Dr Piotr Paweł Świniarski: „Zajmujemy się prąciem tylko w pięciu sytuacjach. Poza tym nie dotykasz, nie oglądasz, nie analizujesz”
Czy jestem wystarczająco męski? Jak często powinienem uprawiać seks? Jak być dobrym partnerem i ojcem? Czy oglądanie pornografii jest szkodliwe? Na te i wiele innych pytań odpowiedzi znajdziemy w książce „Męska rzecz. Wszystko, co mężczyzna musi wiedzieć, by żyć długo i aktywnie”. Cenieni eksperci: dr Robert Kowalczyk – psycholog, seksuolog kliniczny i psychoterapeuta – oraz dr Piotr Paweł Świniarski – urolog, androlog i lekarz medycyny seksualnej – w rozmowie z dziennikarzem Dawidem Krawczykiem odpowiadają na pytania, które mężczyźni często zadają sami sobie, ale chcieliby zadać ekspertowi. Warto sięgnąć po tę lekturę nie tylko z okazji trwającej kampanii Movemeber. Poniżej publikujemy fragment jednego z jej rozdziałów.
Dawid Krawczyk: „Czy jestem normalny?” Słyszycie takie pytanie od swoich pacjentów?
Piotr: Wprost? Raczej rzadko, najczęściej w formie komentarzy na temat wyglądu własnego ciała. Pacjenci przychodzą zaniepokojeni rozmiarem, kształtem, funkcjonowaniem.
Czego?
Piotr: Oczywiście w gabinecie lekarza urologa i androloga uwaga skupia się głównie na prąciu, rzadziej jądrach i mosznie. Jednak punkt odniesienia pacjentów to nie normy medyczne, tylko Instagram, fora internetowe, pornografia. A przecież one nie pokazują rzeczywistości, tylko wyidealizowaną wersję męskiego ciała.
Pacjenci porównują się więc do nierealnych wzorców i mówią: „Czy moje prącie ma właściwy rozmiar? Czy jądra wyglądają jak trzeba?”. Ściągają spodnie, slipy… a tam nie widać żadnego problemu. Jeden z moich pacjentów miał na przykład kompleks niskiego wzrostu i przeszedł operację wydłużenia kości udowych, mimo że miał przyzwoity, średni wzrost – ponad metr siedemdziesiąt. Różnice w postrzeganiu ciała mogą wynikać z zaburzeń psychicznych, z obiektywnie trudnych do zaakceptowania cech fizycznych, ale też z nadmiernego skupienia uwagi na elementach ciała uważanych przez nas za nieprawidłowe.
A co kryje się w głowie takiego pacjenta?
Piotr: Jakiś wyobrażony idealny punkt odniesienia. Idealny wzrost, idealna długość członka czy procentu tkanki tłuszczowej. Te „ideały” motywują mężczyzn do poszukiwania specjalistów mających im pomóc za wszelką cenę osiągnąć cel – operacjami, zabiegami, korektami. Jeśli więc jako lekarze nie rozpoznamy, że prawdziwy problem nie leży w ciele, tylko w psychice, możemy takiemu pacjentowi jedynie zaszkodzić. Bo on będzie wracał po kolejny zabieg i kolejny… Aż w końcu przestanie przypominać siebie.
Robert: I nawet jeśli Piotr, jako lekarz, specjalista urolog, powie: „Wszystko z panem w porządku, jest pan w normie”, taka informacja często nie wystarczy. Bo tu nie chodzi o wiedzę, tylko o emocje.
Pytanie: „Czy jestem normalny?” to w gruncie rzeczy pytanie: „Czy ktoś mnie zaakceptuje takim, jaki jestem?”. Potrzeba znalezienia takiego potwierdzenia ma źródło w nadszarpniętym poczuciu własnej wartości. Z mojego doświadczenia psychoterapeutycznego wynika, że często u podstaw takiego nastawienia leży historia relacji z dzieciństwa – ważne jest to, jak byliśmy odbierani przez bliskich, czy dostaliśmy akceptację, czy musieliśmy na nią zapracować.
Można przeczytać tysiąc artykułów, obejrzeć wykresy norm i nadal czuć się niewystarczająco dobrym. Bo głowa mówi: „Wiem, że jestem w statystycznej normie”, ale serce nadal czuje lęk przed odrzuceniem.
Jakie komentarze z dzieciństwa mogą doprowadzić do takiej erozji pewności siebie w dorosłym życiu?
Robert: One nie muszą bezpośrednio dotyczyć ciała czy wyglądu. Dziecko od najmłodszych lat chłonie, co jest postrzegane jako norma, a co nie, wsłuchując się w otoczenie: przedszkole, szkoła, podwórko. Słyszy: „Ten jest ładny, ten brzydki”, „Ten mądry, tamten głupi”. Nawet jeśli nie są to słowa kierowane bezpośrednio do niego, to funkcjonuje w świecie pełnym ocen.
A w relacji z rodzicami, czyli z tymi najważniejszymi dla niego osobami, chodzi o rzecz elementarną, wydawałoby się oczywistą i niewymagającą szczególnego wysiłku. Kluczowe jest, by dziecko dostawało komunikaty: „Jesteś w porządku”, „Jesteś taka radosna”, „Jesteś fajny taki, jaki jesteś”. By uczyło się, że może czuć się dobrze ze sobą, a nie tylko spełniać oczekiwania innych. Nasza kultura od początku narzuca jednak porównania i rankingi. Ale gdy mamy stabilne poczucie własnej wartości, zbudowane w relacji z bliskimi, te zewnętrzne oceny nie będą ranić tak głęboko.
Piotr: Chłopcy, którzy doświadczali bezlitosnego oceniania, wyrastają na dorosłych mężczyzn, którzy czują presję na siłowni, na basenie, pod prysznicem. Znasz potoczny podział na showers i growers?
Słyszałem kiedyś polskie określenia: wyprostek i wyskoczek.
Piotr: Ten kolokwialny (podkreślam, że to nie naukowa typologia) podział dotyczy tego, jak zachowuje się penis w stanie wzwodu i poza nim. Showers to takie członki, które wyglądają okazale nawet w stanie spoczynku – za to ani objętość, ani długość prącia nie zmienia się znacząco po erekcji. A growers mają prącia, które w spoczynku wyglądają na małe, ale w erekcji są takiej samej długości jak u tych pierwszych.
Faceci, którzy są growersami, częściej się wstydzą, chowają, odwracają tyłem pod prysznicem, choć z medycznego punktu widzenia nie ma wielkiej różnicy między nimi a ich kolegami, których prącia jedynie sztywnieją w czasie erekcji. Ale zdarza się, że growersi w głowach mają kompleks. Nie tylko z powodu porównywania się z innymi, ale też czasem przez to, co w życiu usłyszeli.
Opowiedz.
Piotr: W moim gabinecie był kiedyś chłopak – przystojny, wysoki, pewny siebie. W wieku 22 lat poszedł do łóżka z dziewczyną. Ona wyśmiała jego prącie. „Takie małe i śmieszne”, powiedziała. I ten jeden komentarz rozwalił mu całe życie seksualne. Przez następne 20 lat nie zbliżył się do żadnej kobiety, mimo że wiele go chciało. Uciekał, bał się znów usłyszeć, że jest „mały i śmieszny”. Nie miał żadnych problemów medycznych, a prącie we wzwodzie zupełnie normalne. Nosił za to ranę, którą zostawiły tamte słowa.
Jednym zdaniem odebrała mu przyjemność – i tym wszystkim kobietom, które mogłyby przyjemność dzielić z tym pacjentem. Tak jakby rzuciła na niego jakąś klątwę.
Robert: Słowa mają moc, ale dopiero wtedy, kiedy wypowiada je znacząca dla nas osoba. Przecież to nie ktoś z ulicy rzucił komentarz: „Masz małego”. Słowa z ust obcej osoby raczej nie zrobiłyby aż takiego spustoszenia. Ale powiedziała to dziewczyna, przed którą ten chłopak się otworzył – nie tylko pokazując swoje nagie ciało, ale też emocjonalnie. Dlatego cios był aż tak silny.
Ciekawe w tym kontekście są wyniki badań opublikowanych w „Men and Masculinities”. Pokazały interesującą różnicę między relacjami heteroseksualnymi a homoseksualnymi. W relacjach heteroseksualnych porównania dotyczące ciała – nawet jeśli się pojawiają – są mniej bezpośrednie.
Co to znaczy?
Robert: Raczej się domyślasz, że dziewczyna widziała wcześniej inne penisy, ale nie wiesz przecież, jakie one były, nie widzisz ich. A w relacjach homoseksualnych partnerzy widzą siebie nawzajem i ocena staje się bezpośrednia, natychmiastowa, a przez to bardziej surowa. Taka „dosłowność” porównania, ale też towarzysząca jej emocjonalna bliskość czyni ocenę dużo bardziej dotkliwą. Szerzej ten specyficzny kontekst kondycji zdrowotnej mężczyzn homoseksualnych został omówiony w książce, którą wspólnie z profesorem Zbigniewem Lwem-Starowiczem i doktorem Remigiuszem Trittem mieliśmy przyjemność współtworzyć.
Dlatego ten pacjent, o którym wspominał Piotr, mógł słyszeć później sto razy od lekarzy: „Wszystko z panem w porządku”, ale wciąż nosił w sobie lęk i wstyd. Bo komentarz, który go zranił, padł w najbardziej newralgicznym momencie.
Piotrze, a jak to wygląda w praktyce w twoim gabinecie? Masz pacjenta, patrzysz i wiesz, że wszystko jest w normie. Mówisz mu to raz, drugi, trzeci, a on i tak się upiera, że coś jest nie tak. Naciska, żebyś coś zoperował, poprawił. Co możesz zrobić, skoro przekonywanie, że wszystko z nim w porządku, nie działa?
Piotr: Kiedy mam do czynienia z pacjentem, który uparcie nie przyjmuje do wiadomości tego, co mam mu do powiedzenia jako specjalista, w końcu mówię wprost: „Wie pan, pewnie odwiedzi pan jeszcze kilku lekarzy. Będzie pan dalej szukał potwierdzenia swoich teorii. I może trafi pan w końcu na kogoś, kto się z panem zgodzi, albo kto na pana żądanie zacznie jakieś leczenie, a nawet podejmie się operacji. Ale w rzeczywistości potrzebuje pan psychoterapii, a nie operacji”.
Komuś, kto zablokował się przez kompleks, a jego lęk związany z prąciem odbiera mu możliwość nawiązywania bliższych relacji, inicjowania seksu, staram się wytłumaczyć, że życie ucieka mu przez palce. „Zamiast żyć, pan codziennie przez 95 procent czasu zamartwia się, dlaczego los pana pokarał takim penisem. A pana kolega z identycznym prąciem w tym czasie bzyka się, z kim chce, i nawet nie wpadnie na pomysł, że coś jest nie tak”.
O, widzę lekkie wejście na ambicje. W końcu nie można być gorszym od kolegi.
Piotr: Takie postawienie sprawy czasem jest w stanie wyprowadzić faceta ze ślepej uliczki. A jeśli widzę chęć dalszego działania, to z takim pacjentem pracuję zawsze według prostego schematu. Zaczynamy od tego, że mówię: „Zajmujemy się prąciem tylko w pięciu sytuacjach: seks, masturbacja, siku, mycie i samobadanie raz w miesiącu. Koniec. Poza tym nie dotykasz, nie oglądasz, nie analizujesz”.
Wystawiasz im receptę z dopiskiem: „Nie myśleć o prąciu przez miesiąc”?
Piotr: Prawie, na zaleceniach z wizyty piszę hasłowo: „Zmniejszenie koncentracji na narządach płciowych”. Przykład z gabinetu. Przychodzi do mnie pacjent i mówi, że ma żylaki na prąciu. Pytam, kiedy to zauważył. Odpowiada, że dwa tygodnie temu. Dopytuję, czy były jakieś choroby, urazy, operacje, nowe leki. Okazuje się, że trzy tygodnie wcześniej przeszedł zapalenie jądra. I to właśnie ten epizod spowodował, że zaczął się uważniej przyglądać swojemu ciału. Zobaczył żyły, które miał całe życie, ale dopiero teraz uznał je za żylaki. Tymczasem to była zupełnie normalna anatomia. Rozwiązanie problemu: zmniejszenie uwagi. Lubię te wizyty, kiedy pacjenci wracają po kilku tygodniach i mówią, że naprawdę się zastosowali do moich zaleceń, i ze szczerym zdziwieniem przyznają: „Pierwszy raz od dawna poczułem się normalnie”. Bo przestają ciągle patrzeć, macać, sprawdzać, czy tu jest kropka, a tu żyłka, a może tu jakaś kreska. Zapominają o penisie i wraca im spokój.
Robert: To bardzo dobra strategia i rzeczywiście może spektakularnie zadziałać. Często tak właśnie wygląda pierwszy etap pracy z lękiem. Wyobraź sobie kogoś, kto boi się jeździć windą – jeśli to paraliżujący lęk, czasem najsensowniej wybrać schody. Unika się w ten sposób konfrontacji, ale dzięki temu poziom napięcia spada. Tak samo jest z pacjentami, o których mówi Piotr. Ograniczenie kontaktu z tym, co budzi niepokój, może im przynieść ulgę.
Mówisz, że to dobre na początek. Czyli jest jakiś kolejny etap?
Robert: Z perspektywy psychologa psychoterapeuty bardziej interesuje mnie to, dlaczego ten lęk w ogóle się pojawił. Bo wielu z tych pacjentów dobrze rozpoznaje, jakie są normy. Chodzą od lekarza do lekarza nie tylko po wiedzę, ale przede wszystkim po ukojenie – żeby zredukować lęk. Potrzebują, żeby ktoś, kogo postrzegają jako autorytet, powiedział im: „Z tobą wszystko w porządku”. I nawet jeśli to działa tylko przez chwilę, przynosi im ulgę, redukuje lęk.
Potrzeba ciągłego porównywania się, sprawdzania, dopytywania często może mieć podłoże w wysokim poziomie neurotyzmu, co z kolei ma swoje zakotwiczenie w przeszłości – dzieciństwie pełnym ocen, może nawet z jakimś doświadczeniem odrzucenia. Wtedy dążenie do tego, żeby być w normie, a najlepiej powyżej jej przeciętnych wartości, okazuje się próbą zabezpieczenia przed odrzuceniem. Chcę się dopasować, żeby nie wypaść z grupy, żeby nie być sam. A jak ktoś silnie doświadczył bycia samemu, wtedy w jego życiu z dużym prawdopodobieństwem pojawi się silny lęk. (…)

O AUTORACH:
Dr Robert Kowalczyk, psycholog i seksuolog kliniczny, słucha ich historii w czasie sesji terapeutycznych i odbierając telefony do studia w czasie SexAudycji w radiu Tok FM.
Dr Piotr Paweł Świniarski, androlog, urolog i lekarz medycyny seksualnej, słucha pacjentów, którzy przychodzą na konsultacje i zabiegi w jego Klinice Andrologii i Zdrowia Seksualnego Men-Vita w Warszawie.
Dawid Krawczyk, dziennikarz, zadaje pytania bohaterom swoich reportaży i opisuje ich historie w mediach.
Zobacz także
Polecamy
„Męski mózg starzeje się szybciej”. Dr Grzegorz Witkowski, neurolog, opowiada o (nie tylko) męskich mózgach
Robert Lewandowski z ważnym apelem do mężczyzn: „Prawdziwa siła to też troska o zdrowie”
Dlaczego pamiętamy niektóre wydarzenia, a zapominamy o innych? Wyjaśnia Charan Ranganath
„Ubiegłej nocy ogarnął was stan stuprocentowej psychozy. Dziś czeka was to samo” – twierdzi dr Matthew Walker. I ma rację. Dlaczego?
się ten artykuł?