Przejdź do treści

„Lekarze, z którymi miałam do czynienia, podchodzą do medycyny cyfrowej z zainteresowaniem, ale również z bardzo wyraźnymi oczekiwaniami” – mówi Agata Błasiak, która stoi na czele wydziału Digital Health Innovation na National University of Singapore

Agata Błasiak
Agata Błasiak / fot. archiwum prywatne
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

– Cyfrowa medycyna nie nadaje się do leczenia wszystkich problemów medycznych. Aplikacje zdrowotne na przykład mają zastosowanie w przypadku niektórych problemów długoterminowych i chronicznych. Osoby z zespołem jelita drażliwego dzięki aplikacji mogłyby lepiej zrozumieć, czym spowodowane są ataki, co je wywołuje – opowiada Agata Błasiak.

 

Klaudia Kierzkowska: Stoi pani na czele Digital Health Innovation na National University of Singapore. Jak się tam pani znalazła? Jaka była pani droga?

Agata Błasiak: Od zawsze interesowałam się biologią i inżynierią. Studiowałam biotechnologię na Politechnice Warszawskiej, później na uniwersytecie w Dublinie, gdzie zrobiłam doktorat. Starałam się znaleźć odpowiedzi na wiele nurtujących i ciekawych pytań i z tego też powodu zdecydowałam się kontynuować ten kierunek kariery i zostać naukowcem specjalizującym się w inżynierii biomedycznej. Po kilku latach zauważyłam jednak lukę między tym, czym w badaniach się zajmowałam, wtedy już na Narodowym Uniwersytecie Singapuru, a tym, co wykorzystuje pacjent. By coś z etapu badawczego zostało przełożone na to, co „otrzymuje” pacjent, niekiedy potrzebne są lata. Digital medicine, czyli medycyna cyfrowa, jest dziedziną, w której czas między badaniami a terapią dla pacjenta na podstawie tych badań znacznie się skraca. Na Narodowym Uniwersytecie Singapuru został otwarty instytut dedykowany medycynie cyfrowej, z czego postanowiłam skorzystać. Zmieniłam trochę kierunek badań.

Obecnie zajmuje się pani medycyną cyfrową. Co dokładnie kryje się pod tym pojęciem?

Termin „medycyna cyfrowa” skrywa w sobie naprawdę wiele. Opisuje różne pozytywne metody wpływania na zdrowie za pomocą narzędzi cyfrowych, np. poprzez telefon komórkowy czy komputer. Telemedycyna jest jednym z przykładów cyfrowej medycyny. Są nim również smartwatche i aplikacje na komórce, które wykonują analizę naszej aktywności fizycznej i wysyłają nam przypomnienia, kiedy za długo jesteśmy bez ruchu.

Specjalna kategoria medycyny cyfrowej to cyfrowa terapia (Digital Therapeutics, DTx), która polega na medycznej interwencji poprzez bezpośrednią interakcję pacjenta z oprogramowaniem, na przykład na telefonie komórkowym, którego medyczne wyniki oparte są na badaniach klinicznych. Terapie cyfrowe służą do leczenia, zarządzania i zapobiegania szerokiej gamie chorób i zaburzeń. Jednym z przykładów jest gra komputerowa dostępna na receptę, która pomaga dzieciom radzić sobie z symptomami ADHD (zostało to potwierdzone w badaniach klinicznych).

Kobieta

Kiedyś powiedziała pani, że niektóre choroby, np. problemy żołądkowe, możemy leczyć za pomocą aplikacji. To dość abstrakcyjne. Jak to możliwe?

Cyfrowa medycyna nie nadaje się do leczenia wszystkich problemów medycznych. Aplikacje zdrowotne na przykład mają zastosowanie w przypadku niektórych problemów długoterminowych i chronicznych. Osoby z zespołem jelita drażliwego dzięki aplikacji mogłyby lepiej zrozumieć, czym spowodowane są ataki, co je wywołuje. Aplikacja zawiera konkretne sposoby, które pomogłyby pacjentowi poradzić sobie w chwili ataku i uśmierzyć ból poprzez np. ćwiczenia oddechowe czy elementy cyfrowej psychoterapii poznawczo-behawioralnej. Dzięki wszystkim danym zgromadzonym w aplikacji pacjent będzie dokładnie wiedział, czym wywołane są silne objawy, jak ich unikać i jak skutecznie sobie z nimi poradzić.

Zastanawiam się, czy medycyna cyfrowa w pewnym sensie będzie mogła zastąpić kontakt z lekarzem?

I tak, i nie. To, co dla nas, osób pracujących w sferze medycyny cyfrowej jest niezwykle istotne, to fakt, że naszym celem jest dodanie do arsenału lekarzy kolejnego narzędzia. Lekarze mają różnego rodzaju leki czy urządzenia medyczne, których mogą użyć, by leczyć pacjentów – podobną rolę miałaby spełniać medycyna cyfrowa.

Pani zespół stworzył również platformę CURATE.AI. Może pani powiedzieć, czemu służy ta platforma? Na czym się skupia?

CURATE.AI to platforma, która doradza lekarzom, jaką dawkę leku wybrać w kolejnym cyklu dawkowania np. w chemioterapii. Metoda CURATE.AI jest dość prosta w porównaniu do standardowych metod sztucznej inteligencji, tzw. big data, o której w ostatnich czasach bardzo dużo słyszymy. CURATE.AI używa małych zestawów danych (small data). Co to oznacza w praktyce? Pacjent, który ma postawioną diagnozę, przychodzi do lekarza po plan leczenia. Lekarz, używając CURATE.AI, dobiera dawki leków. Sprawdzamy, jak pacjent na te ustalone dawki reaguje i na tej podstawie budujemy profil pacjenta. Choć nie brzmi to niezwykle, to dawki dobierane są bardzo celowo.

Mając informację, jak pacjent odpowiada na daną porcję, jesteśmy w stanie dobrać właściwą ilość leku do kolejnego cyklu dawkowania. Informacja ta jest integrowana w profilu pacjenta, który stworzyliśmy na samym początku. W teorii to bardzo prosta metoda, w praktyce niekoniecznie. Czeka nas dużo wyzwań, np. wprowadzenie aplikacji do elektronicznego systemu zdrowotnego. W badaniach klinicznych mieliśmy okazję zobaczyć, że niektórzy pacjenci lepiej reagują na niższą dawkę chemioterapii. Może się zdarzyć, że mniejsza dawka dla danego pacjenta będzie bardziej wskazana i pomoże osiągnąć lepsze wyniki. To coś, czemu naprawdę warto się dalej przyglądać.

Platforma może pomóc zmaksymalizować efektywność chemioterapii? Podobno typowa tutka do wyciskania kremu do ciasta podsunęła pani pewien pomysł.

Projekt z „tutką” jest całkowicie niezależny od medycyny cyfrowej, o której opowiadałam dotychczas. Był odpowiedzią na potrzeby, w jaki sposób zbierać próbki śliny przy oznaczaniu COVID-19. Komercyjne zestawy do zbierania śliny były bardzo trudno dostępne — albo zostały wykupione, albo w ogóle nie były dostarczane. Starałam się znaleźć sposób zastąpienia sztywnego lejka jakimś innym materiałem. W czasie lockdownu dostęp do laboratorium czy standardowego zestawu narzędzi, który mamy na miejscu na uczelni, był bardzo utrudniony. Zainspirowała mnie tutka do wyciskania kremu, której kształt był zbliżony do lejków do zbierania śliny. Można ją złożyć, a cokolwiek znajdujące się w środku można wycisnąć (tak jak przy dekorowaniu ciast).

Lekarze mają różnego rodzaju leki czy urządzenia medyczne, których mogą użyć, by leczyć pacjentów – podobną rolę miałaby spełniać medycyna cyfrowa

I to właśnie ta dodatkowa funkcja zmieniła to, co możemy zrobić z próbką śliny po zebraniu. Ślina jest ciągliwa i to właśnie w tych „glutach” znajduje się dużo cennych informacji, które chcielibyśmy oznaczyć, np. wirus SARS-CoV-2. Poprzez rolowanie albo składanie miękkiego lejka połączonego z odpowiednio zaprojektowanym filtrem, który przygotowałam przy pomocy drukarki 3D, został osiągnięty pożądany efekt — oznaczanie wirusa poprzez użycie śliny było dużo łatwiejsze.

Jaki jest stosunek, podejście lekarzy do medycyny cyfrowej?

Lekarze, z którymi miałam do czynienia, podchodzą do medycyny cyfrowej z zainteresowaniem, ale również z bardzo wyraźnymi oczekiwaniami, że to nowe narzędzie, które jest im proponowane, będzie miało pozytywny wpływ na stan zdrowia pacjentów i nie będzie dodawało im kolejnych obowiązków administracyjnych. To na nas, osobach ze świata medycyny cyfrowej, które proponują nowe rozwiązania cyfrowe, ciąży obowiązek, żeby były bezpieczne i miały pozytywny wpływ na pacjenta. Staramy się to wykazać w badaniach klinicznych, w podobny sposób jak przy testowaniu leków.

Ten drugi aspekt, czyli integracja z aktualnym sposobem pracy lekarzy, wymaga pracy naszej, ale także rozwoju systemu zdrowotnego, który pozwoli na wprowadzanie nowych rozwiązań technologicznych. Od początku pracy nad nowymi narzędziami angażujemy lekarzy, pielęgniarki, szpitalnych informatyków, a także ekonomistów, tak żeby nasze rozwiązania były przygotowane do wdrożenia w szpitalach.

Pani zdaniem medycyna cyfrowa i jej nieustanny rozwój może znacząco wpłynąć na naszą przyszłość?

Jak najbardziej. Spędzamy coraz więcej czasu w cyfrowym świecie przy pomocy telefonów komórkowych i komputerów. Dokonujemy tam zakupów, szukamy rozrywki czy kontaktu z innymi. To jest również świat, który możemy wykorzystać do dbania o nasze zdrowie.

Znalazła się pani w gronie 35 najlepszych młodych naukowców w Azji. To chyba wspaniałe uczucie?

Pamiętam, jak otrzymałam maila z informacją, że znalazłam się w gronie tej niewielkiej grupy naukowców. To naprawdę bardzo miłe. To możliwość informowania o badaniach, które robimy, i bycia „adwokatem” w sprawie, która ma szansę zmienić oblicze medycyny i pomóc wielu pacjentom. Pod tym względem wyróżnienie było bardzo satysfakcjonujące.

Jakie są pani marzenia dotyczące dalszej kariery naukowej?

Swoją przygodę z badaniami naukowymi rozpoczęłam na Politechnice Warszawskiej. Od pierwszych prób w karierze naukowej do momentu, w którym się teraz znajduję, dokonałam zmiany z badań podstawowych, czyli badań, w których staramy się zrozumieć świat, który nas otacza i odkryć więcej powiązań między różnymi elementami tego świata do badań translacyjnych (przekładających wyniki do praktyki), gdzie wyniki badań mają bliższy związek z tym, co możemy zastosować u pacjentów. Chciałabym, żeby kontynuacja mojej kariery naukowej skupiła się właśnie na tym elemencie, czyli na badaniach translacyjnych, na budowaniu zespołów, które są efektywne w takich badaniach, co nie jest wcale łatwe.

Spędzamy coraz więcej czasu w cyfrowym świecie przy pomocy telefonów komórkowych i komputerów. Dokonujemy tam zakupów, szukamy rozrywki czy kontaktu z innymi. To jest również świat, który możemy wykorzystać do dbania o nasze zdrowie

Wymaga zaangażowania fachowców z różnych dziedzin i stworzenia zespołu, który jest bardzo interdyscyplinarny. Mamy do czynienia nie tylko z inżynierami, ale też biologami, lekarzami. Musimy porozumiewać się również z ubezpieczalniami, naukowcami i urzędnikami ze sfery zdrowia publicznego. Badania translacyjne wymagają szerokiego zakresu umiejętności, a jedną z ważniejszych jest sprawna komunikacja. To jeden z powodów, że sama się dokształcam – obecnie studiuję zarządzanie i administrację, by lepiej się komunikować i zrozumieć dodatkowy komponent medycyny cyfrowej — biznes.

Zastanawiam się, czy medycyną cyfrową mogłaby się pani zajmować również w Polsce?

Jak najbardziej. To dość aktywna dziedzina w Europie i także w Polsce. Znam kilka osób w Polsce, które się tym tematem zajmują, a ich podejście do niego jest bardzo ciekawe. Rzeczą, która jest unikatowa i którą bardzo doceniam, jest to, że w Singapurze stosunkowo mało czasu upływa od momentu uzyskania wyników badań naukowych do ich wykorzystania w rozwiązaniach, które pacjenci mogą zauważyć. W Polsce mamy naprawdę wielu fantastycznych naukowców i cieszę się, że jestem w stałym kontakcie z tymi, których poznałam w czasie moich studiów na politechnice.

 

Agata Błasiak: popularyzuje rozwój technologii cyfrowego zdrowia i współtworzy platformy cyfrowe dla zdecentralizowanej opieki zdrowotnej w sektorze publicznej opieki zdrowotnej w Singapurze. Jest współautorką nadchodzącej książki wydawnictwa Johns Hopkins University Press pt. „Medicine without Meds: Transforming Patient Care with Digital Therapies.”. Oprócz zaangażowania w dziedzinę cyfrowego zdrowia posiada kompetencje w zakresie neurotechnologii

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy:

i
Treści zawarte w serwisie mają wyłącznie charakter informacyjny i nie stanowią porady lekarskiej. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem.