Jak wygląda onkologia dziecięca w Polsce? Przepełnione sale, dzieci z chemioterapią na korytarzach, rodzice śpią na podłodze
Niedobór personelu medycznego, przepełnione sale, brak miejsc dla rodziców chorych dzieci, toaleta dwa piętra niżej, prysznic w szatni. Tak wygląda codzienność na dziecięcej onkologii w Polsce. „- A i tak wszyscy mówią, że w tym kraju, jak mieć raka to lepiej jako dziecko, bo u dorosłych jest jeszcze gorzej – mówi moja przyjaciółka”, pisze dziennikarka Natalia Waloch.
Onkologia w Polsce
Każdego roku w Polsce diagnozuje się około 1300 przypadków chorób nowotworowych u dzieci. Przy czym Najwyższa Izba Kontroli alarmuje, że do 2025 r. ogólna zachorowalność na nowotwory wzrośnie i stanie się główną przyczyną zgonów. Polski pacjent nie może wciąż korzystać z porównywalnych do krajów zachodniej Europy opcji terapeutycznych, nowoczesnych urządzeń i technologii czy leków.
Co w takiej sytuacji polska onkologia ma do zaoferowania chorym dzieciom? 18 ośrodków onkologii i hematologii dziecięcej. Z reguły po jednym na województwo, z małym wyjątkiem w dwóch województwach z najmniejszą i w dwóch z największą liczbą mieszkańców. Większość rodziców z dziećmi musi więc dojeżdżać na leczenie wiele kilometrów od miejscowości swojego zamieszkania. Jednak nie to wydaje się najgorsze.
Leczenie na oddziale onkologii dziecięcej
Dramat onkologii dziecięcej w Polsce opisała na swoim profilu na Facebooku, na prośbę przyjaciółki, dziennikarka Natalia Waloch.
Ostatni rok moja przyjaciółka i jej mąż spędzili ze swoim kilkuletnim synem na różnych oddziałach onkologicznych. Dotąd było to jej prywatne, bardzo trudne i intymne doświadczenie, ale po występie Joanny Lichockiej poprosiła mnie, żebym w jej imieniu napisała kilka rzeczy.
Zdjęcie pochodzi z Instytutu Matki i Dziecka w Warszawie. Przyjeżdżają tu dzieci z całej Polski, bo jest to oddział specjalistyczny (guzy lite kości i tkanek miękkich) ze światowej klasy specjalistami
-pisze dziennikarka.
Jak wygląda codzienność rodziców dzieci chorujących na nowotwór?
Miejsc na oddziale jest kilkanaście, dzieci z chemią często leżą na korytarzu. – Nikt nie marudzi, bo specjaliści są tu znakomici. Każdy zagryza zęby, bo wie, że te warunki to nie wina szpitala – mówi moja przyjaciółka.
W salach dla chorych jest tak ciasno, że nawet nie ma miejsca na walizkę. Sala na zdjęciu to pokój dla najmłodszych dzieci oraz dzieci w trakcie diagnoz. Jest tu pięć łóżek, wszystkie zawsze są pełne. Przy każdym dziecku rodzic. W sumie 10 osób na maleńkiej powierzchni.
Toaleta dla rodziców jest dwa piętra niżej, w publicznej przestrzeni. Jak rodzic chce się wysikać, musi zostawić dziecko samo. Kiedy moja przyjaciółka była tam z synem, najmłodszy pacjent miał 8 miesięcy. Naprawdę trudno jest zostawić niemowlę w trakcie chemii nawet na 10 minut. Ale najlepszy rodzic musi czasem iść do toalety, więc gna przez korytarze i trzyma kciuki, żeby nie było kolejki, niczego, co przedłuży nieobecność przy łóżku.
Prysznic dla rodziców jest w szatni dla pracowników, co pewnie nie ułatwia życia ani pracownikom, ani kąpiącym się rodzicom
– opisuje Waloch.
Ostatni rok moja przyjaciółka i jej mąż spędzili ze swoim kilkuletnim synem na różnych oddziałach onkologicznych. Dotąd…
Gepostet von Natalia Waloch am Dienstag, 18. Februar 2020
Brak personelu medycznego
To jednak nie koniec problemów. Szacuje się, że w Polsce brakuje od 30 do 50 tys. lekarzy i ok. 8 tys. pielęgniarek. Wskaźnik praktykujących lekarzy w Polsce wynosi 2,4 na 1000 mieszkańców. Wobec średniej unijnej (3,7 na 1000 mieszkańców) wypadamy w tym rankingu bardzo słabo. Dodatkowo większość specjalistów w naszym kraju jest w wieku przedemerytalnym, a młodzi rzadko wybierają specjalizację onkologiczną. Ponadto wielu młodych po studiach medycznych wyjeżdża za granicę, gdzie mogą pracować krócej i za większe pieniądze. I koło się zamyka.
W Przylądku Nadziei, pięknym wielkim szpitalu ze wszelkimi wygodami, brakuje lekarzy do leczenia dzieci.
Z kolei w Bydgoszczy w Szpitalu Uniwersyteckim (!) im. Jurasza brakuje pielęgniarek, bo szpital ma taką politykę, że ich pielęgniarki zarabiają jedną z niższych stawek w regionie.
Stąd w czasie rekrutacji udało się zatrudnić jedynie siostry zakonne. Jednocześnie w tej samej Bydgoszczy jest ileś tam pielęgniarek z Ukrainy, które na pniu wzięłyby posady, ale nostryfikacja dyplomów się w Polsce wlecze i wlecze– dodaje dziennikarka.
Rodzice dzielą się własnymi historiami
Post doczekał się już ponad 35 tys. udostępnień i licznych komentarzy. Większość osób pisze o swoich doświadczeniach z pobytów z dzieckiem w szpitalu. I niestety, na innych oddziałach dziecięcych sytuacja wygląda podobnie. Rodzice śpiący na podłodze w i tak już przepełnionym pokoju, w którym same pielęgniarki nie mają jak się poruszać.
„Pamiętam widok majtek pielęgniarki, która stała nade mną, bo musiała podłączyć kroplówkę dziecku na sąsiednim łóżku”
„Byłam z noworodkiem w szpitalu na Polanki w Gdańsku. Też ciekawie nie było. Brak czajnika, lodówki, do najbliższego baru 20 min, z prysznica leciała lodowata woda (a ja w połogu). Na salę nie można było nawet wnieść nic miękkiego pod pupę (i cięcia czy pęknięcia porodowe), bo bakterie… Szpitale w PL to jakaś masakra”
„To nie z onkologii, ale też „miło”. Łóżeczka dzieci x 4. Miejsca dla rodziców x 2 . Reszta na krzesłach w korytarzu lub wymianki.
Gepostet von Marcin Suchy am Mittwoch, 19. Februar 2020
„Tak jest chyba w każdym szpitalu. Ponad rok temu we Wrocławiu było identycznie, spałam na czymś twardym przykryta wyżebranym kocem, bo trafiliśmy tam z marszu. W Toruniu było o tyle lepiej, że mogłam spać z dzieckiem w jednym łóżku. I fakt, były to tzw. normalne oddziały”
Dramat rozgrywający się w polskich szpitalach tyczy się nie tylko małych pacjentów i ich rodziców. Brak personelu medycznego sprawia, że lekarze i pielęgniarki pracują po godzinach.
„Szpital w Poznaniu styczeń tego roku. Na szczęście my tylko 3 dni, ale niektóre dzieci kilka tygodni. Rodzice muszą być non stop przy dziecku, bo i z ich opieką pielęgniarki mają pełne ręce roboty. Lekarz miał chyba całodobową zmianę. Był po przyjęciu, był pod wieczór, a rano operował! A potem jeszcze czekała na niego przychodnia przy innym szpitalu. To, że Ci ludzie pracują w tych warunkach za takie pieniądze, to cud”
Gepostet von Dorota Wiśniewska am Dienstag, 18. Februar 2020
„Mam własną kolekcję zdjęć. Cudowni lekarze, naprawdę doskonali specjaliści z ogromną empatią i niestety urągające warunki pracy i pobytu chorych. Tak jak na zdjęciu powyżej”
„- A i tak wszyscy mówią, że w tym kraju, jak mieć raka to lepiej jako dziecko, bo u dorosłych jest jeszcze gorzej – mówi moja przyjaciółka” – kończy wpis Waloch.
Polecamy
Nietypowa reakcja na alkohol doprowadziła do diagnozy. „Wystarczył jeden łyk”. Dziś uświadamia innych
„Przez pół roku płakałam w poduszkę – widziałam, że moje dziecko potrzebuje pomocy, ale nikt tego nie zauważa”. Była w „czarnej dziurze”, teraz wyciąga z niej rodziców dzieci z niepełnosprawnością
Księżna Kate spełniła marzenie chorej na raka 16-latki. Ich wspólne zdjęcia chwytają za serce
Były premier twierdzi, że Elżbieta II nie zmarła ze starości. „Wiedziała, że odchodzi”
się ten artykuł?