Przejdź do treści

Anna Kopańczyk: „Osteoporoza, podobnie jak sama menopauza, przez długi czas była tematem tabu”

Anna Kopańczyk - Hello Zdrowie
Anna Kopańczyk /fot. archiwum prywatne
Podoba Ci
się ten artykuł?

Osteoporoza często idzie w parze z menopauzą, ale czy naprawdę musi tak być? „Po 40., 50. jeszcze mamy realny wpływ na zdrowie naszych kości, później może być już zdecydowanie trudniej, a w wielu przypadkach zbyt późno na cofnięcie zmian” – mówi w rozmowie z Jolantą Pawnik Anna Kopańczyk, dietetyczka i influencerka, autorka książki „Menopauza. Instrukcja Obsługi”.

 

Jolanta Pawnik: Dlaczego właśnie w okresie menopauzy dochodzi do tak gwałtownej resorpcji kości? Jak działa ten mechanizm?

Anna Kopańczyk: Zacznijmy od tego, że lepszym określeniem niż „resorpcja kości” jest „kościogubienie”, które bardziej oddaje to, co się faktycznie dzieje w organizmie kobiety. W młodości mamy równowagę między procesami kościotworzenia a kościogubienia, te dwa mechanizmy zachodzą równolegle, wymieniając starą tkankę na nową. Dopóki jesteśmy młode, organizm ma hormonalne wsparcie, które utrzymuje tę równowagę. Kluczową rolę odgrywa tu estrogen, który hamuje utratę masy kostnej.

Już jednak około 35. roku życia, z jednej strony na skutek naturalnego procesu starzenia, a z drugiej w wyniku pierwszych hormonalnych zmian, organizm kobiety zaczyna tracić ten balans. Proces kościogubienia stopniowo zaczyna przeważać nad kościotworzeniem. Kiedy dochodzi do menopauzy, czyli gwałtownego spadku poziomu estrogenów, proces ten przyspiesza w dramatycznym tempie.

To nie jest powolna utrata, to wręcz tąpnięcie. Szacuje się, że w ciągu kilku lat – na rok dwa przed menopauzą i do 2-3 lat po niej – kobieta może stracić nawet do 20 proc. gęstości kości. To bardzo dużo, na dodatek dzieje się to w stosunkowo krótkim czasie.

Czy jesteśmy w stanie jakoś zauważyć, że nasze kości słabną? Może pojawiają się jakieś objawy, takie jak bóle czy osłabienie, które mogą być pierwszym sygnałem, że coś się dzieje z układem kostnym?

To bardzo ważne pytanie, bo większość kobiet nie zdaje sobie sprawy z tego, co dzieje się w ich organizmie. Osteoporoza jest nazywana „cichą złodziejką kości”, bo w ogromnej większości przypadków rozwija się bezobjawowo, czyli nie boli, nie daje wyraźnych sygnałów, które można by skojarzyć z chorobą.

Są jednak pewne sytuacje, które mogą być sygnałem alarmowym. Pierwszy to zauważalna utrata wzrostu. Kilka razy w mojej praktyce spotkałam się z kobietami, które mówiły mi, że się „skurczyły” albo, to już żartobliwie, że „urosły wszerz, a skurczyły się w górę”. To był właśnie pierwszy trop, bo jak się później okazało, u tych kobiet doszło do złamań kręgów kompresyjnych, które były całkowicie bezobjawowe, poza tym, że obniżyły wzrost. W dwóch przypadkach, które pamiętam najlepiej, kobiety miały około 50 lat i dzięki czujności oraz skierowaniu na densytometrię udało się u nich wykryć osteoporozę lub poprzedzającą ją osteopenię i odpowiednio wcześnie wdrożyć leczenie.

Drugim niepokojącym objawem mogą być bóle w okolicach bioder, zwłaszcza niezwiązane z urazem. Kiedy jakaś pacjentka skarży się na nie, rekomenduję zrobienie badań. Naprawdę nie warto czekać do 65. roku życia, aż Narodowy Fundusz Zdrowia zapłaci nam za to badanie. Po 40., 50. jeszcze mamy realny wpływ na zdrowie naszych kości, później może być już zdecydowanie trudniej, a w wielu przypadkach zbyt późno na cofnięcie zmian.

Czy są konkretne zalecenia dietetyczne, które warto wdrożyć po menopauzie, by wspierać stan kości? 

Dieta ma ogromne znaczenie, nie tylko pod kątem dostarczania wapnia. Wbrew powszechnej opinii, niedobór białka potrafi wyrządzić większe szkody w kościach niż sam niedobór wapnia. Dlatego dieta kobiet po menopauzie powinna zawierać odpowiednią ilość białka, najlepiej zróżnicowanego (roślinnego i zwierzęcego). Wapń, ale nie tylko z suplementów, ale też z jedzenia. Magnez, który reguluje metabolizm kostny. Witaminę D3, ale bez przesady. Nie chodzi o jak najwyższe stężenia, tylko o stabilny, optymalny poziom. Kwasy omega-3, w dawce minimum 1-2 gramy dziennie.

Właśnie omega-3 są kluczowe. Ich wpływ na kości potwierdzają liczne badania. Mają silne działanie przeciwzapalne, zmniejszają ilość cytokin prozapalnych, które przyspieszają kościogubienie, a równocześnie stymulują proces kościotworzenia, ale tylko przy odpowiedniej dawce. Te 250-500 mg, które pojawiają się w ogólnych zaleceniach, to dla dojrzałej kobiety za mało, by było skuteczne.

Jak praktycznie osiągnąć taką ilość omega-3 w diecie? 

W polskich warunkach osiągnięcie takiej ilości z samego pożywienia jest praktycznie niemożliwe. Jemy zbyt mało tłustych ryb morskich, które są głównym źródłem EPA i DHA, tych dwóch kluczowych rodzajów kwasów omega-3.

Uważam, że warto przyjmować omega-3 codziennie. Sama podaję suplement swoim rodzicom. Najlepiej wybierać sprawdzone preparaty z wysoką zawartością EPA i DHA. I nie chodzi tylko o kości, omega-3 wspierają także układ krążenia, mózg i ogólną kondycję organizmu.

Dlaczego pani zdaniem temat osteoporozy jest tak marginalizowany, zwłaszcza w kontekście zdrowia kobiet? Statystycznie dotyczy przecież co drugiej kobiety po menopauzie.

To pytanie dotyka bardzo głębokiego i systemowego problemu. Osteoporoza, podobnie jak sama menopauza, przez długi czas była tematem tabu. A nawet jeśli nie tabu, to czymś, co się po prostu zdarza w pewnym wieku i nie budzi emocji. Osteoporoza jest postrzegana jako naturalny element starzenia się, a kobiety po menopauzie – jako grupa, której zdrowie nie jest już tak „opłacalne”, ani z punktu widzenia systemu ochrony zdrowia, ani zainteresowania społecznego.

Zalecenia dotyczące wykonywania badań densytometrycznych po 65. roku życia obowiązują w wielu krajach, nie tylko w Polsce. Ale to za późno. Jeśli kobieta dowiaduje się w wieku 65 lat, że ma osteoporozę, to nie walczymy już o poprawę, tylko o to, żeby się nie pogorszyło. Tymczasem da się temu przeciwdziałać znacznie wcześniej!

W swojej praktyce spotykam kobiety, które po wysłuchaniu wykładu, przeczytaniu posta w mediach społecznościowych czy rozmowie ze mną, robią densytometrię już po 45. roku życia i są często zszokowane wynikiem. Ale ta wiedza pozwala im podjąć działania, które po pewnym czasie przyniosą poprawę.

Nie ma pani wrażenia, że również lekarze w swojej codziennej praktyce często lekceważą objawy osteoporozy? Zbyt często traktują to jako coś naturalnego, bo „przecież pani jest już starsza”.

Zdecydowanie tak. To jest coś, co przeżyłam bardzo osobiście. Moja mama, kobieta po 70-tce, poszła do lekarza z bólem biodra. Lekarka, i to wcale niemłoda, powiedziała jej, że przecież „w tym wieku to normalne, że boli”. Na szczęście mama zrobiła badanie, które wykazało zaawansowaną osteoporozę w jednym biodrze. A porada, którą usłyszała? „Jak pani chce, to może pani brać wapń”.

Tymczasem to nie tylko kwestia bólu. Złamanie osteoporotyczne może zrujnować życie zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Trzy czwarte kobiet po 60. roku życia, które złamią biodro, nigdy nie wraca do pełnej sprawności. Wymagają pomocy innych, nie są samodzielne, często już nigdy nie wrócą do własnego domu. To nie są wyjątki, to jest reguła.

A może problem tkwi głębiej – w tym, jak rozumiemy starość? Czy nie jest tak, że społeczeństwo i nawet system ochrony zdrowia traktuje starzenie się jako coś, co z definicji oznacza cierpienie, ból, utratę sprawności, więc nie ma sensu z tym walczyć?

Tak, dokładnie tak. Często spotykam się z określeniem „normalne starzenie się” i mam z nim duży problem. Bo co to znaczy? Że osteoporoza, zanik mięśni, brak sprawności, ból to coś, co mamy uznać za nieuniknione?

Byłam ostatnio pod ogromnym wrażeniem wyników badań, w których porównywano dwie grupy ludzi starszych: tych z „typowym starzeniem się” i tych, którzy starzeją się zdrowo. Ci drudzy to nie sportowcy ani celebryci z trenerami personalnymi. To zwykli ludzie, którzy ruszają się regularnie, jedzą z głową, są aktywni fizycznie i społecznie. U nich nie ma zespołu metabolicznego, dramatycznego zaniku mięśni, ani ciężkiej osteoporozy. Choć przecież także się starzeją, mają zmarszczki, wolniej się poruszają, to jednak zachowują samodzielność, godność i jakość życia. Jest to dla mnie bardzo inspirujące, bo alternatywą jest 10-20 lat życia w cierpieniu i zależności od innych.

 


Anna Kopańczyk – autorka książki „Menopauza. Instrukcja obsługi”, dietetyczka specjalizująca się w zdrowiu kobiet dojrzałych i menopauzie. Swoją wiedzę przekazuje na Ig dietapo40.menopauza i blogu www.dietapo40.pl.

Podoba Ci się ten artykuł?

i
Treści zawarte w serwisie mają wyłącznie charakter informacyjny i nie stanowią porady lekarskiej. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem.
Podoba Ci
się ten artykuł?