Przejdź do treści

„Słyszę często, że problemy pojawiły się w marcu-kwietniu zeszłego roku”. Terapeutka i psychodietetyk o tym, jak pandemia wpływa na zaburzenia odżywiania

„Słyszę często, że problemy pojawiły się w marcu-kwietniu zeszłego roku”
„Słyszę często, że problemy pojawiły się w marcu-kwietniu zeszłego roku”/Gettyimages
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

– Z jednej strony wzrosła liczba sytuacji, które powodują napięcie, np. nowe warunki pracy, brak umiejętności komunikowania się z najbliższymi, częstsze spotkania z domownikami, którzy powodują napięcie. A jednocześnie zmniejszyła się szansa ich rozładowania, aktywnego wypoczynku, spotkań ze znajomymi – mówi o związku zaburzeń odżywiania z pandemią Kamila Demczuk. Anecie Wawrzyńczak opowiedziała swoją historię.

 

Aneta Wawrzyńczak: Borykałaś się z zaburzeniami odżywiania przez 15 lat…

Kamila Demczuk, terapeutka i psychodietetyk, specjalizuje się w terapii zaburzeń odżywiania: Odkąd miałam dwanaście, może trzynaście lat. Zaczęło się od diet.

Byłaś pulchnym dzieckiem?

Nie, chudym też nie. Miałam prawidłową wagę.

To skąd te diety? Taka moda? Wszystkie koleżanki się odchudzają więc ja też?

Właściwie tak, choć wtedy zupełnie tak tego nie interpretowałam. Dopiero wiele później zidentyfikowałam na terapii, że chciałam kontrolować wagę, bo nie miałam kontroli nad życiem i tym, co mi się przydarza. Szukałam ucieczki.

Od?

Od lęku, który szedł ze mną przez życie. Lęku spowodowanego traumą, która mnie spotkała, gdy byłam dzieckiem. Zostały przekroczone moje fizyczne granice. Przypomniałam sobie o tym dopiero po latach terapii, wcześniej to wypierałam. Ten ból i pustkę zapełniałam jedzeniem. W głodzeniu się lub jedzeniu zaczęłam poszukiwać ukojenia, uspokojenia, miłości.

Nie znalazłaś?

Nie, czułam tylko chwilową ulgę. Objadając się nie zastanawiałam się, po co to robię, to była po prostu dzika, nieokiełznana chęć. Jadłam niezdrowe produkty, na które normalnie sobie nie pozwalałam, w tym słodycze. Siłą rzeczy zaczęłam więc przybierać na wadze.

Nikt nie zauważył, że objadasz się słodyczami?

Przede wszystkim: objadałam się potajemnie. Nie tyłam zbyt dużo, nikt też nie zwracał za bardzo uwagi na moje nawyki żywieniowe. Taty prawie nie było, z mamą właściwie się mijałam. Może nie tyle nie interesowała się mną, co po prostu czułam, że mnie nie zrozumie, nie znajdę niej wsparcia.

 

Kamila Demczuk

Kamila Demczuk/archiwum prywatne

 

To skąd pomysł, żeby schudnąć?

Bo jednak trochę mnie ten wzrost wagi martwił, nie chciałam tyć. Nie wiedziałam, co z tym zrobić, dopóki nie trafiłam na artykuł w magazynie dla nastolatek. To chyba był list od mamy, szukała pomocy dla córki, która ma 13 lat i wymiotuje. Pomyślałam: to może być metoda.

Wszystko pokręciłaś. Zamiast potraktować to jako ostrzeżenie, zainspirowałaś się…

Wtedy dla mnie to było idealne rozwiązanie, jak jeść i nie tyć. Doszły jeszcze herbatki przeczyszczające, kupowałam je w aptekach po szkole. Nie kosztowały majątku, kilka złotych.

Kiedy przeholowałaś?

Gdy pierwszy raz zemdlałam. Po wypiciu zbyt dużej ilości herbaty przeczyszczającej szłam w nocy do toalety u dziadków, po sąsiedzku. Okazało się, że straciłam przytomność, babcia się obudziła, ocuciła mnie, podniosła, zawołali z dziadkiem rodziców

Wtedy się zorientowali…

Tak, zabrali mnie do psychologa, psycholog skierował mnie do psychiatry, otrzymałam leki. Dostałam też skierowanie do szpitala, ale byłam tak przerażona, że nie chciałam tam iść. Obiecywałam rodzicom, że sobie poradzę sama. Teraz już wiem, że bez opieki psychologicznej, czasem psychiatrycznej, jest to bardzo trudne.

 

Ważna jest w terapii zaburzeń odżywiania praca na emocjach, szukanie przyczyny, identyfikowanie, które z nich głodzimy przy anoreksji, które pożeramy przy objadaniu się

Nie poradziłaś sobie. Nikt cię nie przyłapał, że ciągle chodzisz do łazienki?

Bardzo dobrze to ukrywałam. To tak jak z nałogiem, zawsze znajdzie się sposób, żeby nikt nie zauważył. A ja stałam się mistrzynią kłamania i maskowania.

To kiedy sama dostrzegłaś, że coś jest nie tak?

Pod koniec liceum, kiedy poszłam do pani pedagog i usłyszałam, że jeśli nie poszukam pomocy, to nie zdam matury, wykończę się fizycznie i psychicznie.

Przez zaburzenia odżywiania miałaś problem z nauką?

Nie, cały czas byłam szóstkową uczennicą, przynosiłam świadectwa z paskiem. Najwidoczniej byłam zbyt młoda, żeby zaburzenia odżywiania odbijały się na mojej koncentracji czy nauce. Ale słowa pedagog były dla mnie szokiem i rzeczywiście wzięłam się za siebie. Przestałam się objadać, przestałam wymiotować.

Tak po prostu z tego wyszłaś?

Nie wyszłam, wytrzymałam przez krótki czas, do matury. Gdy wyprowadziłam się na drugi koniec Polski na studia, bulimia, przeczyszczanie, wymiotowanie, to wszystko wróciło. Potrafiłam cały dzień nic nie jeść na studiach, potem w pracy, bo chciałam schudnąć. A wieczorem, aby zniwelować napięcie z całego dnia, miałam napady jedzenia. I tak w kółko. Dopiero w wieku 30 lat, gdy już byłam w związku z moim obecnym mężem, uświadomiłam sobie, że przecież wszyscy mają problemy większe niż ja, ale nie radzą sobie z nimi w taki sposób. Pomyślałam: Nie chcę przeżyć kolejnych 30-40 lat przy lodówce i nad toaletą. Stwierdziłam też, że chcę, żeby mój przyszły mąż miał zdrową fizycznie i psychicznie żonę. Właśnie wtedy uznałam, że czas poszukać pomocy

Pandemia koronawirusa a zaburzenia odżywiania

Od czego zaczęłaś?

Od terapii. Byłam u kilku terapeutów, jednak dopiero czwarty mi pomógł. Ale tylko dlatego, że w końcu powiedziałam prawdę o swoim życiu. O tym, co mnie spotkało. Wcześniej chciałam być idealną pacjentką, która nie ma żadnych problemów. U czwartego terapeuty przełamałam się, powiedziałam wprost: chcę otworzyć się na emocje, odczuwać je, nauczyć się nazywać. Bo wtedy, gdy tylko coś wyprowadzało mnie z równowagi, czułam ścisk w żołądku. To było napięcie, lęk, wstyd, złość. Pojawiał się zawsze, gdy docierały do mnie emocje.

Te złe? Czy dobre też?

Dobre też, chociaż wtedy absolutnie nie widziałam ich w swoim życiu. Odkrywanie ich krok po kroku było jak zrywanie kolejnych warstw cebuli, żeby w końcu dokopać się do tego, co we mnie siedzi. Na terapii najpierw zidentyfikowałam u siebie złość, później mnóstwo strachu, a wreszcie wstyd. To są właśnie główne powody zaburzeń odżywiania i wszelkich nałogów: wstyd i lęk.

Przed czym lęk?

Przed życiem. To był taki codzienny podskórny strach, co przyniesie dzisiaj. Chociaż zupełnie nie potrafiłam wtedy określić, czego się bałam. To terapia pokazała mi, skąd we mnie przez lata tkwiły te uczucia.

Wymioty są w tej układance wyrzutami sumienia?

Raczej sposobem ich zagłuszania. U mnie właśnie tak było, miały przykryć, zniwelować wstyd.

Z czasem człowiek się od tego uzależnia? Także fizycznie, od tego ruchu ręką, kiedy palce wędrują do ust, żeby sprowokować wymioty?

Po jakimś czasie już nawet tego nie musiałam robić… Ale rzeczywiście, to także było cielesne uzależnienie. Wychodząc z zaburzeń odżywiania, musiałam nauczyć się zjadać mniejsze porcje, a częściej. Właściwie musiałam od nowa nauczyć się jeść, na nowo rozpoznawać, kiedy jestem głodna fizycznie, a nie emocjonalnie. Na początku trudno mi było też wytrzymać, by nie zwracać jedzenia.

Musiałaś też przyznać się przed otoczeniem, najbliższymi, że masz problem. Co oni na to?

Mój coming-out był bardziej publiczny niż w rodzinny, udzieliłam wywiadu w programie Tomasza Sekielskiego, tematem były zaburzenia odżywiania. Rodzice dowiedzieli się przed publikacją.

Co im powiedziałaś?

Że przez lata miałam taki problem i nie dotyczył tylko nastoletnich lat. Obecnie budujemy nasze relacje na nowo, rozmawiamy o problemach, nie uciekamy od nich, mówimy, z czym komu jest trudno. Oduczamy się udawania, że nic się nie dzieje.

Aleksandra Serocka

W międzyczasie zajęłaś się psychologią i psychodietetyką.

Pomagam osobom, które zmagają się z anoreksją, bulimią, objadaniem się. Które chcą wyjść z zaburzeń odżywiania. To moja pasja i cieszę za każdym razem, gdy słyszę, że ktoś chce mieć szczęśliwsze, spokojniejsze, zdrowe życie. Dokształcam się przez cały czas, a najlepszą nauką jest codzienna praca z osobami, które chcą wyzdrowieć.

Ale przede wszystkim masz ten atut, że sama wyszłaś z zaburzeń odżywiania.

Tak, dzięki temu rozumiem problemy osób, które chcą wyzdrowieć. Słyszę, że moja historia, moje doświadczenia dają nadzieję i wiarę, że da się z tego wyjść, a także – właśnie poczucie zrozumienia. Dla większości osób z zaburzeniami odżywiania to wstydliwy temat, więc łatwiej otworzyć się, gdy po drugiej stronie jest osoba, która mówi: wiem, rozumiem, też tam byłam. Na spotkaniach, które organizuję online dwa razy w tygodniu, często właśnie słyszę, że dzięki temu, że dzielimy się naszymi doświadczeniami, inni nie czują się tak osamotnieni.

Przecież tyle się o tym mówi i pisze…

Ale gdy przychodzi co do czego, myślimy, że jesteśmy inni, coś jest z nami nie tak. Moim zdaniem wciąż zbyt mało się mówi i pisze o konieczności pracy terapeutycznej w wychodzeniu z zaburzeń odżywiania. Często leczenie skupia się tylko na objawach, żeby jeść więcej lub mniej. Ja uważam, że należy zacząć od pytania, z czego wynikają zaburzenia odżywiania u danej osoby. Zawsze jest jakaś pierwotna przyczyna, na której trzeba się skupić, żeby wyeliminować objawy, czyli objadanie się lub odmawianie sobie jedzenia.

Jakie to są przyczyny?

Na przykład traumy z dzieciństwa, syndrom DDA (Dorosłe Dzieci Alkoholików) czy DDD (Dorosłe Dzieci z rodzin Dysfunkcyjnych), naruszanie granic fizycznych lub psychicznych. Korzenie sięgają zazwyczaj okresu życia, kiedy nasze potrzeby nie były realizowane, nikt nie uczył nas, jak je spełniać i jak wyrażać emocje – i przez to znaleźliśmy sobie sposób w objadaniu się, niejedzeniu, wymiotowaniu, przeczyszczaniu. Stąd tak ważna jest w terapii zaburzeń odżywiania praca na emocjach, szukanie przyczyny, identyfikowanie, które z nich głodzimy przy anoreksji, które pożeramy przy objadaniu się. Bardzo ważne jest także zdjęcie z osoby, która chce wyzdrowieć, ogromnego poczucia winy. Bo z nim zmaga się każdy z nas dlatego, że nie potrafi tego opanować. Często widzę, jak ogromny ciężar z nas spada, gdy zaczynamy widzieć, rozumieć i wierzyć w to, że uczymy się radzić sobie z emocjami. Że bierzemy odpowiedzialność za rozwiązanie problemu i szukamy pomocy.

Słyszę, że moja historia, moje doświadczenia dają nadzieję i wiarę, że da się z tego wyjść, a także – właśnie poczucie zrozumienia. Dla większości osób z zaburzeniami odżywiania to wstydliwy temat, więc łatwiej otworzyć się, gdy po drugiej stronie jest osoba, która mówi: wiem, rozumiem, też tam byłam

Od roku żyjemy w warunkach epidemii, już pojawiły się badania, że to olbrzymi czynnik ryzyka wystąpienia lub powrotu zaburzeń odżywiania.

Rzeczywiście, bardzo zwiększyła się skala problemu, bo z jednej strony wzrosła liczba sytuacji, które powodują napięcie, np. nowe warunki pracy, brak umiejętności komunikowania się z najbliższymi, częstsze spotkania z domownikami, którzy powodują napięcie. A jednocześnie zmniejszyła się szansa ich rozładowania, aktywnego wypoczynku, spotkań ze znajomymi. Bardzo dużo potrzeb jest teraz trudniej zaspokoić, m.in. fizjologiczne, jak wyjście na świeże powietrze, czy społeczne, czyli kontakt z najbliższymi. W takiej sytuacji napięcie oczywiście rośnie.

I zaburzenia odżywiania pojawiają się też u osób, które wcześniej nie miały z tym problemu?

Tak, widzę, że zwiększyło się zapotrzebowanie na wsparcie w tym zakresie, ponieważ wzrosła skala problemu. Słyszę często, że problemy związane z regulacją emocji za pomocą jedzenia lub niejedzenia, pojawiły się lub pojawiły w marcu-kwietniu zeszłego roku. Ale gdy analizujemy całe życie, to okazuje się, że często problem istniał już wcześniej, tylko wrócił w rzeczywistości dużej niepewności obarczonej ogromnym stresem. I często nie mamy gdzie „uciec”, bo wcześniej była to nauka poza domem, praca, pasja, sport.

Teraz drogi ucieczki są okrojone.

Dobrze to ujęłaś. Pandemia obnażyła wiele problemów, z którymi trudno sobie poradzić.

A jeśli ktoś uporał się z zaburzeniami – istnieje ryzyko, że mogą one wrócić?

Jeżeli nauczymy się reagować na trudne emocje w zdrowy sposób: rozmową, mówieniem, czego potrzebujemy, przyznawaniem, że jest nam po prostu trudno, to można sobie z tym poradzić. Dobrze, jeśli ma się partnera, z którym można porozmawiać, a przede wszystkim kogoś, kto nas usłyszy. Nie musi rozumieć, bo dla osób, które nie mają takich problemów, jest to trudne do pojęcia. Ale często wystarczy po prostu być, wysłuchać, nie oceniać.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy:

i
Treści zawarte w serwisie mają wyłącznie charakter informacyjny i nie stanowią porady lekarskiej. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem.