Przejdź do treści

„Wyjeżdżając do Turcji, turysta medyczny najczęściej w cenie zabiegu dostaje lot i piękny hotel z basenem” – opowiada doradczyni medyczna

Kobieta la lotnisku. Tekst dotyczy turystyki medycznej
Turystyka medyczna staje się coraz popularniejsza. To szansa czy zagrożenie? / AdobeStock
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

Chociaż turystyka medyczna jest praktyką znaną od czasów starożytnych, to w ostatnich latach wzbudza szczególnie gorące emocje. W mediach społecznościowych coraz więcej osób po powrocie z innego kraju chwali się nowym biustem czy śnieżnobiałym uśmiechem lub wręcz przeciwnie – przestrzega przed wyjazdami za granicę w poszukiwaniu zdrowia lub pięknego wyglądu. Żeby jednak w pełni i sprawiedliwie ocenić to zjawisko, nie wystarczy zawiesić oka na kontrowersyjnym nagłówku o „kolejnej ofierze turystyki medycznej” i zagrzmieć w komentarzu, że „sama się o to prosiła”. Takim turystą jest niemal każdy z nas. I raczej nikt nie prosi się o krzywdę.

Megatrend cywilizacyjny

Zaczęło się bardzo dawno temu. Wcale nie wtedy, gdy media społecznościowe zaczęły przejmować zbiorową wyobraźnię, i absolutnie nie dlatego, że celebryci latają 3 tysiące kilometrów, by powrócić z idealnym ciałem i błyskiem zmiany w oku. Współczesny trend łączenia wyjazdu z usługą medyczną swoje źródła ma już w starożytności, gdy ludzie ruszali w drogę nie tylko po to, by handlować, składać modły czy wojować, ale też podbudować ducha i ciało. Jak wskazuje dr hab. Adrian Lubowiecki-Vikuk, który od blisko 20 lat zajmuje się nauczaniem, badaniem i doradztwem w zakresie turystyki: „Pierwsze peregrynacje odbywały się do miejsc, gdzie leczono wodami zwykłymi i mineralnymi. Jednakże dopiero w pierwszej dekadzie XXI wieku – głównie za sprawą mass mediów […] oraz branży turystycznej – rozwój turystyki medycznej stał się bardziej dynamiczny”.

Setki lat temu rodzi się idea, fenomen, który w kolejnych wiekach będzie gnać ludzi tam, gdzie taniej, lepiej, szybciej, skuteczniej lub gdzie w ogóle dostaną pomoc. Za początek tego, co dziś nazywamy turystyką medyczną, uznaje się leczenie uzdrowiskowe, którego nie żałował sobie chociażby Hipokrates. Tym śladem poszli przedstawiciele klasy średniej i wyższej XIX-wiecznych miast – to wtedy „wykształciła się moda na podróże do miejscowości uzdrowiskowych w Europie”. A teraz tradycję kontynuujemy my, współcześni, tak samo spragnieni zdrowego, ale i pięknego ciała.

„Wiek XX charakteryzuje raczej rozwój indywidualnych podróży zamożnych obywateli państw o niskim standardzie opieki zdrowotnej do bogatszych krajów w celu ratowania zdrowia lub życia w ośrodkach o międzynarodowej reputacji. Współczesna turystyka medyczna znacznie się różni od dotychczasowych jej form przede wszystkim skalą wyjazdów. Cechą turystyki medycznej XXI wieku jest odwrócenie trendu i podróże obywateli z krajów bardziej rozwiniętych do mniej rozwiniętych po tańsze usługi zdrowotne oraz powstanie rynku międzynarodowych usług zdrowotnych dla pacjentów” – pisze Ewa Borek w publikacji „Turystyka medyczna w Europie i w Polsce – stan obecny, bariery rozwoju, perspektywy i rekomendacje dotyczące rozwoju przyjazdowej turystyki medycznej w Polsce”.

Stawanie się turystyki medycznej trendem cywilizacyjnym mówi nam zatem bardzo dużo nie tylko o nakręcanym przez media społecznościowe kulcie pięknego (i produktywnego!) ciała, ale również o kondycji światowych systemów zdrowotnych. Nie są to wnioski ani dobre, ani przyjemne, a sama turystyka medyczna w ostatnim czasie, jeżeli pojawia się w mediach, to głównie w wymiarze negatywnym i ostrzegawczym, a w mediach społecznościowych – wręcz prześmiewczym. Złośliwość ta wymierzona jest głównie w kobiety, które decydują się na wyjazd za granicę, żeby poprawić swój wygląd.

Nina Manduk-Czyżyk od 18 lat pracuje w branży turystyki medycznej, specjalizuje się w medycynie estetycznej. Wspomina, że to negatywne postrzeganie zabiegów estetycznych nie jest niczym nowym – już lata temu spotykała się z komentarzami, że powiększenie piersi czy plastyka nosa to „zachcianka”, która związana jest z ryzykiem: „Turystyka medyczna, szczególnie dotycząca chirurgii estetycznej, jest napiętnowana. Gdy mówi się o niej w mediach, to głównie z pejoratywnym zabarwieniem”. Pytam ekspertkę, czy w związku z tym, że coraz liczniejsze grono znanych pań dzieli się lokalizacjami, w których przeszły zabiegi, zauważalny jest wzrost zainteresowania usługami medycznymi poza granicami Polski.

Jeden zabieg w Polsce wyceniany jest często na tyle, co dwa, trzy zabiegi w Turcji. Nieraz mam wrażenie, że Turcja zaczyna funkcjonować na masową skalę, trochę jak manufaktura. Jednak działanie masowe w zakresie turystyki medycznej może wiązać się z większą liczbą błędów, powikłań, niedociągnięć. I to niestety zaczyna być widać na rynku

Nina Maduk-Czyżyk

– Oczywiście wśród znanych osób są różne trendy i one nadają pewien tok myślenia, tak skonstruowany jest współczesny świat – nam się wydaje, że kiedy celebrytka zmieni coś w wyglądzie, to ludzie tłumem ruszają na zabiegi. To nie do końca tak wygląda. Na co dzień pracuję z całkiem zwykłymi pacjentami z Polski i zagranicy, którzy mają swoje przyziemne problemy, defekty, które powodują dyskomfort życia. Przepuklina pociążowa, nadmiar skóry na brzuchu po ciąży lub schudnięciu, problemy z piersiami… To są sprawy, przez które ta konkretna osoba, najczęściej mama, żona czuje się ze sobą i swoim wyglądem źle. Podobnie jest z wyglądem zębów czy włosów. To są czyjeś kompleksy, często historie chorób i trudnych doświadczeń. To dyskomfort ciała, który nieraz nie pozwala normalnie funkcjonować, również w wymiarze psychicznym. Medycyna poszła bardzo do przodu i obecnie mamy możliwości, żeby ludziom pomagać na naprawdę dużą skalę – tłumaczy Nina Manduk-Czyżyk.

Podkreśla jednak, że skalę zjawiska trudno ocenić, ponieważ po pandemii, która całkowicie zmieniła branżę, nie są prowadzone rzetelne i wiarygodne statystyki. Na pewno jednak w ostatnich trzech latach widać odpływ pacjentów, którzy w Polsce szukali stomatologów, chirurgów plastycznych, ortopedów, bariatrów i neurochirurgów. Teraz po pomoc kierują się głównie do Turcji, która wysuwa się na pozycję lidera usług medycznych dla turystów.

Lecę, bo chcę/bo muszę

Zacznijmy jednak od zawieszenia na kołku druzgocącej krytyki tych, którzy w ostatnim czasie zdecydowali się na wyjazd za granicę i na ich nieszczęście coś poszło nie tak. Gdy relacja poszkodowanego pacjenta lub pacjentki przebija się do mediów, w komentarzach dominują oceny, które nie mają nic wspólnego ze współczuciem czy zrozumieniem. Dlaczego jednak lepiej powstrzymać się od kąśliwych uwag? Głównie dlatego, że definicyjnie większość z nas, jak nie każdy, ma na koncie praktykę medyczno-turystyczną.

Definicja turystyki medycznej odnosi się bowiem do każdego „wyjazdu na dobę lub dłużej poza miejsce zamieszkania w celu regeneracji zdrowia fizycznego, psychicznego, korekcji urody, a także poddania się zabiegom i operacjom w klinikach dokonujących naboru pacjentów poprzez reklamę w turystyce. Do jej form można zaliczyć turystykę uzdrowiskową (therapeutic tourism), turystykę wellness oraz turystykę medyczną” – tłumaczy Adrian Lubowiecki-Vikuk w publikacji „Postrzeganie kompozycji marketingowej w podmiotach podaży turystyki medycznej przez konsumentów”. Kto zatem nigdy nie pojechał do stomatologa w innym mieście (a przy okazji nie zjadł gofra i nie sfotografował starówki), nie wypoczywał w SPA lub nie pędził do polecanego przez znajomą okulisty z sąsiedniego regionu, niech pierwszy… No właśnie. Większość z nas w mniejszej lub większej skali okresowo zmienia się w turystę, który poza miejscem zamieszkania (czyli również w obrębie kraju!) szuka zdrowotnych rozwiązań.

Powody takich poszukiwań są bardzo różne i tutaj pojawiają się te nie do końca dobre i medialne informacje – bo przecież chętniej czytamy ironicznie zabarwiony tekst o dziewczynie, która po zabiegu piersi w Turcji boryka się z nieprzyjemnymi komplikacjami i chętnie wytykamy jej i innym, że „ma to na własne życzenie”, niż specjalistyczne analizy o tysiącach pacjentów, którzy zwyczajnie nie mają szansy na uzyskanie pomocy w swoim kraju.

Ewa Borek pisze: „Nie doszłoby do rozwoju tego zjawiska naszych czasów, gdyby nie wzrastające koszty usług medycznych przy stałych budżetach państw na ich zaspokojenie, gdyby nie rozwój Internetu jako powszechnego źródła danych oraz wiedzy i gdyby nie zmniejszenie kosztów podróży, które zawdzięczamy m.in. rozwojowi tanich linii lotniczych […] Głównymi czynnikami sprzyjającymi rozwojowi turystyki medycznej według raportu McKinsey (2008) nie jest poszukiwanie oszczędności, tylko dostępności nowych technologii, lepszej jakości oraz szybszego dostępu do usług medycznych. Ograniczenie dostępności do leczenia wynikające z długiego czasu oczekiwania albo wysokich dopłat własnych jest czynnikiem sprzyjającym podejmowaniu przez pacjentów decyzji o szukaniu medycznej pomocy za granicą”.

Ludzie ruszają do Turcji, Polski czy Czech, bo chcą zaoszczędzić, są zachęceni rekomendacjami znajomych czy rodziny, a zorganizowanie wyjazdu stało się banalnie proste, ale też dlatego, że w ich kraju nie obowiązują ubezpieczenia, kolejki do specjalistów ciągną się latami, zabiegi, z których chcieliby skorzystać, są nielegalne lub niedostępne w ich ojczyźnie (in vitro, aborcja) lub wpadli w pułapkę wizerunków wykreowanych przez media. Czyli wyrzeźbionych, szczupłych, kanonicznych, krągłych tylko w wybranych i konkretnych miejscach ciał.

– Mamy dwie główne grupy pacjentów. Jedna to pacjenci, którzy doznają bólu czy dyskomfortu życia, na przykład pacjenci neurochirurgiczni, ortopedyczni – osoby w zdrowotnej potrzebie, które w swoim kraju mają utrudniony dostęp do specjalistów – na przykład bardzo dużo Brytyjczyków korzysta z turystyki medycznej, ponieważ kolejki na NHS, odpowiedniku naszego NFZ, są tak duże, że ludzie z powodów zdrowotnych, nie mogąc pracować i normalnie funkcjonować, szukają miejsc, w których po prostu zapłacą i szybko uzyskają pomoc. W Wielkiej Brytanii lista oczekujących to nieraz nawet 3 lata. A cena zabiegów komercyjnych w ich kraju jest ekstremalnie wysoka – tłumaczy Nina Manduk-Czyżyk. Druga grupa to osoby, które chcą poprawić swój wygląd i albo nie chcą długo czekać na zabieg, albo wolą zapłacić mniej, więc wybierają kraj, w którym ceny są niższe, a jednocześnie jakość usługi będzie nadal wysoka.

Warto podkreślać, że Polska nie jest białą plamą na mapie turystyki medycznej. Ba, jest jedną z ważniejszych destynacji w regionie Europy Środkowo-Wschodniej. Łatwo to pominąć, gdy w mediach czytamy raczej o problemach pacjentów z Turcji, a nie polskich lekarzach, do których przylatują pacjenci z Wielkiej Brytanii czy Niemiec.

„W wyniku działań rządowych i liderów prywatnych zakładów opieki zdrowotnej od 2010 r. polskie usługi medyczne stały się jeszcze bardziej przedmiotem zainteresowań zagranicznych pacjentów. […] Brytyjczycy podejmujący podróże medyczne w pierwszej kolejności kierują się do Polski [dane sprzed pandemii – przyp. red.]. Podobnie jest w przypadku Niemców, co dodatkowo wynika z transgranicznej współpracy między dostawcami a ubezpieczycielami. […] Dodatkowo – z uwagi na głębokie przekonanie zakorzenione w polskim (i nie tylko) społeczeństwie z udziałem rekomendacji bliskich/znajomych o renomie lekarzy specjalistów lub brakiem do nich dostępu w miejscu zamieszkania – dostrzegalny jest krajowy przepływ związany z turystyką medyczną” – pisze Adrian Lubowiecki-Vikuk.

Polska turystyka medyczna wbrew temu, co się niektórym wydaje, obwarowana jest bardzo restrykcyjnymi zasadami. Placówki medyczne w Polsce działają zgodnie z prawem, dokładnie się zabezpieczają, wymagają badań, podpisania wielu zgód, informują o powikłaniach i ryzyku

Nina Maduk-Czyżyk

Ekspert podkreśla, że brak konkretnych danych o samych turystach medycznych może wynikać z faktu, że „dostęp do nich jest trudny i ograniczony”. A w cenę klinik wpisane są intymność i dyskrecja. Dlatego nie dysponujemy pełnym, socjodemograficznym obrazem zjawiska ani dokładnymi statystykami. Lubowiecki-Vikuk pisze: „Z danych Głównego Urzędu Statystycznego (GUS) wynika, że w 2019 r. w celach zdrowotnych do Polski przyjechało 663,3 tys. turystów zagranicznych, w tym odwiedzających jednodniowych. Zbiorcze zestawienie jest jednym z powodów, dla którego trudno jednoznacznie określić, kim są turyści medyczni, jaka jest ich realna liczba, jakie przejawiają zachowania nabywcze i jakie są ich doświadczenia. Problem ten nie dotyczy wyłącznie Polski, lecz także globalnych destynacji turystyki medycznej”.

Wnioski te potwierdza Nina Manduk-Czyżyk. Dodaje, że sytuacja w popandemicznym świecie jest bardzo dynamiczna. – Przez wiele lat nie tylko wygrywaliśmy atrakcyjnością cen, ale i świetnymi specjalistami, do których celowo przyjeżdżają pacjenci z zagranicy. Polscy lekarze są bardzo aktywni, jeżdżą na sympozja zagraniczne, biegle mówią po angielsku, a często również po francusku, włosku czy niemiecku, cały czas się edukują, biorą udział w szkoleniach i kursach. Mamy świetnych ekspertów, dlatego też Polska słynie z jakości i to sprawia, że w Europie wysuwamy się na prowadzenie pod względem turystyki medycznej. Niestety COVID to zweryfikował. A w czasie pocovidowym nastąpiło podniesienie cen chociażby na środki medyczne, implanty, materiały do zabiegów. Te czynniki spowodowały również wzrost cen za zabiegi i trochę przystopowały rozwój turystyki medycznej. Teraz w Polsce już nie jesteśmy tacy atrakcyjni cenowo. Na szczęście pacjenci nadal chcą do nas przylatywać, gdyż renoma polskich placówek medycznych pozostała i nadal wygrywamy bezpieczeństwem, doświadczeniem, wysoko wykwalifikowaną kadrą lekarzy i wysoką jakością usług medycznych.

Nina Manduk-Czyżyk podkreśla jednak, że „z każdym rokiem jest coraz gorzej” i wyraźnie widać odpływ pacjentów do bardzo konkurencyjnych, nastawionych na turystę klinik tureckich. – W ostatnim czasie pojawiają się też w naszych palcówkach pacjenci, którzy wymagają leczenia lub poprawy po zabiegach wykonanych w Turcji. Ci pacjenci nie mają już zaufania, żeby powrócić do Turcji na leczenie lub poprawkę zabiegu – dodaje ekspertka. Bez wątpienia to właśnie strategia Turcji sprawiła, że o turystyce medycznej mówi się teraz dużo, często i nie do końca pozytywnie.

Boom na Turcję

Złą sławę medycyny turystycznej bez wątpienia napędziły mrożące krew w żyłach doniesienia medialne o pękających w samolocie szwach, defektach, które ujawniają się dopiero po powrocie pacjenta do domu, a w najgorszym przypadku o śmierci turysty medycznego. Takim historiom na ogół towarzyszy konkretna lokalizacja: Turcja.

– Turcja obecnie stanowi największą konkurencję na europejskim rynku turystyki medycznej – głównie dotyczy to cen. Jeden zabieg w Polsce wyceniany jest często na tyle, co dwa, trzy zabiegi w Turcji. Wynika to z dużego wsparcia tureckiego rządu, który realnymi działaniami dofinansowuje ten sektor. I tak turysta medyczny wyjeżdżając do Turcji, najczęściej w cenie zabiegu dostaje loty, bardzo często piękny hotel z basenem. Bez wątpienia jest to dodatkowa zachęta, ale też promocja regionu i usług. To właściwie cała strategia, która po wielu latach teraz zbiera żniwo i stanowi realne zagrożenie konkurencyjne dla pozostałych destynacji turystyki medycznej – tłumaczy Nina Manduk-Czyżyk. I dodaje: „Nieraz mam wrażenie, że Turcja zaczyna funkcjonować na masową skalę, trochę jak manufaktura. Jednak działanie masowe w zakresie turystyki medycznej może wiązać się z większą liczbą błędów, powikłań, niedociągnięć. I to niestety zaczyna być widać na rynku”.

Im więcej zabiegów, tym skala komplikacji i powikłań rośnie. Ekspertka zaznacza, że dlatego tak istotne jest dokładne sprawdzenie miejsca, w którym chcemy poddać się zabiegowi, i opisuje, jak polskie placówki podchodzą do kwestii bezpieczeństwa.

– Polska turystyka medyczna wbrew temu, co się niektórym wydaje, obwarowana jest bardzo restrykcyjnymi zasadami. Placówki medyczne w Polsce działają zgodnie z prawem, dokładnie się zabezpieczają, wymagają badań, podpisania wielu zgód, informują o powikłaniach i ryzyku. To jest szereg dokumentów i ogromna odpowiedzialność. A przede wszystkim priorytetem jest zdrowie i życie pacjenta. Żaden pacjent z podejrzeniem komplikacji nie zostałby wypuszczony z kliniki. Naszym placówkom medycznym zależy na nienagannej opinii, więc dbają o jakość i bezpieczeństwo. Dodam, że w chirurgii estetycznej operuje się pacjentów zdrowych i bez obciążeń, żeby minimalizować ryzyko. Polskie prywatne placówki medyczne są wyczulone szczególnie na punkcie bezpieczeństwa i jakości swoich usług, ponieważ są to biznesy medyczne, przedsiębiorstwa, które dają pracę innym i które po prostu żyją z usług medycznych, więc tam nie ma miejsca na błędy czy niższe standardy jakościowe. Jako placówki medyczne muszą spełniać najwyższe normy i standardy bezpieczeństwa – mówi Nina Maduk-Czyżyk. Tłumaczy, że oczywiście warto mówić o niepowodzeniach i tragicznych przypadkach, żeby przypominać, że każdy zabieg związany jest z ryzykiem, jednak przypomina, że czy w Polsce, czy za granicą dochodzi do komplikacji i nie zawsze wynika to z błędu lekarza.

Osoby zadowolone po zabiegach z zakresu chirurgii estetycznej raczej nie mają potrzeby publicznie o nich opowiadać. Pojawiające się w internecie i mediach skrajne, drastyczne i negatywne historie mają zdecydowanie większą siłę nośną, dlatego głównie takie przebijają się do naszej świadomości

Nina Manduk-Czyżyk

Turcja nadal jest bezkonkurencyjna. – Niestety chodzi przede wszystkim o cenę, ale też dostępność – bardzo pożądany obecnie zabieg, który w Polsce wykonuje niewielu lekarzy – przeszczep włosów – to bardzo żmudny, czasochłonny i trudny proces, więc zaledwie kilku specjalistów w Polsce to robi, jest to zabieg bardzo drogi, kosztujący 20-30 tysięcy złotych. W Turcji – kompleksowy pobyt z przelotem to koszt maksymalnie 3 tysięcy euro, czyli około 13 tysięcy złotych. Na usługę w tej cenie decydują się głównie panowie. Natomiast turyści medyczni przylatujący do Polski wybierają najczęściej bardzo popularne przeszczepy tłuszczu w pośladki, piersi, liposukcje, plastykę brzucha czy powiększenie piersi lub lift twarzy. Popularne są też zabiegi stomatologiczne, ortopedyczne i bariatryczne. Po to wszystko latają Brytyjczycy czy Skandynawowie. W kwestii potrzeb jako społeczeństwo nie różnimy się za bardzo od innych europejskich obywateli.

Korzystaj, ale mądrze

Podróże pacjentów – czy to po swoim kraju, czy za granicę – w celu konsumowania usług medycznych nie są niczym nowym, a wiele wskazuje, że rosnąca tendencja tego trendu będzie utrzymywać się w najbliższych latach. „Z uwagi na medykalizację ponowoczesnego społeczeństwa i konsumpcyjny styl życia oraz biznesowy i medialny charakter zjawiska turystyki medycznej od przełomu XX i XXI w. obserwuje się jego ekspansję. Idea tych wyjazdów polega na zaangażowaniu dwóch sektorów gospodarki: opieki zdrowotnej oraz turystyki – w celu polepszenia jakości życia społeczeństwa, poszukującego innowacyjnych, potwierdzonych naukowo metod leczenia oraz korzystającego z profesjonalnych usług medycznych” – pisze Adrian Lubowiecki-Vikuk.

Medycyna jest jednym z sektorów, który za sprawą nowych technologii i sztucznej inteligencji rozwija się najdynamiczniej. Bez wątpienia społeczeństwa będą chciały za tym postępem nadążyć, ulżyć sobie w bólu, skorzystać z nowych terapii lub spełnić marzenie o innym wyglądzie. I wbrew pozorom wcale nie najniższym kosztem. Dr Lubowiecki-Vikuk podkreśla, że częste zaangażowanie turystów w medycynę wcale nie oznacza, że na dalszy plan schodzi jakość. To nie tylko oszczędności są głównym motorem napędzającym decyzję o wyjeździe: „Z reguły otrzymują oni taką samą lub lepszą opiekę niż w ich własnym kraju i podróżują w celu uzyskania opieki medycznej ze względu na przystępną cenę lub lepszy dostęp do opieki wyspecjalizowanej”.

Dlatego tak istotne jest edukowanie społeczeństw, jak mądrze, bezpiecznie i świadomie korzystać z zagranicznych i krajowych usług. Krytyka i wyśmiewanie nie są dobrą odpowiedzią na trend, który już teraz jest bardzo silny, a najpewniej będzie w najbliższych latach jeszcze powszechniejszy. Jednak, jak podkreśla Nina Manduk-Czyżyk, już teraz wielu pacjentów, czy to chorujących, czy tych, którzy szukają zabiegów estetycznych, bardzo dokładnie sprawdza klinikę i lekarzy.

– Cena oczywiście też jest ważna, ale jeżeli pacjent zdecydował już o zabiegu za granicą, wtedy chce mieć jak najwięcej pewności, że odda się w dobre ręce. Cena tak naprawdę bywa ostatnim czynnikiem, który decyduje, dokąd pacjent pojedzie. W tym kontekście pomyślałam, że nieraz to dobrze, że media informują o tych wyjazdach nieudanych i dramatycznych. Jakiś czas temu na przykład kilka pacjentek z Wielkiej Brytanii i Irlandii zmarło w Turcji. To przypomina nam, że każdy zabieg to ryzyko i nawet liposukcja może mieć śmiertelne skutki. To oczywiście może wydarzyć się wszędzie, ale pisanie o tym jest ważne, żeby uświadamiać ludziom i przypominać, że zawsze istnieje opcja powikłań. Czy to w swoim kraju, czy w innym. Wyjeżdżając np. do Turcji, powinniśmy też odpowiedzieć sobie na pytanie, kto będzie leczył powikłania, jeżeli takowe nastąpią, czy wrócimy wtedy do Turcji? Czy tureckie kliniki będą wiedziały, jak udzielić nam pomocy? I kto za to zapłaci? – mówi ekspertka i dodaje, że z medycyny estetycznej trzeba korzystać mądrze.

Nina Manduk-Czyżyk: – I wiele osób tak właśnie korzysta, o tym informują sami lekarze, dla których dobro i zdrowie pacjenta są najważniejsze. Osoby zadowolone po zabiegach z zakresu chirurgii estetycznej raczej nie mają potrzeby publicznie o nich opowiadać. Pojawiające się w internecie i mediach skrajne, drastyczne i negatywne historie mają zdecydowanie większą siłę nośną, dlatego głównie takie przebijają się do naszej świadomości. A i pacjenci, którzy opowiadają o negatywnych doświadczeniach, mają większą potrzebę mówienia o nich. Ja spotkałam na swojej zawodowej drodze setki pacjentów i pacjentek, którzy są bardzo zadowoleni, polecają różne usługi medyczne swoim bliskim, opowiadają znajomym, ale nie chcą ze swoim zadowoleniem iść do telewizji czy pisać w sieci o tym, jak zadowalająco zakończyła się ich przygoda z zabiegiem z zakresu chirurgii estetycznej. To ich osobista sprawa. Dodam jeszcze, że powodzenie zabiegu to również kwestia realnych oczekiwań – za granicą nie przyjmują lekarze cudotwórcy, którzy w godzinkę i za połowę ceny spełnią nasze wyobrażenie o nowym wyglądzie.

Warto zatem podkreślać, że lepiej mieć realne oczekiwania i nie zapominać, że każdy zabieg czy ingerencja w ciało niesie ryzyko. – To jest medycyna i trzeba pamiętać, że bez znaczenia, jakiemu zabiegowi się poddajemy, powinniśmy rozsądnie przejrzeć rynek, skonsultować się z odpowiednim specjalistą, często więcej niż jednym, zracjonalizować swoje oczekiwania co do rezultatów i świadomie podjąć decyzję – podsumowuje Manduk-Czyżyk.

 

Nina Manduk-Czyżyk – jest doradcą medycznym, od ponad 18 lat zajmuje się chirurgią plastyczną oraz medycyną estetyczną. Nie jest lekarką. Jej celem zawodowym jest skuteczne doradzanie i profesjonalna opieka nad pacjentami, którzy poszukują najlepszej kliniki, najlepszego chirurga plastyka, a także specjalisty medycyny estetycznej czy stomatologii.

Dziękuję dr Adrianowi Lubowieckiemu-Vikuk za udostępnienie obszernych fragmentów swojej książki „Postrzeganie kompozycji marketingowej w podmiotach podaży turystyki medycznej przez konsumentów” i Jolancie Rab-Przybyłowicz, doktor nauk ekonomicznych, specjalizującej się w produkcie turystyki medycznej w Polsce za poświęcenie czasu na rozmowy i opowiedzenie o niuansach branży.

Korzystałam z:

Adrian Lubowiecki-Vikuk, „Turystyka medyczna przejawem współczesnych trendów i tendencji w turystyce”, 201

Ewa Borek, „Turystyka medyczna w Europie i w Polsce – stan obecny, bariery rozwoju, perspektywy i rekomendacje dotyczące rozwoju przyjazdowej turystyki medycznej w Polsce”, 2013

Adrian Lubowiecki-Vikuk, „Postrzeganie kompozycji marketingowej w podmiotach podaży turystyki medycznej przez konsumentów”, 2021

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy:

i
Treści zawarte w serwisie mają wyłącznie charakter informacyjny i nie stanowią porady lekarskiej. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem.