Przejdź do treści

Dr n. med. Aleksandra Gąsecka-van der Pol: pacjentom kardiologicznym brakuje pomocy psychologa. Wiele czynników ryzyka zawału serca wynika z innych problemów

Tekst o potrzebie wsparcia psychologicznego w kardiologii. Na zdjęciu: Kobieta w okularach uśmiecha się - HelloZdrowie
Aleksandra Gąsecka-van der Pol / archiwum prywatne
Podoba Ci
się ten artykuł?

Jeden z głównych europejskich autorytetów w dziedzinie terapii przeciwpłytkowych. Lekarka, naukowczyni, rezydentka kardiologii. Jedna ze 100 „Kobiet Roku 2020 Forbes Women”. Mowa o dr n. med. Aleksandrze Gąseckiej-van der Pol, która na co dzień pracuje w I Katedrze i Klinice Kardiologii WUM. Klinicystka w rozmowie z Hello Zdrowie wyjaśnia, czym są badane przez nią leki przeciwpłytkowe i czego jeszcze brakuje w polskiej kardiologii. 

 

Magdalena Bury, Hello Zdrowie: Powiem szczerze – z takim dorobkiem naukowym spodziewałam się kogoś starszego! Ile godzin liczy pani doba?

Dr n. med. Aleksandra Gąsecka-van der Pol, rezydentka kardiologii: To pytanie jest mi relatywnie często zadawane. Jedyną prawidłową odpowiedzią jest: „za mało”. (śmiech) I zawsze chciałoby się zrobić więcej. Połączenie zajęć aktywnego klinicysty (czyli lekarza zajmującego się pacjentami w szpitalu) z pracą naukowca wymaga tego, że człowiek wracając ze szpitala, siada do kolejnej pracy – do analizowania danych, pisania artykułów, do odpowiadania na uwagi recenzentów. W związku z tym doba jest zawsze za krótka, ale z tych godzin, które mam, staram się wydobyć jak najwięcej konstruktywnych chwil i to wszystko połączyć.

W której z tych konstruktywnych chwil dowiedziała się pani o nominacji do rankingu „Kobiety Roku 2020 Forbes Women”?

To była bardzo miła chwila i ciekawa sytuacja. Byłam wtedy na dyżurze na oddziale intensywnej terapii w szpitalu przy ul. Banacha, w którym na co dzień pracuję. Ustalałam strategię leczenia dla nowego pacjenta, sprawdzałam wyniki badań laboratoryjnych, myślałam nad suplementacją elektrolitów, nad dołączeniem leków. I nagle dostałam maila z taką informacją. Przyznam szczerze – byłam w szoku!

Nie mogłam jednak zbyt długo się nad tym zastanawiać, celebrować tego wydarzenia, ponieważ byłam na dyżurze i musiałam zająć się pracą i pacjentami.

Pani wyróżnienie w rankingu Forbesa dotyczyło pracy badawczej o leczeniu przeciwpłytkowym po zawale serca. Na czym ono polega?

Wprowadzenie leku przeciwpłytkowego po zawale serca to absolutnie niezbędna terapia, ponieważ u podłoża zawału serca leży aktywacja płytek krwi. We krwi mamy różne elementy morfotyczne, m.in. leukocyty, krwinki czerwone, płytki krwi. Te ostatnie są najmniejsze i odpowiadają za powstawanie fizjologicznego krzepnięcia krwi (np. wtedy, gdy się skaleczymy) oraz zakrzepów. W momencie, gdy do światła naczynia eksponowane są elementy ściany naczynia, których tam nie powinno być, nasz organizm reaguje aktywacją kaskady krzepnięcia.

Pierwszym efektorem kaskady są płytki krwi. I to jest dokładnie sytuacja zawału serca. U większości podłoża zawałów typowych, związanych z miażdżycą, leży pęknięcie blaszki miażdżycowej. Płytki krwi na tej blaszce zlepiają się ze sobą i zamykają naczynie. W rezultacie mięsień serca jest niedokrwiony, właśnie dlatego pacjenci odczuwają ból. Jeżeli to trwa zbyt długo, ten mięsień obumiera.

W związku z tym bardzo ważne jest, by pacjentów kardiologicznych leczyć natychmiast…

W tej chwili możemy ich leczyć interwencyjnie, czyli wszczepiając stent do miejsca zwężonej tętnicy wieńcowej. Wszczepiony stent jest po prostu kawałkiem metalu, pokrytym lekiem, który ma zapobiegać wrastaniu blaszki miażdżycowej. By stent mógł pełnić swoją funkcję, układ krzepnięcia w jego obrębie nie może być aktywowany. Musimy więc w jakiś sposób zablokować płytki krwi, by nie rozpoznawały tego stentu jako pro-zakrzepowego materiału i by krew spokojnie mogła płynąć w naczyniu.

Podsumowując – płytki krwi są absolutnie kluczowymi elementami w patofizjologii zawałów serca i stąd właśnie leki hamujące płytki krwi są stosowane po zawale serca. To podstawa leczenia naszych pacjentów.

Choroby serca a koronawirus / freepik

Lek przeciwpłytkowy można stosować u każdego po zawale?

W tej chwili dążymy do indywidualizacji leczenia, natomiast na pewno jeden z leków przeciwpłytkowych jest wskazany. Zwykle wprowadzamy u pacjenta podwójną terapię – zazwyczaj jest to aspiryna i drugi lek przeciwpłytkowy. I tutaj, z tej drugiej grupy leków, mamy do wyboru kilka. Były one porównywane ze sobą, mamy też badania dotyczące ich dodatkowych wielopłaszczyznowych właściwości. Właśnie jeden z tych leków – ten, który badałam w swojej pracy doktorskiej – poprawia rokowanie pacjentów, czyli zmniejsza ich śmiertelność. Nie tylko z powodu zawału serca, ale także z innych powodów. To właśnie było zalążkiem naszego pomysłu, że ten lek musi mieć jeszcze inne właściwości, na przykład przeciwzapalne, a nie tylko te hamujące płytki krwi.

Wiemy, że większość leków poprawiających rokowanie, np. statyny obniżające cholesterol, zmniejszają stan zapalny w ścianie naczynia, jakim jest właśnie miażdżyca. W przeprowadzonym przez nas projekcie skupiliśmy się na dodatkowych właściwościach przeciwzapalnych leku przeciwpłytkowego, które mogą nam powiedzieć, dlaczego właśnie tak dobrze wpływa on na rokowania pacjentów. Chcieliśmy też umocnić jego pozycję i dostarczyć dodatkowych dowodów odnośnie mechanizmów działania tego leku. Podając lek pacjentowi, chcemy wiedzieć, jak on działa na wielu płaszczyznach, stąd właśnie pomysł na nasze badanie.

Ja widzę to tak: wybrany przez panią lek stosowany po zawałach serca stał sobie na półce w aptece. Było kilka specyfików z tej grupy, ale pani – ze względu na jego właściwości – wybrała właśnie ten jeden i zaczęła go badać.

Dokładnie tak. Ten lek jest dostępny na receptę, nie jest on nowy, zarejestrowano go już wcześniej. Miał on jednak lepszą skuteczność niż inne z tej grupy. Jak już mówiłam wcześniej – zmniejszał śmiertelność. I teraz pytanie: dlaczego wszystkie leki przeciwpłytkowe działają tak samo, ale jeden z nich jest lepszy niż inne? I właśnie na nie postanowiliśmy wspólnie z zespołem odpowiedzieć.

Katarzyna Gołębiewska:

Przekazała pani swoją pasję do badań nad nowymi biomarkerami innym studentom. Co już wiemy o potencjalnych biomarkerach chorób układu krążenia?

Biomarkery to cząstki uwalniane z naszych komórek do krwi, wskazujące, że w organizmie toczy się jakiś proces patofizjologiczny. W klinice, w naszej codziennej pracy, mamy kilka biomarkerów, które my, lekarze, możemy zlecić pacjentowi, u którego podejrzewamy daną chorobę. To pomaga nam w diagnostyce, ale wciąż nie wystarcza. Brakuje nam biomarkerów progresji chorób. Przykład? Mamy pacjenta z miażdżycą tętnic wieńcową. Może on mieć chorobę wieńcową całe życie, ale nie wiemy, czy i kiedy któraś z blaszek miażdżycowych pęknie i spowoduje ostry zawał serca.

W dziedzinie kardiologii potrzebujemy także markera, który pozwoli nam zdiagnozować, czy pacjent z bólem w klatce piersiowej ma zawał, czy to jest ból spowodowany inną przyczyną. Tych przyczyn jest mnóstwo – mogą być płucne, żołądkowe. Czasami charakterystyka bólu jest podobna. W oparciu tylko o rozmowę z pacjentem, ciężko jest to stwierdzić. Co więcej, pacjent we wczesnej fazie zawału serca może nie mieć jeszcze podwyższonego poziomu badanego biomarkera.

Ile osób w Polsce rocznie ma zawał serca?

Zacznijmy od tego, że choroby sercowo-naczyniowe są na pierwszym miejscu, jeżeli chodzi o przyczynę zgonów. To choroba niedokrwienna serca, inaczej mówiąc – choroba wieńcowa, jest przyczyną zawału. Zawał to zaostrzenie, powikłanie choroby wieńcowej, która przez jakiś czas może być stabilna, dopóki blaszka miażdżycowa nie pęknie. Gdy pęknie, aktywowane płytki krwi tworzą skrzep, który zatyka naczynie zupełnie – wtedy mamy zawał serca.

W Polsce co drugi zgon kardiologiczny powodowany jest właśnie chorobą wieńcową. Dotyczy to powyżej 40 tys. pacjentów w naszym kraju. To istotna liczba. Jeżeli chodzi o śmiertelność spowodowaną zawałem serca, w porównaniu do wcześniejszych lat – znacznie spadła. To wszystko dzięki temu, że możemy szybko leczyć pacjentów, właśnie m.in. przezskórnie, czyli otwierając to zamknięte naczynie, a następnie podając leki przeciwpłytkowe.

Niestety, pandemia COVID-19 spowodowała ponowny wzrost śmiertelności z przyczyn kardiologicznych.

Pandemia COVID-19 spowodowała ponowny wzrost śmiertelności z przyczyn kardiologicznych

dr n. med. Aleksandra Gąsecka-van der Pol

Teraz jeszcze bardziej wszyscy boją się szpitali…

Pacjenci obawiają się, że pobyt w szpitalu może być związany z ryzykiem zakażenia koronawirusem. W związku z tym niechętnie pojawiają się teraz osobiście u lekarzy. Nie można jednak bagatelizować objawów związanych z bólem w klatce piersiowej. Jak często mawiam: czas to mięsień. Oczywiście, zakażenie koronawirusem może przebiegać ciężko, jednak pamiętajmy że nadal to choroby sercowo-naczyniowe są pierwszą przyczyną zgonów.

Obecnie pacjenci coraz częściej dzwonią po pogotowie lub zgłaszają się do szpitala w tak późnym momencie, że nawet otwarcie naczynia niewiele pomaga. Bywa za późno. Mięsień sercowy jest już częściowo obumarły. Paradoksalnie w statystykach widzimy, że zgonów z powodu zawału serca jest w ostatnich miesiącach mniej. Ale to nie jest prawda. My po prostu leczymy mniejszą liczbę pacjentów niż przed pandemią i część pacjentów nie dociera do szpitala na czas.

Od wielu lat piszemy o profilaktyce przeciw zawałom serca. Na wielu kanałach pojawiają się kampanie reklamowe mówiące o tym, co należy robić, by zapobiec chorobom sercowo-naczyniowym. Statystyki jednak są nieubłagane. Co jeszcze możemy zmienić?

To jest pytanie, które sama sobie wielokrotnie zadaje, przyjmując w szpitalu pacjentów z zawałem serca. Wszyscy, niezależnie od wieku czy wykształcenia, raczej znamy przyczyny chorób sercowo-naczyniowych. Ale nadal wciąż za mało jest np. współpracy pomiędzy lekarzami a dietetykami. My, lekarze, zajmujemy się farmakoterapią, leczeniem pacjenta. Nie mamy zbyt wiele czasu na rozmowę o prewencji. I tutaj bardzo pomaga dietetyk.

Wydaje mi się też, że pacjentom brakuje pomocy psychologa. Wiele czynników ryzyka wynika z innych problemów – ktoś nie jest w stanie schudnąć, ktoś nie ma energii do aktywności fizycznej. Tutaj taki zespół interdyscyplinarny (lekarz-dietetyk-psycholog) miałby znaczny wpływ na poprawę świadomości pacjenta. Wiele z nas nie zdaje sobie sprawy, ile sami możemy dla siebie zrobić.

 


Dr n. med. Aleksandra Gąsecka-van der Pol jest autorką kilkudziesięciu artykułów opublikowanych w prestiżowych zagranicznych czasopismach, w tym Circulation Research, laureatką licznych grantów i stypendiów naukowych realizowanych m.in. w Wiedniu, Zurichu i Amsterdamie oraz głównym badaczem w kilku wieloośrodkowych badaniach klinicznych. Została uznana w rankingu Forbes za jedną ze stu wybitnych kobiet roku 2020. Na co dzień pracuje w I Katedrze i Klinice Kardiologii Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego w Warszawie. W chwili obecnej odbywa staż w zakresie kardiologii interwencyjnej w Akademickim Centrum Medycznym w Utrechcie.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy:

i
Treści zawarte w serwisie mają wyłącznie charakter informacyjny i nie stanowią porady lekarskiej. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem.
Podoba Ci
się ten artykuł?