Przejdź do treści

Joanna Poremba: Od 20 lat żyję z depresją, która długo pozostawała niezdiagnozowana. Dobrze znam to poczucie winy, beznadziei

Joanna Poremba / Archiwum prywatne
Joanna Poremba / Archiwum prywatne
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

– Depresja dotyka wszystkich grup społecznych: bogatych i biednych, singli i tych, którzy mają szczęśliwe życie rodzinne. W procesie zdrowienia zarówno dla chorych, jak i ich bliskich, kluczowe jest aby być przy sobie, zgłosić się po pomoc i pamiętać, że każdy kryzys kiedyś mija – mówi prezeska wspierającej osoby w kryzysie i ich rodziny Fundacji Melancholia Joanna Poremba, prywatnie żona fotografa i portrecisty Jacka Poremby.

 

Marta Krupińska: Z danych NFZ, które cytujecie na Facebooku Fundacji Melancholia wynika, że 1,8 mln Polaków cierpi na depresję. Ale dopuszczenie do siebie myśli, że to coś więcej niż tymczasowy dołek, zgłoszenie się po pomoc i wreszcie właściwa diagnoza nierzadko zajmuje nawet dwa lata. Z czego to wynika?

Joanna Poremba, Fundacja Melancholia: Dane, o których mówisz dotyczą publicznej opieki, która stanowi około 40% rynku, pozostałe 60% to prywatne gabinety psychiatrów i psychoterapeutów.  Słowo „depresja” jest często nadużywane, wydaje nam się, że niby wszystko o niej wiemy. A tak naprawdę świadomość wciąż jest niewielka, zwłaszcza, jeśli nie spotkaliśmy się z tym problemem bezpośrednio. Dlatego uważam, że wciąż trzeba o tym mówić dużo i wszędzie. Profilaktyka i edukacja pozwalają wyłapywać te przypadki wcześniej i wtedy leczenie jest skuteczniejsze. Taki też jest jeden z głównych celów naszej Fundacji. Chcemy oswajać i przybliżać ten temat, zwłaszcza, że wciąż towarzyszy mu silna stygmatyzacja i poczucie wstydu. Nie wstydzimy się cukrzycy czy złamanej nogi, a do depresji wciąż dużo trudniej nam się przyznać, boimy się, że inni uznają nas za wariatów, chorych psychicznie. Dlatego rozmawiamy z osobami znanymi, opiniotwórczymi. Wśród nich są Magda Umer, Agnieszka Glińska czy Jacek Bończyk. Na naszej stronie melancholia.org.pl i w mediach społecznościowych Fundacji dzielą się swoją historią choroby, mówią o niej bardzo szczerze, bez tabu.

Osoby nieświadome swojej choroby wypierają te sygnały, powtarzają sobie: jeszcze trochę, wytrzymam, jeszcze wyślę jednego maila. Aż dochodzi do momentu, że pękają, nie dają już rady. Ciało odmawia posłuszeństwa, wstanie z łóżka wymaga ogromnej siły i determinacji, nie wspominając o innych, bardziej 'zaawansowanych' aktywnościach

W ten sposób obalacie też jeden z mitów, że depresja to choroba ludzi, którym nie udało się w życiu, bo przecież sukces nie idzie w parze z depresją. A w rzeczywistości dotyczy ona wszystkich grup społecznych: bogatych i biednych, singli i tych, którzy mają szczęśliwe życie rodzinne.

Tak, w pewnym sensie depresja jest demokratyczna. I bardzo indywidualna, bo bierze się z różnych czynników. Bardzo często dotyka perfekcjonistów. Problem pojawia się, gdy są oni tak skupieni na celach, które chcą osiągnąć, że przestają czerpać jakąkolwiek przyjemność ze stanu obecnego. To taki stan wyłączenia, bycia obok, gdy nie jest się do końca sobą. Towarzyszy mu często dekoncentracja, przemęczenie, uczucie zajechania, zaburzenia rytmu snu, które dodatkowo potęgują to zmęczenie. Osoby nieświadome swojej choroby wypierają te sygnały, powtarzają sobie: jeszcze trochę, wytrzymam, jeszcze wyślę jednego maila. Aż dochodzi do momentu, że pękają, nie dają już rady. Ciało odmawia posłuszeństwa, wstanie z łóżka wymaga ogromnej siły i determinacji, nie wspominając o innych, bardziej „zaawansowanych” aktywnościach.

Tak było też w twoim przypadku?

Od 20 lat żyję z depresją, która długo pozostawała niezdiagnozowana. Dobrze znam to poczucie winy, beznadziei, wrażenie, że jestem do niczego, nie nadaję się. Proces leczenia wymaga wiele cierpliwości i czasu, tu nie ma drogi na skróty. Właściwie dobrane leki sprawiają, że zaczynasz czuć się lepiej, ale działają tak długo, jak się je przyjmuje. Wiem też, że depresja powraca. Jeśli nie dojdzie się do sedna, nie przepracuje się z terapeutą tego, co się pod nią kryje, można ją zaleczyć, ale w gorszym momencie znów uderzy. To proces, który może trwać latami, składający się z chorowania, zdrowienia, nawrotów i tak w kółko. Dlatego sama staram się zapobiegać, a nie zaleczać, jak to było wcześniej. Nie doprowadzać do stanu, gdy jest już bardzo źle, tylko działać prewencyjnie, gdy mam dobre samopoczucie. Staram się być czujną na dobrze mi znane sygnały z ciała. Już wiem, że nie mogę pracować 18 godzin na dobę wiele dni z rzędu, że muszę dbać o wypoczynek. Pomaga mi regularna praktyka uważności, joga, medytacja. Taka czułość i uważność na siebie, często nadużywane, ale dla mnie to oznacza moment zatrzymania się, skupienia uwagi na sobie, na tym, czego mi dziś potrzeba, nie wymagania od siebie zbyt wiele.

Joanna Okuniewska

Przez 6 lat cierpiałam na bezsenność, brałam tabletkę wieczorem, żeby spać, a rano, żeby wstać. Dziś, gdy czuję zmęczenie, odcinam się towarzysko, wiem, że po prostu muszę odpocząć i zająć się sobą. Nie zawsze mi się to udaje, jestem w procesie, ale skupiam się na tym co dla mnie dobre, nie na brakach. Gdy włącza mi się wewnętrzny krytyk, mówię do niego, żeby oddalił się szybkim krokiem. Ponadto, jestem tzw. osobą wysoko wrażliwą, męczy mnie wszelki nadmiar bodźców, hałas, brak lub nadmiar oświetlenia, potrzebuję się wyciszyć. Wiedzą o tym moi bliscy. Zdarzają się zabawne sytuacje, np. gdy wracam wieczorem do domu, leci głośna muzyka i od wejścia słyszę, jak mój mąż woła: już ściszam!

No właśnie, wspomniałaś o rodzinie, która ma niebagatelny wpływ na stan osoby z depresją. Wsparcie bliskich jest nieocenione, ale zdarza się, że nawet mając dobre chęci, nieświadomie ranią chorego albo nie potrafią z nim rozmawiać.

To też bierze się często ze stereotypów, np. że depresja to przykrywka dla lenistwa. Nie rozumiemy, że to coś więcej niż chandra, złe samopoczucie, chwilowy dołek. Ale osobie chorej na pewno nie pomoże powiedzenie: weź się w garść, moje „ulubione” „w d… ci się poprzewracało”, czy „daj spokój, inni mają gorzej”. Wsparciem może być mały gest, krótkie zdanie: „nie wiem, przez co przechodzisz, ale jestem przy tobie, jesteś dla mnie ważny, pamiętaj, że każdy kryzys mija, nie oceniam cię”. Warto zapytać, czego ta osoba potrzebuje, zaoferować pomoc. Psychiatrzy odradzają wyręczanie chorych, ale czasem nawet banalna codzienna czynność, jak zakupy ich przerasta. Warto motywować i stopniowo podnosić poprzeczkę, gdy stan się polepsza. Czasem wystarczy pobyć razem, powiedzieć: nie musimy rozmawiać, po prostu posiedzę z tobą. Ja mam ogromne szczęście, bo w moim procesie zdrowienia bardzo dużą rolę odegrał mój mąż. Wychwytywał u mnie te sygnały, których ja nie chciałam widzieć, wypierałam je, a on sugerował, że warto byłoby zgłosić się po pomoc.

Głowa nigdy nie jest odłączona od ciała. I gdy mózg sobie nie radzi, to właśnie ciało zaczyna chorować. Chodzi się więc po różnych lekarzach, robi się szereg badań, z których nic nie wynika. Tak było też w moim przypadku

Tak jak mówisz, czasem to właśnie rodzina zauważa, że z bliskim coś się dzieje i że potrzebuje pomocy, ale zdarza się, że chory skutecznie się maskuje, udaje, że wszystko jest ok.

Czasem widzimy swoich bliskich „bez życia”, zanurzonych w smutku.  To kolejny stereotyp , że osoba z depresją jest zawsze smutna i apatyczna. Depresja może się manifestować w bardzo różny sposób. U niektórych depresja to może być nadpobudliwość, nadaktywność jako ucieczka, odcięcie, brak kontaktu ze swoimi emocjami. Ponadto, depresja kryje się pod różnymi postaciami chorób, zachowań autodestrukcyjnych i dolegliwości psychosomatycznych: zaburzeń snu, łaknienia czy nawet chorób autoimmunologicznych, które często zdarza nam się bagatelizować, aż stają się na tyle poważne, że dotkliwie uprzykrzają nam życie. To są tzw. maski depresji. Głowa nigdy nie jest odłączona od ciała. I gdy mózg sobie nie radzi, to właśnie ciało zaczyna chorować. Chodzi się więc po różnych lekarzach, robi się szereg badań, z których nic nie wynika. Tak było też w moim przypadku. Przez lata cierpiałam na silne bóle kręgosłupa i potworne bóle głowy. Miałam to szczęście, że trafiłam na świetnego neurologa, który zasugerował mi wizytę u psychiatry. Ale to był dopiero początek mojej długiej drogi.

23 lutego to Międzynarodowy Dzień Walki z Depresją. Nasza rozmowa zbiega się też w czasie z pierwszymi urodzinami Fundacji. Opowiedz trochę o Waszych dotychczasowych działaniach i planach na przyszłość.

W ramach projektu Miasta Stołecznego Warszawy „Dajemy wsparcie” zorganizowaliśmy warsztaty dla nauczycieli, na temat tego, jak wspomagać młodzież doświadczającą kryzysu psychicznego. Bardzo zależy nam, aby w naszych działaniach dotrzeć do dzieci i młodzieży, bo dzięki edukacji od najmłodszych lat, mają oni szansę być dobrze przygotowani do życia. Nieustannie mówimy o profilaktyce i dbaniu o zdrowie psychiczne. Organizujemy też webinaria, jak wspierać bliskich w depresji, a przy tym wszystkim nie zapomnieć o sobie. Naszą misją jest też wsparcie w szukaniu pomocy. Codziennie dostaję kilka wiadomości z prośbą o pomoc. Niezwykle istotne jest dla mnie, jeśli ktoś, czytając nasze wywiady, stwierdzi, że może objawy, które ma, to depresja i dzięki temu zgłosi się po pomoc. Te wiadomości cieszą nas najbardziej. Jest wiele do zrobienia w tej kwestii,  fundacja nie dysponuje grupą specjalistów, którzy udzielają pomocy, ale wskazuje ośrodki, w których taką pomoc można otrzymać, są to Centra Zdrowia Psychicznego, które mają zapewnić pomoc osobie w kryzysie w ciągu maksymalnie 72 godzin. Na stronie https://czp.org.pl można sprawdzić, gdzie w naszej okolicy znajduje się taki ośrodek.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy: