Jak żyjąc w dużym mieście poradzić sobie z nadmiarem bodźców? Tłumaczy psycholog Rafał Siuchliński
Rozmawiamy przez telefon, w tym samym czasie odpisujemy na e-mail, słuchamy muzyki, a przy okazji kątem oka zerkamy na żółty pasek w telewizji informacyjnej. Jak radzić sobie z taką liczbą docierających do nas bodźców? Rozmawiamy z psychologiem Rafałem Siuchlińskim.
Ten problem opisywał już na przełomie XIX i XX wieku niemiecki socjolog George Simmel, który w pracy „Mentalność mieszkańców wielkich miast” wprowadził termin zblazowanie. Mówiąc najogólniej, kryje się za nim obojętność na bogactwo tego, co nas otacza. Informacji, komunikatów, propozycji dostajemy tak wiele, że w pewnym momencie przestają one robić na nas wrażenie.
Tworząc na podstawie tych obserwacji swoją teorię, Simmel zestawiał ze sobą miasto i wieś, uważając, że to pierwsze charakteryzuje się zdecydowanie większą dawką różnych bodźców. Dziś pewnie wygląda to trochę inaczej. Ale cały czas wyjazd na wieś kojarzy nam się ze spokojem i odpoczynkiem: od hałasu i komunikatów, które musimy odbierać z różnych stron. Chyba że w lesie albo na działce mamy wi-fi.
Łatwo można to zaobserwować na przykładzie spaceru, na który wybieramy się w dwóch miejscach – w miejskim parku i w lesie, gdzieś na wsi. O ile w drugim przypadku każda spotkana w leśnej głuszy osoba, na przykład inny spacerowicz, stanowi wydarzenie, to gdy spacerujemy w mieście, jesteśmy tak przyzwyczajeni do obecności innych, że ich pojawianie się w naszym otoczeniu nie robi na nas wrażenia.
Wibracje fantomowe
Powstaje pytanie: czy zawsze stajemy się obojętni na bodźce, na przykład te elektroniczne? Może czasem bywa atak, że stajemy się bardziej czujni? Czy zdarzyło się wam, że w czasie weekendu, gdy służbowy telefon komórkowy powinien milczeć, byliście pewni, że w tle pojawił się sygnał oznaczający, iż dostaliście SMS-a? Czy trzymając komórkę w kieszeni, byliście pewni, że telefon wibruje i ktoś do was dzwoni, a gdy wyjmowaliście go z kieszeni, okazywało się, że… tylko wam się wydawało? Zbiór takich sytuacji został już nazwany zespołem fantomowych wibracji (HPVS – Human Phantom Vibration Syndrome).
– To nie jest tak, że w skład HPVS wchodzą tylko wyimaginowane wibracje telefonu – mówi Rafał Siuchliński. – Często odczuwamy ogromną potrzebę sprawdzenia poczty e-mailowej, wydaje nam się, że gdy nie prześledzimy aktualnych wpisów na portalu społecznościowym, to ominie nas coś ważnego, stajemy się niecierpliwi, uważamy, że musimy przyspieszyć, aby nadążyć, aby nie wypaść z peletonu – tłumaczy psycholog.
Obserwujemy naszych znajomych, współpracowników, szefów, którzy stale czuwają przy skrzynce e-mailowej czy telefonie, i chcemy zachowywać się podobnie, żeby być skutecznym – dodaje ekspert. – To tak zwana teoria lustrzanych neuronów. Patrząc na to, jak telefony i smartfony mocno wkroczyły w nasze życie, jak często używamy ich w pracy, w komunikacji publicznej czy na ulicy, łatwo jest wytłumaczyć naszą chęć naśladownictwa – dodaje psycholog.
Mocni w defensywie
Wśród teorii poświęconych syndromowi fantomowych wibracji można znaleźć też hipotezę, że nasze wyczulenie na sygnały i dźwięki dzwonków w telefonie wiąże się z tym, że żyjemy w hałasie. – Nadmiar dźwiękowych bodźców sprawia, że zaczynamy, nawet podświadomie, obawiać się, że nie usłyszymy i nie zakodujemy ważnego telefonu lub innej istotnej informacji. Stajemy się więc szczególnie wyczuleni na wibrujący telefon czy przychodzący komunikat, nawet wtedy, gdy zwyczajnie go nie dostajemy – tłumaczy Siuchliński.
Jak zatem nie dać się wszystkim tym bodźcom? Kluczem do sukcesu może stać się delikatny dystans do bodźców, które do nas napływają.
Pacjentom często polecam popularną w Ameryce strategię polegającą na zadaniu sobie pytania, czy to, co robię w tej chwili, będzie miało jakiekolwiek znaczenie za rok o tej porze. W ten sposób nabieramy perspektywy i dystansu do bieżących zdarzeń. Wyobraźmy sobie sytuację, w której nie odbieramy telefonu i w ten sposób przechodzi nam koło nosa udział w ciekawym projekcie w pracy. Prawdopodobnie za rok o tej porze ta stracona okazja będzie nam zupełnie obojętna. Mało tego, może za rok będziemy ją widzieć w szerszej perspektywie i dostrzeżemy, że dzięki tamtej niewykorzystanej okazji pojawiło się kilka nowych albo stało się coś innego, dla nas korzystnego. Oczywiście, w ten sposób problemy nie rozwiązują się same, ale my nabieramy do nich dystansu i możemy przekierować swoją energię na coś innego, istotnego, aktualnie ważnego dla nas. Skuteczne może też być zadanie sobie pytania, czy na pewno musimy – używając terminologii sportowej – odbierać wszystkie piłki, które są do nas adresowane. Może lepiej jest wybrać tylko niektóre, a innymi nawet nie zaprzątać sobie głowy?
Na razie nie ma widoków na to, aby bodźców, które do nas docierają, było mniej. Może zatem traktowanie ich jak gości: proszonych lub nieproszonych, mile lub niemile widzianych, jest dobrą strategią, dzięki której można zachować odpowiednie życiowe proporcje i wewnętrzny spokój? Warto przynajmniej próbować.
Polecamy
Michalina: „Czasem fantazjowałam o tym, że rozumiem matematykę. Ale częściej rano wymiotowałam ze strachu”. Czym jest HMA?
„Widok zalanego miasta to trudne doświadczenie”. Od dziecka do seniora – bezpłatne wsparcie psychologiczne dla powodzian
Emetofobia przeszkadza w prowadzeniu normalnego życia
Mizofobia. Jak obsesyjny lęk przed zarazkami kształtuje zachowania?
się ten artykuł?