Przejdź do treści

Popsuty układ nagrody – czyli o tym, jak powstaje nałóg

Popsuty układ nagrody – czyli o tym, jak powstaje nałóg
Zdjęcie: shutterstock
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

Poszukiwanie przyjemności jest dla człowieka normalne, a nawet konieczne. Gdyby nie ono, jako jednostki mielibyśmy marną motywację do życia, a jako gatunek ‒ zerowe szanse na przetrwanie. Niekiedy jednak to poszukiwanie przyjmuje formę, nad którą tracimy kontrolę…

Ta utrata kontroli to nic innego jak uzależnienie – choroba układu nagrody, jednego z najważniejszych w naszym mózgu. To on odpowiada za odczuwanie przyjemności, ich poszukiwanie i zaspokajanie potrzeb. Picia, kiedy jesteśmy spragnieni. Jedzenia, kiedy głodni. Seksu, kiedy jest do niego okazja. Alkoholu, gdy potrzebujemy towarzystwa i „resetu”. Słońca, kiedy brakuje witaminy D.

Ale układ nagrody, by działać dobrze, potrzebuje nie tylko marchewki, lecz także przysłowiowego kija. Potrzebuje, bo musi trzymać nas w ryzach. Poszukiwanie nagrody jest dobre, ale nie wtedy, kiedy przesadzamy, kiedy nagroda staje się obsesją, przymusem i przestajemy panować nad jej głodem. Taka sytuacja oznacza, że układ uległ defektowi, że jesteśmy chorzy. Że, wreszcie, uzależnienie przejęło mózg.

W pogoni za przyjemnością

W jaki sposób dochodzi do tego przejęcia? Wyjaśnienia naukowe są dwa. Jedna hipoteza mówi, że chodzi o używanie tego, od czego można się uzależnić. Druga mówi, że chodzi o używanie tego, od czego można się uzależnić, i pewną predyspozycję.

Obie dostrzegają jednak wspólny mechanizm powstawania uzależnień, który zaczyna się od odczuwania przyjemności. „Substancje uzależniające – pisał prof. Jerzy Vetulani w świetnej książce „Mózg” – z reguły powodują pobudzenie receptorów związanych z układem nagrody”. Mówiąc kolokwialnie, receptory są zalewane dopaminą i człowiek czuje się świetnie, uczy się lubić to, co wywołuje taki stan. Jednak sam układ, normalnie pracujący na niższych obrotach, ulega przeładowaniu i, także w fizycznym sensie, się zmienia.

Każe nam chcieć tego, co spowodowało, że było nam tak dobrze. Sięgamy więc po to częściej, a wtedy wykształca się tolerancja i przesuwa się próg odczuwania przyjemności. To rodzaj mechanizmu obronnego, który dąży do równowagi. Normalnie powoduje, że nudzimy się i zaczynamy szukać innych źródeł przyjemności, jednak tutaj łatwo jest po prostu zwiększyć dawkę – więc to robimy.

Mówiąc obrazowo, to tak jak ze słuchaniem muzyki ‒ kiedy słuchamy jej za głośno, zaczynamy głuchnąć, więc żeby nadal coś słyszeć, musimy podkręcać dźwięk. Z tym że w uzależnieniu głuchnie układ nagrody. A szybkość, z jaką głuchnie, zależy od tego, na co jesteśmy wystawieni, czyli jak głośna jest to muzyka. Substancje uzależniające powodują bowiem zwykle od dwóch do dziesięciu razy większe skoki poziomu dopaminy niż przyjemności naturalne. Im wyższe te skoki, tym szybciej zmienia się nasz układ nagrody.

Organizm jest wytrącany ze stanu równowagi, słabiej reaguje na inne przyjemności, bo cały mechanizm nie działa tak, jak powinien, ale mózg pamięta, co potrafi zapewnić mu miłe odczucia. Jednocześnie taki jest sens istnienia układu nagrody, który każe nam szukać jedzenia, picia i seksu, „na twardo” zapamiętuje, jak to znaleźć. Dlatego określone sygnały, miejsca itd. wywołują u uzależnionego silną potrzebę oraz „głód”, nad którym na ogół nie potrafi zapanować.

Czynniki ryzyka

W zbliżony sposób działają tzw. uzależnienia behawioralne. Kiedy porównuje się aktywność mózgu nałogowego gracza, który patrzy na konsolę, i alkoholika, którzy patrzy na pełny kieliszek, to jest ona bliźniaczo podobna. Jednak mimo że uzależnić potrafią nie tylko komputer, Facebook czy pornografia, ale nawet bieganie, to jednak niewiele jest zachowań, które robią to równie skutecznie jak narkotyki i alkohol. Choć są wyjątki, np. najczęstsze uzależnienie behawioralne, czyli hazard.

Kto jest szczególnie narażony na uzależnienie? Tu trzeba wrócić do dwóch szkół z początku. Pierwsza mówi, że uzależni się każdy, kto będzie używał lub nadużywał substancji (a trzeba by to przełożyć także na zachowania) mających potencjał uzależnieniowy, bo to one są problemem.

Druga mówi, że nie każdy, lecz tylko ten, kto ma do tego predyspozycje, za które odpowiadają m.in. geny (jak pokazują badania z udziałem bliźniaków, podłożem genetycznym da się wytłumaczyć od 40 do 60 proc. uzależnień) oraz co najmniej kilka czynników, które wciąż nie do końca rozumiemy. To dlatego – przekonują zwolennicy tej szkoły – nie każdy, kto pił alkohol, staje się alkoholikiem, nie każdy, kto zapalił papierosa, nałogowym palaczem, i nie każdy, kto był w kasynie, zostaje hazardzistą.

Badania oraz praktyka wskazują, że raczej ta druga teza jest bliższa rzeczywistości. Jednak zdania, zwłaszcza gdy wziąć pod uwagę psychoterapeutów, wciąż są podzielone. Jak się uchronić? Zabrzmi banalnie, ale… używać. Nie NADużywać.

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy: