Przejdź do treści

„Nie jest łatwo wejść do gabinetu i powiedzieć: Jestem po gwałcie”. O życiu po nadużyciach seksualnych rozmawiamy z psycholożką Anną Alończyk

na zdjęciu: przytulająca się smutna para, tekst o życiu intymnym po nadużyciach seksulanych /fot. Unsplash
„Nie jest łatwo wejść do gabinetu i powiedzieć: Jestem po gwałcie” /fot. Unsplash
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

– Czasem od ofiar słyszę: „Mogłam tamtędy nie pójść”. Odpowiadam: „To myślenie na zasadzie: gdybym wiedział, że się przewrócę, to bym usiadł” – wyjaśnia psycholożka mgr Anna Alończyk, z którą rozmawiamy o tym, jak odbudować życie intymne po nadużyciach seksualnych.

 

Ewa Podsiadły-Natorska: Często do pani gabinetu trafiają kobiety po takich doświadczeniach?

Anna Alończyk: To bardzo ważne pytanie. Bezpośrednio nigdy nie miałam takiej sytuacji, że kobieta do mnie przyszła i powiedziała: „Jestem po gwałcie lub molestowaniu seksualnym”. Na jaw wychodziło to w trakcie terapii, ponieważ ofiara przemocy seksualnej czuje się upokorzona. Dotyczy to obu płci, bo w gabinecie miałam również mężczyzn, którzy w trakcie terapii przyznawali mi się, że zostali wykorzystani seksualnie. Łącznie z tym, że te osoby zostały wykorzystane seksualnie przez swoich rodziców. Temat jest bardzo trudny; nie jest łatwo wejść do gabinetu i z marszu powiedzieć: „Przeżyłam_em molestowanie seksualne” czy „Jestem po gwałcie”, dlatego bardzo często te osoby zgłaszają się na terapię pod innym pretekstem.

Z czym przychodzą?

Np. doświadczają mobbingu w pracy, mają stany depresyjne albo trudności w małżeństwie. Zdarza się, że są to osoby uzależnione i w trakcie terapii okazuje się, że podłożem tego wszystkiego jest przemoc seksualna. Ofiary nadużyć seksualnych bardzo często nie tylko wycofują się z życia intymnego, ale w ogóle z życia. Popadają w lęki. W przekonanie, że są czemuś winne. Boją się wychodzić wieczorem z domu, pojawiać się w miejscach, gdzie jest dużo ludzi.

Anna Alończyk /fot. archiwum prywatne

Anna Alończyk /fot. archiwum prywatne

Możemy postawić tezę, że nadużycie seksualne to zawsze jest trauma?

Oczywiście. To jest trauma bardzo poważna. Niektóre ofiary przestępstwa w ochronie samych siebie bagatelizują to, co się wydarzyło, ale to nie znaczy, że pozbyły się traumatycznego doświadczenia i ono nie rzutuje na różne sfery życia. Ofiara bardzo często mówi „nic się nie stało”. Zachowuje się podobnie jak kaczka, która wychodzi ze stawu i otrząsa się z wody. Próbuje żyć „normalnie”. Ale tak się nie da, bo zaczynają się z nią dziać różne dziwne rzeczy. Sposób bycia się zmienia. Ofiary przemocy mogą jednak przez długi czas tego nie dostrzegać – łącznie z tym, że nieświadomie zaczynają ubierać się zupełnie inaczej.

Do tego stopnia?

Tak. Ubierają się np. jak dzieci, niewinnie, bo dziecka „nie powinno się dotykać”. Chronią się, wybierając sobie miejsca według nich bezpieczne. Wybierają też osoby, ze strony których ich zdaniem nic im nie zagraża. Często zupełnie wycofują się z życia seksualnego albo w drugą stronę popadają w kompulsje związane z zachowaniami seksualnymi.

Powrót do „normalności” to przede wszystkim uświadomienie sobie, kto w tej sytuacji był zły, kto zawinił. Następnie należy odbudować poczucie własnej wartości poprzez pokazywanie ofierze, co ma w sobie wartościowego – bo każdy coś ma

Bezdyskusyjne jest to, że takie doświadczenia mają ogromny wpływ na sferę seksualną. Czy po takich przeżyciach powrót do udanego życia intymnego jest możliwy?

Tak, jest możliwy. Terapia działa w ten sposób, że trudne sytuacje z życia zostają przepracowane, co pomaga wyjść na prostą. Terapeuta jest też osobą, która pokazuje, jakie stanowisko zajęła ofiara wobec tego, co ją spotkało. Osoby z takimi doświadczeniami bardzo często uważają, że są winne. Rolą terapeuty jest pokazanie: „Zobacz, nic nie mogłaś_eś zrobić”. Dotyczy to zwłaszcza molestowań w dzieciństwie. Czasem od ofiar słyszę: „Mogłam tamtędy nie pójść”. Odpowiadam: „To myślenie na zasadzie: gdybym wiedział, że się przewrócę, to bym usiadł”. To jest coś, co trzeba wytłumaczyć. Pokazać właściwą perspektywę. Chodzi o to, aby ofiara poczuła, że jest niewinna; gdy w końcu opada poczucie winy, ofiara patrzy na zdarzenie i na siebie z zupełnie innej perspektywy. Nabiera do siebie większego szacunku. Zaczyna czuć, że to ona jest osobą, która była bezbronna, która została wykorzystana, a to druga osoba jest stroną, która ją skrzywdziła. Natężenie dramatu zaczyna się zmniejszać i ofiara pomału zaczyna czuć, że ma prawo do życia. Takie osoby z czasem zakładają rodziny, mają udane życie seksualne. Wszystko wraca do normy.

Nasuwa się pytanie, czy można do takiego momentu dojść samemu. Bez terapii.

Powiem tak: jeżeli ofiara uświadomi sobie, że to ona została skrzywdzona, a nie, że ona jest winna, to bardzo możliwe, że się uda. Moim zdaniem jednak lepiej porozmawiać ze specjalistą, bo nie wiadomo, w którym kierunku własne myśli i działania mogą pójść. Jest duży procent ludzi, którzy potrafią sobie poradzić bez pomocy terapeutycznej, ponieważ mają wsparcie ze strony bliskich osób i potrafią odreagować zło, ale gdy nie ma się pewności, co myśleć, czuć, jak się zachowywać ani jak ocenić sytuację, warto udać się do specjalisty. Zresztą według mnie z terapeutą dobrze jest porozmawiać zawsze, nawet gdy się ma tę pewność.

Pamiętam, gdy dla naszego portalu przeprowadzałam rozmowę z Joanną Piotrowską, prezeską Feminoteki; usłyszałam od niej, że gwałciciel to nie jest wyskakujący z krzaków zboczeniec.

Tak, to mit. Ofiary gwałtu bardzo często znają sprawcę; gwałciciel zwykle upatruje sobie ofiarę. Sprawdza ją. Szuka przekonania, że nie pójdzie na policję, nikomu o tym nie powie, że będzie bezbronna, nie będzie krzyczała itp. Całkowicie zgadzam się z panią prezes. Gwałciciel wcale nie wyskakuje z krzaków, choć to się zdarza, ale bardzo często sprawcy to osoby ofierze dobrze znane.

Dochodzimy do gwałtu małżeńskiego.

Pokutuje stereotyp, że seks jest małżeńską powinnością. A współżycie ma być przyjemnością! Czymś, czego chcą obie strony. Powinność interpretowana jako przymus – co niestety ma miejsce w naszym społeczeństwie – to coś, z czym absolutnie się nie zgadzam. Przecież gdy jedna ze stron się na coś nie zgadza, a druga to na niej wymusza, mówimy o przemocy. Przestańmy mówić, że „ona musi, bo jest moją żoną”. Każda religia uczy tego, że seks ma być czymś dobrowolnym, ma wypływać z miłości, a nie z przymusu. Obie strony powinny tego chcieć. A jeśli ona czy on nie chcą współżyć, źle się czują, mają jakieś problemy przeszkadzające w zbliżeniu, to należy usiąść i ze sobą porozmawiać. O tym trzeba zacząć mówić głośno: każdy wymuszony seks jest gwałtem.

Ofiary nadużyć seksualnych bardzo często nie tylko wycofują się z życia intymnego, ale w ogóle z życia. Popadają w lęki. W przekonanie, że są czemuś winne

Po nadużyciach seksualnych poczucie własnej wartości jest zachwiane. Podobnie zaufanie do innych osób. Jaką pracę trzeba wówczas wykonać?

Ofiara musi poszukać odpowiedzi na pytanie, kto jest winny. „Poszłam w nieodpowiednie miejsce”, „Gdybym krzyknął…”, „Gdybym wtedy zareagowała…” to zły schemat myślenia. Musimy sobie uświadomić jedną rzecz. Trauma działa tak, że w przypadku jakiejkolwiek formy napaści jedne osoby krzyczą, a drugie są sparaliżowane, nie są w stanie wydobyć z siebie słowa. Ofierze gwałtu czy innego nadużycia seksualnego trzeba to wytłumaczyć. To są normalne ludzkie reakcje. „Nie byłaś w stanie, sparaliżował cię strach, dlatego nic nie zrobiłaś”. Nie możemy mieć pretensji do natury, jaką zostaliśmy obdarzeni. Trzeba to przyswoić i zaakceptować.

Powrót do „normalności” to przede wszystkim uświadomienie sobie, kto w tej sytuacji był zły, kto zawinił. Następnie należy odbudować poczucie własnej wartości poprzez pokazywanie ofierze, co ma w sobie wartościowego – bo każdy coś ma. Na tym trzeba budować przekonanie, że ta osoba na swoich mocnych stronach może stworzyć coś dobrego. Chodzi o to, żeby ofiara nadużycia zaczęła samą siebie kochać bez względu na to, czy to jest kobieta, czy mężczyzna. Żeby zaczęła o siebie dbać, sprawiać sobie przyjemności. Przypomniała sobie o swoich marzeniach i znowu zechciała je zrealizować. W ten sposób małymi krokami wychodzi się z traumy.

Myślę, że bardzo ważne jest też to, aby ofiara uświadomiła sobie, że jeśli np. zaznała krzywdy ze strony jednego mężczyzny, to nie znaczy, że wszyscy mężczyźni są źli.

Oczywiście! Trzeba dawać pozytywne przykłady, pokazywać, że są małżeństwa, które żyją ze sobą latami, szanują się. Szukać takich pozytywnych wzorców w rodzinie czy wśród sąsiadów. To często po prostu widać.

 


Mgr Anna Alończyk – psycholożka, psychoterapeutka. Pracuje w nurcie poznawczo-behawioralnym. Certyfikowana psychoterapeutka uzależnień. Związana z kliniką PsychoMedic.pl.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy: