Przejdź do treści

Sabina Sadecka: „Funkcjonowanie z traumą przypomina noszenie kilkukilogramowego plecaka. On nas mocno spowalnia i odcina od energii”

Sabina Sadecka / archiwum prywatne
Sabina Sadecka / archiwum prywatne
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

– Traumą może być coś, co nas spotyka z nieprzyjemnego zaskoczenia – trudna i niespodziewana informacja, zwolnienie z pracy, wysoka gorączka, dławienie się, a nawet zatrzaśnięcie się na kilka sekund w samochodzie czy windzie – mówi terapeutka traumy Sabina Sadecka. W rozmowie z Hello Zdrowie wyjaśnia, w jaki sposób układ nerwowy działa po traumie, jak traumatyczne zdarzenia zmieniają naszą tożsamość oraz od czego zacząć wędrówkę w kierunku zdrowienia.

 

Ewa Wojciechowska: Jak może wyglądać życie z traumą?

Sabina Sadecka: By to opisać, posłużę się tutaj często stosowaną w neurobiologii metaforą jeźdźca siedzącego na koniu. Jeździec symbolizuje w tej metaforze intelektualną, samoświadomą, podejmującą racjonalne decyzje część naszego mózgu, a koń naszą emocjonalność, nasze nieuświadomione wspomnienia, nasze doznania z ciała, impulsy. W dorosłym życiu to jeździec steruje zazwyczaj naszym życiem i decyduje o tym, co robimy, np. gdzie chcemy pojechać, z kim rozmawiać, czy wyjść z jakiegoś wydarzenia, czy na nim pozostać. Po traumie wszystko się jednak rozregulowuje i to koń przejmuje dowodzenie. Zaczynamy wtedy doświadczać zalewających nas, nie do opanowania emocji lub bardzo trudnych reakcji fizycznych. Ten koń, czyli nasza emocjonalność, cielesność zaczynają nas porywać i jeździec zostaje zdetronizowany. Trauma rekalibruje zatem cały układ nerwowy i wywraca do góry nogami nasze zachowanie i strategie radzenia sobie. Przestajemy się czuć bezpiecznie z własnymi emocjami, wspomnieniami czy reakcjami naszego ciała.

Wyobrażam sobie, że osoba zmagająca się z takim przewrotem musi być niezwykle osłabiona. Może to objawiać się permanentnym zmęczeniem?

Chroniczne zmęczenie może być jedną z konsekwencji stałego pobudzenia, w jakim układ nerwowy żyje po traumie. Jeżeli przydarzyło nam się traumatyczne zdarzenie, przykładowo ktoś nas potrącił autem albo nas napadł, to dla układu nerwowego sprawa jest prosta – on nas nie ochroni. W rezultacie tej „pomyłki” układ nerwowy wchodzi w stan permanentnej czujności. Jest ciągle pobudzony i przeczesuje środowisko w poszukiwaniu sygnałów, czy istnieje ryzyko, że ta trauma powtórzy się, czy nie.

Do tego dochodzi kolejna warstwa konsekwencji potraumatycznych, jaką jest pobudzenie w momentach, w których powinniśmy odpoczywać. W nocy nasz układ nerwowy nie odpuszcza, więc kładziemy się spać pobudzeni i do 4 nad ranem jesteśmy na jawie, nie śpimy. To mieszanka wybuchowa dla układu nerwowego. Jeśli taki stan trwa długo, nasz organizm w końcu jest tak wyjałowiony i zmęczony, że odczuwamy zmęczenie, którego nic nie jest w stanie zregenerować.

Funkcjonowanie z traumą przypomina zatem noszenie kilkukilogramowego plecaka. Nie jesteśmy świadomi, że nasz układ nerwowy nieustannie próbuje nas obronić, dlatego ten plecak tyle waży. On nas mocno spowalnia i odcina od energii. Podróżujemy więc z niezwykle ciężkim bagażem i jednocześnie nie wiemy, jak pozbyć się tego balastu.

Co jeszcze może być konsekwencją traumy?

Trauma ograbia nas z poczucia niezniszczalności i stawia twarzą w twarz ze śmiertelnością, czego niespodziewanym efektem jest poczucie lęku, porażki, zawstydzenia, złości, winy lub rozczarowania sobą. Te emocje pojawiają się w szczególności u osób po doświadczeniu traumy, której nie mogły w żaden sposób zaradzić, np. ktoś napadł je albo utknęły w windzie. To jest taka zupełnie nielogiczna konsekwencja, ale tak działa nasz układ nerwowy. On nie zostawia nas z poczuciem dumy, satysfakcji czy ulgi, że udało nam się przetrwać, tylko szepcze nam do ucha: jak ty mogłeś tego nie przewidzieć, po co wtedy wsiadałeś do tego samochodu, czemu szedłeś tą uliczką?

W psychologii istnieje taki koncept, jak poczucie winy ocalałego. Pierwsze jego opisy dotyczyły skrajnej traumy obozów koncentracyjnych. Osoby, które je przetrwały, żyły w ogromnym poczuciu winy i niezrozumienia, dlaczego to właśnie one przeżyły. Wraz z rozwojem wiedzy o odporności psychicznej, zaczęto jednak obserwować, że zjawisko może dotyczyć także bardziej codziennych zdarzeń, takich jak wypadek komunikacyjny, napaść, przemoc czy gwałt.

Wyjaśnijmy może, jakie wydarzenia mogą powodować traumę. Nie zawsze jest nią przecież np. przemoc, ale takie doświadczenia, które wielu z nas ma za sobą, jak zwolnienie z pracy, zakończenie ważnej dla nas relacji, śmierć kogoś bliskiego czy wspomniane przez panią zatrzaśnięcie się w windzie.

W psychologii mówi się o traumie przez małe t i przez wielkie T. Traumy z tej drugiej grupy są wynikiem wszelkich form brutalnej przemocy, doświadczeń wojennych czy uchodźczych, ogromnych tragedii czy strat. Traumy przez małe „t” to wszystkie zdarzenia tak zwanego życia potocznego, które nie zostały przez psychologów klinicznych i psychiatrów sklasyfikowane jako traumatyczne, ale ich efekt na nasz układ nerwowy może taki być. Wielokrotnie pracowałam z osobami, które miały wszystkie objawy straumatyzowania po występach w szkołach artystyczno-muzycznych, baletowych, ale też sportowych. Mimo że dziecko chciało brać udział w przedstawieniu, grać na skrzypcach i w tym się doskonalić, to jego wyobrażenia na temat występu znacząco różniły się od tego, co w rzeczywistości się na nim działo. W efekcie presji i swojego pomieszania emocjonalnego odczuwały skrajny lęk przed innymi formami ekspozycji społecznej.

Traumą może być też moment z dzieciństwa, kiedy straciliśmy rodzica z pola widzenia w supermarkecie. Dorosły mógł nawet nie zorientować się, że coś jest nie tak. On poszedł tylko po mąkę, a dziecko przez kilka minut miało poczucie, że zostało samo i było przerażone. Proszę też zauważyć, jak żywa jest trauma stomatologiczna w pokoleniach, którym w dzieciństwie dentyści odmawiali znieczulenia, choć teraz mogą zafundować sobie znieczulenie, jeszcze zanim usiądą na fotel. Do tej grupy zalicza się naprawdę mnóstwo zdarzeń i okoliczności, o których wielu z nas nawet nie pomyśli. Traumą może być coś, co nas spotyka z nieprzyjemnego zaskoczenia – jakaś informacja, zwolnienie z pracy, wysoka gorączka, dławienie się, a nawet zatrzaśnięcie się na kilka sekund w samochodzie czy windzie.

W jaki sposób takie zatrzaśnięcie się w windzie może wpłynąć na nas traumatyzująco?

Związane jest to z naszym pierwotnym lękiem przed unieruchomieniem, który znowu łączy się z głęboko w nas zapisanym lękiem przed unicestwieniem. Takie jedno zatrzaśnięcie może wpłynąć w przyszłości na zawężenie się dostępnych nam opcji komunikacyjnych i w efekcie możemy rezygnować także z latania samolotem albo jeżdżenia tramwajem, bo będziemy obawiali się zamknięcia.

Warto tu zaznaczyć, że trauma jest jakościowo zupełnie innym doświadczeniem niż trudne, ale nietraumatyczne zdarzenia. Traumą jest to, co powoduje, że nasz układ nerwowy traci możliwość radzenia sobie z daną okolicznością. Nie posiada programu przećwiczonego na poradzenie sobie, więc nie mógł się w żaden sposób przygotować. Trauma pozbawia sprawczości, kontroli nad sytuacją i powoduje poczucie zagrożenia. Wszystko jednak zależy od naszych indywidualnych cech i momentu, w jakim znajdujemy się w naszym życiu. Trauma jest bardzo kontekstualna i indywidualna. Dane zdarzenie może mnie dziś nie straumatyzować, ale za rok, kiedy będę przechodzić trudny rozwód czy dowiem się o diagnozie ciężkiej choroby mojej lub kogoś bliskiego i jednocześnie przydarzy mi się coś trudnego, może mieć to efekt traumatyczny.

Energia, którą moglibyśmy kierować ku eksplorowaniu świata, wykorzystywana jest do ochrony nas przed bólem. Przestajemy ryzykować i wprowadzać w swoje życie nowe rzeczy

Można powiedzieć, że to, co dzieje się po traumie, bywa gorsze od samej traumy?

Uśmiecham się do tego pytania, bo ono jest bardzo ciekawe, ale odpowiedź nie jest taka jednoznaczna. Z jednej strony zrobilibyśmy wszystko, żeby trauma nigdy nam się nie przydarzyła. I nie chodzi o to, co obiektywnie się wtedy zdarzyło, ale co subiektywnie w tym momencie się w nas wewnętrznie uruchomiło. Mógł to być niespotykany dla nas poziom lęku, poczucia bycia w zagrożeniu albo nasze ciało mogło nam odmówić posłuszeństwa. Niektórzy wymiotują, wydalają bez kontroli, mdleją, śmieją się w nieskoordynowany sposób. Trauma to zdarzenie, które na linii czasu ludzie wskazują jako najgorsze albo jedno z najgorszych w ich życiu.

Moment, w którym przydarza nam się trauma, to jednak nie koniec trudnych konsekwencji, bo nasz układ nerwowy zaczyna częstować nas koktajlem emocjonalnym. Konsekwencje traumy są dotkliwe, one nas rozregulowują i – tak jak mówiłyśmy – sprawiają, że nasze ciało i układ nerwowy są w stanie ciągłego alarmu i czujności. Skutki traumy ograbiają nas z energii i zasobów koncentracji. Zwłaszcza jeśli wciąż funkcjonujemy w środowisku, w którym przydarzyła nam się trauma. Przykładowo ktoś przeżył bolesny wypadek na rowerze, ale cały czas musi na nim jeździć, bo jest kurierem. Trauma może też zawężać nasz odbiór przyszłości. Ludzie przestają myśleć w skali długoterminowej i skupiają się na przeżyciu następnego dnia, miesiąca, w porywach roku, bo przecież „wszystko może się wydarzyć”.

Przez traumę można zmienić przekonania o sobie? Ludzie często mówią, że dane wydarzenia zmieniły ich na zawsze. To prawda czy zmiana jest po prostu konsekwencją dojrzałości i większego doświadczenia?

Trauma zabiera nam poczucie tożsamości i kiedy pozostaje niezaopiekowana, to zmienia poczucie tego, kim jesteśmy. Życie człowieka po traumie może dla niego samego być bardzo zaskakujące. On nie poznaje siebie, nie wie, kim jest, na co ma wpływ, na co nie ma. Staje się dla siebie samego obcy. W przeszłości mógł zupełnie niczym się nie emocjonować, a teraz potrafi wzruszyć się, zdenerwować czy wystraszyć w delikatnych momentach. Te obszary mózgu, w których zapisuje się trauma, są bardzo głębokie. One są związane z naszą duchowością i zahaczają o to, kim jesteśmy. Takim przykładem tutaj może być sytuacja, kiedy komuś nagle tragicznie zmarł krewny i cała rodzina zabrania mu płakać. To nad wyraz częste przypadki w naszej kulturze.

Możliwy jest powrót do starej wersji siebie sprzed traumy, czy musimy się na nowo zdefiniować?

Powrót do starej wersji siebie to niestety iluzja, bo każde zdarzenie nas zmienia. Nawet takie, któremu zupełnie nie nadajemy wagi. Trauma, poza jej okropnym wymiarem dotknięcia śmierci fizycznej czy psychologicznej, ma ogromny walor transformujący. Nie chcę, by to zabrzmiało jak gloryfikacja traumy, ale ona robi ogromne porządki w naszym krajobrazie wewnętrznym. Istnieje takie zjawisko jak wzrost potraumatyczny. Nie przydarzy się on każdemu, ale może nas czasami doprowadzić do punktu, do którego nawet nie spodziewaliśmy się, że dojdziemy. Ludzie przez pryzmat traumy decydują się zmienić swoje życie albo mają nagłe urealnienie tego, co w nim nie działa, co chcieliby z niego wyeliminować, a co zabrać w dalszą drogę. To jest piękne w traumie, że wybija na powierzchnię różne prawdy o nas, do których nie mieliśmy dostępu. Wiele osób mówi, że trauma wpłynęła mocno na ich wrażliwość, współczucie, odbiór innych ludzi, a nawet poczucie misji.

Niektórzy odnoszą wrażenie, że wszyscy obok nich idą do przodu. W tym samym czasie zdążą się pobrać, założyć rodzinę, rozwieść i trzy razy przeprowadzić, a oni nie potrafią zdecydować się na pójście w żadną stronę. Takie zachowanie może też być konsekwencją traumy?

Energia, którą moglibyśmy kierować ku eksplorowaniu świata, wykorzystywana jest do ochrony nas przed bólem. Przestajemy ryzykować i wprowadzać w swoje życie nowe rzeczy. Trauma uruchamia też w nas emocję, która nie ma dobrej prasy w naszej kulturze. Mówię o zazdrości, ale nie takiej, jaką odczuwamy w relacjach z partnerem czy partnerką. Chodzi o uczucie, które pojawia się w momencie, kiedy myślimy, że ktoś ma lepiej w życiu niż my. Trauma zostawia nas z poczuciem toksycznej wyjątkowości, że to ja jestem ten wyjątkowo naznaczony i nieszczęśliwy. W szczególności jeżeli doświadczyliśmy nie jednego zdarzenia traumatycznego, ale na przykład przez 18 lat wychowywaliśmy się w rodzinie przemocowej. Takie wydarzenia szczególnie mocno wpływają na naszą tożsamość ofiary. Trudno jest nam wtedy myśleć o sobie jak o kimś, komu mogłoby się coś udać. Skoro moje doświadczenie było zawsze takie, że życie i ludzie mnie zawodzili, to dlaczego miałoby się to kiedykolwiek zmienić.

Trauma powoduje, że zacina nam się swoboda działania i mamy w sobie nieracjonalne blokady. One mogą objawiać się lękiem związanym z wysyłaniem przez internet zdjęć, umów, numeru pesel czy innych wrażliwych informacji, z czym większość ludzi nie ma problemu.

Funkcjonowanie w sieci to oczywiście jedynie pewien przykład. Takie podejście może zarówno dotyczyć dbania o swoją kobiecość albo męskość, uprawiania sportu czy swobody w ekspresji i wyrażaniu swoich myśli. Życie ze świadomością tej blokady w porównaniu z innymi sprawia, że pojawia się w nas ogromna pozaracjonalna zazdrość.

Trauma napędza w nas mechanizm dystansowania się od naszego bólu, lęku, smutku, wstydu. Lubimy mieć taką narrację na swój temat, według której „nie jest aż tak źle”. I wielu z nas wpada w pułapkę i nabiera się na te opowieści

Kiedy te uczucia mogą nas najbardziej blokować?

Najbardziej blokująca przed działaniem jest trauma złożona, o charakterze chronicznym. Występuje wtedy, kiedy ktoś przez kilka, kilkanaście, a może kilkadziesiąt lat swojego życia przebywał w toksycznym środowisku lub był narażony na wielokrotne zerwania więzi i pozbawienie poczucia bezpieczeństwa, jak osoby, które wędrowały z jednej instytucji pieczy zastępczej do drugiej.

Trauma pojedyncza to jednostkowe zdarzenie, które ma swój początek i koniec. Jeżeli jechałam konno, spadłam z konia i w efekcie tej sytuacji mam jakieś obrażenia, to jest to zdarzenie traumatyczne, które ma swój początek i koniec. Osoba, która była zatopiona w traumie złożonej, nie jest w stanie wskazać początku tej sytuacji – w jej odczuciu tak było od zawsze. Z problemem tym zmagają się w szczególności osoby w związkach przemocowych, mające toksyczne relacje w rodzinie czy doświadczające długoletniego molestowania. O ile trauma prosta rozregulowuje nam poczucie bezpieczeństwa w świecie na zewnątrz, gdzie koń może mnie pociągnąć i zrzucić, a samochód potrącić, o tyle trauma złożona rozregulowuje poczucie bezpieczeństwa wewnątrz z samymi sobą. I ten charakter traumy jest o wiele gorszy w konsekwencjach i mocniej trzyma nas w miejscu.

Jak długo może trwać takie zawieszenie po traumie, kiedy boimy się wyjść do świata?

Niektóre osoby spędzą w takim stanie całe życie albo będą trochę wyłaniać się z tego uśpienia i wracać. W tym zawieszeniu jest w pewnym sensie bezpiecznie, nie trzeba borykać się z różnymi niepowodzeniami. To takie miejsce, które nas odcina od naszej żywotności, ludzi i świata. Można to porównać do śnienia na jawie. Trochę jestem obecna w moim życiu, a trochę jakbym potrzebowała się obudzić. A każdy, kto się z takiego poczucia odrealnienia budził, wie, że to nie jest tylko przyjemny proces. Człowiek musi wtedy stanąć do pełnej odpowiedzialności za swoje życie, a we wcześniejszym stanie zawieszenia nic nie musiałem.

My sobie taki półsen egzystencjalny fundujemy, kiedy np. więcej czasu jesteśmy aktywni w internecie niż w realnym życiu. To jeden z przejawów zamrożenia, jeśli bardziej interesuje mnie to, co dzieje się u mojej ulubionej influencerki, niż zrobienie porządku w swoim domu, zaniesienie w końcu tych dokumentów na studia czy CV do wymarzonej pracy. Alkohol, wszystkie używki i inne uzależnienia również są takim przykładem zawieszenia.

Wspominała pani w swoim podcaście o nałogowym kupowaniu książek czy częstym podróżowaniu, które mogą być uzależnieniem. Posiadanie takiej „półki wstydu”, czyli góry książek, które nabywamy, choć nie jesteśmy w stanie ich przeczytać, może być oznaką, że od czegoś uciekamy?

Uzależnić możemy się tak naprawdę od wszystkiego, co daje nam zastrzyk dopaminy, czyli tego miłego mrowienia w ciele, które wydarza się chwilę przed tym, jak już klikniemy „kup teraz”. Dopamina robi nam taki przyjemny dyskomfort (brzmi jak oksymoron, ale nasza biochemia tak właśnie funkcjonuje), kiedy musimy coś zrobić, by pozbyć się napięcia z ciała. Form uzależnienia jest bardzo dużo i choć nie wszystkie są sklasyfikowane, to nie znaczy, że nie istnieją.

Świat zmienia się dynamicznie i jeszcze 40 lat temu nikt by się nie spodziewał, że możemy uzależnić się od czegoś takiego jak telefon czy sprawdzanie statusów w mediach społecznościowych. Tak samo jest w przypadku podróżowania. Jeżeli bycie w ciągłej trasie zaczyna kogoś bardzo wiele kosztować psychicznie, interpersonalnie, fizycznie i egzystencjalnie, ale jednocześnie robi to, bo gdyby przestał, to musiałby spotkać się z trudnymi aspektami na swój własny temat. To nie znaczy oczywiście, że każdy akt podróżowania jest napędzany uzależnieniem. Tak jak nie każdy uzależniony ma za sobą historię traumy.

Traumą jest to, co powoduje, że nasz układ nerwowy traci możliwość radzenia sobie z daną okolicznością. Nie posiada programu przećwiczonego na poradzenie sobie, więc nie mógł się w żaden sposób przygotować. Trauma pozbawia sprawczości, kontroli nad sytuacją i powoduje poczucie zagrożenia

Co zrobić, by otworzyć się na świat i wyjść z tej naszej bezpiecznej strefy?

Dla każdego ta droga zaczyna się od uznania cierpienia, co jest niezwykle trudne w praktyce. Trauma napędza w nas mechanizm dystansowania się od naszego bólu, lęku, smutku, wstydu. My też lubimy mieć taką narrację na swój temat, według której „nie jest aż tak źle”. I wielu z nas wpada w pułapkę i nabiera się na te opowieści. Osoby zmagają się z ogromnym lękiem przed przyznaniem, że ich własne samopoczucie i zachowania wymykają im się spod kontroli, bo kojarzą to z traumą. To jest ten pierwszy krok, by samemu nie stwarzać sobie tego toksycznego środowiska wewnętrznego, kiedy jak czuję ból, to mówię a co tam. Zaciśnij zęby, poradź sobie. Ta wędrówka zaczyna się więc od uznania, że ten wybór jest ważny i ja jestem ważna. Możemy chodzić na terapię, należeć do grupy wsparcia, ale jeżeli będziemy negować ważność naszego cierpienia, utkniemy z nim latami bez kontaktu ze sobą.

Po czym możemy poznać, że mamy już traumę za sobą?

Koniec wędrówki ku zdrowieniu i wolności, z której ograbia nas trauma, możemy poznać po naszym dystansie do myśli, emocji, doznań, obrazów i wspomnień, które nas wcześniej zalewały. Ktoś miał wsiąść do windy i był w takim ataku paniki, że wolał na 10. piętro wejść po schodach. Wyjście z traumy oznacza, że można nadal bać się windy, ale równocześnie potrafić ten lęk oswoić i razem z nim wsiąść do tej windy. Podczas wychodzenia z traumy często uwalnia się w nas ogrom energii, witalności i kreatywności.

Dodałabym tu także poczucie, że nasze ciało to jesteśmy my. Nie coś, co nas zawiodło i musimy je natychmiast skontrolować i skatować na siłowni. W efekcie terapii i pracy nad sobą zmienia się przede wszystkim jakość opowieści o nas samych. Potrafimy tę traumę złożyć w szerszą historię naszego życia i nie traktować jej jak odrębnej opowieści, która jest obok i nie należy jej dotykać. Dostrzegamy, że trauma nam się przydarzyła, ale ona nas nie zdefiniowała do końca życia.

 

Sabina Sadecka – uczy terapii traumy, wykłada na uniwersytecie SWPS. Stale pracuje terapeutycznie, specjalizując się w terapii traumy. Swoją pracę poddaje regularnej superwizji indywidualnej u Rikke Kjelgaard i grupowej: u Marii Kasprowicz z WTTS i u superwizorów Somatic Experiencing. Prowadzi bloga sabinasadecka.pl oraz podcast „Ładnie o traumie”.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy: