Przejdź do treści

„Rak sprawił, że zwolniłam swój wewnętrzny motorek, choć znajomi mówią, że mam teraz więcej energii, niż kiedyś” – mówi psycholog Monika Włodarczyk, mająca za sobą raka piersi i mastektomię

Monika Włodarczyk. Zdj: archiwum prywatne
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

– Choroba nowotworowa jest listem miłosnym do człowieka, żeby z samoakceptacją zastanowił się jak może żyć lepiej i pełniej. Myślę, że dotyczy to wszystkich chorób o przewlekłym charakterze – uważa Monika Włodarczyk, psycholog i doradca zawodowy z Krakowa.

Jolanta Pawnik: Jaka była twoja droga do diagnozy?

Monika Włodarczyk: Od jakiegoś czasu czułam, że coś jest ze mną nie tak. Dotykałam jednego miejsca na piersi i czułam kłucie pod palcami, ale na USG wszystko było w porządku. To uspokoiło mnie do momentu,  aż wciągnęło mi brodawkę. Wtedy wszystko nabrało tempa, chociaż miałam wrażenie, że to trwa wieczność.

Wyobrażałam sobie, byłam wręcz przekonana, że  będzie to oszczędzająca operacja bez wycinania węzłów, a potem od razu wrócę na rynek pracy. Tymczasem miałam trzy guzy, największy miał ok. dwóch centymetrów. Chirurg zaproponował mastektomię i od razu implant. Nie było jeszcze wtedy mowy o radioterapii, która mogłaby być pytajnikiem przy podejmowaniu tej decyzji. Na początku uważałam, że nowa pierś nie jest mi do niczego potrzebna. Teraz jestem bardzo wdzięczna lekarzom, że namówili mnie na implant.

Jak zareagowałaś na diagnozę i zaproponowane leczenie? Czy jako psychologowi było ci łatwiej?

Najpierw był szok, strach i płacz. Pozwalałam sobie na to, bo tylko tak wyrzucałam z siebie strach i złe emocje. Potem zaczęłam traktować wszystko to, co mnie spotkało, jako projekt.

Jeszcze przed chorobą wiele swoich problemów przepracowywałam wykorzystując racjonalną terapię zachowania. Jej autorem jest Maxie Clarence Maultsby, który zaobserwował, że nasze zachowania i emocje są odpowiedzią na to, jak myślimy, a z czego nie zdajemy sobie sprawy. Nie przywiązujemy wagi do tego w jaki sposób przebiega nasze myślenia, jakich słów używamy. Na podstawie swoich doświadczeń z pacjentami ten lekarz psychiatra stworzył  metodę terapeutyczną, która opiera się o założenia z psychologii poznawczo – behawioralnej, m.in. na tym, że nasze emocje i zachowania wywodzą się z naszych myśli i przekonań,  czyli tego wszystkiego, co tworzymy w swoich głowach.

Jaki zatem tor myślowy powinno się uruchomić mając do przepracowania taką diagnozę jak twoja?

U mnie, podobnie jak u wielu osób w podobnej sytuacji w pierwszym momencie najbardziej oczywistą  myślą była ta o śmierci. Według racjonalnej terapii zachowania taką myśl stwierdzenie skanuje się przez pięć pytań. Kiedy odpowiemy sobie pozytywnie na trzy z nich, oznacza to, że jest zdrowa. W racjonalnej terapii zachowania chodzi o to, żeby nasze myślenie było zdrowe.

Monika Włodarczyk. Zdj: archiwum prywatne

Jakie pytania sobie zadałaś?

Najpierw zapytałam siebie, czy myślenie o rychłej śmierci jest oparte o fakty. Wyszło mi, że nie ma to z faktami nic wspólnego. Po pierwsze nie każda diagnoza raka jest równoznaczna ze śmiercią, ponieważ wokół mnie było wiele przykładów osób, które miały to doświadczenie i z tego wyszły. Poza tym byłam jeszcze przed leczeniem, nie wiedziałam jak to ze mną będzie. Na pierwsze pytanie odpowiedziałam nie.

Drugie pytanie dotyczyło tego, czy przekonanie o szybkiej śmierci służy mojemu zdrowiu i życiu. Oczywiście nie służy, wręcz osłabia moją wolę poddania się leczeniu i wprowadza w stres, który osłabia układ immunologiczny.

Kiedyś w wielu sytuacjach stawałam na głowie i robiłam to kosztem zdrowia. Teraz już wiem, że nie jestem niezastąpiona, że świat świetnie sobie beze mnie radzi i będzie dalej świetnie funkcjonował

Monika Włodarczyk

Trzecie pytanie dotyczyło tego, czy myślenie o śmierci służy moim bliższym i dalszym celom. Absolutnie nie, bo wiedziałam,  że potrzebuję być zdrowa, silna, działać zawodowo, wracać do życia, do przyjaciół i rodziny.

Kolejne pytanie – czy przekonanie o śmierci pozwala mi rozwiązywać moje bliższe i dalsze konflikty? Na to także odpowiedziałam sobie przecząco.

Ostatnie pytanie dotykało tego, czy myśl o śmierci pozwala mi czuć się tak, jak chcę się czuć.  Nie. Potrzebowałam wtedy wzmocnić się, nie zdołować. Potrzebowałam spokoju i nadziei a nie stresu.

Terapia Simontonowska - na czym polega?

Na wszystkie pięć pytań odpowiedziałam sobie przecząco i wiedziałam już, że moje myślenie o śmierci nie jest racjonalne. Taka świadomość od razu obniża poziom napięcia i pomaga poukładać głowę. Kolejnym ważnym krokiem terapii jest, aby niezdrowe przekonanie przeformułować na zdrowe i takie, które niesie nadzieję i jest oparte o fakty. Udowodniłam sobie samej, że nie ma podstaw ani żadnych przesłanek do tego, by od razu skazywać się na śmierć.

Dałam przed chwilą przykłady pytań, jakie postawiłam sama sobie w sytuacji diagnozy, ale mają one charakter uniwersalny i dotyczą każdego obszaru naszego życia. Jako doradca zawodowy wykorzystywałam je w pracy, bo świetnie sprawdzają się w przypadku wyboru nowej ścieżki zawodowej albo do przepracowywania utraty pracy. To naprawdę działa.

Wróćmy do czasu leczenia. Kiedy zracjonalizowałaś swój strach przed śmiercią, zabrałaś się za swój projekt, którym było leczenie.

W terapii racjonalnego zachowania jest formularz racjonalnej samoanalizy, który kończy się szczegółowo rozpisanym planem działań. Ponieważ podchodziłam do mojej choroby jak do projektu, znalazły się w nim wszystkie działania zaproponowane przez lekarzy, czyli radioterapia, chemioterapia i hormonoterapia, w trakcie której właśnie jestem.

Realizując mój projekt niespecjalnie rozczulałam się nad sobą. Funkcjonowałam od zadania do zadania, koncentrowałam się na tym, żeby przetrwać od  chemioterapii do lepszego samopoczucia.

Teraz widzę, jakie to było trudne dla moich bliskich.  Mam wspaniałą rodzinę i cudownych przyjaciół. Byli bardzo blisko, ale nie narzucali się. Wspomagali mnie materialnie, bo nie mogłam w tym czasie zarabiać a ja uczyłam się przyjmowania pomocy, pieniędzy, upominków. W czasie choroby uświadomiłam sobie, że nie przychodzi mi to łatwo. Stan całkowitej zależności od ludzi często jest okresem próby, lekcją przyjmowania pomocy i wdzięczności za nią. Dotąd byłam Zosią Samosią. Ciekawa jestem, czy ta umiejętność mi pozostanie.

Jak kontrolować stres?

Co było dla ciebie najtrudniejsze w czasie choroby?

8 marca 🙂 Tu Dzień Kobiet a ja bez cycka, bez włosów i rzęs, opuchnięta, nie do poznania. To był jakiś straszliwy paradoks. Miałam kilka takich dołów w czasie leczenia, a najbardziej śmieszyło mnie wtedy to, że bardziej płakałam nad brakiem rzęs czy brwi, niż nad brakiem piersi, która przecież nie odrośnie.  Była to dla mnie całkowita utrata atrybutów kobiecości, tym bardziej, że zgodnie z przewidywaniami, pod wpływem chemioterapii przestały mi także funkcjonować jajniki. Tym, co pomagało mi przetrwać to wszystko, było poczucie humoru, chociaż czasami musiałam sobie naprawdę przypominać, że się go mam.

Na wszystkie pięć pytań odpowiedziałam sobie przecząco i wiedziałam już, że moje myślenie o śmierci nie jest racjonalne. Taka świadomość od razu obniża poziom napięcia i pomaga poukładać głowę

Monika Włodarczyk

W jakim momencie zawodowego życia byłaś, kiedy  w twoim życiu pojawił się rak piersi?

Praca to sfera, którą musiałam sobie bardzo dokładnie na nowo poukładać. Przed chorobą pracowałam jako psycholog, doradca zawodowy, prowadziłam szkolenia i warsztaty umiejętności miękkich. Bardzo lubię pracować, pracowałam więc bardzo dużo. Po diagnozie nie dopuszczałam do siebie myśli, że po operacji nie wrócę od razu do pracy. Kiedy okazało się, że tak się nie stanie, byłam zawiedziona i rozczarowana.

W swojej pracy przedkładałam bezpośrednie relacje z ludźmi nad kontakty zdalne. Rzeczywistość chemioterapii pokazała mi, że nie jestem w stanie aktywnie kontaktować się z ludźmi a innych dróg zdobywania klientów nie miałam. Było dla mnie trudne, żeby pogodzić się z bezczynnością.

Dr Katarzyna Pogoda

W chwili diagnozy miałaś 41 lat. Teraz wracasz. Boisz się wyautowania z życia zawodowego?

Na początku był we mnie strach, że półtora roku, które zajęło mi leczenie, to cały kosmos, że wiedza pójdzie tak do przodu, że tego nie nadrobię. Zaczęłam umawiać się z doradcami zawodowymi, chodzić na szkolenia i uspokoiło mnie to, bo niewiele miałam do nadrobienia, na przykład aktualne przepisy w zakresie działalności gospodarczej. Część moich koleżanek pracowała w czasie chemioterapii, miałam nawet do siebie pretensje, że ja tak nie mogę. Nie miały jednak kontaktu z ludźmi, a w moim zawodzie był on nieodzowny.

Podjęłam wtedy decyzję, że poświęcę ten czas na naukę i  jak już wrócę na rynek pracy, będę lepiej przygotowana. Na ile mogłam, czytałam, słuchałam audiobooków i podcastów. To nie było łatwe, bo chemia tak zadziałała, że miałam kłopoty ze wzrokiem, gorzej widziałam, oczy mnie bolały.

Dzięki orzeczeniu o niepełnosprawności, które dostałam na czas leczenia, otrzymałam bony szkoleniowe, które wydałam na studia podyplomowe z psychoonkologii. Jestem jeszcze w trakcie tych studiów, są bardzo dobre dla mnie i mam nadzieję, że dzięki specjalistycznej wiedzy połączonej z własnym doświadczeniem pomogę innym chorym. Psychoonkologiem jeszcze nie jestem, bo przede mną certyfikacja, która wymaga praktyki i superwizji.  Jak powiedzieli nam na uczelni, jestem „psychoonkologiem w trakcie certyfikacji”.

Małgorzata Ciszewska-Korona

Poza tym planuję swoją firmę. Poza tym na czym najlepiej się znam, czyli doradztwie zawodowym, psychologii i szkoleniach myślę o stworzeniu platformy albo gry edukacyjnej, ale też o jakiejś formie dochodu pasywnego. Chciałabym mieć bezpieczeństwo finansowe, kiedy byłaby potrzeba abym była off-line. Jeszcze nie wiem, co to będzie, na razie cieszy mnie samo planowanie swojej firmy. Nie mogę się też doczekać, kiedy wrócę do doradztwa zawodowego. Myślę, że zyskałam nowe doświadczenie, które pomoże mi skuteczniej pomóc nie tylko ludziom z przeszłością podobną do mojej, ale też wszystkim, którzy z różnych przyczyn stoją przed koniecznością zmian w życiu.

Jak zmieniła cię choroba?

Zmieniam się cały czas. Kiedyś w wielu sytuacjach stawałam na głowie i robiłam to kosztem zdrowia. Teraz już wiem, że nie jestem niezastąpiona, że świat świetnie sobie beze mnie radzi i będzie dalej świetnie funkcjonował. Myślę, że zwolniłam swój wewnętrzny motorek, choć znajomi mówią, że mam teraz więcej energii, niż kiedyś. Myślę, że moje myślenie wskoczyło na zdrowsze tory. Jedna  z moich wykładowczyń powiedziała, że choroba nowotworowa to połączenie między rozumem a ciałem. Uważam, że  funkcjonuję teraz z większą uważnością.

Podczas terapii simontonowskiej, w której miałam szczęście brać udział i wszystkim serdecznie polecam, mówi się, że choroba nowotworowa jest listem miłosnym do człowieka, żeby z samoakceptacją zastanowił się, jak może żyć lepiej i pełniej. Myślę, że dotyczy to wszystkich chorób o przewlekłym charakterze. To doświadczenie, które kształtuje człowieka.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy:

i
Treści zawarte w serwisie mają wyłącznie charakter informacyjny i nie stanowią porady lekarskiej. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem.