiedyś w moim życiu zabraknie bliskich, to mam odruch odsuwania tych rozważań i zamykania tematu.

Do konfrontacji z własną śmiertelnością lub śmiertelnością bliskich nie można nikogo zmuszać i będą tacy, którzy ten obszar życia będą wypierać tak długo, jak będzie to możliwe. Tak czy siak życie nas skonfrontuje. Jeśli ktoś chce proaktywnie, z własnej chęci wgłębić się w temat, to jest coraz więcej wartościowych książek, po które warto sięgnąć. Jedną z polecanych przeze mnie lektur jest książka „Porozmawiajmy o śmierci przy kolacji” Michaela Hebb, w której znajduje się instrukcja wyjaśniająca, jak zacząć rozmowy o śmierci z przyjaciółmi, w miłym gronie, przy smacznym posiłku.  Na świecie, w wielu krajach, w tym także w Polsce organizowane są spotkania Death Cafe, w czasie których obce osoby, w kawiarni, spotykają się, by pomówić o przemijaniu. Regularnie organizuję takie spotkania (obecnie online), ogłaszam je na swoim profilu na Facebooku „Sprawy ostateczne”. Fundacja Ludzie i Medycyna wydała też specjalne karty do rozmowy o śmierci.

A jak naturalnie i bez strachu wprowadzać temat śmierci do rozmów z dziećmi?

Ja osobiście nie pracuję z dziećmi, ale w Niemczech kilkoro moich przyjaciół specjalizuje się w pracy z najmłodszymi. W Niemczech zawód towarzysza w żałobie jest coraz popularniejszy i w jego ramach niektórzy mają swoje specjalizacji np. praca z osobami po traumie czy właśnie z dziećmi. Z rozmów z nimi wynika, że dzieci radzą sobie lepiej niż dorośli. Najmłodsi instynktownej obcują ze swoimi emocjami i często w ogóle nie boją się tematu śmierci. Lęku, strachu, blokady przed śmiercią uczymy się w wyniku oddziaływania kultury i edukacji, które sprawy związane z umieraniem trzymają na dystans. Bardzo często dorośli projektują na dzieci swoje własne lęki dotyczące śmierci. Choć nie pracuję z dziećmi, to mogę porozmawiać z opiekunem dziecka, co ułatwia komunikację i wprowadza nową dynamikę w proces żałoby dziecka.

Z dziećmi o śmierci warto rozmawiać prostym, bezpośrednim językiem. Małe dzieci nie rozumieją metafor. Jeśli dorosły powie „Babcia zasnęła”, to dziecku umieranie może mylić się ze snem. W najgorszym przypadku może to wywołać ogromny lęk przed zasypianiem i bezsenność. Kluczowe jest używanie prostego, ale bezpośredniego języka. Niestety wielu dorosłych w ogóle nie potrafi poruszać tego tematu. Nazywanie śmierci po imieniu może paradoksalnie dodać sił i spokoju. Bezpośredniość nie musi być brutalna, można mówić bezpośrednim językiem, ale w sposób spokojny, czuły i wspierający.

Większość ludzi dość szybko uznaje, że żałoba trwa już za długo. Gdy ktoś po pół roku od śmierci wciąż płacze, to otoczenie zaczyna już uznawać, że coś jest nie tak. Społeczna cierpliwość dla stanu żałoby jest bardzo ograniczona. Szokuje mnie, jak małą mamy tolerancję dla przebywania blisko osoby w żałobie

Jak wiele osób pracuje w Polsce podobnie jak Ty? Myślisz, że funkcja towarzysza w żałobie zostanie przez ludzi zrozumiana i doceniona na tyle, by tego typu wsparcie stało się naturalne w czasie przeżywania żałoby?

Z tego, co wiem, to w tej chwili jestem jedyną, profesjonalną towarzyszką w żałobie w Polsce. W Niemczech, gdzie się szkoliłam zawód ten staje się coraz popularniejszy, choć nadal jest to praca niszowa. Bardzo chciałbym, by ten zawód rozwijaj się w Polsce. Dostaję wiele pytań o to, czy nie mogłabym uruchomić szkolenia przygotowującego do bycia towarzyszem w żałobie. Mam taki zamiar, chcę poszerzać swoją wiedzę, by móc ją przekazywać, ale chciałabym także zaprosić do Polski swoich nauczycieli.

Na świecie zawodów powiązanych ze wsparciem osób w żałobie jest więcej. Są też doule umierania, osoby, które pomagają radzić sobie z odchodzeniem bliskiej osoby jeszcze przed śmiercią. Tematu przemijania nie warto sztucznie dzielić na okres przed śmiercią i po. Pracuję także z osobami, które opiekują się bliską osobą w terminalnej fazie choroby i wiedzą, że zostało niewiele czasu. Wtedy już zaczyna się proces żałoby.

Rozpoczęcie pracy w tym zawodzie wymagało ode mnie przełamania wielu swoich lęków. Wiem jednak, że idę w dobrym kierunku, że to ma sens. Oczywiście, do mnie zgłaszają się osoby, które są gotowe na taką niszową pomoc i mają pewną świadomość psychologiczną. Marzy mi się, żeby informacja o wsparciu, jakiego udzielają towarzysze w żałobie była powszechnie znana, choć i tak tylko mała część ludzi będzie potrzebowała pomocy profesjonalnej. Jednak większość przechodzi żałobę samodzielnie, ze wsparciem rodziny i przyjaciół. To nie jest tak, że każdy po stracie potrzebuje towarzysza w żałobie. Uważam jednak, że podstawową wiedzę z zakresu potrzeb osób w żałobie powinien mieć każdy pracownik domu pogrzebowego i tu zauważam duży brak w Polsce.


Jeśli chcesz „wpuścić” temat śmierci do swojego życia, to sięgnij po lektury, które poleca Anja Franczak:

  • Katarzyna Boni „Ganbare! Warsztaty umierania”
  • Aleksandra Kurowska Susdorf „Oswoić śmierć”
  • Mira Marcinów „Bezmatek”
  • Katarzyna Jabłońska „Żyć aż do końca – Instrukcja obsługi choroby”
  • Urszula Kluz-Knopek: „PlayDead.info”
  • Angelika Kuźniak „Soroczka”

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy: