Przejdź do treści

„Leniwe i niepokorne żony są pożądane w dzisiejszych czasach. To one przebiją sufity dla naszych córek” – uważa Małgorzata Gilmajster, psycholożka i mediatorka

„Leniwe i niepokorne żony są pożądane w dzisiejszych czasach. To one przebiją sufity dla naszych córek” - uważa Małgorzata Gilmajster, psycholożka i mediatorka Pexels.com
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

„Lenistwo nie istnieje. Są tylko rzeczy, których nie chcemy lub boimy się robić. Wiele kobiet tkwi w bierności, bo boją się, że wejdą na nową ścieżkę i zostaną na niej same. Wystarczy jeden sojusznik, które powie: idź, dobrze kombinujesz, kobieto. I wtedy okazuje się, że możemy wszystko”. O tym, czym jest lenistwo, skąd się bierze bierność i co ma z tym wspólnego poczucie życia w niewoli, rozmawiamy z Małgorzatą Gilmajster, psycholożką i mediatorką.

 

Ewa Bukowiecka-Janik: Znasz jakąś leniwą babę?

Małgorzata Gilmajster: O rety, nie wiem, moje funkcje poznawcze nie rejestrują takiego zjawiska.

Jak to? Siedzi w domu, nie pracuje, dziecko chodzi do przedszkola, a ona nawet nie ugotuje obiadu. Leniwa baba.

Prowokujesz mnie?

Tak. I dodam, że leniwa baba jest gorsza niż leniwy chłop.

Owszem. Bezczynna kobieta kłuje w oczy bardziej niż nic nierobiący facet. Ale to już wynik lat tresury w patriarchacie. Kobietę, którą opisałaś – która nie pracuje, nie gotuje obiadów i nie spędza całego dnia z dzieckiem, nazywamy leniwą babą dlatego, że gdy same nie ugotujemy obiadu, nawet po całym dniu pracy, karcimy siebie w duchu, mamy wyrzuty sumienia. Myślimy: a ta nie gotuje, choć ma tyle czasu… Mierzymy ją własną miarą i w ogóle nie bierzemy pod uwagę, że taka kobieta może mieć zupełnie inne motywy.

Jakie?

Pierwszy, który przychodzi mi do głowy, jest pozytywny. Tak wybrała. Widocznie ma inne wartości. Może pierwszą kawę pije w domu, drugą z mamą, a potem odwiedza babcię? Bo ceni relacje? Albo żyje tu i teraz. Odprowadza dziecko do przedszkola, a potem, jak ma ochotę, idzie na spacer, nie zerka na zegarek, potrafi się zachwycić tym, co widzi, zatrzymać, robić zdjęcia roślinom. Może potem pójdzie na bazarek, wsiądzie na rower albo się zaczyta w fajnej książce…

To jest nie tylko leniwa, ona jest wariatką.

Osoby, które same od siebie wymagają perfekcji i które muszą zapracować na uznanie we własnych oczach, z pewnością tak pomyślą. Wolność innych wkurza, gdy sami siebie trzymamy na krótkiej smyczy.

Dałabyś radę czytać książkę na kanapie, gdybyś wróciła do domu po odprowadzeniu dzieci i otaczałby cię poranny rozgardiasz?

Tak. Tak zdefiniowałabym nawet słodkie lenistwo, za którym wszyscy tęsknimy. Osobiście nie wierzę w „aktywny wypoczynek”. Dla mnie, jeśli forma wypoczynku wiąże się z realizacją jakiegoś celu, wyrobieniem jakiejś normy, nie jest wypoczynkiem najwyższej jakości. Czyścimy wtedy głowę, czujemy wyrzuty endorfin, to z pewnością pomaga. Jednak wypoczynek prima sort to dla mnie właśnie słodkie lenistwo. Stan, w którym nie robimy nic, albo robimy coś, co nie ma celu, np. spacerujemy bez wyznaczonej trasy, i czujemy się w tym pełni. Nie potrzebujemy nic więcej, poza tu i teraz.

Bezczynna kobieta kłuje w oczy bardziej niż nic nierobiący facet. Ale to już wynik lat tresury w patriarchacie. Kobietę, tóra nie pracuje, nie gotuje obiadów i nie spędza całego dnia z dzieckiem, nazywamy leniwą babą dlatego, że gdy same nie ugotujemy obiadu, nawet po całym dniu pracy, karcimy siebie w duchu. Myślimy: a ta nie gotuje, choć ma tyle czasu...

Wciąż się tego uczę. Ale udało mi się wypracować to, żeby wyjść z domu dla rozrywki czy wypoczynku i zostawić tam za sobą „niezrobione”. Żałuję, że nie potrafiłam tego, gdy moje dziecko było maleńkie. Nie dawałam sobie prawa, żeby wyjść z domu z niemowlakiem, zanim nie zrobię „wszystkiego”. To była niewola.

Myślę, że niejedna mama się z tym mierzy. Masz rację, to jest niewola, którą fundujemy sobie i innym kobietom, przeklejając im łatkę leniwych, bo nie doskakują do absurdalnych standardów ukutych przez dekady patriarchatu.

Niestety wiele kobiet po prostu nie chce wyjść na bezczynną leniwą babę i za wszelką cenę będzie tej łatki unikać. „Lenistwo”, które funkcjonuje w języku, w ogóle nie ma odzwierciedlenia w rzeczywistości. Jest to słowo negatywnie nacechowane. Gdyby rozbić jego definicję na części pierwsze, okazałoby się że jest to etykieta, wynik zniekształcenia poznawczego, bo lenistwo dotyczy oceny osoby, a nie konkretnego zachowania. Wszyscy mamy z tym problem – zamiast oceniać czyjeś decyzje oraz czyny i na tym się zatrzymać, doklejamy łatkę. Wartościujemy człowieka, stawiamy go niżej lub wyżej na drabinie przegrywów i zasłużonych.

Tymczasem lenistwo to nie jest cecha charakteru. To zachowanie, które jest poddaniem się uczuciu i myśli „nie chce mi się”. To przeciwieństwo działania, bierność. Gdy w ten sposób spojrzymy na lenistwo, nagle widzimy, że jego przyczyna może być głęboka i poważna.

Na przykład?

Najprostszy jest taki, że po prostu nie chcemy danej rzeczy w ogóle robić, ale sobie tego nie uświadamiamy. Nie zgadzamy się na to, ale czujemy się zmuszeni. Nie tyle przez męża, mamę, czy społeczeństwo, ale przez siebie. Myślimy w kategoriach: znowu się nie wyrobiłam, ale jestem fatalna. Nie dajemy sobie przyzwolenia na działanie po swojemu, według własnych zasad, we własnym tempie, bo zakładamy, że wyniki takiego działania nas nie zadowolą.

Aspirujemy do „Żon ze Stepford”. A to tak kiepski film…

W tym filmie leniwe żony to były te niepokorne, bardzo pożądane w dzisiejszych czasach.  Życzyłabym sobie i nam, by świadomość siebie i swoich praw to były jedyne powody naszego „nierobienia”. Musimy o to walczyć, nie tylko dla siebie, ale i dla naszych córek.

Wydaje mi się, że póki musimy walczyć, to nic z tego nie będzie. Mam pewne sukcesy w tej dziedzinie i efekty przyszły dopiero, gdy przestałam walczyć. Kiedy przestałam tłumaczyć i wykrzykiwać, że mam prawo zmywać naczynia wtedy, kiedy chcę, a nie wtedy, kiedy się ode mnie tego wymaga. Kiedy zamiast mówić, zaczęłam robić, kłótnie się skończyły.

Bo sama sobie dałaś prawo do tego, by tak działać. Nikt nie może ci niczego narzucić, więc nie ma z czym dyskutować. Ludzie wokół to widzą i przestają się wtrącać, bo czują, że tu nie ma przestrzeni na kwestionowanie.

Od najmłodszych lat słyszymy „na kanapie leży leń, nic nie robi cały dzień”. Tymczasem jako dorośli ludzie marzymy o tym, by się lenić. Ocenianie dzieci to samospełniająca się przepowiednia. Gdy mówimy „jesteś leń, brudas itd.”, to dziecko przestaje zwracać uwagę na swoją motywację (dlaczego np. nie odrabia lekcji), a zaczyna koncentrować się na przykrej łatce. Robi wszystko, by jej nie dostać, nawet miałoby działać wbrew sobie.

Ewa Kasprzyk / Archiwum prywatne

W przypadku szkoły ten mechanizm wspierają jeszcze oceny.

Tak, dokładnie. Programujemy człowieka na myślenie o sobie i innych ludziach w kategoriach zły – dobry. Prowokujemy go, by sam siebie oceniał, a kiedy zaczyna to robić, pojawia się szereg uczuć, które wcale nie dodają energii do działania. Wstyd, poczucie bycia gorszym… To częste przyczyny bierności. Wiele kobiet nawet czuje chęć tak zwanego pójścia do przodu, ale coś je hamuje. Jak pisała Natalia de Barbaro w „Czułej przewodniczce”, najpierw trzeba pójść w głąb, by można było ruszyć z miejsca.

To już jest wielkie wyzwanie. Dlaczego nie wystarczą hasła „just do it”, „trzy dwa jeden start!” i tak dalej?

Na niektórych to działa, ale większość z nas potrzebuje motywacji wewnętrznej i rozumienia samego siebie. A to wymaga odwagi. Częstą przyczyną „lenistwa”, bierności jest po prostu lęk przed konfrontowaniem się z samym sobą. Po co tam wchodzić, skoro to boli. Lepiej uciec, np. w nałogi, zakupy, hedonizm. Albo się zagłuszyć i przebodźcować, o to w dzisiejszych czasach nie jest trudno. Można też udawać zapracowanego, wymyślając sobie obowiązki, a nawet choroby czy inne wymówki. Są osoby, które spędzają w ten sposób życie. Niby coś robią, ale tkwią.

Mam wrażenie, że wiele osób w naszym wieku, czyli współczesnych 30-latków, ma za sobą doświadczenie nienapisanej lub napisanej w bólach pracy magisterskiej. Oczywiście to w dużej mierze zależy od kierunku studiów, niektórym dyplom jest niezbędny do wykonywania zawodu, ale jednak to my jako jedni z pierwszych odkrywaliśmy tę nieszczęsną prawdę, że w Polsce magistrów się produkuje, a dyplom często niewiele zmienia. A przecież wychowano nas w przekonaniu, że nauka to potęgi klucz i „możesz być kim chcesz”. Ja swojej magisterki nie napisałam i wiele lat mi zajęło, żeby zrozumieć, że nie jestem leniwa i głupia. Że to nie tak, że mi się nie chciało. Ja po prostu nie chciałam jej pisać, nie była dla mnie ważna. Miała służyć wyłącznie do udowodnienia mnie samej i światu, że jestem mądra i zasługuję na oklaski.

Poczucie własnej wartości to jest niestety warunek do tego, żeby się nie „odkleić”. Nie wymagać od siebie, ale też od innych niemożliwego.

Tak, ja się odkleiłam. Wtedy napisanie tej pracy wydawało mi się możliwe, choć pisałam ją, studiując zaocznie i pracując w swojej branży na cały etat. Czyli de facto wymagałam sama od siebie, że będę 7 dni w tygodniu po kilkanaście godzin codziennie spędzać przy komputerze albo nad książkami. Z perspektywy work life balance, którego ja bardzo, bardzo potrzebuję, to brzmi absurdalnie.

Z tego samego powodu rodzice zmuszają dzieci, by chodziły na szereg zajęć dodatkowych, zawsze miały odrobione lekcje i porządek w pokoju… Boją się, że wychowają dzieci na pozbawionych ambicji leniuchów. W ich odczuciu dziecięce życie jest tak beztroskie, że wszystko da się zrobić.

Mnie też się tak wydawało. Nie miałam dzieci, nie byłam wolontariuszką w fundacji, nie chodziłam nawet na fitness. I to ma być ciężkie życie? Wstyd. Lenistwo. Finał tej sytuacji jest taki, że dopiero gdy byłam w 8. miesiącu ciąży, dwa lata po absolutorium, powiedziałam: dobra, nie napiszę tego. To była moja porażka: że nie było mnie w decyzji, którą podjęłam i wolałam się oszukiwać latami. Zadręczałam się myślami i nie robiłam nic, żeby ta praca powstała.

Niezła lekcja. Straciłaś masę czasu, zdrowia i spokoju ze strachu, że wyjdziesz na leniwą i głupią babę.

Wystarczy jedna osoba, przy której nie czujemy się oceniani, krytykowani, sprowadzani na ziemię, która szanuje nasze wybory i nam kibicuje. Nie masz męża, który da ci entuzjazm? Idź na krąg, poszukaj terapeutki, cokolwiek. Na świecie osoby, które czują podobnie i mogą cię wesprzeć. Tak działa moc wspólnoty i najważniejsze to nie stracić do siebie zaufania, nie zwątpić w swoje motywy

Tak. I pieniędzy. Bo za każdy miesiąc przedłużania tej iluzji musiałam płacić regularne czesne.

Absurd. Ale ja też mam swoją lekcję. Straciłam w życiu wiele energii i czasu na udowadnianie, że stać mnie na więcej, niż przewidywał mój tata. Mój tata był cudownym i kochanym człowiekiem, jednak gdy byłam dziewczynką, stawiał mnie w opozycji do mojej siostry, która była prymuską. Ja byłam wesołym brykającym dzieckiem i tata zawsze mówił, że Gosia to zostanie na wsi i będzie pasła gąski. Choć nie miał nic złego na myśli, mnie to ubodło. Że jego zdaniem moja siostra będzie dentystką, a ja jestem na tyle leniwa, że nic nie osiągnę.

Wypasanie gąsek na wsi to sielska wizja. Wielu o tym marzy, ucieka z korporacji, by to robić.

No właśnie! I finał jest taki, że to moja siostra ma to sielskie życie od początku, bo została wychowana w duchu „jesteś wystarczająca”. Ona chwyta dzień, zajmuje się dziećmi, nie robi kariery, a ja przeciwnie. Skupiłam się, by zdobyć fakultety i udało się, ale to nie to przynosi mi szczęście. Musiały minąć lata, żebym to dostrzegła. Żebym pozwoliła sobie nie robić aż tyle bez uszczerbku na samoocenie.

Czyli przekaz „jesteś wystarczająca” jest tu kluczowy. Ty słyszałaś, że jesteś poniżej, ja z kolei – że jestem najzdolniejsza i najpiękniejsza. Chcieć to móc, sky is the limit… To była pułapka, bo zderzyłam się ze ścianą. Do pewnego momentu faktycznie wszystko przychodziło mi bez wysiłku. Czerwony pasek co roku, a wystarczyło, że robiłam po łebkach i na ostatnią chwilę. Byłam typowym zdolnym leniem. Ale potem nadeszło liceum, nadeszły studia. Nie byłam ani najzdolniejsza, ani najpiękniejsza. Byłam przeciętna. Moje poczucie tożsamości, samoocena runęły jak domek z kart. Musiałam zacząć się wspinać.

W tym, co powiedziałaś ,jest jeszcze jedna ważna rzecz. Miałaś sukcesy bez wysiłku. Wyrobiłaś w sobie nawyk tego robienia po łebkach, więc teraz, gdy trzeba zmierzyć się z czymś, co wymaga wysiłku, to nie dość, że jest strach, że wyjdziesz na leniwą babę, to jeszcze masz wobec siebie oczekiwania, że trochę się postarasz i wystarczy. Ja nie widzę nic złego w robieniu na ostatnią chwilę i po łebkach, jeśli efekty są zadowalające i z takim stylem działania po prostu dobrze się czujesz. Podobnie jest z fartem. Czasami umniejszamy swoje zasługi, mówiąc: „a, bo miałam szczęście”, „ktoś mi pomógł”, albo „to przypadek”. Nawet jeśli, to nie świadczy o tym, że jesteśmy leniwe. Chodzi o to, by umieć docenić siebie i cieszyć się efektem swojej pracy, nawet gdy nie urobiłyśmy się po łokcie.

Owszem, jednak ostatnio – w opozycji do narracji sukcesu – można zaobserwować postawę: liczy się proces. Liczy się droga, nie efekt. Nawet radzi się tak motywować dzieci, żeby nie oklaskiwać efektu końcowego, tylko docenić starania. Widzę w tym mądrość.

Oczywiście, tylko też nie może być tak, że wychwalamy pod niebiosa wysiłek włożony w daną pracę, bo wychowamy kolejne pokolenie ludzi naznaczonych etosem pracowitości. To jest zmora pokolenia naszych rodziców. Stereotypowa mama millenialsa to kobieta, która nie usiądzie, póki nie skończy, choćby ją bolał kręgosłup i odpadały ręce. Możemy się z tego śmiać, ale to też jest forma pozbawienia człowieka wolności.

Kiedyś pewna terapeutka powiedziała mi, że to może być pracoholizm, takie sprzątanie bez przerwy.

Tak, wszystko, czym zakopujemy nasz psychiczny dyskomfort, co robimy, by poczuć się ze sobą w porządku, może uzależniać.

Poważna sprawa z tym lenistwem. Od czego zacząć drogę do odkrycia swojej realnej motywacji? O co siebie zapytać?

Ja bym zaczęła od: po co? Po co ja to robię? Jeśli dla pieniędzy, to po co mi te pieniądze? Jeśli tkwimy w bierności, zaczęłabym od pytania: co mnie zatrzymuje? Czego się boję?

"Nieleczona prokrastynacja może prowadzić do różnych problemów natury psychicznej, nawet depresji" - mówi psycholożka Iga Jaworska

A jeśli odpowiedź brzmi: nie robię, bo jestem leniwa i fatalna, nie dam rady?

To wróć. Punkt pierwszy: lenistwo nie istnieje. Istnieją za to rzeczy, których nie chcemy robić. Punkt drugi: skąd to przekonanie, że nie dasz rady? Co cię zatrzymuje?

Niestety jest wiele kobiet, które tkwią w bierności, bo nikt nie dmucha w ich żagle i nie chcą się z tym skonfrontować. Boją się, że wejdą na nową ścieżkę i zostaną na niej same, bez wsparcia ukochanych osób. Na przykład: ona chce odejść z pracy i spróbować innej, a mąż ją straszy, że zbankrutują i zaraża ją wątpliwościami. Ona wie, że dopóki tkwi w miejscu i użala się nad sobą, jak to jest kiepsko, on będzie klepał ją po plecach i pocieszał, że tak to już jest…

To, czy mamy wokół siebie życzliwe otoczenie, rezonuje na nasze poczucie sprawstwa bez względu na to, czy mamy deficyty samooceny, czy nie.

Naprawdę? A mówili: chcesz liczyć, licz na siebie.

Nie, to jest bzdura. To uproszczenie, które mówi, że nasze zdanie powinno być dla nas najważniejsze i zamiast szukać sojuszników na zewnątrz, najpierw zawsze trzeba mieć sojusznika w sobie. Żeby działać w zgodzie ze sobą, trzeba sobie ufać. Po prostu. To jest warunek. To jednak nie oznacza, że ludzie, którzy nas otaczają, nie mają na nas wpływu. Można być bardzo pewnym siebie i bardzo czegoś pragnąć, a jednocześnie tracić tyle energii na walkę z niekorzystnymi siłami wokół, że działanie po swojemu staje się niemal niemożliwe.

Ponadto każdy z nas potrzebuje zwykłego potwierdzenia od otoczenia, że jest okej. Nie mówię o oczekiwaniu nagrody, atencji itd. Mam na myśli zwykłą postawę sprzyjającą i entuzjazm. Tego potrzebuje każdy z nas w domu, w pracy i w innych obszarach, w których działamy. Postawa otoczenia ma duży wpływ na to, czy nam się chce.

To mi się nie zgadza z narracją obecnie popularną: wszystko zależy od ciebie, nie przejmuj się tym, co ludzie powiedzą.

To znowu jest uproszczenie. Nie bierzmy sobie do serca dobrych rad czy krytyki wywołanej czyimiś kompleksami, bo nasze życie jest nasze. O tym jest ten slogan. Ale jednocześnie nie oczekujmy od siebie, że będziemy niewzruszeni na opinie najbliższych. Że przyjaciółki, czy mąż będą nam mówić „to, co robisz jest bez sensu, nie poradzisz sobie”, a my wtedy bez mrugnięcia okiem wypniemy klatę i wykrzykniemy „ja wam pokażę!”. Nikt tak nie robi, nie ma takich osób, które w żaden sposób nie przyjmują na siebie postawy otoczenia.

Kobiety, które odkrywają swoje ścieżki i wracają do życia na własnych zasadach, potrafią sobie przekazywać tę energię. To zdaje się jest zadanie kręgów kobiet. Ja tego doświadczyłam na terapii grupowej.

Tak, bo wystarczy, żeby mieć obok kogoś, kto płynie z tym flow. Naprawdę, wystarczy jedna osoba, przy której nie czujemy się oceniani, krytykowani, sprowadzani na ziemię, która szanuje nasze wybory i nam kibicuje. Nie masz męża, który da ci entuzjazm? Idź na krąg, poszukaj terpauetki, cokolwiek. Na pewno są na świecie osoby, które czują podobnie i mogą cię wesprzeć. Tak działa moc wspólnoty i najważniejsze to nie stracić do siebie zaufania, nie zwątpić w swoje motywy. Bo dobrze kombinujesz, kobieto. Dobrze robisz. Jesteś ważna!

Natalia de Barbaro pisała: Nie cykorz, siostro! Bój się i rób.

Otóż to. Jeśli w coś wierzysz, jeśli czegoś potrzebujesz, bierz to i działaj. Strach zawsze będzie, zawsze będą cudze spojrzenia, czyjaś dezaprobata, jakieś negatywne konsekwencje. Jednak ponad tym wszystkim będziemy my, zadbane i wysłuchane przez siebie. Nie znikną też etykiety, ale same możemy je doklejać i możemy nadawać im nowe definicje. Marzę, by leniwa baba była tą, która potrafi odpuszczać, być tu i teraz, bujać w obłokach, jeśli ma taką ochotę, zamiast wiecznie się podporządkowywać. Wszyscy potrzebujemy dziś takiego lenistwa.


Małgorzata Gilmajsterpsycholog, mediator, w trakcie kursu psychoterapii dzieci i młodzieży w nurcie poznawczo-behawioralnym, praktyk metod wspomagających rozwój dzieci z zaburzeniami całościowymi. Ambasador metod: „Kids’ skills”i „Pokażę, że potrafię” z nurtu TSR. Prowadzi terapię psychologiczną dzieci i młodzieży oraz szkolenia i warsztaty, współpracuje z instytucjami oświatowymi.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy: