Przejdź do treści

„Dziś używam masturbacji jako formy pracy z samoświadomością. Jest ważną częścią mojego życia” – mówi Marta Młot, reżyserka filmu „Sama się kocham”

Marta Młot, reżyserka filmu „Sama się kocham” / fot. mat. prasowe
Marta Młot, reżyserka filmu „Sama się kocham” / fot. mat. prasowe
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

– Coraz częściej widzę, że podczas sesji kobiety łączą się ze swoją seksualnością, zwłaszcza kiedy zapraszam je do intuicyjnego ruchu. I dotyku. A kiedy zaczęłam to zauważać, zrozumiałam też, że na taką formę ekspresji nie ma miejsca w mainstreamie – ani w reklamie, ani w filmie, ani serialu. A już na pewno nie w pornografii – mówi Marta Młot, ciałożyczliwa fotografka, reżyserka filmu „Sama się kocham”, który można obejrzeć podczas Post Pxrn Film Festival Warsaw (13-18 czerwca 2023 r.).

 

Marta Szarejko: Czym jest dla ciebie masturbacja?

Marta Młot: Dawaniem sobie przyjemności, ale też formą łączenia się z ciałem. Przez dziesięć lat chodziłam do katolickiej szkoły – całą podstawówkę i gimnazjum, czyli ważne w kontekście rozwijającej się seksualności lata spędziłam w dogmacie winy i wstydu. Do tego zawsze byłam bardzo seksualna, ale nie miałam przestrzeni na rozwijanie swojej ekspresji, tłamszono ją, kiedy byłam nastolatką.

Nie masturbowałaś się?

Przez długi czas nie. Pamiętam, że na szesnaste urodziny koleżanki kupiły mi w ramach żartu wibrator – obrzydliwe dildo, którego nigdy nie użyłam. Nie miałam pojęcia, co mogłabym z nim zrobić, jakim cudem coś takiego miałoby mi sprawiać przyjemność? Mimo iż pierwsze kontakty seksualne miałam już za sobą, zaczęłam życie erotyczne, kiedy miałam czternaście lat. Potem kiedy byłam w związkach, też nie wyobrażałam sobie, że się masturbuję. No bo jak?

Trochę zdrada, trochę nie wiadomo co…

Dokładnie takie miałam myśli. Dlatego moja przygoda z masturbacją zaczęła się bardzo późno, musiałam wykonać dużą pracę z odzyskaniem sfery erotycznej, żeby móc sobie pozwolić na masturbację bez poczucia winy i zawstydzenia. Dziś mogę powiedzieć, że używam masturbacji jako formy pracy z samoświadomością, wchodzeniem w siebie głębiej, rodzaj praktyki uważności, obserwowania nie tylko swojego ciała, ale siebie w ogóle. Jest ważną częścią mojego życia.

Także zawodowego – fotografujesz nagie kobiety.

Od dwóch lat robię nagie zdjęcia, nazywam je ciałożyczliwymi rytuałami fotograficznymi. Najczęściej kobietom. Każda z nich ma inną ekspresję, każdą co innego prowadzi do kontaktu z własnym ciałem, akceptacji siebie. Coraz częściej widzę, że podczas sesji kobiety łączą się ze swoją seksualnością, zwłaszcza kiedy zapraszam je do intuicyjnego ruchu. I dotyku. A kiedy zaczęłam to zauważać, zrozumiałam też, że na taką formę ekspresji nie ma miejsca w mainstreamie – ani w reklamie, ani w filmie, ani serialu. A już na pewno nie w pornografii.

W niej jest miejsce głównie na męską perspektywę.

Drążyłam temat, a jednocześnie wciąż rozwijałam się fotograficznie: zaczęłam robić sesje intymne parom, temat seksu sam zaczął do mnie przychodzić. Czułam, że zdjęcia to dla mnie zbyt wąska forma wizualnej ekspresji, zaczęłam myśleć o zrobieniu filmu o kobiecej sensualności. W tym czasie poznałam Kasię Sałatę: vjkę, aktywistkę, twórczynię filmów dokumentalnych, która opowiedziała mi o Erice Lust, reżyserce, która robi ciałopozytywne porno. Zafascynowało mnie to. Potem spotkałyśmy się z Kasią na Festiwalu Rozkosz, gdzie dowiedziałam się o festiwalu Post Pxrn, który odbywa się w Warszawie. Pomyślałam, że chciałabym, żeby mój film był pokazywany podczas kolejnej edycji festiwalu – powiedziałam o tym Kasi, a ona na to: „Pomogę ci”. Postanowiłam zrobić film dokumentalny, zarejestrować prawdziwą kobiecą ekspresję seksualną. I na początku myślałam o tym, żeby nagrać siebie.

Co się stało z tym pomysłem?

Mój wewnętrzny slut-shaming nie pozwolił mi na taki eksperyment. Kiedyś to zrobię, bo ja bardzo lubię swoją ekspresję seksualną i bardzo lubię się nagrywać. Ale jeszcze nie teraz. Rozpuszczam w sobie ten opór po małym kawałeczku. Na szczęście w samą porę pojawiła się Grubałka.

Natalia Pancewicz – trenerka wokalna, aktywistka.

Spotkałyśmy się już wcześniej przy okazji mojego projektu o kobiecych piersiach. Ale teraz Grubałka powiedziała, że gdybym nikogo innego nie znalazła, to ona może przyjechać – skoro wyraziła otwartość na sesję, pomyślałam: „To ja cię nagram!”.

Podczas masturbacji.

Na tamtym etapie nazywałam ją ekspresją seksualną. Zaproponowałam jej to, na początku była zszokowana, powiedziała, że musi to przemyśleć, pochodzić z tym pomysłem. Tak zrobiła, po czym się zgodziła. Okazało się, że ma zupełnie inny rodzaj ekspresji niż ja. I to było dla mnie niesamowicie ciekawe.

Film „Sama się kocham” składa się z trzech części: krótkiej rozmowy z Grubałką na temat seksualności grubych osób, jej masturbacji i kilku zdań na temat jej wrażeń po nagraniu jej ekspresji.

Ważne wydaje mi się to, co Grubałka mówi na samym początku filmu – nie ma określeń na kobiecą masturbację, mężczyźni mają na swoją mnóstwo. Bardzo mnie to zaskoczyło, stwierdziłam, że tym bardziej trzeba o niej mówić! Często słyszę od klientek, że one nie chcą się dotykać, że chcą mężczyzny. „Chcę, żeby mężczyzna mi to dał” – mówią. Patrzę na nie i pytam: „Jeśli nie ma mężczyzny, to znaczy, że nie masz przyjemności? Nie masz w ogóle seksu? Masz kalejdoskop możliwości i sama je sobie odbierasz”.

Używam masturbacji jako formy pracy z samoświadomością, wchodzeniem w siebie głębiej, rodzaj praktyki uważności, obserwowania nie tylko swojego ciała, ale siebie w ogóle. Jest ważną częścią mojego życia

Widziałam ostatnio film „Rok, w którym zaczęłam się masturbować”, w którym jedna bohaterka mówi do drugiej o waginie: „To park rozrywki, a ciebie to nie obchodzi. Ciało kobiety się na tobie marnuje, powinnaś być facetem!”.

Poza sesjami fotograficznymi robię dla kobiet konsultacje online – nazywam to praktyką ciałożyczliwości. Pracuję z kobietami nad akceptacją ciała. Akurat mam dwie klientki w procesie, które często poruszają wątek seksu. I jedna z nich użyła ostatnio słowa, które budzi we mnie odrazę – samogwałt.

Zapomniałam o nim.

Ja też!

I znów chcę zapomnieć.

Mieści się w nim katolickie wychowanie, pogarda dla kobiet, poczucie winy, kontrola i wstyd. Dziewczyna, która je wypowiedziała, jest z Podkarpacia, na którym masturbacja jest w pewnym sensie zakazana, a kobietę, która się masturbuje, uznaje się za grzeszną i brudną. Wyobraź sobie dziewczynę, która ma rozbuchane libido, więc masturbacji potrzebuje.

Ale za każdym razem czuje się po niej okropnie.

Nawet jeśli potem wyedukuje się, pójdzie na terapię jedną, drugą, zrozumie, jak bardzo takie podejście jest niesprawiedliwe i opresyjne, to i tak to przekonanie w niej będzie. Silnie uwewnętrznione. I potem, kiedy zadaję pytanie: kim jest kobieta, która czerpie przyjemność z seksu? – odpowiedź jest jedna.

Strasznie smutne.

Nie ma edukacji, a bez niej nie ruszymy z miejsca. Możemy się cieszyć z coraz większej ilości oddolnych inicjatyw dotyczących pozytywnej seksualności, ale jeśli systemowo się to nie zmieni, pojawią się kolejne pokolenia młodych ludzi wyedukowanych na mainstreamowym porno. Na własnej skórze doświadczyłam, jak to wygląda: kiedy na lekcjach WDŻ mówiono o budowie pochwy, z klasy wychodzili wszyscy chłopcy, kiedy mówiono o budowie penisa, wychodziły wszystkie dziewczynki. Jaki sens ma taka edukacja?

Wasz film jest o masturbacji, kobiecej przyjemności, ale też o akceptacji własnego ciała.

I o grubości, mimo iż nie na początku to nie był mój zamysł. Ale kiedy okazało się, że główną bohaterką będzie Grubałka, siłą rzeczy film też stał się o tym. Bo ona o tym jest. Mówi i pisze wprost: bycie grubą to duża część mojej tożsamości. Zresztą, bardzo ciekawe wydało mi się to, że ona najpierw zaakceptowała swoją seksualność, dopiero potem swoją grubość.

Zwykle jest odwrotnie?

Dziewczyny zwykle zaczynają akceptować swoje ciała, a dopiero potem seksualność. Podobny wytrych wykorzystuję podczas konsultacji z dziewczynami, tylko robię to przez dotyk intuicyjny, nie erotyczny. Mówię: „Pomasuj się po brzuchu, zobacz, jaką masz miłą skórę”. I kobiety są zdziwione, mówią: „Nie myślałam, że mogę dotykać części ciała, której tak nienawidzę i czuć przyjemność. Więc może przestanę je katować i zacznę się cieszyć z tego, że jest dla mnie źródłem radości?”.

Dla mężczyzn to może być wybuch, kosmos! „Jak to? Ona ma orgazm? Przecież nie ma penisa w środku!”. (...) Dlatego polecam nasz film wszystkim mężczyznom jako instruktaż: jak dotykać partnerkę, żeby miała z tego przyjemność

Mam wrażenie, że ze słowem gruba jest tak, jak ze słowem stara – w którymś momencie stały się potwornie obraźliwe, zaczęliśmy używać dziwacznych synonimów, żeby tylko je ominąć.

Obfita, puszysta, tęga – grube osoby często odrzucają takie słowa, chcą, żeby je nazywać grubymi. Oczywiście nie wszystkie, nawet w ciałopozytywnym środowisku są takie, które na to słowo się nie godzą. Słowo gruby nabrało pejoratywnego znaczenia przez powszechną u nas fatfobię. Gruby znaczy chory, brzydki, gorszy, leniwy – stereotypy dotyczące osób niemieszczących się w estetycznym kanonie są potworne.

Zwłaszcza jeśli chodzi o kobiety.

Tymczasem zdarza się, że grubość w przypadku kobiet łączy się z jakąś zmianą w ich życiu: ciążą, chorobą albo innym trudnym doświadczeniem. Zaczęły przybierać na wadze i jednocześnie tracić połączenie ze swoją seksualnością, ponieważ wpojono im, że seksowne ciało musi wyglądać w konkretny sposób. Z perspektywy fotografki widzę, że różnie sobie z tym radzą: podczas sesji niektóre są gotowe, żeby rozebrać się przed obiektywem i nie pozować. Inne potrzebują ładnej bielizny i póz, które znają ze zdjęć aktorek i modelek – chcą być sfotografowane klasycznie. Obie ścieżki są w porządku, po prostu każdy potrzebuje czegoś innego.

Takie zdjęcia wymagają odwagi?

Odwagi wymaga zobaczenie siebie na takich zdjęciach. Patrzysz na siebie bez wciągniętego brzucha, retuszu, w naturalnej pozie. Rzadko robimy to na co dzień. To konfrontacja z prawdą, niektóre dziewczyny są na nią gotowe, inne nie.

Czy wasz film jest głównie dla kobiet?

Nie, absolutnie, dla mężczyzn też! Dla nich to może być zresztą bardzo odkrywcze: zobaczyć, jak kobieta daje sobie przyjemność. Nie ma wytrysku, nie ma wydepilowanej cipki, nie ma gigantycznego dilda, nie rzuca się po pokoju, nie jęczy wniebogłosy, nie przybiera dziwacznych póz. Za to ma przyjemność z seksu. I w ogóle nie potrzebuje do tego penetracji.

Było to dla mnie tak naturalne, że nawet nie zwróciłam uwagi!

Dla mężczyzn to może być wybuch, kosmos! „Jak to? Ona ma orgazm? Przecież nie ma penisa w środku!”. A przecież badania pokazują, że ponad 80 proc. kobiet nie ma orgazmu bez dodatkowej stymulacji łechtaczki. Dlatego polecam nasz film wszystkim mężczyznom jako instruktaż: jak dotykać partnerkę, żeby miała z tego przyjemność. I dać jej radość bez penetracji.

"Sama się kocham" plakat

"Sama się kocham" plakat

SAMA SIĘ KOCHAM, reż. Marta Młot
Pokazy premierowe: Post Pxrn Film Festival Warsaw
14, 16 i 18 maja 2023 w kinie Muranów w Warszawie

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy: