„Uzależnienie zmienia człowieka. Druga osoba przestaje mieć znaczenie” – mówi psycholog Natalia Smakulska
Czy związek z osobą uzależnioną może przetrwać i być szczęśliwy? – Osoby współuzależnione sądzą, że miłość jest uczuciem równym poświęceniu, godzeniu się na różne niesprawiedliwości, na nierówność i cierpienie. Widzą cierpienie uzależnionego partnera, ale swojego bardzo często już nie. Dlatego tak ważna jest terapia – tłumaczy psycholożka i psychoterapeutka Natalia Smakulska.
Ewa Podsiadły-Natorska: W jaki sposób nałóg jednego z partnerów wpływa na związek?
Mgr Natalia Smakulska: Uzależnienie jest specyficzną chorobą, która bardzo silnie oddziałuje na życie partnerów, a jeśli w takim związku są dzieci, to na cały system rodzinny. Można to porównać do wiru, który wciąga nas ze wszystkimi tego destrukcyjnymi skutkami. Osoba uzależniona tak naprawdę w każdej minucie myśli o tym, jak zorganizować swoje życie wokół uzależnienia. Natomiast osoba, która z nią żyje, staje się współuzależniona. Już samo określenie wskazuje, że mówimy o pewnej zależności.
Jak rozpoznać, czy jestem współuzależniona?
Współuzależnienie to zespół pewnych cech, które dochodzą do głosu w relacji z osobą uzależnioną. We współuzależnieniu pojawia się przede wszystkim nadopiekuńczość – nie tylko względem partnera, ale również innych osób. Daje wtedy o sobie znać poczucie odpowiedzialności za cudze uczucia, myśli i działania. Dalej są: ciągłe poczucie wewnętrznego niepokoju, przymus pomagania, niskie poczucie własnej wartości.
Osoby współuzależnione często mają bardzo niską samoocenę, bo nierzadko pochodzą z rodzin, w których był nałóg, np. alkoholowy. Bywa, że uzależnienie ciągnie się z pokolenia na pokolenie. Takie osoby nie chcą słuchać komplementów, pochwał, czują się inne, gorsze, niewystarczająco dobre, mają wyrzuty sumienia, kiedy wydają pieniądze na siebie, a nie na rodzinę czy osobę uzależnioną. W osobach współuzależnionych jest bardzo dużo lęku; boją się odrzucenia. Zaprzeczają własnym myślom, które byłyby dla nich wskazówką, co tak naprawdę się wokół nich dzieje.
”W Polsce leczenie uzależnienia jest bezpłatne. Wszyscy mają równe szanse – i osoby uzależnione, i współuzależnione: partnerzy, dzieci z rodzin dysfunkcyjnych. Oni wszyscy mają możliwość rozpoczęcia leczenia na NFZ i to nie są długie terminy”
To przypomina błędne koło.
I tak faktycznie jest. Osoby współuzależnione silnie kontrolują zarówno siebie, jak i osobę uzależnioną. Kontrolują też wszystko, co dzieje się w otoczeniu. Zdarza się, że same wpadają w uzależnienie – bo noszą w sobie bardzo dużo napięcia, z którym nie są w stanie sobie same poradzić. A przy tym obsesyjnie się wszystkim zamartwiają. Zatem w przypadku współuzależnienia mamy zarówno problemy w relacji z partnerem, który jest w nałogu, jak i problemy relacyjne z innymi ludźmi. Współuzależnieni nie potrafią wchodzić w zdrowe relacje z ludźmi, mają rozmyte granice tolerancji czyichś zachowań. Noszą w sobie chaos, zamęt, są nieufni, często mają problemy na tle seksualnym.
Pod jakim względem?
Ponieważ wchodzą w rolę opiekunów osób uzależnionych i nie potrafią wytyczyć zdrowych granic, godzą się na stosunki, gdy nie mają na nie ochoty. Poza tym kobiety często wchodzą w rolę męczennicy, ofiary. Po takich zachowaniach można rozpoznać, czy wpisujemy się w diagnozę współuzależnienia.
Czy ma znaczenie, jak długo para jest razem?
Raczej nie, tak jak nie ma większego znaczenia, czy to jest małżeństwo, czy niesformalizowana relacja. Oczywiście, jeśli jesteśmy ze sobą krótko, teoretycznie łatwiej od uzależnionego partnera odejść. Bez względu na to, jak długo jesteśmy razem, warto odpowiedzieć sobie na pytanie, jak bardzo chcę dalej być w związku z kimś takim. To fundamentalne pytanie, bo osoba w nałogu będzie uzależniona przez całe życie, a nałóg może wrócić w każdej chwili, np. pod wpływem różnych wydarzeń czy sytuacji. Uzależnienie jest chorobą na całe życie, dlatego zadanie sobie tego pytania jest niezbędne. Tak naprawdę, jeśli partner jest uzależniony, piszemy się na bardzo trudną relację. Relację, w której zachwiana jest płaszczyzna zaufania do drugiej osoby, bo nałóg zawsze będzie na pierwszym miejscu.
Osoby uzależnione potrafią kochać?
Gdy rozmawiam z osobami uzależnionymi czy współuzależnionymi, widzę, że mają zniekształcony czy wręcz błędny obraz miłości. Osoby współuzależnione sądzą, że miłość jest uczuciem równym poświęcaniu się, godzeniu się na różne niesprawiedliwości, na nierówność i cierpienie. Widzą cierpienie uzależnionego partnera, ale swojego bardzo często już nie. Dlatego tak ważna jest terapia – dzięki niej osoba współuzależniona może zdecydować, czy chce wyjść z tej zależności. Może spojrzeć krytycznie na siebie i na związek. Uczy się, że miłość i lęk nie idą ze sobą w parze. A w związku z osobą uzależnioną lęku jest mnóstwo: przede wszystkim o to, co może się wydarzyć.
Kiedyś przeczytałam, że związek z osobą uzależnioną przypomina życie w trójkącie, w którym nałóg znajduje się na piedestale.
Dokładnie tak. Gdy pracowałam z osobami uzależnionym od heroiny, często słyszałam: „Heroina to moja miłość, moja kochanka, żona”. Śmiało więc możemy mówić o trójkącie. Czynne uzależnienie zmienia człowieka. Druga osoba przestaje mieć dla niego znaczenie. Pierwsze miejsce zajmuje nałóg. Przebudowuje się cały system wartości: substancja albo czynność, jeśli jest to uzależnienie behawioralne, znajdują się na samej górze. Żona czy dzieci nie są i nie będą dla takiej osoby najważniejsze – przynajmniej do czasu podjęcia terapii. Relacja z osobą uzależnioną ma szansę tylko wtedy, kiedy obie strony będą chciały pracować nad sobą. Będą zaopiekowane terapeutycznie i zrobią wszystko, żeby związek wyprowadzić na prostą. Osoba współuzależniona też będzie musiała wykonać ogromną pracę. Już samo krytyczne spojrzenie na swój stosunek do osoby uzależnionej oraz na to, w jaki sposób na siebie wzajemnie działamy, jest jednym z najważniejszych kroków.
”We współuzależnieniu pojawia się przede wszystkim nadopiekuńczość – nie tylko względem partnera, ale również innych osób. Daje wtedy o sobie znać poczucie odpowiedzialności za cudze uczucia, myśli i działania. Dalej są: ciągłe poczucie wewnętrznego niepokoju, przymus pomagania, niskie poczucie własnej wartości”
Jeśli partner jest w nałogu, a nie chce podjąć pracy nad sobą, to co wtedy? Czy ten związek ma szansę być dobry?
Prawdę mówiąc, nie. Jeżeli osoba uzależniona nie jest w stanie nic zrobić ze swoim nałogiem, to po naszej stronie, jako osoby współuzależnionej, leży podjęcie decyzji. Przecież nie musimy się godzić na to, by źle nas traktowano. Oczywiście nie jest to łatwe, bo wiąże się z rozstaniem, cierpieniem, ale bezczynność w związku sprzyja destrukcji. Trudno mówić o relacji partnerskiej, jeśli jedna z osób tkwi czynnie w uzależnieniu.
Rodzaj uzależnienia ma znaczenie?
Pod kątem terapeutycznym nie, ale gdy mówimy o relacji, to partnerowi może być trudno zrozumieć i zaakceptować np. uzależnienie od seksu czy pornografii, bo są one mniej poznane. Natomiast każde uzależnienie wywołuje w osobie współuzależnionej podobne uczucia.
Do terapii można kogoś zmusić?
Nie. A jest ona niezbędna! W relacji, w której jest nałóg, czyha wiele pułapek. Np. osoba współuzależniona często wchodzi w rolę ofiary, co bywa dla niej „wygodne”, bo zyskuje uwagę i współczucie otoczenia: „Biedna, ale ty to masz życie z tym swoim mężem”.
Czyli oni w tej relacji wzajemnie się ściągają na dno. Przede wszystkim emocjonalne.
To prawda. Osoba współuzależniona dzięki terapii jest w stanie spojrzeć na to, co robi, jaką tworzy relację z osobą uzależnioną. Jest też w stanie nauczyć się stawiania granic. Nie pozwalać na pewne niesprawiedliwości, na własne cierpienie. Dzięki terapii zmienia się postawa względem osoby uzależnionej: jeśli jest to alkoholik, to niech po sobie posprząta, gdy wytrzeźwieje. Sprzątanie za niego, bo on „trochę sobie popił”, to błąd. Znowu możemy mówić o błędnym kole, w którym trwają obie strony. Osoba w nałogu nie jest w stanie się z niego wyrwać.
Na ile skuteczna będzie postawa stanowcza na zasadzie: „Albo idziesz na terapię, albo się rozstajemy”? Oczywiście pod warunkiem, że będzie w tym konsekwencja.
Takie jasne postawienie granicy bywa pomocne, ale musi być tak, jak pani powiedziała: stanowczo i konsekwentnie. Że tak nie jest, widać często w rodzinach alkoholowych. Kobieta wyprowadzi się, a mąż, gdy wytrzeźwieje, przychodzi do niej na kolanach i prosi ją o wybaczenie. I ona zaraz wraca. A to nie chodzi o to, by on przepraszał, tylko by ona wytrzymała w tej nieobecności i dała mu szansę na to, żeby on zmierzył się ze swoim nałogiem i poszedł na terapię.
A teraz pytanie, które jest esencją naszej rozmowy. Czy związek z osobą uzależnioną może być szczęśliwy?
To trudne pytanie. Taki związek ma prawo być szczęśliwy, ale tylko pod warunkiem, że obie strony wykonają nad sobą pracę w terapii. Szczęście nie może być uzależnione od nikogo ani od niczego – powinno być naszym własnym szczęściem. Bardzo rzadko się zdarza, by ktoś miał w sobie tyle siły i sprawczości, żeby mógł zbudować szczęśliwy związek z osobą uzależnioną bez terapii.
Na terapię można pójść razem?
Nie jest to zalecane. Raczej się nie zdarza, żeby jeden terapeuta pracował z parą, czy tym bardziej całą rodziną. Można pójść na terapię rodzinną – razem – ale w sytuacji, kiedy uzależnienie nie jest czynne, są lata abstynencji, w rodzinie zapanował spokój. Zdarzało mi się, że osoba uzależniona przychodziła do mnie na terapię i mówiła, że przyprowadzi partnera lub partnerkę. Odmawiałam. Warto w tym miejscu przypomnieć, że w Polsce leczenie uzależnienia jest bezpłatne. Wszyscy mają równe szanse – i osoby uzależnione, i współuzależnione: partnerzy, dzieci z rodzin dysfunkcyjnych. Oni wszyscy mają możliwość rozpoczęcia leczenia na NFZ i to nie są długie terminy.
Dokąd skierować pierwsze kroki?
Do poradni leczenia uzależnień. Warto pójść choćby na 1–2 spotkania i skonfrontować się z tym, co nam powie terapeuta.
Zakładam, że podstawą jest dopuszczenie do siebie myśli, że mam problem.
Jak najbardziej. Pułapka w byciu osobą współuzależnioną polega na tym, że te osoby często zaprzeczają temu, co się wokół nich dzieje. Mówią: „on wypił tylko jedno piwo” albo „wielu mężczyzn ogląda pornografię”. Mają system wielu argumentów, który podważa ich intuicję. To się odbywa ze szkodą dla uzależnionego partnera. Często postawienie sprawy na ostrzu noża okazuje się dla związku przełomowe.
Mgr Natalia Smakulska – psycholog o specjalności klinicznej, psychoterapeuta, członek Polskiego Towarzystwa Psychologicznego. Pracuje w podejściu integracyjnym z przewagą wartości związanych z nurtem humanistycznym. Przez ponad cztery lata pracowała jako psycholog kliniczny i psychoterapeuta w Centrum Leczenia Uzależnień „Mały Rycerz” w Warszawie. Obecnie pracuje w Klinice PsychoMedic.pl m.in. z osobami, które borykają się z uzależnieniem lub są współuzależnione (w tym DDA).
Zobacz także
Łukasz Warchoł: Nikt nie korzysta z pornografii, żeby się uzależnić. Na początku jest zdrowa, naturalna ciekawość
Katarzyna Nosowska o swoim współuzależnieniu: wiesz, że to jest dla was mordujące, ale z drugiej strony, nie chcesz, żeby on cię rzucił, a on chce się bawić
„W przypadku kobiet bycie 'zadowalaczką’ jest mocno wspierane przez społeczeństwo” – mówi psychoterapeutka Akanksha Urbanowicz
Podoba Ci się ten artykuł?
Powiązane tematy:
Polecamy
Tom Holland żyje w trzeźwości od blisko trzech lat. Teraz stworzył… piwo bezalkoholowe
Popularna marka whisky wykorzystuje wizerunek gwiazdy, którą picie alkoholu prawie zabiło. Marta Markiewicz ironicznie: „Taki mały śmieszek”
„Wszyscy moi dilerzy byli lekarzami”. Kelly Osbourne obnaża wstrząsającą prawdę o celebryckich odwykach
Ewa Skibińska o 10-letniej walce z chorobą alkoholową: „Byłam sama dla siebie zagrożeniem”
się ten artykuł?