Przejdź do treści

10 sygnałów, że przesadzasz z dbaniem o zdrowie

kobieta podczas joggingu
10 sygnałów, że przesadzasz z dbaniem o zdrowie
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

Analizujesz drobiazgowo każdy kęs, by przypadkiem nie zjeść czegoś niezdrowego? Uważaj! Możliwe, że dotknęła cię ortoreksja, czyli obsesja na punkcie zdrowego jedzenia. Oto 10 sygnałów, które świadczą o tym, że przesadnie dbasz nie tylko o dietę, ale o wszystko, co związane z dobrym samopoczuciem.

Wykorzystujesz każdą okazję, żeby się zważyć

Idziesz do znajomych. Zaglądasz do łazienki. A tam w kącie stoi ona. Waga łazienkowa. Co robisz? Jednym susem na nią wskakujesz, żeby zaspokoić swoją ciekawość: ile tutaj pokaże wskaźnik? Może mniej niż ten z mojej łazienki? („Moja waga wydawała się ostatnio zepsuta!”). W pewnym momencie słyszysz, jak gospodarze pytają zza drzwi: „Czy wszystko w porządku? Długo nie wychodzisz!”. „Tak, tak” – odpowiadasz, starając się jak najciszej zejść z wagi (oby to tylko nie zaburzyło pomiaru!), analizując w myślach to, co pokazała. Do tego zastanawiasz się, ile od pokazanej liczby kilogramów trzeba odjąć. Przecież masz na sobie ubranie! Jeśli coś takiego trafia się czasami – OK, nie ma problemu. Ale jeśli każdą okazję wykorzystujesz, żeby stanąć na wadze, a z basenu do szatni idziesz przez siłownię (bo tam stoi waga elektroniczna!), to… dobrze rozważ swoje ważenie! I może spróbuj czasem popatrzeć w lustro łazienkowe zamiast na wagowy wskaźnik. Z pozoru niewinna skłonność do kontroli wagi może z czasem przerodzić się w utrudniającą życie obsesję, o poważniejszych konsekwencjach, takich jak anoreksja, nie wspominając. Zamiast się histerycznie ważyć, zadbaj o sensowną dietę i postaw na aktywność fizyczną. A łazienkowej wadze daj wreszcie odpocząć!

Obliczanie liczby kalorii zajmuje ci więcej czasu niż samo jedzenie

Niby prosty twarożek z owocami na śniadanie. Ale zaraz, zaraz! Truskawki w twarożku są dosyć kaloryczne. Podobnie biały ser: jest niby półtłusty, ale to cały czas nie to samo co chudy. Do tego trochę śmietany, no i ten wkrojony banan. Jest w nim potas, ale też trochę kalorii. Ile? To trzeba sprawdzić w specjalnych tabelach, które są w internecie. I w gazecie, która leży przy łóżku. „Trzeba też zweryfikować, czy na pewno w tym twarożku nie ukrył się gdzieś glutaminian sodu” – myślisz sobie. Obliczasz, analizujesz, wpisujesz w specjalny zeszyt, mija kilkanaście minut i… wreszcie zabierasz się do szybkiego spożywania (tak, spożywanie, to nawet nie jest jedzenie!). Warto przypomnieć sobie, że jedzenie to nie tylko kalorie i zaspokajanie głodu. Jedz, zamiast spożywać! Lunch z przyjaciółmi czy rodzinne śniadanie to także źródło przyjemności, więc nie psuj jej sobie tabelkami z kaloriami.

Gdy poznajesz nową osobę, automatycznie zastanawiasz się, jakie ma BMI

Kiedyś wątpliwości dotyczyły zupełnie innych rzeczy: „Ciekawe, czy ona ma chłopaka”, „Jak ona to robi, że zawsze jest świetnie ubrana”, „Ciekawe, czym się zajmuje? Architektka czy pracuje w reklamie?”. A teraz: „Niby jest szczupła, ale te biodra są zaokrąglone, kto wie, czy to nie jest nadwaga. Stawiam na BMI 25,5!” – analizujesz w myślach sylwetkę właśnie poznanej koleżanki. Stop! To może cię zmęczyć, zwłaszcza na plaży, gdzie ciał (i ich BMI!) będą dziesiątki. Po pierwsze, indeks BMI nie jest wyznacznikiem, któremu warto ufać ‒ to tylko proporcja masy ciała do wzrostu. Po drugie – człowiek to jednak nie tylko masa mięśniowa, tak dla przypomnienia.

Recepcjonistki z przychodni na twój widok reagują zdaniem: „No i co tam słychać od wczoraj?”

Kiedyś wizyta w przychodni była jak święto. Nie dlatego, że wyczekiwana. Po prostu zdarzała się rzadko. Kilka razy w roku. Sensowna profilaktyka. A teraz? Recepcjonistki reagują na ciebie jak na koleżankę z pracy. „To znowu pani?”, „Pani dzisiaj do kogo? Ostatnio odwiedzaliśmy okulistę i dermatologa, tak?” – pytają przy wejściu. Mało tego, ty znasz ich imiona i kojarzysz problemy ich dzieci w szkole oraz plany związane ze ślubem (dużo można usłyszeć, siedząc w poczekalni!). Panie z przychodni to świetne znajome, ale chyba lepiej zamiast po raz dwudziesty ósmy w tym kwartale sprawdzać swoje ciśnienie, popracować nad nim na siłowni. Albo podwyższyć je, wypijając dobrą kawę! Regularne dbanie o podstawowe badania jest bardzo ważne, bo nawet najprostsza morfologia może pokazać w porę, że dzieje się coś, z czym warto odwiedzić lekarza. Ale już morfologia robiona co miesiąc – ot tak, dla pewności – to przesada.

Czytasz etykiety tak jak codzienną prasę

Dymisje w rządzie? Wynik polskiej reprezentacji? Kurs euro w stosunku do złotówki? Nie masz o tym pojęcia. Gazety leżą nieprzeczytane. Portale informacyjne zniknęły z listy, które przeglądarka wybierała jako odwiedzane najczęściej, bo zastąpiły je portale z wiadomościami o kaloriach i dietach. Jeśli czujesz się na siłach napisać doktorat pod roboczym tytułem „Zawartość glutaminianu sodu w produktach z osiedlowego sklepu oraz w centrum handlowym. Analiza porównawcza” ‒ przystopuj. To może być droga donikąd, bo nie wydarzy się nic złego, jeśli czasem zjesz coś ze wspomnianym glutaminianem. Szkoda może też własnej pamięci i energii do ciągłego zapamiętywania, czego na etykiecie nie powinno być! Jasne, warto strzec się regularnego jedzenia spreparowanych mąk sojowych, które nadają smak mięsa, czy innych sorbinianów lub benzoesanów. Ale niech lektura etykiet nie będzie główną (i najdłuższą!) lekturą w ciągu dnia. I znów: niech nie odbiera czasu – i przyjemności – jakie możemy przeznaczyć na samo jedzenie!

6 naprawdę dziwnych nawyków, które są zdrowe!

Żeby wyjść na siłownię, „bierzesz nadgodziny”

Nie ulega wątpliwości, że siłownia to świetne miejsce. Ale jeśli masz wrażenie, że ciągle jest jej w twoim życiu za mało, zaczynasz robić nadprogramowe treningi (trener personalny nic o nich nie wie!), w domu mówisz, że musisz zostać dłużej w pracy, w biurze zapewniasz, że musisz załatwić „ważne sprawy rodzinne”, a sama w tym czasie wymykasz się, żeby kilkanaście minut pobiegać po bieżni (a potem z ciekawością i bijącym z napięcia sercem wejść na wagę!), to może jednak lepiej pobyć dłużej w domu i mieć większą satysfakcję? Kalorie też może udać się wtedy spalić ‒ zabawy z dziećmi w domu mogą zrobić swoje, nie mówiąc o innych przyjemnych sposobach na spalenie kalorii.

Jajko nie od ekokury = awantura przy stole

Dokładnie planujesz swój jadłospis. Punkt po punkcie. Tak jak było w gazecie X lub zaleceniu lekarza Y. Robisz swoją żywieniową checklistę. Aż pojawia się wyjście do rodziny na święta. Albo do znajomych na imprezę. I tam na stole pojawiają się chrupki (ach, ten glutaminian sodu!). Mało tego, pojawiają się jajka, ale nie od ekokury – wiesz, bo natychmiast, gdy wjeżdżają na stół, zadajesz gospodarzom to sakramentalne pytanie: „To oczywiście zielononóżki?”. I co tu zrobić? Siedzieć z pustym żołądkiem? Robić awanturę? Trochę głupio, ale emocje i tak biorą górę, bo przecież nie po to zarywasz noce, kontrolując, czy wszystko jesz zgodnie ze swoim prywatnym grafikiem, żeby teraz garść chrupek i nieodpowiednie jajko w sałatce zniweczyły ten wysiłek! To też krótka droga do frustracji. Odpuść. Jasne, że na co dzień warto sensownie komponować listę zakupów i sięgać po to, co najzdrowsze i najmniej przetworzone. Ale jeśli raz na jakiś czas złapiesz coś nie do końca zdrowego, świat się nie zawali.

Używasz szamponu organicznego, bo „gdzieś czytałaś, że on jest dobry!”

Myjesz zęby pastą bez fluoru, bo gdzieś napisali, że fluor jest bardzo zły. Gdzie? Nie pamiętasz dokładnie, ale to chyba była jakaś gazeta. Albo program w telewizji. Chyba śniadaniowej. Na noc używasz tylko rehydratora, bo gdzieś ktoś mówił, że jest najlepszy ze względu na swoje potrójne działanie. Kawę w nocy trzymasz tylko w zamrażalniku, bo tak podobno trzeba. Ktoś tak radził. Może jakaś koleżanka z pracy? Przed snem próbujesz robić sobie medytację, bo gdzieś tam pisali, ale nie pamiętasz gdzie, że to działa bardzo dobrze, nie tylko na ciało. Myślisz o zapisaniu się na masaż parafiną, bo ktoś opowiada – Stop! Zauważasz, że otaczasz się wieloma „anonimowymi autorytetami” od dbania o siebie i pielęgnacji? Bezimienni eksperci, „amerykańscy naukowcy” i ich rewolucyjne teorie, wujowie i ciocie z dobrymi radami dotyczącymi twojego samopoczucia? Zdecyduj się na kilka takich porad, ale sprawdzonych i wysokiej jakości. Nie zbieraj wszystkich doniesień na temat diet czy pielęgnacji z mniej lub bardziej pewnych źródeł. Oczywiście, kosmetyki to świetny wynalazek. Byle nie przesadzić. I pamiętaj, że są rzeczy, które o twoje samopoczucie zadbają lepiej niż kawa z zamrażalnika czy masaż parafiną. Pomyśl tylko, na co masz ochotę.

Pizza, frytki i pierogi w wersji dietetycznej? To możliwe! Odchudzamy tradycyjne dania

Nie używasz zdania „Mam ochotę na…”

No właśnie, używasz czasem tego zdania? To wydaje się takie proste. Nie: „Muszę zjeść sałatkę, a nie stek, bo tak pisali w gazecie” albo: „Powinnam przed snem zażyć melatoninę, mimo że chętnie poczytałabym dłużej”. To takie proste, ale działa: wsłuchaj się w to, na co masz ochotę (twoje ciało chce ci coś powiedzieć na ten temat), i zrób wszystko, żeby to spełnić, zapominając na chwilę o wagach, wrogu ‒ glutaminianie sodu ‒ i kolejnej kontroli BMI.

Zapominasz o zrobieniu sobie Dnia Dziecka

Pamiętasz takie dni, gdy spontaniczna kolacja następowała radośnie po 22? Raz na miesiąc, ale regularnie i systematycznie! Albo paczka chipsów, ta mała, do ulubionego serialu? To był tzw. Dzień Dziecka. Który pojawiał się w lipcu. A czasami nawet w listopadzie i styczniu. Zimą nawet częściej. I jakoś nic się nie działo. Mało tego, wspomnienia były jakoś miłe, to przychodziło tak łatwo, tak prosto. Może warto do tego wrócić? I zamiast w kalendarzu robić kolejne wyliczenia spożytych kalorii, zaznaczyć na czerwono datę, kiedy zrobisz sobie znowu swój prywatny Dzień Dziecka?

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy:

i
Treści zawarte w serwisie mają wyłącznie charakter informacyjny i nie stanowią porady lekarskiej. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem.